Cholera jasna, co
ona tu robi? Czego chce? I najważniejsze, co myśli sobie teraz
Sakura? Pewnie wszystko powraca do niej jak bumerang, a mi robi się
naprawdę cholernie gorąco, kiedy widzę bezczelny uśmiech
kobiety...
- Co ty tu do cholery robisz?! - Wybucha Sakura.
- Witaj przystojniaku. - Mówi podchodząc do mnie.
Machinalnie się cofam. Mam skrzywioną minę.
- Co tu robisz szmato?! - Krzyczy zielonooka.
- Nie fajnie, że zostawiłeś mnie wtedy bez żadnego
słowa. - Kobieta puszcza słowa Sakry mimo uszu.
- Możesz mi kurwa powiedzieć czego tu szukasz Hisa? -
W końcu udaje mi się coś powiedzieć. Moja dziewczyna jest
zdziwiona moim tonem głosu. Bezuczuciowy, pełen chłodu, aż sam
się zdziwiłem.
- Ojejku, jaki nerwowy. W sumie wcześniej też dla mnie
taki byłeś, kiedy razem no wiesz...
- Nie możesz po prostu zniknąć z mojego życia? -
Przerywam jej, żeby nie wracała do tych żenujących dla mnie
wspomnień.
- Jestem tu przejazdem, ale cieszę się, że na ciebie
wpadłam. - Mówi i próbuje się przysunąć, ale ja odsuwam się
jeszcze bardziej, ciągnąc za sobą różowo włosą. Hisa zwraca
wzrok na Sakurę.
- Hm....dziwna jesteś. Chłopak cię zdradził, a ty
tak po prostu do niego wróciłaś. - Powoli ta dziwka otwiera stare
rany.
- Po pierwsze, nie zdradził mnie. Po drugie, wszystko
sobie zaplanowałaś, a po trzecie, odpieprz się w końcu. - Mówi
beznamiętnie.
- Jak to cię nie zdradził? A ze mną to co? - Prycha.
- Jakoś z tego co mi wiadomo to nie przeleciał cię w
tych miotłach. - Mówi beznamiętnie i chłodno, aż sam zastanawiam
się, gdzie jest moja Sakurcia? - Jesteś tak beznadziejna, że nawet
nie udało ci się nas rozdzielić.
- Jak to nie? - Pyta zdziwiona.
- Po prostu, chwilowa pauza w naszym związku i nic poza
tym. - Stwierdza z prychnięciem.
- A wiesz co twój chłopaczek wyprawiał w tej
chwilowej pauzie? - Pyta z triumfem.
- Tak i co z tego? Nie byliśmy razem. Miał do tego
pełne prawo. - Jej mina rzednie, a teraz Sakura triumfuje. Wiem, że
nie jest jej łatwo, cholernie jej ciężko. Nie wiem, czy pamiętacie
Hisę. Dziewczynę, która rozpieprzyła nasz związek, na tej
cholernej misji w kraju lodu.
- Powiedz, czego tu szukasz. - Wtrącam się do tej
idiotycznej dyskusji.
- Jeny, powiedziałam, że jestem przejazdem. - Wzdycha
i na jej ustach pojawia się uśmiech. - Ale... to nie znaczy, że
nie możemy się pobawić. Fajnie wtedy było. - Prycham z wyraźną
kpiną.
- Pobawić się?! Ja ci zaraz suko pokażę zabawę. -
Mówi z furią w głosie różowo-włosa. Mocniej chwytam ją za dłoń
dając do zrozumienia, że nie musi się z nią użerać.
- Słuchaj, nie chcę mieć z tobą nic wspólnego,
rozumiesz? - Pytam dosadnie.
- Jakoś wtedy mnie pragnąłeś i to nawet...bardzo. -
Wstrząsa ramionami z perfidnym uśmiechem. Kręcę głową z
dezaprobatą i pocieram czoło.
- Nie chcę cię urazić, ani nic, ale pogódź się z
myślą, że byłaś dla mnie tylko...odskocznią i nic poza tym. -
Wzdycham i widzę, jak jej uśmiech powoli ginie.
- Słyszałaś? - Dopytuje moja dziewczyna.
- Chciałem zapomnieć o Sakurze i nic więcej. - Dodaję
po chwili.
- Mniejsza z tym. Nie wymażesz tego co ze mną robiłeś.
- Prycha i odchodzi bez słowa. Kiedy myślę, że już zniknie,
odwraca się w naszą stronę. - Aha, do zobaczenia! - Krzyczy i
dalej zmierza tylko w sobie znanym kierunku.
Patrzę na milczącą do tej pory Sakurę. Dziewczyna
ciągle wpatruje się naprzeciw siebie.
- Kochanie? - Obrzuca mnie zawistnym spojrzeniem. Czyli
będzie źle.
- Co z nią takiego robiłeś skarbie? - Syczy
wściekła.
- Nic, przecież mówiłem ci, że nic mnie z nią nie
łączyło. - Bronię się.
- Tak? - Pyta jeszcze raz.
- Dlaczego jesteś zazdrosna?
- Nie jestem!
- Jesteś. Mieliśmy nie wracać do przeszłości,
pamiętasz? - Przypominam.
- No wybacz cholera! Jak mam nie wracać skoro ta dziwka
znów się pojawiła? - Wybucha gniewem. No, Sakura nie przebiera w
słowach. Jest cholernie wkurzona.
- Jestem z tobą i nic tego nie zmieni. Jeśli ci się
polepszy to przypomnę, że z nią nie spałem. - Przecieram twarz ze
zmęczenia.
- Nie polepszy, bo musiałam oglądać jej mordę. -
Wzdycha i rusza dalej.
- Skarbie. - Wołam i ruszam szybciej, aby się przy
niej znaleźć.
- Czego?
- Nie bądź dla mnie taka. Przecież nic ci nie
zrobiłem. - Smutnieję, co dziewczyna od razu zauważa.
- Wiem, przepraszam. - Mówi głaszcząc mój policzek.
- Po prostu...Ta jędza wyprowadziła mnie z równowagi.
- Mnie też, ale nie wyżywam się na tobie. - Wzdycham.
- Nie pozwól jej popsuć swojego humorku.
- Chyba już na to za późno. - Odpowiada smętnie.
- Kochanie...- Warczę, ale nie wrednie.
- O Jezu Naruto, to nie moja wina, że ta jędza
wszystko popsuła. - Odpowiada impulsywnie.
- A ja powtarzam, nie daj jej satysfakcji. - Syczę
podkreślając każde słowo.
- Tylko, że...- Dziewczyna urywa pod wpływem mojego
szarpnięcia. Nie czekając na jej oskarżenia i zdenerwowanie,
korzystam z okazji, że jest bardzo blisko i wpijam się w jej usta.
Nie wiem, czy mi się dostanie, czy nie, ale tak naprawdę nic mnie
to nie obchodzi. Czuję, jak na usta Sakury wpełza uśmieszek.
Myślę, że jednak mi się nie dostanie. Powoli przerywam nasz
pocałunek i opieram swoje czoło o jej. Moja twarz przybiera lekki
uśmiech.
- Nie chciałaś się zamknąć. - Wyjaśniam od razu.
- Chciałam tylko powiedzieć, że nie przejmuję się
tą suką. - Wzdycha z uśmiechem.
