- Bo mieliśmy dużo na głowie? Sama o tym zapomniała.
Gdyby więcej z nią rozmawiał, sam zobaczyłby, że coś jest nie
tak skarbie.
- Chyba masz rację... - Uśmiecha się i obdarza mnie
krótkim pocałunkiem. Kocham go na zabój....
Od naszej podróży minęło chyba z trzy godziny, nie
wiem dokładnie, bo po prostu szczęśliwi czasu nie liczą. Nadal, z
resztą ekipy zastanawiamy się, czy pomiędzy Ino i Sasuke jest znów
w porządku, ale nie chcą się zdradzić. Przyszli do nas dopiero
jakieś pół godziny temu. To była długa i zapewne wyczerpująca
rozmowa. Ciekawość mnie zżera jak to się potoczyło. Dlaczego
mówię, że z resztą ekipy? Może dlatego, że oni też zauważyli,
że coś tu nie gra.
- Jesteśmy tuż tuż od naszej ukochanej wioski. -
Rozmarza się Kiba.
- Chłopie, ile razy będziesz to powtarzał? - Pyta
lekko zirytowany Konosuke.
- Nic nie poradzę na to, że tęsknię. - Broni się.
- Konoś, znalazłeś sobie w końcu dziewczynę? -
Wtrąca zaintrygowana Ino.
- Nie, jeszcze nie. A co, chciałabyś się za mnie
wziąć? - Pyta żartobliwie spoglądając na Sasuke. Widzę, że
cały się gotuje.
- Jasne, czemu nie. - Blondynka szeroko się uśmiecha,
ukradkiem patrzy na swojego chłopaka. A może byłego chłopaka?
- Ino, chodź ze mną. - Mówię i ponownie chwytam ją
pod dłoń ciągnąc za sobą.
- Ej! Wyluzuj co? - Krzyczy, kiedy odchodzimy
dostatecznie daleko.
- Przez ciebie zaraz dojdzie do rękoczynów na statku!
- Mówię dosadnie i wychylam się za barierkę. Chcę poczuć
uspokajające morze.
- To znaczy? - Pyta dołączając do mnie.
- Sasuke jest cholernie zazdrosny, a ty mu jeszcze nie
pomagasz. - Wzdycham.
- Sam się prosił, a po drugie, nie jesteśmy już
razem. - Odpowiada poważnie.
- Chyba sobie żartujesz. - Nie wierzę własnym uszom.
- Nie. To koniec. - Mówi pewna siebie. Spoglądam na
nią. Wcale taka nie jest. Jest zraniona-to na pewno.
- I nie dałaś mu żadnej szansy? - Dopytuję.
- Po co, skoro mnie zdradził? - Słyszę jej oschły
głos. Nie podoba mi się to.
- To nie do końca prawda Ino. W połowie kochana, w
połowie. - Wzdycham. Co ja najlepszego odpierdzielam? Przecież sama
dawno przypieprzyłabym w mordę i wykopała na zbity pysk. Pocieram
czoło, kiedy widzę jej niedowierzające spojrzenie.
- Sakura, kopnął cię ktoś czy coś? Masz gorączkę,
majaki? - Pyta dotykając mojego czoła.
- Nie! Słuchaj, wiem jak to wygląda, ale nie o to mi
chodzi, żeby go bronić. Po prostu...sama byłam w podobnej sytuacji
z Naruto. - Wzdycham.
- I co? Tak po prostu mu wybaczyłaś? - Pyta zdziwiona.
- Nigdy mi o tym nie mówiłaś.
- Bo nie było o czym i sama zapomniałam. - Biorę
głębszy wdech. - Powiem, że to było nieprzyjemne, ale nie mogłam
od niego odejść. Za bardzo go kochałam.
- No, ale...tak po prostu zapomniałaś? - Pyta wciąż
nie dowierzając.
- Nie. - Mówię zażenowana.
- To znaczy? - Patrzy na mnie wyczekująco. No i co mam
jej powiedzieć? Chciałam sama o tym zapomnieć. To było idiotyczne
z mojej strony, a poza tym nigdy nie powiedziałam o tym blondynowi.
