Teraz zmierzam po
Ino i Saki, są mi do tego wszystkiego cholernie potrzebne. Mam
nadzieję, że zgodzą się mi pomóc...
Oczami
Sakury;
Kiedy Naruto wczoraj ode mnie wyszedł od razu padłam
jak długa. Właśnie siedzę na dole i spożywam śniadanie ze swoją
rodzicielką, bo ojciec, jak zwykle już gdzieś się ulotnił. Jest
godzina dziewiąta rano, a ja dłubię łyżką w płatkach z
mlekiem. Moją głowę podpiera lewa dłoń. Nie mam na nic ochoty.
- Sakurcia kochanie, jak będziesz tak jadła, to będę
musiała wyrzucić to jedzenie.
- Hm? - Mruczę, bo nie słyszałam, o czym mówi do
mnie rodzicielka. Widzę jej cudowny uśmiech, na ten widok na moje
usta również wkrada się uśmieszek.
- Przepraszam, nie słyszałam cię mamo. - Wzdycham i
odkładam łyżkę prostując się na krześle.
- Co ci jest dziecinko?
- Nie wiem.
- Coś jednak musi być, mam rację? - Zastanawiam się
głębiej.
- Ostatnio Naruto zachowuje się dziwnie. - Wyznaję.
- Co masz na myśli? - Widzę, że ją zainteresowałam.
- On jest...- Szukam odpowiedniego słowa. - tajemniczy.
Tak, ostatnio jest bardzo tajemniczy.
- Boisz się, że znów się rozstaniecie. - Bardziej
stwierdza niż pyta. Spoglądam na nią.
- Nie wiem, mam różne myśli mamo. - Wzdycham
przeciągle. - Niby nie jest jakiś dziwny w stosunku do mnie,
tylko...no czuję, że ma jakiś sekret.
- Skarbie, jestem stara...
- Nie jesteś. - Przerywam jej. Piorunuje mnie kpiącym
spojrzeniem.
- Jestem stara - powtarza z naciskiem. - ale waszą
miłość czuć w powietrzu. - Mruga do mnie.
- Tak sądzisz?
- On poza tobą świata nie widzi. Zakręciłaś
chłopakiem, oj zakręciłaś. - Moja mama się śmieje.
- Nie przesadzajmy. - Uśmiecham się.
- Traktujesz go poważnie?
- Nawet bardzo. - Mówię bez wahania.
- Nie chciałabyś spróbować z innymi chłopakami? -
Zaskakuje mnie tym pytaniem.
- Nie mamo. Z jednym spróbowałam i nie wyszło. Z
Naruto... łączy mnie coś innego, niesamowitego. Nie potrafię bez
niego żyć. - Stwierdzam. Widzę uśmiech wpełzający na jej twarz.
- To dobrze, że jesteś zdecydowana, wiesz, że... -
Moja mama milknie, bo w domu rozbrzmiewa dźwięk dzwonka, który
ojciec niedawno założył.
- Dalej nie mogę się przyzwyczaić – Uśmiecha się.
- otworzysz drzwi słoneczko?
- Jasne. - Odpowiadam i zsuwam się z krzesełka. Mijam
stół i dochodzę do korytarza. Zmierzam nim prosto i przystaję
przy moim celu. Kładę dłoń na klamkę i otwieram drzwi.
- Cześć piękna. - Pierwsze na co zwracam uwagę to
jego cudowny głos. Kolejną rzeczą są jego magnetyzujące,
błękitne oczy, a jeszcze kolejną jego rozweselona twarzyczka.
Uśmiecham się szeroko.
- Hej skarbie, co tu robisz? - Pytam i wychodzę do
niego, aby rzucić się mu na szyję. Chłopak przyciąga mnie do
siebie jeszcze bliżej i chowa twarz w zagłębieniu mojej szyi. To
takie miłe uczucie mieć go przy sobie.
- Przechodziłem obok i nie mogłem pozwolić sobie na
to, żeby się nie przywitać. - Mówi słodko.
- Co takiego robiłeś hm?
- Dowiesz się w swoim czasie. - Czuję, jak się
uśmiecha.
- Ostatnio jesteś bardzo tajemniczy. - Wypalam nie
myśląc nad słowami. Gromię się w myślach. Po chwili czuję, jak
mój blondynek uśmiecha się jeszcze bardziej.
- Wiem kochanie. Obiecuję ci, że wszystko się
wyjaśni. - Wzdycha. - Nawet dzisiaj.
- Czy ty...?
- Nie, nie zdradziłem cię, nie zdradzam i nie mam
zamiaru zdradzić, jeśli o to ci chodzi. - Odsuwa się ode mnie i
wpatruje w moje oczy. Zbliża się i już po chwili czuję jego
cudowne usta na swoich. Przyciąga mnie jeszcze bliżej siebie.
Teraz, między nami nie prześlizgnęłaby się nawet kartka papieru.
- Nie miałam tego na myśli. Jak mniemam, zaraz musisz
iść? - Krzywi się.
- Yhym. Zobaczymy się przecież dzisiaj. Przyjdę po
ciebie o siódmej, bądź gotowa księżniczko. - Mruga do mnie i
powoli wycofuje się w tył. Moja dłoń swobodnie sunie się w dół
po jego barku, aż po same palce. Na jego twarzy gości zadziorny
uśmieszek.
- Kocham cię. - Te słowa wylatują ze mnie samoistnie.
- Ja ciebie jeszcze bardziej. - Mówi zadziornie i
powoli odwraca się w stronę, w którą ma iść.
- Pamiętaj skarbie. Punkt siódma jestem u ciebie. -
Puszcza do mnie oczko. - Aha i załóż coś zwyczajnego. - Dodaje po
chwili.