- Oh. Chciałem troszkę poprawić ci humorek. -
Chichoczę.
- Nie musiałeś pociągnąć mnie za rękę.
- A gdybym poprosił, pocałowałabyś mnie? - Pytam
oczekując odpowiedzi.
- Prawdopodobnie nie. - Odpowiada po chwilowym namyśle.
- To o czym jeszcze rozmawiamy? - Dziewczyna chichocze,
po czym odsuwa się ode mnie. Widzę wesoło skaczące ogniki w jej
cudownych oczkach. Już wiem, że nie jest zła. Wyciągam w jej
stronę dłoń, na którą patrzy ze zwątpieniem. Po chwili jednak
widzę jak chwyta ją z uśmiechem. Splatamy nasze dłonie w jedną.
Powoli zmierzamy tam, gdzie mieliśmy, czyli do szpitala.
- O której kończysz? - Zadaję w końcu pytanie. Nie
pamiętam, czy się umawialiśmy, czy nie.
- Nie wiem, dziś chyba nici z naszego spotkania. -
Wzdycha.
- A co powiesz w Piątek na wspólną kolację? -
Uśmiecham się z nadzieją.
- Bardzo chętnie.
- Jak bardzo?
- Kochanie, nie przeginaj proszę. - Uśmiecha się
sztucznie.
- Oj dobra, co ty taka nerwowa?
- Wcale nie.
- Przecież widzę.
- Odprowadzisz mnie do środka? - Pyta zmieniając
temat. Nie chcę drążyć dalej, bo mogę wydrążyć.
- Jasne, dla mojej księżniczki wszystko. - Uśmiecham
się i muskam wargami jej głowę.
- Jeju, ja to serio mam cudownego chłopaka. - Wzdycha
przeciągle.
- Czy to był sarkazm skarbie?
- No skądże. - Odpowiada zwięźle, patrząc na mnie
przenikliwie.
- Czyli jednak sarkazm. - Mówię smutny. Powoli
wchodzimy do szpitala.
- Nie, to nie był sarkazm. - Stwierdza i dopiero teraz
skłonny jestem jej uwierzyć. Zatrzymuje mnie obok recepcji. Staje
naprzeciw mnie i zarzuca ręce na moje barki zaplatając je z tyłu.
Uśmiecha się kokieteryjnie, odwzajemniam ten uśmiech.
- Co jest? - Pytam.
- Nic. Kocham cię strasznie mocno wiesz? - Jestem w
ciężkim szoku.
- A ja ciebie skarbie. Bardzo. - Mówię i pstrykam ją
w jej zgrabny nosek. Dziewczyna chichocze, w sumie tak samo jak ja.
- Jejku, nie chcę iść. - Wzdycha.
- Ja nie chcę, żebyś szła. - Przyznaję cicho.
- No to mamy problem. - Szepcze mi przy uchu. Dopiero
teraz orientuję się, jak blisko mnie stoi. Moje ciało przebiega
dziwny wstrząs.
- Yhym. - Tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić.
- Niestety muszę iść. - Czuję jej oddech na mojej
szyi i powoli tracę nad sobą panowanie.
- Sakura, daj w końcu buziaka, bo sam sobie go wezmę.
- Mówię pobudzony jej bliskością.
- Oh, ktoś tu nie wytrzymuje presji. - Ponownie czuję
jej oddech na mojej skórze. To pali. Cholernie.
- Zaraz ty nie wytrzymasz. - Uśmiecham się i z
zaskoczenia wpijam się w te słodkie usta. Znowu się uśmiecha.
Znowu zrobiłem coś, na co oczekiwała. Znowu zdaje mi się, że ją
zadowoliłem. Znowu dałem się podpuścić. Dlaczego? - spytacie.
Otóż, dlatego, że za jej plecami dostrzegam pękającą z
zazdrości Hanę. Łączę fakty i dostrzegam tylko jeden wspólny
cel. Chciała udowodnić jej kto jest górą. Powinienem czuć się
teraz wykorzystany, ale nic takiego do mnie nie dociera. Robię to co
każda para. Oddaję się w pełni pocałunkowi z moją ukochaną
Sakurcią.
- Wiem, czemu to robisz. - Uśmiecham się i mówię
podczas pocałunku.
- Oh, doprawdy? - Pyta niewinnie.
- Udało ci się. - Rzucam krótko.
- I dobrze. - Odpowiada pewnie. Oddaję jej ostatnie
pocałunki i niechętnie odsuwam się od niej, a raczej ona ode mnie.
Widzę jej kokieteryjny uśmieszek. Powolutku dziewczyna zmierza w
tył przesuwając swoją dłonią po moim barku aż po dłoń. Na
koniec nasze palce muskają się delikatnie i przerywamy w ten sposób
nasz kontakt fizyczny.
- Przyjdę po ciebie. - Wołam za nią.
- Na nic innego nie liczę. - Słyszę tylko jej
szczęśliwy głos, bo niestety nie widzę już swojej dziewczyny.
Odwracam się z szerokim uśmiechem i powolutku toczę się do
wyjścia.
- Hej! - Słyszę nagle. Odwracam się i widzę
zdziwioną Hanę.
- No cześć. - Mówię obojętnie.
- Wołam cię i wołam i nie słyszysz. - Uśmiecha się
uwodzicielsko. Nie na mnie te jej numerki.
- Ah, wybacz. Zamyśliłem się. - Podchodzę bliżej. -
Chcesz coś konkretnego? - Pytam zwyczajnie.
- Nie, chciałam spytać co u ciebie. Dawno cię tu nie
widziałam. - Wzdycha.
- Niedawno wróciłem z misji. - Odpowiadam zwięźle.
- Czyli to już coś poważnego? - Szybko zmienia temat.
Nie nadążam za tą dziewczyną.
- Co masz na myśli? - Pytam.
- No ty i ta jędza. - Prycha.
- Zawsze było poważne. - Odpowiadam zgodnie z prawdą.
- No i nie nazywaj jej tak w mojej obecności okey? - Uprzedzam
jeszcze miło. Nie popsuje mi humoru, chyba nikt nie może tego
zrobić.
- Nie denerwuj się tak. - Mówi próbując rozluźnić
atmosferę, tylko po co? Tu nie ma niczego do rozluźniania.
- Nie denerwuję, po prostu nie lubię, jak mówi się w
ten sposób o ludziach, a w szczególności o mojej dziewczynie. Ah,
no i pytanie do ciebie. Pozbyłaś się już plotek, które sama
natworzyłaś?
- O czym ty mówisz? - Pyta zdziwiona.
- No o tych, gdzie rzekomo Saki chodzi z Haruto, a ja
jestem jej kochankiem. - Mówię pokazując w powietrzu
cudzysłów.
- Dawno i nie prawda. - Prycha.
- Wybacz, ale muszę już iść. Jestem umówiony. -
Kłamię.
- No spoko. Jak mus to mus. Pamiętaj, że możesz do
mnie przyjść. - Puszcza mi oczko. Zostawiam to bez komentarza i idę
sobie dalej. Wychodzę ze szpitala i moimi włosami od razu bawi się
lekki wiaterek. Wdycham czyste powietrze, nareszcie jestem wolny.