- Chciałam się odegrać. - Mrużę oczy i pocieram
czoło dłonią. - Kiedy mi o tym powiedział, poszłam do
baru...kiedy spotkałam tam naprawdę mega faceta to po prostu...nie
mogłam się powstrzymać, rozumiesz? - Pytam z nadzieją, że jednak
coś kapuje. Widząc jej pełną podejrzeń twarz odpowiedziałam.
- Nie! Nie przespałam się z nim. - Wzdycham. - Po tym
pocałunku wcale nie poczułam się lepiej, ale zrozumiałam o co
chodziło mojemu chłopakowi. - Nie wierzę, że właśnie to
powiedziałam.
- Wiesz? Jesteście dziwną parą. Bardzoooo. - Uśmiecha
się.
- Dasz mu szansę? - Pytam prosto z mostu. Widzę jak
dziewczyna mocno się zastanawia. Unoszę jedną brew w górę. Nie
wiem, jaka odpowiedź mnie czeka.
- Pomęczę go trochę. Niech zrozumie jak bardzo mnie
zranił. - Blondynka wzdycha ciężko, a ja z uśmiechem ją
obejmuję.
- Wiedziałam, że tak łatwo nie odpuścisz. - Szepczę.
- Mógłby się trochę postarać. - Wzdycha smutna. -
Nie jestem lalką, mam uczucia.
- Wiem skarbie. Faceci...wiesz, oni tak mają, że
najpierw działają, a później dopiero myślą. - Chichoczę.
- Chyba masz rację. - Uśmiecha się szczerze.
- Mam kochana...
Oczami
Naruto;
Widząc odchodzącą Saki i Hinatę dopiero zaczynamy
męską rozmowę.
- I jak tam się wam układa? - Pyta Sasuke patrząc na
Haruto. Chłopak ciężko wzdycha.
- W sumie to sam nie wiem.
- To znaczy? - Dopytuję.
- No niby jest okey, ale chyba nie do końca. - Mówi
zmęczony.
- Podejrzewasz, że nie kocha cię tak jak ty ją? -
Wtrąca Konosuke.
- Dokładnie. - Przyznaje rozczarowany.
- Musi sobie wszystko poukładać. Daj jej czas. -
Wypalam.
- Cholera Naruto! Ile czasu? Zaczynam mieć już dość.
- Zamierzasz zrezygnować? - Pyta Sasuke.
- Co? Nie. Zdecydowanie, cholerne nie. Na pewno nie
wypuszczę jej tak łatwo. Mogę mieć dość, ale nie oddam jej bez
walki. - Odpowiada zdeterminowany.
- Świetna postawa. - Przyznaję, a mój kuzyn się
uśmiecha.
- A co u ciebie Naruto? Wyglądasz na zadowolonego od
samego rana. - Sugeruje Konosuke.
- Ty już sobie tam nic nie wyobrażaj w tej główce. -
Karcę go. - Ale masz rację, jestem szczęśliwy, no i....chcę się
oświadczyć. - Wzdycham i widzę ich zaskoczone miny.
- Serio?! - Wykrztusza po chwili Haruto.
- Ulala, to poważny krok chłopie. - Dodaje
uśmiechnięty Konosuke.
- Przecież wiem idioto. Po prostu...wydaje mi się, że
to dobry moment, a z drugiej strony...boję się, że mogę ją
stracić. - Zaśmiałem się.
- W sumie jesteście długo już razem. - Wtrąca
milczący Sasuke.
- Przyznam ci, że to niegłupi pomysł. - Odzywa się
zapomniany przez wszystkich Kiba.
- Odezwał się! - Komentuje Konosuke.
- Zabawny jesteś. - Na ustach Kiby pojawia się kpiący
uśmieszek. Widzę nadchodzące do nas dziewczyny.
- Zamknąć się, bo już wracają. - Uciszam ich, żeby
nie rozmawiali na jakieś zakazane tematy.
- Dobra już dobra. Luz Naruto, co się tak spinasz? -
Konosuke uderza mnie w lewy bark.
- No, szykujcie się. Za jakieś dziesięć minut będą
cumować statek. - Mówi uśmiechnięta Ino. Dziwne, Sasuke mówił,
że się nie pogodzili, a na jej twarzy widnieje taki uśmiech?
- Nareszcie! - Odpowiada Kiba.
- Nie ekscytuj się tak. - Burczę zrezygnowany. Od
kiedy on jest taki pełen entuzjazmu?