- Okey, do zobaczenia kotku. - Mówię i patrzę, jak
się oddala. Opieram głowę o framugę drzwi. Co ten chłopak ze mną
wyrabia? Życie bym za niego oddała.
- Kochanie, przeziębisz się. - Moja mama chichocze,
gdy widzi mnie, jak prawie ląduje na dupie.
- Mamo, mogłabyś uważać, kiedy otwierasz drzwi. -
Mówię głośno, gdy udaje mi się odzyskać równowagę.
- Wybacz, nie spodziewałam się, że na nich wisisz. -
Mruga do mnie. Uśmiecham się i idę w głąb domu. Słyszę, że
sunie się za mną. Podchodzę do kanapy i usadawiam się na niej.
- Możesz powiedzieć mi, dlaczego ostatnio byłaś
jakaś dziwna? - Przypomina mi się pewna sytuacja, dlatego
postanawiam spytać. Moja rodzicielka patrzy na mnie nieobecnym
wzrokiem i siada na fotel.
- O czym ty mówisz?
- Ostatnio, kiedy wychodziłam z Naruto, byłaś...dziwna.
- Ach, o to ci chodzi. - Wzdycha. Widząc moją minę
dodaje. - Nie jest to warte wspomnienia.
- No chyba jednak jest, skoro tak nienaturalnie
patrzyłaś na Naruto. - Prycham.
- Chodziły pewne pogłoski. - Jestem zaniepokojona i
moje serce znacznie przyspiesza. O nie! Jeśli mama dowiedziała się,
że my...że ja i Naruto...
- Jakie pogłoski? - Pytam ze zdenerwowaniem. Ledwo
słowa przechodzą przez moje gardło.
- Takie, które mogły odmienić życie twojego
chłopaka.
- Cholera, mamo powiedz w końcu.
- Podobno ktoś widział jego rodziców. - Moje serce na
chwilę zamiera.
- Ż-że co? Przecież to niemożliwe, co nie mamo? -
Odpowiada mi głucha cisza i nieobecna mina.
- Mamo?
- Możliwe. - Słyszę to jedno słowo odbijające się
echem.
- Czy to prawda?
- Sakura...
- Czy to prawda? - Ponawiam swoje pytanie.
- Możliwe, ale...
- Ale co?
- To nie byliby już oni. - Wzdycha i kręci głową.
- Co masz na myśli? - To byłaby najwspanialsza
wiadomość dla mojego blondynka.
- Podobno ktoś wskrzesił ich Edo Tensei. - Wzdycha.
- To nieetyczne! - Krzyczę.
- Zgadza się, ale ktoś, kto chce mocy...nie przejmuje
się tym. Spójrzmy prawdzie w oczy, to byli silni ludzie, bardzo
silni.
- Jezu Kochany! Co jeśli to naprawdę, najprawdziwsza
prawda?
- Wtedy nie chciałabym znaleźć się na miejscu
Naruto. To byłby ogromny cios, poznać rodziców w takich
okolicznościach. - Wzdycha głośno. - Cholera! Oni nie zasłużyli
na taki los. To byli wspaniali ludzie. - Stwierdza.
- Znałaś ich?
- Jasne! Kto ich nie znał?
- Ale bliżej. O to mi chodziło. - Przewracam oczami.
- Tak skarbie. Kushina, była kochaną osobą, a Minato?
Idealny mąż i głowa wioski. - Uśmiecha się.
- Byliście na Ty? - Pytam wytrzeszczając oczy.
- Tak. Czym się tak dziwisz? Razem z Kushiną i resztą
mam dzieci, z twojej grupy wiekowej, znałyśmy się jak łyse konie!
- Uśmiecha się. - Ach, to były piękne czasy.
- Znałaś mamę Sasuke? - To bardziej stwierdzenie niż
pytanie.
- Tak. Kochanie, w tej wiosce prawie każdy się zna,
więc nie bądź zdziwiona. Szkoda, że tak wspaniałe kobiety
musiały umrzeć. Mikoto trzymała Fugaku w ryzach. To dzięki jej
sugestiom ojciec Sasuke trochę się ogarnął. - Wzdycha ciężko.
- Wszyscy wiemy, że prędzej, czy później przejęliby
władzę w wiosce. - Stwierdzam. - To przez ich nienawiść i
zazdrość.
- Mylisz się kochanie. Gdyby tylko Itachi miał inny
wybór, inne wyjście...Uratowałby sytuację.
- No i co z tego jego innego wyboru? Wymordował klan, a
Sasuke nie chce go znać.
- Nikt nie zna prawdy. Najlepiej zorientowany w sytuacji
jest sam zainteresowany. Tylko czekać czasu, kiedy wróci do wioski.
- Przecież byłby to dla niego koniec. - Dziwię się.
- Wybił jeden z najsilniejszych klanów wioski. Na pewno jeśli
wróci, nie będzie to dla niego dobre.
- Są rzeczy...
- O których nie możesz mówić? - Kończę za nią i
widzę jak skina głową.
- Mamo, ile ja mam lat co? To mój przyjaciel do
cholery.
- Mówisz o Sasuke?
- Nie, o Duchu Świętym. - Prycham.
- Skarbie, to wszystko...nie jest takie proste na jakie
wygląda.
- To mi opowiedz. Chcę znać historię naszej wioski. -
Podkulam nogi pod swoją klatkę piersiową i opieram na kolanach
brodę.
- Itachi nie miał tak naprawdę żadnego wyjścia.
Gdyby działał sam, może i uniknąłby tej masakry.
- Co sugerujesz? Kto maczał w tym swoje paluchy?
- Danzou. Zagroził, że jeżeli nie zrobi tego co ma
zrobić, jego brat trafi na drugi świat.