- Wolny od czego, młody? -
Słyszę ten dziwnie znajomy głos. Dlaczego dziwnie? Bo nie jest
przepełniony gniewem, już nie. Uśmiecham się i siadam na pierwszą
lepszą ławeczkę. Po chwili pojawiam się przed moim towarzyszem.
- Nie wiem Kyuu. Po prostu. - Mówię z uśmiechem.
- Nie jesteś jeszcze w pełni
wolny. Pamiętaj o tym Naruto. - Przypomina lis. Myślę
chwilę, co by mu tu odpowiedzieć.
- Wiesz? Doskonale o tym pamiętam Kurama. - Widzę jak
lekko wzdryga się na to imię. - Ale wiem też, że nie jestem sam.
- Uśmiecham się.
- Masz rację, masz jeszcze
silnych kolegów. - Wzdycha.
- Nie Kyuu, miałem na myśli ciebie. - Na jego usta
wkrada się uśmiech.
- Tak, moją pomoc też otrzymasz.
Teraz tworzymy zespół. - Tym razem to ja się uśmiecham.
- Tak Kyuu. Mam nadzieję, że w chwili kryzysu i tak
sobie z tym poradzimy. - Wzdycham.
- Masz na myśli Akinoriego? -
Pyta spostrzegawczy.
- Tak. Nie wiem co się wydarzy, a już tym bardziej nie
jestem na to w żaden sposób przygotowany.
- Zdecydowanie osłabiliśmy jego
pieczęć młody. - Mówi rzeczowo.
- Tak, tylko, że nie jest zdjęta całkowicie. -
Odpowiadam.
- Kto wie, może się uda? -
Jest nastawiony bardzo optymistycznie.
- Masz rację, też muszę być dobrej myśli. -
Przyznaję przed samym sobą.
- Wołają cię. - Mówi
lekko podirytowany.
- Hę? Nawet nie zauważyłem. - Śmieję się głupio.
- Do zobaczenia Kyuu. - Dodaję i znikam tak szybko jak się
pojawiłem.
- Naruto! - Woła kruczowłosy.
- Jestem, jestem. - Odpowiadam z uśmieszkiem.
- Wołam cię i wołam. Myślałem, że coś się stało.
- Mówi pod nosem.
- Co tu robisz? - Wypalam szybko.
- Odprowadzałem Ino, a ty?
- Pogodziliście się? - Ignoruję jego pytanie.
- Można tak powiedzieć. - Odpowiada i ciężko siada
na ławkę.
- To znaczy? - Przeciera twarz dłońmi, obserwuję go.
- No niby tak, ale wiem, że ciągle jest zła i
zraniona. - Wzdycha ciężko.
- Słuchaj stary. Takich rzeczy szybko nie idzie
zapomnieć. - Mówię. - Na pewno myśli, że poszedłeś do innej,
bo jej czegoś brakuje. - Stwierdzam rzeczowo.
- Ale tak cholera nie jest! - Wybucha, ale zaraz się
uspokaja. - Ino ma wszystko na swoim miejscu.
- Ja to wiem, ty to wiesz, ale ona tego nie wie. -
Uprzedzam go. - Kiedy zrobiłeś to co zrobiłeś, straciła tę
pewność. - Wzdycham przeciągle.
- Skąd ty to niby wszystko wiesz co? - Pyta ironicznie.
- Gdybyś został potraktowany tak jak ona, nie czułbyś
się tak jak powiedziałem? Ja odpowiem, że zdecydowane, cholerne
tak. - Uśmiecham się.
- Co mam zrobić? - Dłonią przeciera swoje włosy.
- Powiedz jej. Powiedz, że nic jej nie brakuje i ma
wszystko co powinna mieć wspaniała dziewczyna. - Wzdycham i zwracam
wzrok przed siebie. Kiedy ja zrobiłem się taki aż zanadto
psychologiczny? Może trochę romantyczny? Zaczyna mnie to męczyć.
- Widać, że dużo przeszedłeś z Sakurą. - Milczenie
nagle przerywa kruczowłosy.
- Troszeczkę. - Odpowiadam. - Ale dużo wiem z książek.
- Dodaje śmiejąc się. Sasuke patrzy na mnie z niedowierzaniem.
- Jesteś nienormalny.
- Wiem to, ale nie oceniaj, bo z książek można się
dużo dowiedzieć.
- Tak? Kiedy ty je czytałeś młotku co? - Prześmiewa
się.
- W czasie treningu. Kiedy mi się nudziło podkradałem
książki Jirayi, bo jeszcze wtedy myślałem, jakby tu zwrócić na
siebie uwagę Sakurki. - Widząc jego minę dodaję. - Wiesz, to było
na samym początku, nie jestem tak popierdzielony jak on. - Śmieję
się.
- Nie powiedziałbym. - Patrzy na mnie krzywo.
- Dzięki wiesz? Nie ma to jak opinia przyjaciela. -
Przewracam oczami.
- Kto powiedział, że nimi jesteśmy? - Pyta ze
śmiertelną powagą.
- To wiadomo już od dziecka. Z góry przesądzone,
wybacz. - Odpowiadam równie poważnie jak on. Słyszę jego śmiech,
odwracam głowę w jego stronę.
- Ty naprawdę jesteś nienormalny.
- Tak, można tak powiedzieć.
- Wybacz, ale nie będę siedział z takim młotkiem. -
Mówi z udawaną wyższością.
- A ja z takim snobem.
- Nie, a tak serio to muszę iść. - Wzdycha.
- To leć. Spotkamy się później. - Uśmiecham się.
- Narka. - Podnosi się i wyciąga dłoń w moim
kierunku. Chwytam ją bez wahania.
- Do zobaczenia. - Mówię, kiedy odchodzi. Widzę jak
powoli znika mi z oczu. Chyba kolej też na mnie. W sumie długo tu
posiedziałem. Powoli podnoszę się na równe nogi. Czuję, że
muszę złapać się czegoś, bo okropnie kręci mi się w głowie.
Jako podpórkę wykorzystuję oparcie ławki. Zamykam oczy i czekam
aż znikną mroczki przed moimi oczami. Otwieram je powolutku i na
szczęście widzę tylko ławkę i zieleń znajdującą się tuż za
nią. Co to było? Nic sobie z tego nie robiąc staję obok i
zaczynam iść. Może przejdę się do tego kamienia? Czemu nie. Sunę
się do wyznaczonego celu. Oczywiście po drodze jak zawsze mijam
dużo ludzi. Nie sposób ich policzyć. Zawsze cieszyło mnie to, że
Konoha to takie spokojne miejsce. Idealne do założenia rodziny. No
właśnie – rodzina. Czy chcę ją mieć? Cholernie. A czy się
boję? Tak. Dlaczego? Po prostu nie wiem, czy sprostam oczekiwaniom.
Nie wiem, czy będę dobrym mężem, a później, czy nawet będę
nadawał się na ojca? Przecież nie zaznałem, ani nie oswoiłem się
z tym typem miłości. Tak naprawdę to nie wiem nic o byciu
rodzicem, ani mężem. Nie widziałem relacji swoich rodziców, nie
wiem w jakim kierunku powinny się toczyć. Ne mam żadnego wzorca.