- Nie mów, że ty się nie cieszysz. - Wzdycha
podirytowany. Momentalnie przy chłopaku zjawia się Hinata. Widzę
jego szeroki uśmiech i sam też nie mogę się powstrzymać.
Wyciągam dłoń w stronę swojej dziewczyny, a ona chwyta ją bez
zbędnego ociągania. Przyciągam Sakurę do siebie i po chwili
stoimy wtuleni w siebie.
- Co wy na to, żeby zebrać paczkę i gdzieś
wyskoczyć? - Pyta Kiba.
- To świetny pomysł. Dawno nie byliśmy wszyscy w
jednym miejscu o tej samej porze. - Zaśmiała się Ino.
- Tak. To przez misje i dążenie do doskonałości. -
Odpowiada cicho Sasuke spoglądając na blondynkę. Widząc jego minę
odechciewa mi się żyć...
- Szykujcie się, cumujemy! - Nagle odzywa się Motoi.
- No to chodźmy pod wyjście. - Posyłam wszystkim swój
firmowy uśmieszek.
- Nareszcie w domu. - Sakura wzdycha z ulgą. Chwytam
jej dłoń i prowadzę do reszty. W sumie z portu do wioski to mały
kawał do przejścia.
- Stęskniłaś się co? - Uśmiecham się wesoło.
- Nawet nie wiesz jak. Brakowało mi ich przez ten cały
czas. - Przyznaje.
- Rodziców ma się tylko jednych. - Zaśmiałem się.
- Tak. - Mówi cicho, jakby myślała, że mnie zrani. -
Kochanie, dalej będziesz mieszkał w tej...klitce? - Pyta
skrzywiona, a ja się śmieję.
- Klitce? - Unoszę brew w górę. Widząc jej
spojrzenie odpowiadam. - Dopóki nie znajdę czegoś ciekawego to
pewnie tak. W sumie mieszkam tam odkąd pamiętam.
- Ehem, rozumiem cię. - Daje mi całusa w policzek. Po
chwili nasz statek zostaje uwięziony i możemy z niego wysiadać.
Tak też robimy, ale bez przepychu, po kolei. Ja postanawiam wysiąść
jako ostatni. Odwracam się w stronę Motoiego.
- Jeszcze raz dziękuję za wszystko. Przekażesz B i
Raikage? - Uśmiecham się.
- Nie ma problemu. Miło było was poznać. - Mówi.
- Was również. Do zobaczenia Motoi. - Wyciągam dłoń
w jego kierunku. Chwyta ją bez wahania.
- Do zobaczenia Naruto. - Uśmiecha się. Odwracam się
i wychodzę ze statku. Staję pośród moich przyjaciół i zanim
łódź odpływa machamy naszym znajomym na pożegnanie.
- Ah, to ile jeszcze do domu? - Pyta zawiedziony Kiba.
- Z dwadzieścia minut marudo. - Odpowiadam.
- Zaczynajmy wracać, bo się ściemnia. - Mówi pod
nosem Sasuke.
Jak postanowiliśmy tak też zrobiliśmy i po chwili
zaczęliśmy nasz szalony bieg. Na samym początku znajdował się
Sasuke, a za nim w większej przerwie Ino. Zakładam, że nie chcieli
ze sobą rozmawiać. Później kolejno biegli Konosuke, Haruto i Saki
obok siebie. Za nimi Hinata oraz Kiba no i na samym szarym końcu my.
To znaczy ja i Sakura.
- Co zrobisz z Akinorim? - Słyszę w końcu różowo
włosą dziewczynę.
- Prawdopodobnie spróbuję go pokonać i wsadzić,
gdzieś skąd już nigdy nie wyjdzie. - Uśmiecham się lekko.
- Czyli...nie chcesz go...- Dziewczyna przerywa.
- Zabić? - Pytam unosząc w górę brew. Widzę jak jej
głowa się ze mną zgadza. - Nie skarbie. Nie mam zamiaru go zabić.
Na pewno wymyślę coś razem z Kyuu. - Uśmiecham się, gdy widzę,
że jej twarz robi się spokojniejsza.
- To dobrze. Myślałam, że wtedy nie mówisz serio. -
Wzdycha ciężko.
- Dlaczego tak uważałaś? - Pytam wyraźnie
zaciekawiony.
- Bo ja wiem? Tak jakoś.
- Skarbie? - Mówię ciszej.