- Przecież Uchiha to potęga mamo. - Prycham nic nie
rozumiejąc.
- Zgadza się słonko, ale jak widzisz, czasem i potęga
nie wystarcza.
- Gdyby on się tu teraz pojawił...co stałoby się z
bratem Sasuke?
- Prawdopodobnie zostałby uniewinniony. - Mama wzdycha.
- Działał dla dobra wioski, jakby nie patrzeć.
- Mamo żartujesz sobie? Wybił tylu niewinnych ludzi. -
Sprzeciwiam się jej słowom.
- Osobiście nie jestem dumna z niektórych fragmentów
przeszłości Konochy. Nie wiem, czy ktokolwiek jest. Ten chłopiec
Itachi, dźwiga na swoich barkach ogromną odpowiedzialność i
smutek. Nie potrafię sobie wyobrazić co on musi w kółko
przeżywać. - Wyjaśnia.
Powoli układam sobie wszystkie myśli i dochodzę do
wniosku, że mama ma rację. Tylko, czy Sasuke wybaczyłby kompletnie
swojemu bratu? Jestem tego cholernie ciekawa, ale odpowiedź zna
tylko i wyłącznie on. Nie mogę powiedzieć, że nie, ale strasznie
fascynuje mnie historia naszej wioski. Dwa potężne klany na czele,
które nieustannie ze sobą rywalizowały. Dwóch mężczyzn chcących
tego samego, jednak każdy w inny sposób. Senju- wybierający
miłość, zaufanie, rozwiązywanie konfliktów bez przemocy, no i
najważniejsze- wola ognia. Uchiha- zazwyczaj zimni ludzie, dążący
do władzy po trupach, siła to było dla nich jedyne rozwiązanie.
Tak różniący się od siebie, a jednocześnie tacy sami. Absurdalne
stwierdzenie co nie? Mimo tego uważam swoje poglądy za słuszne.
Kurczę, to wszystko przez te pieprzone wojny i chęć władzy.
Świat, mimo swoich zalet potrafi być zimny i okrutny.
- Mamo... - Zagaduję.
- Hm?
- Co sądzisz o...Naruto? - Pytam i mama o mało co nie
krztusi się herbatą.
- Dlaczego pytasz słonko?
- Nie wiem. Może jestem ciekawa twojej opinii na jego
temat. Sama wiesz, że ludzie różnie go oceniali.
- Po pierwsze, nie powinni byli tak go oceniać. Po
drugie i najważniejsze, to bardzo dobry chłopak. Nie dość, że
jest w stanie oddać życie za wioskę to czuwa nad każdym i próbuje
go ochronić za wszelką cenę. Takiego shinobi to tylko ze świecą
szukać. - Mruga do mnie.
- A...jako chłopak? - Nawet nie wiem, kiedy to pytanie
wylatuje z moich ust.
- Pytasz mnie, czy to dobra partia? - Kiwam głową
porozumiewawczo. - Skarbie, byłabyś idiotką, gdybyś sądziła
inaczej. Dlaczego w ogóle zadajesz takie pytania?
- Nie wiem. Coś mnie natchnęło. - Uśmiecham się.
- Rozumiem. Czasem dobrze pogadać z matką hm?
- Szczególnie kiedy ma się z nią dobry kontakt.
- Wiesz, że nie wszyscy tak sądzą?
- To znaczy?
- Nie wszyscy są w stanie uwierzyć, że mamy ze sobą
świetny kontakt. - Wyjaśnia.
- Wcale się nie dziwię mamo. - Śmieję się. -
Rozmawiamy swobodnie w domu, nie okazujemy tego publicznie.
- Fakt. Wybacz skarbie, ale muszę wyjść z domu. -
Uśmiecha się.
Wstaje z krzesełka i podchodzi do zlewu. Obserwuję jej
każdy drobny ruch. Szybko zmywa po sobie ubrudzone naczynie i
wyciera dłonie. Odwraca się w moją stronę i zmierza do wyjścia.
Nim mnie mija klepie moje ramię. Odwracam się za nią i widzę jak
zakłada kurteczkę i opuszcza dom. Wzdycham przeciągle i idę w
ślady mojej mamy, tyle że kieruję się na górę. Jeszcze mam
chwilę czasu do spotkania ze swoim blondynkiem.
Nieznajomy;
- Jesteście pewni, że to tam?! - Pytam chłodno, kiedy
zmierzamy do naszego celu.
- Tak panie! - Słyszę głos jednego z podwładnych.
Mimo tego, jak bardzo nie chcę tego robić, nie mogę tak po prostu
się wycofać.
- Dobrze! Nie będziemy tracić czasu! - Słyszę głos
obok siebie. Spoglądam na kobietę. To nie nasza wina, zostaliśmy
do tego najęci. Wykonujemy tylko rozkazy.
- Gdzie szef?! - Zadaję kolejne pytanie.
- Będzie tam lada dzień, mamy na niego zaczekać. Chce
osobiście zająć się szczeniakiem. - Tłumaczy krótko drugi
idiota, który daje się wykorzystywać.
- Po co my tam tak właściwie idziemy panie? - Słyszę
kolejny głos.
- Żeby odebrać mu moc. - Wzdycham.
- Całą?
- Całą! - Odpowiadam zdenerwowany. Nie cierpię ich
pytań, ogólnie rzecz biorąc są irytujący.
- To nie będzie łatwe. - Szczerzy się koleś obok
mnie.
- Dlatego jesteśmy wam potrzebni nie? - Pytam
zirytowany. To cholernie nienormalne!
- Dobrze powiedziane panie! - Słyszę głos za sobą.
- Na pewno on tam jest? Podobno był gdzieś
indziej. - Ponownie odzywa się kobieta.
- To były tylko puste plotki. - Wyjaśnia pokrótce
inny idiota.