Sam muszę odkryć jak to będzie wcielić się w te nowe role. Wiem
jedno. Na pewno postaram się być dobrym mężem, a później w
przyszłości ojcem. Nie mogę zawieść. Przede mną jednak
najtrudniejsze zadanie, muszę się jej oświadczyć. Pragnę stać
się dla niej mężem, który zawsze będzie przy niej. Tym razem nie
mogę wszystkiego spieprzyć. Drugiej szansy nie dostanę, tak myślę.
Skręcam w prawo i już kilka metrów dzieli mnie od mojego celu.
Znajduję się na polnej dróżce, którą w miarę szybko pokonuję.
Już w oddali widzę piękny kamień, a przed nim...jakąś osobę.
Cieszę się, bo domyślam się kim jest ta osoba. Podchodzę bliżej
i kiedy dzieli mnie dosłownie dziesięć metrów zagaduję.
- Ohayo Kakashi-sensei. - Uśmiecham się, kiedy
mężczyzna odwraca głowę w moją stronę. Przez jego maskę
próbuje przecisnąć się cień uśmiechu.
- Naruto. Dawno cię nie widziałem. - Odpowiada i
odwraca wzrok na kamień. Staję obok niego.
- Mogę powiedzieć to samo sensei. - Wzdycham ciężko.
Brakuje mi jego obecności. Brakuje mi misji z udziałem naszej całej
drużyny siódmej.
- Powiedz mi. Co stało się z naszą współpracą co?
- Zadaje przygniatające mnie pytanie. Te czasy niestety już minęły.
Kakashi to nasz były sensei, za którym cholernie tęsknimy. Mijamy
się w biegu, widzimy się, ale to nie zmieni faktu, że to boli.
Boli to, jak szybko dorastamy tracąc cząstkę swojego życia.
- Nie wiem. To nie zmienia faktu, że jesteś naszym
ulubionym sensei. Mimo wszystko cię kochamy Kakashi-sensei. To ty
pokazałeś nam, czym jest prawdziwa praca zespołowa. - Uśmiecham
się, choć chce mi się płakać. Teraz jesteśmy na tym samym
poziomie. Cała nasza czwórka, ta sama ranga, jeden silniejszy od
drugiego, ale prawie ten sam poziom.
- Szkoda, że nie można być kapitanem drużyny przez
całe życie. - Śmieje się.
- Ale ty jesteś naszym kapitanem, nie zapominaj o tym.
- Uśmiecham się pokrzepiająco.
- Niedługo dostaniecie swoje drużyny. - Wzdycha.
- Słyszałem, że tobie już szykują następną. -
Cieszę się, ale smutnieje. Kiedyś to my tworzyliśmy zgrany
zespół. Ja, Sakura, Sasuke i Kakashi-sensei. Kiedyś to była nasza
czwórka. Tylko my i nikt więcej.
- Tak, ale to nie będzie to samo. Do was mam ogromny
sentyment. - Śmieje się, a ja zaraz za nim.
- No tak. Spędziliśmy razem fajnie czas.
- Nie zawsze zostaje się kapitanem tak bliskich swojemu
sercu osób. - Wzdycha ciężko.
- Masz na myśli mojego ojca, twojego przyjaciela Obito
i tą dziewczynę Rin? - Pytam, choć znam odpowiedź.
- Tak. Sasuke jest Uchiha, ty jesteś synem mojego
mistrza, a Sakura jest podobieństwem Rin. Nie zawsze spotyka się
identyczne osoby do tych, które kiedyś się znało. - Mówi i
cichnie. Ja w sumie też.
- To nie znaczy, że nie możemy chodzić razem na misje
sensei. - Uśmiecham się.
- Tak, ale nie będzie to tylko nasz zespół Naruto, to
nie będzie to samo. - Tłumaczy i spogląda na mnie.
- Czyli mam rozumieć, że będziesz miał nas już
gdzieś? - Pytam z udawaną złością.
- No coś ty. Zawsze będziecie moją ukochaną drużyną.
- Mówi i śmieje się.
- To nie będziesz nam pomagał w technikach? - Pytam, a
on patrzy na mnie wielkimi oczyma, a raczej okiem.
- Teraz to ja mogę uczyć się od was, a nie wy ode
mnie. Nie potrzebujecie mojej pomocy. - Mówi.
- Oj zdziwiłbyś się Kakashi-sensei. Mimo, że mamy
własne techniki, które są na wysokim poziomie to dalej w
niektórych sprawach potrzebujemy twojej pomocy. - Prycham.
- Po naszej ostatniej walce stwierdzam, że nie wiem do
czego jestem wam jeszcze potrzebny.
- Jestem ciekaw, czy ta kolejna drużyna przejdzie twój
test. - Chichoczę zmieniając temat.
- Byliście jako jedyni, którym to się udało. -
Stwierdza.
- Nam miało się nie udać? To było z góry
przesądzone. Miałeś zająć się tymi nieznośnymi dzieciakami. -
Śmiejemy się.
- Takie nieznośne to one nie były z perspektywy czasu
patrząc. - Stwierdza.
- No proszę cię sensei! Dwóch chłopaków, którzy
byli gotowi się zabić i dziewczyna, która nie mogła ich pogodzić,
a na dodatek pchała się w różne kłopoty. - Prycham ironicznie.
- Chcieliście być tylko silniejsi. Rywalizowaliście,
to nie było nic złego. A Sakura? Dzięki temu wzięła się w końcu
w garść. - Uśmiecha się.
- Mimo wszystko, ciężko było nas ogarnąć.
- Nie zapominaj, że nie zawsze było źle. - Uśmiecham
się słysząc jego słowa. Ma rację, nie zawsze tak było.
Potrafiliśmy współpracować mimo wszystko.
- Tak, masz rację sensei.
- Mam nadzieję, że kolejna drużyna również będzie
rozgarnięta i przejdzie test. - Chichoczę.
- Jeśli nie będą myśleli o sobie, a o dobru wioski
to przejdą śpiewająco. - Stwierdzam.
- Mam taką nadzieję, bo zaczyna mi się nudzić. -
Widzę jak jego usta wykrzywiają się w uśmiechu. Mimo wszystko
nigdy nie widzieliśmy go bez maski
- A książki? - Pytam unosząc jedną brew w górę.
- Przeczytałem wszystkie.
- No nieźle.
- Wybacz, ale muszę już uciekać. Mam nadzieję, że
niedługo może nam coś przydzielą. Wiesz, jakąś wspólną misję.
- Uśmiecham się.
- Tak, też na to liczę. Tworzyliśmy zgrany zespół.
- Wzdycham ciężko.
- Nadal tworzymy, tylko mamy chwilową pauzę. - Mruga
do mnie i znika w białym dymie.
Ma rację. To nie znaczy, że kiedy będzie miał nową
drużynę, to nie będziemy zespołem. Tak było, jest i zostanie na
zawsze mimo upływu czasu. Niedługo sami będziemy mogli sprawdzić
się w tej roli. Podobno niedługo mają nam coś przydzielić, tak
samo jak Kakashiemu-sensei. Odchodzę kawałek w tył i powoli
zmierzam na pole treningowe numer siedem. To blisko. Bardzo blisko.