- Hm? - Mruczy.
- Widziałabyś mnie w swojej przyszłości? - Walę
prosto z mostu. Widzę, że dziewczyna zmieszała się moim pytaniem.
Nie wiem co o tym sądzić.
- A ty? Widziałbyś mnie w swojej? - Kompletnie zbija
mnie z tropu tym pytaniem. Nie spodziewałem się odpowiedzenia
pytaniem na pytanie. Robię chwilową pauzę, ale odzywam się w
miarę szybko.
- Tak skarbie. Mogę śmiało powiedzieć, że jesteś
jedyną kobietą na tym chorym świecie, z którą chciałbym spędzić
resztę swojego pokręconego życia. - Uśmiecham się i spoglądam
na nią. Jest w szoku. Chyba nie spodziewała się tego co może
usłyszeć. Zaczyna robić się trochę niezręcznie i duszno.
- Ekhem. - Odchrząkuje. - Ty za to jesteś jedynym
mężczyzną, z którym mogę spędzić swoje życie. Nie wyobrażam
sobie tego, żeby to był ktoś inny kochanie. - Od razu na moich
ustach pojawia się szeroki uśmiech. Tego potrzebowałem.
Potrzebowałem potwierdzenia, że mogę zrobić ten kolejny,
najważniejszy krok w naszym życiu...
Oczami
Sasuke;
W życiu każdego człowieka przychodzi taka chwila, w
której nikt nie wie co ma zrobić. Nie ma pojęcia jak zacząć, aby
później wszystko potoczyło się właściwym torem. Żeby później
było tak jak na samym początku, czyli po prostu dobrze. Właśnie
znalazłem się w takiej sytuacji. Nie wiem co zrobić, żeby ją
odzyskać, ale na pewno się nie poddam. Może taki ja, ten zimny
Uchiha Sasuke nie słynie z pokazywania uczuć, ale dla niej jestem w
stanie zrobić wszystko. Upokorzyć się, błagać o wybaczenie,
cokolwiek, żeby tylko do mnie wróciła. Niektórzy mówią, że
miłość jest głupia i słaba, ale ci którzy jej nie zaznają są
dopiero naprawdę głupi. Nie powiedziała, że to koniec i nie mam
się już czego łudzić, powiedziała, że musi sobie wszystko
przemyśleć i da mi znać, ale ja już nie mogę. Muszę wiedzieć
co kryje się w tej cudownej główce. Muszę wiedzieć teraz, czy
ona chce mnie z powrotem. Zwalniam i po chwili równam się z
blondynką. Z początku jest zaskoczona, ale po chwili nawet na mnie
nie patrzy. Wiem, że ją zraniłem i to nawet bardzo, ale nic na to
nie poradzę.
- Ino...- Zaczynam, ale nie jest dane mi dokończyć.
- Nie. Nawet się nie waż Sasuke. - Mówi stanowczo.
- Ino, proszę cię. - Mówię cicho.
- Szkoda, że wcześniej nie pomyślałeś co robisz. -
Mówi złośliwie.
- Nie mam na to usprawiedliwienia. - Wzdycham ciężko.
- Wiem.
- Proszę cię, wybacz mi. - Mówię patrząc jej prosto
w oczy.
- Powiedziałam ci, że potrzebuję czasu.
- Ino...ja muszę wiedzieć....kochasz mnie? - Te słowa
wylatują ze mnie ciężko. Dziewczyna spogląda na mnie jakbym
kopnął w jej najczulszy punkt. Wiem, że niezależnie od tego co by
powiedziała i tak znam już prawdę.
- Tak Sasuke i to jest w tym wszystkim najgorsze. -
Wzdycha i widzę jak jej oczy robią się szkliste.
- Proszę cię, nie płacz. - Mówię bezradnie. -
Możesz mnie bić, krzyczeć, wyzywać, ale proszę, nie płacz, nie
zniosę tego. - Dodaję bardzo poważnie. Mój głos staje się
troskliwy i przepełniony bólem. Jak mogłem zrobić coś tak
obrzydliwego?
- Zdaje mi się, że wczoraj wypłakałam już wszystkie
dostępne łzy. - Uśmiecha się krzywo.
- Powiedz mi, co mogę zrobić, żebyś do mnie wróciła.
Proszę cię...