- Spokojnie, coś wymyślimy. - Mówię cicho, tak, żeby
tylko ona to słyszała.
- Mam nadzieję. To niewinni ludzie. Nie lubię tak
działać. - Wzdycha.
- Wiem, ja też, a szczególnie, że to oni...
Oczami
Naruto;
- Jesteś pewna, że jej się spodoba? - Pytam
podekscytowany i jednocześnie zdenerwowany.
- Tak idioto! - Dostaję kuksańca w bark.
- Auć! Mała, cholera! Nie musisz mnie od razu bić. -
Wzdycham ciężko i dostaję buziaka w policzek. Siedzimy właśnie w
parku na ławce.
- Jesteś tego pewien?
- Czego? - Udaję głupka, a ona posyła mi wymowne
spojrzenie.
- Tak mała, jestem pewien. - Uśmiecham się i zostaję
ściśnięty w niedźwiedzim uścisku.
- Jejku, tak się cieszę! - Słyszę jej pisk.
- Bębenki mi popękają. Będziesz płacić za
leczenie. - Uświadamiam ją.
- Oj przestań durniu! - Mówi i odwraca głowę w drugą
stronę. Myślę chwilę.
- Hej...- Mówię i chwytam jej policzek dłonią.
Odwracam głowę dziewczyny w swoją stronę. - Co jest?
- Nic. - Uśmiecha się krzywo.
- Ino?
- Też bym tak chciała. - Wyznaje po chwili.
- To znaczy?
- Mieć takiego chłopaka jak ty. - Spuszcza wzrok i
bawi się swoimi dłońmi.
- Masz takiego chłopaka. - Kręci głową. - Masz Ino.
- Nie Naruto. To nie jest to samo, choć idiotycznie go
kocham. - Wzdycha.
- Każdy może zbłądzić. - Uśmiecham się. Obrzuca
mnie kpiącym uśmieszkiem. - No co?
- Głupi jesteś i za to cię kocham. - Mruga do mnie. -
Może odbiję cię Sakurci hm?
- E e, nie da rady mała. - Uśmiecham się. - Jesteś
śliczna i w ogóle, ale serce nie wybiera wiesz? Moje jest już
zajęte.
- Och, idę się zadźgać i rzucić z tego mostu. -
Dziewczyna wskazuje na mostek przy strumyczku. Śmiejemy się.
- Ej, a tak serio, co jest z wami? - Pytam.
- Nic. Niby mu wybaczyłam, ale...
- Czy Ino Yamanaka ma kompleksy?! - Wybucham nie
dowierzając, a ona zakrywa mi dłonią usta.
- Cicho idioto, bo cię uduszę! - Warczy. - I tak,
jestem zakompleksiona.
- Co ty gadasz kobieto?
- Tak. Jeśli wszystko byłoby ze mną ok, to Sasuke
nawet nie spojrzałby na inną. - Wzdycha.
- Głupia.
- Co?
- Głupia.
- Coś ty powiedział?
- Jesteś głupia. - Powtarzam trzeci raz zirytowany.
- Ty jesteś głupi.
- Może i tak, ale ty sto razy głupsza. Nawet tak o
sobie nie myśl dziewczyno. Jesteś perfekcyjna.
- Kłamiesz.
- Nie skarbie. Czy gdyby tak było, spojrzałbym na
ciebie kiedyś inaczej? - Uśmiecham się.
- Nie wiem. - Śmieje się i troszeczkę rumieni.
- Jesteś cholernie seksowna, a na dodatek mądra. Nigdy
więcej nie myśl sobie, że czegoś ci brakuje, bo tak nie jest.
- Dobra skończ. Nie przynudzaj.
- I weź tu praw komplementy kobiecie. - Wzdycham kręcąc
głową. Słyszę jej chichot.
- Spadamy?
- Nie chce mi się ruszyć.
- Leń. - Stwierdza i wystawia w moją stronę język.
- Mam ci go wyrwać? - Pytam zaczepnie.
- Nie zrobiłbyś tego.
- Chcesz się przekonać.
- Jesteś okropny.
- Wiem.
- Idziemy?
- Mówiłem, że nie chce mi się ruszyć. Daj mi jakąś
motywację.
- Musimy jeszcze trochę popracować. - Dziewczyna
wstaje i podchodzi naprzeciw mnie.
- Jejku, już się zmęczyłem. - Krzywię się.
- To był twój pomysł. Nie mój.
- Wiem.
- Więc teraz się postaraj. Nie sztuka wymyślić,
sztuką jest dokończyć.
- Jezu, mało czasu zostało co? - Uśmiecham się
nerwowo.
- Nom, już niedługo. - Czuję dziwne uczucie w
brzuchu.
- Nie możliwe! Ty się boisz! - Wskazuje na mnie palcem
i stuka mnie w czoło.
- I co w tym dziwnego?
- Nic. To zrozumiałe.
- Pomóż mi wstać. - Mówię. Dziewczyna wyciąga dłoń
w moją stronę. Chwytam ją i powoli podnoszę się z ławki.
- Chodź leniu. - Powoli idziemy w stronę naszego celu.
Ino idzie przede mną, więc korzystam z okazji, przyspieszam kroku i
obejmuję ją od tyłu. Dalej idziemy dziarskim krokiem w przód z
uśmiechami na twarzach.
- Kocham cię leniu.
- Ja ciebie też robaczku. - Uśmiecham się i puszczam
wolno przyjaciółkę.
Oczami
Haruto;
- Boli co? - Pyta siedząca za mną Saki.
- Troszeczkę. - Krzywię się, kiedy przekłada bandaż
po raz kolejny.
- Przepraszam. - Mówi szybko słysząc moje syczenie.