Przechodzę kilkadziesiąt metrów i jestem na miejscu. Podchodzę do
miejsca, gdzie zostałem przywiązany i wszystkie wspomnienia wracają
jak bumerang. To zdecydowanie były najlepsze czasy. Bezproblemowe
czasy. Wtedy liczyły się dla nas tylko misje, siła i dla
niektórych zdobycie swojej upragnionej miłości.
- Oh, wiedziałem, że tu cię znajdę. - Moje serce
chwilowo zamiera. Powoli odwracam się w tył, wiem co tam zastanę,
dlatego trochę się uspokajam. Widzę jego parszywy uśmiech. Na
szczęście ogarnia mnie niewytłumaczalny spokój. Czuję jak zalewa
moją duszę.
- Czego chcesz? - Pytam od niechcenia.
- Pamiętasz może, jak mówiłem, że niedługo po
ciebie przyjdę? Właśnie nadszedł ten moment.
- Pierdol się Akinori. Nigdzie z tobą nie pójdę. -
Odpowiadam niemiło.
- Oho ho! Jaki złośliwy. Tylko wiesz, nie masz wyboru
Naruto. - Swierdza.
- Tak? Skąd takie założenie? - Pytam.
- Zapomniałeś? Masz na sobie moją pieczęć. - Mówi
pewny siebie.
- Ah, to gówno. - Wskazuję na swój bark. Widzę jak
kiwa głową.
- Nie jestem co do tego pewny. - Wzdycham głośno.
Widzę jak uśmiecha się złośliwie.
- Słuchaj mnie teraz uważnie. Nie masz wyboru.
Przyszedłem, bo teraz cię potrzebuję. Dostałem zlecenie. -
Uśmiecha się złowieszczo, widzę tą chęć mordu w jego oczach. -
Musimy zabić...Haruto. - Moje serce przyśpiesza, czuję, że chce
wylecieć na zewnątrz. Słyszę jego rozkaz. Czuję go w żyłach,
głowie, sercu i duszy. Nie wiem, czy ktokolwiek jest w stanie mi
pomóc.
- Co?! - Krzyczę wściekły.
- Tak, nie ukrywam, że dla mnie to lepiej, bo będę
mógł odzyskać Saki. Nadarzyła się okazja to ją wykorzystamy. -
Stwierdza.
- Kto chce go zabić?
- Pewien ważny człowiek. Chce odebrać jego chakrę, w
sumie po ciebie też już idą. - Odpowiada spokojnie.
- Przecież...
- Zabiłeś już człowieka, który wybił twój klan? -
Widzi moje zdziwienie. - Obserwowałem cię cały czas, ale to
nieważne. - Tłumaczy pokrótce. - Nie zabiłeś najważniejszego.
- Niemożliwe. - Stwierdzam kręcąc głową.
- Możliwe. Nie przedłużajmy już tego. - Widzę jak
podnosi dłoń w górę z szerokim uśmiechem. Dociera do mnie co
chce zrobić. Ruszam z miejsca i chcę go zatrzymać, ale niestety
nie zdążam. Wykonuje pieczęć i staję jak wryty w ziemię.
Oblewają mnie zimne poty. Nie chcę, nie mogę tego zrobić.
- Idź i zabij Haruto. - Wypowiada te słowa prawie
bezgłośnie. Mimo tego, że nie chcę nie panuję już nad swoim
ciałem. Ruszam jak z procy i pędzę prosto do swojego kuzyna.
- Kyuu! - Zdążam tylko krzyknąć.
- Naruto! - Słyszę jego
rozgniewany głos. - Musimy coś wykombinować.
- Mówi rozgniewany.
- Tylko co cholera! Nie mogę zabić własnego kuzyna! -
Wrzeszczę. Dzieli mnie dosłownie kilka metrów od jego domu.
- Nie zabijesz! - Krzyczy
na mnie. - Daj mi trochę czasu, muszę coś
wymyślić.
- Cholera Kyuu, jak mam dać ci czas, skoro nie mogę
panować nad własnym ciałem? Jeszcze powoli zaczyna mi się to
podobać! - Wrzeszczę zirytowany i przestraszony.
- Daj mi myśleć! Nie wiem, graj
na zwłokę. Mówić potrafisz, powiedz, żeby uciekał, czy coś.
Przede wszystkim idźcie z dala od ludzi. - Rozkazuje.
Biegnę i staram się mu nie przeszkadzać. Czuję tą
cholerną chęć mordu! Nie potrafię się powstrzymać, nie mogę.
Mijam ostatni dom i po chwili jestem pod posiadłością swojego
kuzyna. Podchodzę do drzwi i wyważam je jednym, mocnym kopniakiem.
Widzę jak Haruto podbiega na przedpokój i jego mina robi się
spokojniejsza.
- Cholera Naruto, nie strasz mnie. - Mówi uśmiechając
się.
- Uciekaj! - Wrzeszczę wkurzony. Widzę zdziwienie i
lekkie zdenerwowanie na jego twarzy.
- Co? - Pyta nagle.
- Spieprzaj stąd, gdzie pieprz rośnie! Cholera Haruto,
przyszedłem cię zabić!
- Że co? - Pyta zaniepokojony.
- Pieprzony Akinori się stał. Uciekaj na pustą
przestrzeń, nie chcę nikogo zranić. - Mówię ledwo się
powstrzymując. Powoli podchodzę w jego stronę, a on się cofa.
- Haruto, dłużej nie wytrzymam! - Krzyczę i widzę
jak mój kuzyn bierze nogi za pas. Ucieka oknem, a ja jak idiota
biegnę za nim. Co raz odwraca się i patrzy, czy go śledzę.
- Chce zabić mnie przez Saki?! - Słyszę jego głos.
- Nie, ktoś chce nas oskubać z chakry! - Tłumaczę
szybko.
Biegniemy jak szaleni, aby tylko dotrzeć na pustą
przestrzeń. Rzucam kunaia w stronę kuzyna, na szczęście robi unik
i dalej mknie w kierunku pustej przestrzeni. Już tylko kilka metrów
dzieli nas od miejsca, które jest oddalone z dala od ludzi.
- Naruto, spróbuj się ogarnąć! - Krzyczy. - W
przeciwnym razie, naprawdę mnie zabijesz!
- Wiem! - Krzyczę sfrustrowany. - Myślisz, że się
nie staram?! Nie panuję nad sobą! - Krzyczę.
Kolejny raz czymś w niego rzucam. Tym razem to notka
wybuchowa. Przez nią mój kuzyn robiąc unik spada na ziemię i
turla się kilka metrów. Wzdycham z ulgą, kiedy widzę jak się
podnosi. Moją duszę napełnia jeszcze większy spokój, kiedy
widzę, że znajdujemy się na otwartej przestrzeni. Haruto podnosi
się na nogi i staje w pozycji obronnej.
- Przepraszam. - Wyduszam z siebie i nacieram na kuzyna.
Kiedy jestem obok niego wyprowadzam atak i moja pięść zderza się
z powietrzem obok jego głowy.
- Naruto! - Krzyczy.
- Nie mogę! - Cierpię teraz katusze.
Przecież nie mogę zabić swojego kuzyna. Nie mogę tak
łatwo się poddać. Nim się oglądam dostaję po mordzie od
blondyna. Niestety hamuję jego kolejny atak i wprowadzam kontratak,
przez który mój kuzyn zostaje trafiony w brzuch. Zwija się w pół
i to moja kolejna okazja, żeby uderzyć go po głowie i karku.