- Bądź ze mną chociaż raz szczery i mnie nie
okłamuj. - Mówi lodowato.
- Jeśli chodzi ci o to poprzednie pytanie to odpowiedź
brzmi tak. Bardzo cię kocham Ino, gdyby tak nie było to
rzuciłbym to wszystko w cholerę. - Odpowiadam bardzo szczery. Widzę
jak patrzy na mnie kpiąco.
- Jeśli by tak naprawdę było... to byś mnie wspierał
w ciężkich chwilach, a nie zabawiał się z jakąś lafiryndą. -
Stwierdza, a ja się wzdrygam. Nie wiem o co jej chodzi.
- O czym ty mówisz Ino? Jakich ciężkich chwilach?
- Ah tak! Przecież nawet nie zdążyłam ci o niczym
powiedzieć, bo byłeś tak napalony. - Wywracam oczami zirytowany.
Dostrzegam jak wyciera kciukiem łzę, która przedostała się z jej
oka.
- Powiesz mi w końcu? - Mój głos wyraża troskę. Nie
chcę, żeby była smutna.
- Moja ciocia leży w szpitalu. Jest w ciężkim stanie.
- Czuję jak moje serce zatrzymuje się przez chwilę. Kurwa! Jakim
ja jestem idiotą.
- Przepraszam. - Stać mnie tylko na tyle? Poważnie
Uchicha?
- Przepraszam, że jestem takim pieprzonym egoistą,
przepraszam. Tylko tyle mogę ci powiedzieć, chociaż nie wiem czy
to cokolwiek zmieni. - Wzdycham cicho i nerwowo przeczesuję włosy
swoją dłonią. - Przykro mi z powodu twojej cioci, naprawdę. -
Widzę jak blondynka krzywo się uśmiecha.
- Wiem Sasuke. Wiem...
Oczami
Naruto:
- No i dobrze! - Spiera się Sakura.
- No nie wiem, czy tak dobrze skarbie. - Uśmiecham się.
- Przestań! - Mówi poważnie, usiłując przestać się
śmiać.
- No dobra, już dobra. - Odpowiadam parsknięciem.
- Co tak was rozbawiło? - Pyta uśmiechnięta Saki.
- Nic ważnego. - Odpowiada Sakura.
- Już jesteśmy. - Mówi podekscytowana Saki.
- Jejku, widać bramę. - Rozmarza się Sakura.
- Jeszcze tylko kilka kroków, na dobrą sprawę. -
Wtrąca Haruto.
- Kuzynie, pójdziesz do mnie? - Pytam z nadzieją.
- Spoko, nie ma sprawy. - Uśmiecha się.
- Kochanie?
- Hm? - Mruczę w odpowiedzi.
- Co ty taki tajemniczy? - Pyta zaciekawiona.
- A mam swoje powody. - Obdarzam ją przelotnym
spojrzeniem. - Haruto, tylko najpierw muszę iść zdać raport. -
Wzdycham. - Pójdziesz ze mną?
- Jasne. - Odpowiada beznamiętnie.
- To dobrze.
Nim się orientujemy przystajemy pod bramą naszej
ukochanej wioski. Można powiedzieć, że na dworze robi się już
ciemnawo. Stawiamy pierwsze kroki za bramą i już dostrzegamy
uśmiechnięte twarze.
- No proszę, proszę. Któż to już wrócił? - Odzywa
się Kotetsu.
- Też fajnie was widzieć. - Mówi Konosuke.
- Nie za krótko wy tam byliście? - Wtrąca drugi ze
strażników.
- Nie, w sam raz. - Odpowiadam szczęśliwy.
- Ooo, widzę, że dobrze poszło. - Znów mówi Izumo.
- Tak, nie najgorzej. - Uśmiecham się. - Czy
Tsunade-sama jest u siebie? - Chciałem powiedzieć coś innego, ale
ugryzłem się w język.
- Tak, na pewno czeka zniecierpliwiona jak przez cały
czas, kiedy was nie było. - Odpowiada jeden ze strażników.
- W takim razie wybaczcie chłopaki, ale już pójdziemy.
- Uśmiecha się Sasuke. Chwila! On się uśmiecha?
- No to do zobaczenia. - Odpowiadają równocześnie.