- To nic skarbie. Rób co musisz, ja wytrzymam. -
Uśmiecham się pod nosem. Siedzimy na łóżku w moim pokoju. Saki
zmienia mi opatrunek, bo tamten przesiąknął krwią.
- Jak coś to mów. Zrobimy małą przerwę.
- Co robiłaś z Naruto? - Pytam po chwili ciszy.
- Zazdrosny? - Jej głos jest...wesoły.
- O kuzyna? Zwariowałaś kochanie? - Prycham śmiejąc
się.
- Żartowałam tylko. Pomagałam mu calutki dzień. -
Wzdycha.
- W czym?
- A ty nie wiesz? - Jest zdziwiona.
- O czym miałbym wiedzieć?
- Przygotowuje niespodziankę dla Sakury.
- Tak? To już?
- Chyba się mocno zdecydował. Nie dziwię mu się w
sumie. - Słyszę przerywany bandaż, wiem, że zaczyna już go
wiązać.
- Czyli chce się oświadczyć dzisiaj? - Pytam
uśmiechnięty.
- Na to wygląda. - Wzdycha i czuję jak podnosi się z
materacu. Gwałtownie odwracam się w jej stronę i pociągam za jej
dłoń. W wyniku tego, zdezorientowana Saki leci na mnie. Kiedy tylko
mam okazję przygniatam ją do materaca.
- Czyś ty zgłupiał? - Krzyczy na mnie. Na moich
ustach widnieje uśmieszek.
- Na twoim punkcie.
- Och błagam. Nie wal mi takimi tekstami. - Mruga do
mnie.
- Dlaczego? - Pytam zdziwiony.
- Nie lubię takiego banału.
- Och. - Teraz ja wzdycham. - Czyli banałem dla ciebie
jest wyznanie miłości na różne sposoby?
- Tak, trochę. - Uśmiecha się bezczelnie.
- Jesteś okropna. - Kwituję. - Czy jest w tobie
chociaż odrobinę romantyzmu?
- To zależy skarbie. - Unoszę dłoń i powoli
przeczesuję jej włosy podążając wzrokiem za moimi ruchami.
- Od czego?
- Od sytuacji. - Odpowiada prawie natychmiastowo.
- Saki...
- Hm?
- Co byś zrobiła, gdybym zapytał cię teraz, czy za
mnie wyjdziesz? - Widzę jak jej oczy stają się ogromne. To mnie
bawi. Przecież się jej nie oświadczam, prawda?
- Haruto, czy ty składasz mi właśnie propozycję? -
Pyta lekko wystraszona.
- Może. - Bawię się z nią.
- Nie sądzisz, że to zbyt szybko? - W moim sercu rodzi
się dziwne uczucie, teraz to ja jestem zaniepokojony. Czy ona chce
powiedzieć, że mnie nie kocha?
- Dlaczego? Ja kocham ciebie, a ty mnie. - Urywam na
chwilę, po czym dodaję. - Prawda? - Widzę wahanie w jej oczach. No
chyba sobie kurwa żarty robisz.
- Nie wiem. - Odwraca głowę w bok.
- Saki...Żartujesz sobie ze mnie?
- Ale z ciebie debil! - Krzyczy zanosząc się ze
śmiechu. Zakrywa dłonią usta, a ja naprawdę nie wiem o co jej
chodzi.
- Saki, możesz powiedzieć mi z czego się śmiejesz?
To nie jest wcale zabawne.
- Przecież ja szaleję na twoim punkcie idioto! - Nadal
się ze mnie śmieje. - Gdybyś...gdybyś widział swój wyraz
twarzy... i te oczy! - Wzdycham z ulgą.
- Czyli, że co? - Pytam dla upewnienia.
- Słuchaj. - Uspokaja się. - Powiem to ostatni raz i
więcej ode mnie tego nie usłyszysz. Kocham cię ponad wszystko, mój
debilu. - Uśmiecham się.
- Ja też cię kocham. - Nachylam się i składam całusa
na jej ustach. - To jak?
- Ale co?
- Wyszłabyś za mnie? - Poruszam brwiami i czekam na
jej odpowiedź.
- Może. Nie czas na takie pytania przygłupie!
- A jeśli bym ci się tak oświadczył?
- To byłoby mało romantyczne z twojej strony podług
twojego kuzyna. - Mruga mi.
- Ach tak? To co takiego on przygotował? - Unoszę brew
w górę.
- Romantyczną kolację, nie powiem gdzie. - Wypina mi
język.
- Skarbie.
- O jejku, nie powiem! Później dowiesz się od niego.
W sumie sama nie wiem, ja tylko pomagałam z żarciem i
pierścionkiem. Ino wie więcej. - Wzdycha.
- To wy wybierałyście pierścionek?
- Niezupełnie.
- To znaczy.
- On wybrał, a my zatwierdziłyśmy. Mówię ci, jest
cudny.
- Ma gust chłopak?
- Tak. - Stwierdza zdecydowanie. - Gust to on ma, jak
nikt inny. - Uśmiecha się.
- Co będziemy dziś robić? - Gładzę jej policzek.
- Najpierw musisz ze mnie zejść, żebyśmy mogli coś
robić. - Wzdycha.
- A może wcale nie chcę schodzić? - Uśmiecham się
złowieszczo i kieruje dłoń w dół. Muskam palcami jej ramie i
umieszczam dłoń na klatce piersiowej, gdzie przypadkiem odpinam
guzik od jej koszuli w kratkę. Patrzy na mnie wymownie i widzę, jak
jej klatka piersiowa porusza się coraz szybciej. Drugi z guzików
odpinam umyślnie.
- Przestań Haruto. - Wzdycha cicho patrząc mi w oczy.
- Masz ciekawszy pomysł? - Pytam unosząc brew i
oblizując spierzchnięte usta.