Haruto odlatuje w tył od mojego kolejnego ciosu. Obrywa ode mnie z
kopniaka. Moje serce przyśpiesza, kiedy widzę krew toczącą się z
jego ust.
- Kurwa, Naruto! - Mówi kaszląc na przemian. Jest
cholernie wkurzony. Powoli idę w jego stronę. Widzę jak podnosi
się na drżących nogach.
- Haruto, uciekaj! Proszę cię! - Wrzeszczę.
- Nie! Masz to ogarnąć i gówno mnie to obchodzi jak
to zrobisz! - Krzyczy zdeterminowany. Podnosi dłonie w górę i
składa jakieś pieczęcie, których za cholerę nie znam. Po chwili
w moim kierunku lecą materializujące się smoki koloru złotego.
Jestem pod wielkim wrażeniem. Kiedy chcę uciec na szczęście
zostaję złapany. Gdy moje ciało domaga się wolności, nie
uzyskuje jej.
- Co to za technika? - Pytam dalej się szarpiąc. Mój
kuzyn jest coraz bliżej mnie.
- Technika pieczętująca z klanu Uzumaki. - Oznajmia
spokojnie, wycierając stróżkę krwi.
- Jestem pod wrażeniem. - Stwierdzam.
- Nie bądź. Wiem, że nie podziała długo. - Wzdycha
żałośnie. - Musisz coś wykombinować stary, rozumiesz? Zostanę z
tobą nawet jeśli będziesz musiał mnie zabić.
- Haruto uciekaj póki możesz. - Odpowiadam poważnie.
Czuję, że tracę zupełną kontrolę. Zaraz nawet moją głowę
przejmie ta cholerna pieczęć.
- Nie. Albo to rozgryziesz, albo mnie zabijesz. - Stawia
ultimatum.
- Zabiję cię nic nie warty gówniarzu! - Wrzeszczę.
Jestem teraz bezlitosną maszyną do zabijania. Nie czuję bólu,
żalu, litości, czy nawet miłości. Są to dla mnie uczucia
nieznane. Moje ciało jest zupełnie puste, a ja odczuwam tylko chęć
mordu. Tylko to się liczy. Wyzwalam z siebie duże ilości chakry i
rozpieprzam tą idiotyczną pieczęć. Widzę przerażenie w oczach
chłopaka. To mi się podoba.
- Naruto! - Krzyczy. Irytuje mnie to. Nawet bardzo.
- Zamknij się! - Rozkazuję i z kpiącym uśmieszkiem
atakuję przeciwnika. Nie myślę o niczym, całą swoją uwagę
skupiam na walce. Zanim docieram do swojego oponenta rzucam w niego
kunaia, którego zgrabnie unika. To było jednak rozproszenie, bo
obok jego głowy przeleciał kolejny, którym był mój zmieniony
klon. Moja wierna kopia uderza blondyna z zaskoczenia w twarz. Ten z
trudem powstrzymuje się, żeby nie upaść. Szybko przemieszczam się
za chłopaka Hiraishin no jutsu i kopię go w plecy. Upada na ziemię,
po której sunie się w przód. Oznaczył go mój klon, dlatego
mogłem swobodnie dostać się do mojego oponenta. Podbiegam do niego
i nie dając mu wstać przygniatam go nogą do ziemi. Słyszę jego
pojękiwania i szybkie bicie serca. Podoba mi się to, bardzo.
- Naruto! - Krzyczy przeraźliwie. Jego głos, taki
słaby, a jednak silny dociera do małego światełka w mojej duszy.
Moje oczy stają się większe, moje ciało zalewają zimne poty, a
moje serce zaczyna głośno łomotać.
- Ogarnij się młody! Zabijesz
swojego kuzyna! - Słyszę ten potężny, przytłaczający
głos.
- Kuzyna? - Mówię prawie bezgłośnie.
- Spróbuj się przeciwstawić,
dasz radę! - Krzyczy.
Powoli, ale dosadnie docierają do mnie moje emocje, ale
nie panuję nad sobą. Częściowo odzyskuję swój umysł.
Tylko...nie mogę kompletnie tego zatrzymać. Jak to zrobić?
- Silna wola, wola ognia. -
Słyszę jego głos. Łatwo mówić, trudniej zrobić. Czuję jak
coraz mocniej napieram na kuzyna. Spoglądam w dół i widzę go
kompletnie zdewastowanego, wyczerpanego. Nie mogę na to patrzeć,
nie chcę.
- Nie chcę nikogo krzywdzić! - Krzyczę zdenerwowany.
Jeszcze nigdy w życiu nie czułem takiego gniewu. Ten gniew mi
pomaga, nawet bardzo.
- Już nigdy w życiu! - Wołam ostatni raz. Czuję jak
powoli to wszystko mija. To nie tylko moja zasługa. Czuję jak moc
Kuramy napływa do moich żył, czuję jego siłę i tą wolność.
Cudowną wolność. Miał rację mówiąc, że pomoże mi się
wyzwolić. Moje żyły i ciało opuszcza jakaś niewidzialna siła.
Padam na ziemię jak długi ciężko dysząc. Zamykam oczy, bo czuję
niewyobrażalny ból. Moje mięśnie mało nie eksplodują. Moja
radość zamienia się w narastający ból. W tym momencie wiję się
w konwulsjach na zimnej ziemi.
- Naruto! - Krzyczy mój kuzyn. Na pewno z trudnością
podnosi się na nogach. Po chwili spod zmrużonych powiek widzę jego
obraz. Wygląda okropnie.
- Żyjesz? - Pytam z wielką trudnością. Ból wcale
nie znika.
- Żyję, ale co z tobą? - Pyta z troską i
przerażeniem. Wiem, że się o mnie martwi.
- Cholerna pieczęć. - Syczę z bólu. - Chyba ją
złamałem. - Uśmiecham się krzywo.
- Dasz radę się podnieść? - Próbuje mi pomóc, ale
niestety nie wychodzi.
- Nie. - Odpowiadam krótko. Ten ból jest nie do
opisania. Czuję się jakby każda komórka, każdy mięsień w moim
ciele miałby zaraz eksplodować z wielkim bum.
- Pójdę po dziewczyny. - Mówi pospiesznie.
- Nie możesz. - Zatrzymuję go chwytając za jego bark.
- On mnie znajdzie.
- Akinori? - Pyta z nienawiścią w głosie. Kiwam
głową.
- Tak. - Odpowiadam mimo wszystko.
- Musimy stąd iść Naruto. Muszę zabrać cię do
szpitala. Tam będziesz bezpieczny. - Mówi opanowany. W gruncie
rzeczy wiem, że ma rację, ale nie jestem w stanie się podnieść.
Mógłbym użyć Hiraishin no jutsu, ale moja chakra chwilowo jest
zablokowana.
- Co się dzieje Kyuu? - Pytam swojego wnętrza.
- Zerwanie pieczęci znacznie
osłabiło twój organizm. Jest prawie wyniszczony. Przepraszam
Naruto, moja chakra nie leczy cię jak powinna. - Wzdycha
przeciągle.
- To nie twoja wina. - Odpowiadam ledwo słyszalnie.