- Tak, pójdziemy do parku. - Stwierdza twardo.
- Żartujesz? W takiej chwili myślisz o parku skarbie?
- Co w tym dziwnego? - Czuję jej dłonie wspinające
się po moich plecach w górę.
- Wszystko. Może tak byśmy...
- Nie Haruto. Nie mam dziś ochoty na te sprawy. -
Wzdycha zirytowana.
- Okey, nie będę naciskał. - Mrugam do niej.
- Jesteś zły. - Bardziej stwierdza niż pyta.
- Nie. - Odpowiadam szczerze.
- Nie kłamiesz?
- Dlaczego miałbym kłamać?
- Nie wiem. Mężczyźni tak mają. - Prycha z
uśmiechem.
- Ale nie ja. Jeśli dziewczyna mówi nie, to znaczy, że
nie. - Nachylam się i składam na jej ustach namiętny pocałunek,
który oddaje z taką samą pasją co ja.
- Idziemy? - Pytam, kiedy się odsuwam. Widzę, jak
skina mi głową, dlatego powoli się podnoszę.
Oczami
Naruto;
No to pora na show! Idę właśnie do mojej dziewczyny,
bo wybiła godzina szczytu. Jestem już tuż tuż i coraz bardziej
się stresuje. Czy moja niespodzianka nie będzie
zbyt...przesłodzona? Mam nadzieję, że nie. Ubrałem się
zwyczajnie, w sumie tak jak zawsze. Czarne spodnie z paskiem i
czerwoną, dopasowaną koszulę, która ma białe elementy. Staję
nareszcie przed drzwiami. Unoszę dłoń w górę i pukam trzy razy.
Prawie natychmiastowo ktoś otwiera drzwi. U ich progu staje nie kto
inny, jak Sakura. Ubrała się w kwiaciastą koszulę i przetarte
jeansy.
- Czyli dostosowałaś się do mojej prośby. -
Uśmiecham się.
- Chyba tak. - Podchodzi do mnie i zarzuca ręce na moją
szyję. Z zadziornym uśmieszkiem wpija się w moje usta.
- To gdzie mnie zabierasz przystojniaku? - Pyta patrząc
mi w oczy, kiedy się odsuwa.
- Niespodzianka. - Uśmiecham się i chwytam ją za
dłoń. Patrzy na nasze ręce splecione razem i na jej usta wkrada
się jeszcze większy uśmiech.
- No idźmy już kochanie, bo nie mogę się doczekać.
- Z zapatrzenia wyrywa mnie jej głos. Dziewczyna zamyka drzwi i
powoli idziemy w kierunku jeziora. Nie wiem, czy to wszystko było
dobrym pomysłem. Posuwamy się w przód w zupełnym milczeniu.
Widocznie nikt z nas nie ma żadnego tematu do rozpoczęcia. Ona się
nie stresuje, ale za to ja, cholernie. Mój żołądek kipi z
przesytu różnych emocji, a moje serce łopocze, jakby miało się
zaraz wyrwać z mojej piersi.
- Kochanie, czemu jesteś zdenerwowany? - Widzę, jak
jej zielone tęczówki obcinają mnie z góry w dół. Przygryzam
nerwowo wargę, dowiaduję się o tym dopiero wtedy, kiedy czuję
metaliczny posmak w ustach.
- Wydaje ci się. - Odpowiadam z chwilowym wahaniem, po
czym odwracam od niej wzrok.
- Daleko jeszcze?
- Nie, to już zaraz. - Uśmiecham się i wychodzimy na
plażę. Obserwuję reakcję dziewczyny, kiedy przed jej oczami
pojawia się kocyk, na którym rozłożone są rzeczy potrzebne do
jedzenia, a na środku znajdują się czerwone róże. Uśmiecham
się, kiedy dziewczyna zakrywa twarz dłonią. Wiem, banał, ale coś
trzeba było zrobić nie? Lepszego pomysłu nie miałem.
- I jak?
- Sam to zrobiłeś?
- Z małą pomocą. - Uśmiecham się.
- Dziewczyny. - Stwierdza.
- Tak, ale koncepcja moja.
- To ci się udało. - Podchodzi do mnie z uśmiechem i
całuje w usta.
- A to za co?
- Co rusz mnie zaskakujesz, Panie Uzumaki.
- Chodź zjemy, bo zaplanowałem coś jeszcze. -
Uśmiecham się i ciągnę ją ze sobą do kocyka. Kiedy nad nim
stoimy rozsiadamy się wygodnie naprzeciw siebie.
-To co przygotowałeś?
- Jestem prawie pewny, że posmakuje.
- Ale skromny.
- No wiesz, przynajmniej dziewczyny mi tak powiedziały.
- Śmieję się.
- No dobra. Spróbujmy tego twojego dania. - Z uśmiechem
na ustach zaczynam nakładać jedzenie na talerze. Kiedy Sakura
wkłada pierwszy kęs do ust i widzę jej zadowolenie słowa nie są
potrzebne. Uśmiecham się i wyciągam z koszyka czerwone wino, po
czym nalewam je do lampek.
- Kucharzem to ty jednak jesteś niezłym.
- Miałem swoje pomocnice. - Wyciągam w jej stronę
nalane wino, a ona bez wahania je chwyta.
- Nie bądź taki skromny Uzumaki.
- Mówię po prostu prawdę. - Mrugam do niej.
- Jak tam przeprowadzka?
- Dziś już spałem w swoim nowym domku. - Uśmiecham
się.
- No proszę i nie zaprosiłeś swojej dziewczyny? -
Patrzy na mnie wymownie.
- Chciałem, ale byłem zbyt wykończony i nawet nie
zauważyłem, jak zasnąłem na kanapie w salonie. - Masuję swój
kark, a ona wodzi wzrokiem za moimi ruchami.
- No cóż, mogę ci wybaczyć, ale ten jeden raz. -
Puszcza mi oczko.
- Och, czy ty próbujesz ze mną flirtować? - Unoszę
brew w górę.
- No coś ty. Ja już nie muszę z tobą flirtować i
tak jesteś cały mój. - Uśmiecha się zwycięsko.
- Jesteś tego pewna?
- Nie tylko ja to zauważyłam skarbie. - Wskazuje na
mnie widelcem.
- Ach tak?
- Jasne. Zajmij się konsumpcją Uzumaki. Ja zaraz
skończę, a ty będziesz jeszcze jadł.
- No przecież! Muszę się pospieszyć, skoro chcę cię
zabrać jeszcze na spacer. - Uśmiecham się i wsadzam nos w talerz.
No nie dosłownie oczywiście.
- Spacer w świetle księżyca, czy zachodzącego
słońca?
- To i to jeśli wolisz. - Uśmiecham się.
- Aleś ty romantyczny skarbie.
- Staram się.
- Toooo, tym się dzisiaj zajmowałeś? Przez cały
dzień?
- Tak, mniej więcej.
- A co to za okazja? - Moje podbrzusze wypełnia dziwne
uczucie.
- Nie mogę zabrać dziewczyny na romantyczną kolację
we dwoje? - Moja brew jest uniesiona tak samo jak kąciki ust.
- Nie no możesz, ale to trochę dziwne. - Wzdycha i
odstawia na bok talerz.
- Szybka jesteś. - Zmieniam temat.
- Nie. To ty się tak ślimaczysz. Gdybyś mniej gadał
zjadłbyś szybciej. - Uśmiecha się i upija kolejny łyk wina.
- Dobra, kończę i możemy iść na spacer, ale dopijmy
wino. - Muszę się jakoś wzmocnić przecież, nie? Bez ceregieli
kończę swoje danie i duszkiem dopijam chłodzący moje gardło
płyn. Dziewczyna przygląda mi się z uśmiechem.
- Aż tak cię suszy? - Pyta dotykając mojego ramienia.
- Nawet nie wiesz jak bardzo kobieto. - Uśmiecham się
i wstaję z kocyka. Wyciągam do niej dłoń, którą chwyta i
pomagam wstać zielonookiej.
- Idziemy? - Pytam i coraz bardziej wszystko we mnie
buzuje.
- Jasne. - Uśmiecha się. Mocniej splatam ze sobą
nasze dłonie i ciągnę ją bliżej jeziora. Oboje zdejmujemy buty i
idziemy brzegiem trzymając się za ręce.
- O co tu chodzi Naruto?
- O nic, już mówiłem. - Moje serce łopocze jak
oszalałe.
- Romantyczna kolacja, romantyczny spacer. Musi o coś
chodzić. - Wzdycha. - Zrobiłeś coś?
- Że niby co?
- No nie wiem, ty mi powiedz. - Patrzy na mnie.
- Nic jeszcze nie zrobiłem. - Odpowiadam zgodnie z
prawdą.
- Jeszcze? - Pyta lekko poddenerwowana.
- Tak, jeszcze. - Wzdycham.
- Wal prosto z mostu skarbie. - Zachęca mnie.
- Mówisz?
- Tak. Jeśli masz mi coś do powiedzenia to zrób to, a
nie dusisz to w sobie. Będzie ci lżej na sercu.
- Ekhm. - Odchrząkuję. - Tak myślisz. - Bardziej
stwierdzam niż pytam.
- Tak, Boże Naruto, wykrztuś to w końcu. - Wzdycha
lekko podirytowana. To nie tak miało wyglądać. Zatrzymuję ją w
miejscu i pociągam, żeby była bliżej mnie.
- Czemu się zatrzymaliśmy? - Pyta zdezorientowana.
- Bo po to, co chcę zrobić musisz stać spokojnie. -
Głęboko wdycham powietrze.
- Straszysz mnie. - Oznajmia.
- Uwierz, nie jesteś bardziej wystraszona ode mnie. -
Nie wierzę, że powiedziałem to na głos.
- Naruto. - Ponagla mnie.
- No dobrze. Pominę te część, w której wyznaję ci
dozgonną miłość i wyjaśniam, jak bardzo ważna dla mnie
jesteś...
- Właśnie to zrobiłeś. - Uśmiecha się przerywając
mi.
- No tak, racja. Ale...nie przerywaj mi. - Wzdycham i
wypuszczam głośno powietrze. - Chcę spytać, czy...Pieprzyć to. -
Mówię zdenerwowany, a ona patrzy na mnie jak na wariata. Chowam
dłoń w kieszeń i powoli wyciągam czarne pudełeczko.
- Wyjdziesz za mnie Sakura? - Otwieram przed nią
pudełko, a ona jest w niemałym szoku. Jej oczy są ogromne, a jej
dłoń znów zakrywa te słodkie usta. Jestem kurewsko zdenerwowany,
a to uczucie coraz bardziej się nasila. Z każdą minutą, sekundą,
milisekundą.
- Naruto. - Wykrztusza po chwili.
- Wyjdziesz za mnie? - Pytam ponownie.
- Zaskoczyłeś mnie. - Odpowiada cicho. - Ja...nie...
- Sakura błagam cię. Odpowiedz, zbłaźniłem się
tak? - Mówię zmarnowany.
- Nie idioto! Tak, wyjdę za ciebie. - Uśmiecha się i
rzuca mi się na szyję. Jestem w siódmym niebie i mogę spokojnie
odetchnąć z ulgą. Muskam wargami jej szyję.
- Już myślałem, że mi odmówisz. - Wzdycham.