- Robię co tylko w mojej mocy
młody. To niedługo minie, zobaczysz. - Mówi bezradny.
Uśmiecham się krzywo.
- Dzięki za pomoc przyjacielu.
- Powiedziałem, że coś wymyślę.
- Słyszę jego śmiech.
- Jesteś niezastąpiony. - Wzdycham i wracam myślami
do kuzyna.
- Naruto, czy jesteś w stanie się podnieść? - Pyta
ponownie.
- Mniej boli, spróbujmy. - Mówię zdecydowany. Kuzyn
wyciąga w moją stronę dłoń, którą bez wahania chwytam.
- Ściśnij mocniej. - Mówi.
- Staram się. - Odpowiadam. Chłopak ściska mnie drugą
dłonią i pomaga mi wstać. Kiedy stawia mnie na równe nogi
przeszywa mnie okropny ból. Krzywię się.
- Okey? - Rzuca krótko.
- Yhy. - Jestem zdolny tylko do głupiego pomruku.
- Mamy blisko. Dasz radę Naruto. - Pociesza mnie.
- Przepraszam. - Szepczę. Mój głos jest okropny.
- Za co? - Pyta zdziwiony, nie rozumiem chłopaka.
- Próbowałem cię zabić. - Wypuszczam głośno
powietrze skrzywiony.
- To nie twoja wina. To ten gnojek Akinori. - Mówi z
przekąsem.
- Saki mnie zabije. - Stwierdzam, a mój kuzyn się
uśmiecha.
- Nie zabije, sam lepiej nie wyglądasz.
- Wiem. - Wzdycham. - Wiesz co w tym wszystkim jest
najgorsze?
- Nie? Przecież się wyzwoliłeś. Złamałeś pieczęć,
powinieneś się cieszyć.
- Ale tak nie jest. Nie jestem pewien co do pieczęci. -
Wzdycham. - Podobało mi się to uczucie, kiedy cię katowałem
Haruto. - Wyznaję.
- Nie byłeś sobą kuzynie. - Usprawiedliwia mnie.
- Co nie zmienia faktu, że cholernie chciałem cię
zmiażdżyć. Gdyby nie Kyuu, dawno nie podniósłbyś się z ziemi.
- Stwierdzam.
- Ej, nie jestem taki słaby. Nie chciałem cię
skrzywdzić. - Wyznaje.
- Haruto powiem ci coś. Uwierz, nie dałbyś sobie ze
mną rady w takim stanie. - Przyznaję.
- Co ty gadasz?
- Mam takie techniki, które od razu zmiotłyby cię z
powierzchni ziemi. Gdyby nie Kurama użyłbym jednej z nich. Wyczuł
to i dlatego się odezwał. Wystarczył tylko jego głos i wróciłem
do żywych.
- W takim razie mu podziękuj. - Uśmiecha się.
- Już to zrobiłem. - Przyznaję.
- To chyba dobrze. - Mruczy. Dostrzegam biały budynek,
do którego ciągnie mnie kuzyn.
- Prawie jesteśmy. - Mówię poddenerwowany.
- Naruto, ty się chyba nie boisz co? - Pyta zaczepnie.
- Teraz zaczną się pytania. Nie lubię tego. -
Wzdycham ciężko, próbując ogarnąć swoje uczucia.
- Ja też, ale trzeba stawić im czoła. - Śmieje się.
- Tak, tylko że Sakura mnie zabije. - Mówię. Ból
mnie jeszcze nie opuścił. Powolutku wchodzimy do dużego budynku.
Oczywiście wszystkie pary oczu zostają skierowane na nasze skromne
osóbki. Jakby tego było mało przy recepcji dostrzegam burzę
różowych włosów. Kiedy Hana spogląda w naszą stronę otwiera
buzię ze zdziwienia. Później, jak mniemam wzrok mojej Sakurci
podąża za jej, bo machinalnie odwraca się w naszą stronę. Jej
mina nie zwiastuje niczego dobrego.
- Co do cholery? - Pyta nieco łagodniej niż
przypuszczałem. Zbliża się do nas bardzo szybko, a za nią
wychodzi Hana. Po co? Nie mam pojęcia. Recepcjonistka staje za jej
plecami.
- Hej skarbie. - Staram się uśmiechnąć, ale mój
uśmiech zmienia się w grymas bólu, przez który syczę i mocno się
krzywię. Mój kuzyn od razu to zauważa.
- Naruto? Lepiej będzie jak usiądziesz. - Wzdycha
ciężko i sadza mnie na krzesełko. Zaraz obok mnie zjawia się
Sakura i kładzie dłoń na moje włosy.
- Możecie mi wytłumaczyć co wam się stało? Saki
zaraz tu będzie. - Mówi poddenerwowana.
- Akinori. - Wyduszam z siebie tylko jedno słowo. Widzę
jak mina Sakury tężeje. Cały czas spoglądam w jej twarz. Jest
taka spokojna i zmartwiona zarazem.
- Naruto próbował mnie zabić. - Słyszę głos
kuzyna.
- Że co?! - W tej chwili podchodzi do nas Saki.
Pięknie.
- Próbowałem go zabić. - Syczę wolno. Hana stoi i
przygląda się rozwijającej sytuacji.
- Możesz mi powiedzieć, dlaczego? - Pyta i kładzie
obie dłonie na twarzy mojego kuzyna. Ogląda go z każdej strony.
- Akinori kazał mu mnie zabić. - Wzdycha mój kuzyn
szeroko się uśmiechając.
- I to jest powód do uśmiechu debilu? - Pyta oschle
moja przyjaciółka.
- Nie, ale to fajne jak się tak martwisz. - Odpowiada
poważnie.
- Ty głupi jednak jesteś Haruto. - Wzdycha z irytacją.
- Wiem, ale za to mnie kochasz, jak zgaduję. - Puszcza
do niej nieudane oczko, a ona wybucha śmiechem.
- Wybacz skarbie, ale wyglądasz komicznie. - Mówi nie
zwracającc uwagi na powagę sytuacji. Sakura ciągle mi się
przygląda.
- Boli. - Mówię przeciągle.
- Co cię boli kochanie? - Pyta z troską i delikatnie
dotyka mojego policzka.
- Wszystko. - Odpowiadam zwięźle. - To pali skarbie. -
Mówię jęcząc.
- Co ci się stało Naruto? - Przysuwa się i lekko
obejmuje mnie za szyję. To miłe, mimo tego całego bólu.
- Zerwałem pieczęć. - Wyjaśniam krótko. - Ale nie
wiem, czy na dobre. - Dziewczyna odsuwa się ode mnie z uśmiechem i
muska wargami moje rozcięte usta.
- To chyba dobrze nie? - Mówi. - Ale szkoda mi cię, że
tak cierpisz. - Robi smutną minkę.
- Przejdzie, ale mogłabyś mnie trochę obejrzeć. -
Mówię z podtekstem. Sakura wie o co mi chodzi, bo szeroko się
uśmiecha.
- Obejrzę cię, ale nie tak jakbyś chciał kochanie. -
Odpowiada.
- Czego tu szukasz Hana? - Wrednie pyta Saki.
- Przyszłam sprawdzić co z chłopakami wiedźmo. -
Odpiera zwycięsko.
- Skoro już się dowiedziałaś, to możesz sobie iść.