- Chory jesteś? - Czuję coś mokrego na swojej szyi.
Odsuwam się kawałek i widzę, że dziewczyna płacze.
- Sakura, dlaczego płaczesz?
- Ze szczęścia kochanie. - Uśmiecha się i wyciera
swoje słodkie oczka. Wyjmuję pierścionek i chwytam jej dłoń, po
czym nakładam na jej palec pierścionek. Unosi dłoń w górę i
ogląda go z każdej strony.
- Jest piękny. - Wzdycha.
- I tak nie oddaje twojego uroku. - Uśmiecham się
szeroko. Znów rzuca mi się na szyję, a ja odwzajemniam uścisk.
- Wiedziały prawda?
- Jasne, że tak. Musiały zatwierdzić, czy ładny
pierścionek wybiorę. - Śmieję się.
- To nie one wybierały?
- Nie, zrobiłem to sam. - Odsuwa się ode mnie
uprzednio całując mnie w policzek. Po chwili za nami słyszymy
odgłos klaskania. Odwracamy się w tym samym czasie. Mój wzrok
krzyżuje się ze spojrzeniem jakiegoś dużego faceta.
- Piękne przedstawienie, ale niestety muszę je
przerwać. - Wzdycha.
- O co chodzi? - Pytam uprzejmie.
- Uzumaki Naruto?
- Tak.
- Przyszedłem po ciebie. - Mówi złowrogo.
- To znaczy?
- Wybaczcie, ale ślubu nie będzie. - Wzdycha
teatralnie.
- Co? Jakiego ślubu? - Słyszę doskonale znajomy głos.
Wiem kto to zanim zdąża zmaterializować się naprzeciw mnie.
- Ty? - Pytam lekko drżącym głosem. Widzę jego
uśmiech i moje serce staje się łopoczącym ptakiem, który pragnie
wyzwolić się z klatki.
- Tak, ja. - Odpowiada. - A teraz moje pytanie. Jaki
ślub?
- Tato, poznaj moją narzeczoną. - Spoglądam
cierpiącym wzrokiem na oniemiałą dziewczynę. Ona również jest w
szoku. - Oto Sakura. - Wzdycham głośno.
- Wiedziałem, że wybierzesz piękną, a do tego mądrą
dziewczynę. - Czy ja siedzę w jakimś kurewskim dramacie do
cholery?!...
*******
Ohayo! Wiatjcie Kochani! Nadchodzą Święta, więc chcemy Wam życzyć Wesołych Świąt spędzonych w gronie rodziny, Wesołego jajka i mokrego lanego Poniedziałku! Jeśli pogoda na to pozwoli, a jeśli jednak nie, to tak symbolicznie trzeba się ochlapać co nie? :D Hmmm, przyszedł czas na rozdział. Jesteśmy bardzo ciekawe Waszej opinii na ten temat. Ciekawe, spodziewaliście się takiego obrotu sytuacji? No nic, czekamy na Wasze komentarze. Mamy cień nadziei, że będzie ich troszkę więcej niż zazwyczaj. No cóż, do następnego robaczki! Pozdrawiamy Patty i Paula!
W koncu Naruto sie oswiadczyl. Zrobilyscie nie maly zamet tym, ze rodzice Naruto wrocili. No ja nie bede sie rozpisywac rozdzial swietny czekam na next ;)
OdpowiedzUsuńNo i zapomnialam Wesolego Jajka :D
OdpowiedzUsuńNapisał bym jakiś super komentarz-ale ostatnio nie umiem ;(
OdpowiedzUsuńCo do notki, oświadczyny były, Rodzice ozywieni, czekam na next'a i weny życzę ;)
wzajemnie dziewczyny :D
UsuńNonono coraz ciekawiej, Naruto się w końcu oświadczył tylko teraz najgorsze przez nim walka z rodzicami. Czekam na next i wesołych świąt dziewczyny :)
OdpowiedzUsuńRozdział niesamowity, wkońcu Naruto się oświadczył, do tego powrót jego rodzicow ciekawie się zapowiada, czekam z niecierpliwoscia na next. No i oczywiście wesołego jajka i mokrego poniedzialku.
OdpowiedzUsuńWitajcie moje drogie długo tu nie zaglądałem i widzę że trochę mnie ominęło, ale szybko nadrobiłem zaległości. Rozdziały po prostu super choć wydaje mi się, że zrobiły się trochę krótsze. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kuraj. :)
Ale super, że Naruto się oświadczył.Opowiadanie niesamowite.Czekam na dalsze rozdziały
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowy rozdział pieczecprzeznaczenia.blog.pl
OdpowiedzUsuńZ ciekawości zadam pytanie jako nowy czytelnik. Jeżeli chodzi o wasze opowiadanie..t oczy macie wszystko już dawno ustalone, rozpisane czy piszecie na spontana? A moze pół na pół?
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc to na początku było rozplanowane od początku do końca, później jednak koncepcja wyszła w ogóle inna ;) Śmiało możemy napisać, że jest pisane tak pół na pół :)
UsuńKiedy pojawi sie nastepny rozdzial?
OdpowiedzUsuńUhh, przepraszamy za taki zastój, ale mamy swoje usprawiedliwienie xd Pod następnym rozdziałem wszystko Wam wytłumaczymy. Zostało nam jeszcze jakieś sześć stron do ukończenia, więc może rozdział pojawi się w Środę, lub we Wtorek? Pozdrawiamy i przepraszamy...
UsuńKiedy next.?
OdpowiedzUsuńświetne super się czytało nie mogę się do czekać next pozdrawiam
OdpowiedzUsuńnohej :) mam pytanko czy One Shot bedzie dokanczany ?
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o poprzedni one shot to jest on skończony :D
Usuń