- Ponownie naciera Saki.
- Idę idiotko, ale dlatego, że mam robotę. - Mówi i
odwraca się na pięcie.
- Ugh! Jak ja jej nie znoszę! - Krzyczy z frustracją.
- Saki, nie uważasz, że byłaś zbyt wredna? - Pytam
cicho.
- A ty to tam siedź misiaczku i się nie odzywaj.
Wystarczająco dziś zrobiłeś. - Wzdycha teatralnie.
- Przecież nie chciałem zabić swojego kuzyna. -
Bronię się.
- Wiem, ale ten dupek dostanie. - Widzę jak w jej
oczach rozpalają się diabelskie ogniki.
- Tamtego ''dupka'' to zostaw mi. Mam z nim
niedokończone sprawy. - Wzdycham.
- Nieźle ci dziś dokopał co? Po cholerę on cię
wykorzystuje? - Pyta z wyrzutem.
- Zapomniałaś? Woli jak brudną robotę wykonują za
niego. - Odpowiadam.
- Ale, dlaczego akurat Haruto? - Wtrąca moja
dziewczyna.
- To przeze mnie tak? - Pyta nagle roztrzęsiona Saki.
- Nie! - Odpowiadamy równocześnie z kuzynem.
- Polują na nas. - Stwierdzam. - Podobno Akinoriego
wynajął wspólnik gościa, którego zabiłem w kraju Lodu. -
Wzdycham przeciągle.
- Nie wierzę. - Mówi Sakura.
- Możecie mi wyjaśnić? - Dopomina się Saki.
- To po tej misji rozstaliśmy się z Naruto. Chodziło
o wioskę, z której pochodzi klan Uzumaki. Podobno ten koleś,
którego Naruto pokonał wybił całą tą wioskę. Ale okazuje się,
że jest jeszcze jeden typek. - Tłumaczy pokrótce Sakura.
- Co wy chrzanicie?! - Nasza przyjaciółka zasłania
usta dłońmi.
- Nie wiem, czy to prawda, ale warto się upewnić. -
Twierdzi Haruto. Mój ból powoli ustaje, jest coraz słabszy. To
sprawa Kyuu.
- Muszę dziś to zakończyć. - Wzdycham i podnoszę
się z krzesełka. Stoję i się krzywię. Coś mnie jeszcze jednak
rwie.
- Uspokój się. - Rozkazuje Sakura i chwyta mnie za
dłoń. - Nigdzie dziś nie idziesz. Ja zaraz zwalniam się z pracy i
idziemy do ciebie, żeby rzucić na ciebie okiem. - Mówi rzeczowo.
- Ah tak? - Pytam z kpiącym uśmieszkiem.
- Bezdyskusyjnie. - Stwierdza. - Poczekajcie na mnie. -
Mówi i odchodzi w głąb korytarza. Swoją drogą pasuje jej ten
fartuszek.
- W takim razie i ja idę, bo muszę się tobą zająć.
- Wzdycha z irytacją Saki.
- Nie, jest wszystko....
- Bez dyskusji Haruto. Spójrz na siebie chłopie. -
Wtrąca mu się w zdanie i sycząc coś jeszcze pod nosem idzie w
ślady Sakurci.
- To się wpieprzyliśmy. - Wzdycha kuzyn.
- Nie będzie tak źle. - Uśmiecham się pod nosem.
- Ty zbereźniku! - Krzyczy na mnie.
- Nie mów, że nie pomyślałeś o tym samym. - Mówię
z uniesioną w górę brwią. Widzę uśmieszek błąkający się po
jego twarzy.
- I tak nic z tego. - Wzdycha.
- Wystarczy umieć je podejść kuzynie. - Podpowiadam.
- Chyba wiem o co ci chodzi. - Uśmiecha się pod nosem.
Ach tak?
- To co, idziemy? - Pyta podchodząca do mnie Sakura.
- A pomożesz mi wstać? - Uśmiecham się zadziornie.
- Co ja się z tobą mam co? - Podchodzi do mnie i
chwyta za dłoń. Pomaga mi stanąć na nogi.
- Do zobaczenia kuzynie i jeszcze raz przepraszam. -
Uśmiecham się i zostawiamy go samego.
- Nie przepraszaj idioto! - Słyszymy za sobą jeszcze
tylko jego krzyk. Uśmiecham się pod nosem, kiedy wychodzimy na
dwór.
- No nieźle go urządziłeś ci powiem.
- Wiem. Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego jak mi
głupio. - Wyznaję.
- Naruto! Sakura! - Słyszymy za sobą krzyk. Odwracamy
się, ale nic nie widzimy. Spoglądamy na siebie.
- Co jest? - Pytam swojej dziewczyny.
- Mnie nie pytaj. - Odpowiada równie zdziwiona jak ja.
- Tu jestem! - Ponownie odzywa się kobiecy głos. Przed
nami materializuje się Shizune.
- Ohayo. O co chodzi? - Pytam zainteresowany. Dziewczyna
stoi przed nami i nieźle zipie.
- Bo....
- Bo? - Pyta Sakura.
- No bo...
- No? - Teraz to ja się odzywam.
- Tsunade-sama was wzywa. - Wydusza z siebie. - To coś
nieziemsko ważnego. - Głośno przełyka ślinę. Co jest do
cholery?...
******
Ohayo! Witajcie Kochani! Oto i jest nowy rozdział :D Co o nim sądzicie? Prosimy o zostawienie po sobie jakiegoś komentarza, bo to naprawdę napędzające i bla bla bla. Tak, na pewno to robi się już irytujące xd Tak więc, jak myślicie, o co może im wszystkim chodzić co? I czego od Naruto chce Tsunade do cholerki? Ahh, same jesteśmy tego ciekawe. Pozdrawiamy Was bardzo gorąco znad książek -,- Do następnego misiaczki! Iiii mamy nadzieję, że chociaż Wy macie odrobinę luzu w te idiotyczne dni szkolne :* Patty i Paula...
ciężko mi jest się domyślić co Tsunade chce od Naruto. Jednakże dzięki temu rozdziałów zdałem sobie sprawę ze Kakashi jest trochę nie pocieszony że nie jest już tak jakby "kapitanem " Czekam na next żeby dowiedzieć się więcej. Pozdrawiam i zycze weny.
OdpowiedzUsuń//amasterasu// :D
No rozdzial cudenko. Cuekawi mnie ci Tsunade chce od Naruto i Sakury, moze dowiedziala sie, ze dalej poluja na Naruto. No coz ja nie bede spekulowac. Zycze weny :)
OdpowiedzUsuńRozdzał SUPER
OdpowiedzUsuńŻyczę weny
Ciekawy rozdział, ciekawe co chce Tsunade życzę weny i czekam tak jak wszyscy na next!
OdpowiedzUsuńWciagajacy i jak zwykle niesamowity rozdzial ciekawi mnie co chce Tsunade. Czekam z niecierpliwoscia na next. Pozdrawiam i weny zycze . Gulbiszonka
OdpowiedzUsuńSuper rozdział!
OdpowiedzUsuńKiedy można spodziewać się nastepnego? ^^
/.ProudKameleon
Siemsoonn sporo was nie było!!! Ale Megaaa rozdział co za akcja!!! Pozdro!!!!
OdpowiedzUsuń