Każdy z nas zaczyna iść w swoją stronę bez
jakiegokolwiek pożegnania. Chyba jesteśmy zbyt zmęczeni na te
uprzejmości. Za mną powolnym krokiem wlecze się tylko Haruto, bo
przecież miał iść ze mną.
- Jak się czujesz? - Pytam nagle.
- To znaczy? - Odpowiada z przesadnym zdziwieniem.
- Wiesz o co mi chodzi. - Wzdycham zmęczony. Patrzy na
mnie i wbija wzrok w ziemię. Uśmiecha się kąśliwie.
- Dziwnie. - Rzuca oschle. Nie jest wściekły na mnie,
raczej na siebie.
- Tylko tyle?
- Mam ochotę coś rozwalić, okey? - Patrzy na mnie
wściekle.
- Czy może kogoś? - Podsuwam. Chłopak zawiesza się
na chwilę i umieszcza dłonie w kieszeniach spodni.
- Tak, kogoś.
- Nie warto. - Rzucam krótko.
- Skąd niby to wiesz? - Uśmiecha się zirytowany.
- Nie jest wart twoich pięści ani siły. A tym
bardziej zainteresowania.
- Skoro...skoro Saki ma coś do niego to chyba jest. -
Wzdycha.
- Czyli dalej się boisz?
- Nie. Jestem wściekły. - Rzuca zwięźle.
- Wściekły? - Pytam zdziwiony.
- Tak. Wściekły na siebie.
- Niby za co?
- Za to, że nie jestem wart takiego zainteresowania
przez Saki. - Spuszcza wzrok w ziemię.
- Co ty pierdzielisz? Wiesz co? Nie chce mi się aż
ciebie słuchać. Zastanów się czasem. - Prycham zirytowany.
- Nie widzisz tego? Ona jest rozdarta, zapewne jeśli
tylko spotka tego drania to wystarczy jedno jego słówko, a Saki się
na niego rzuci. - Zdenerwowany kopie kamień, który plącze się pod
jego nogami.
- Człowieku, Akinori to skończona historia. Za bardzo
ją zranił, żeby do niego lgnęła. Teraz liczysz się tylko ty.
- Skąd ta pewność? Ty Sakurę też zraniłeś, a
jednak nadal z nią jesteś mimo wszystko.
- Przegiąłeś, ale powiem ci coś. To zupełnie
inna historia. - Mówię nieco wyprowadzony z równowagi.
- Przepraszam, wiem jak to musiało zabrzmieć. -
Reflektuje się mój kuzyn.
- Zapomnij. - Uśmiecham się.
- Tak w ogóle to po co mnie ze sobą ciągniesz? Nie
wydaje mi się, że chciałeś pogadać o mnie i moich problemach z
dziewczyną. - Wzdycha i w końcu obdarza mnie spojrzeniem.
Przelotnym, ale jednak.
- Właśnie, że po części chodziło o ciebie idioto.
- Mówię oschle. - A po drugie chciałem się poradzić.
- Jeśli chodzi ci o pierścionek to z tym nie do mnie.
- Uśmiecha się kpiąco.
- Nie o to chodzi debilu. - Kręcę głową z
dezaprobatą. - Jak myślisz, dobrze zrobię prosząc ją o rękę?
- Jesteście ze sobą dość długo, tak?
- Mhm.
- Przeszliście sporo, nie?
- No...
- Znacie się bardzooo długo, prawda?
- Tak do cholery. Powiedz w końcu co myślisz. - Mówię
zirytowany.
- Moim zdaniem to dobry pomysł. W sumie twój ojciec
też się z tym nie mozolił. - Uśmiechnął się.
- Skąd to wiesz? - Pytam zaintrygowany.
- Od rodziców. Dużo mi o was opowiadali. - Uśmiecha
się.
- Wiesz coś jeszcze, czego ja nie?
- Sporo rzeczy. - Uśmiecha się tajemniczo.
- Na przykład? - Dopytuję.
- Na przykład to, że powinieneś spytać Tsunade o
spadek. - Zaśmiał się.
- Co? Jaki spadek?
- Po twoich rodzicach głąbie. - Wzdycha i macha
lekceważąco ręką.
- Ale...przecież...to...oni...- Zacinam się, bo
kompletnie nie wiem co powiedzieć. Moje myśli odbiegają teraz od
wszystkiego. Nie mogę skupić się na niczym.
- Jezu Naruto. - Mówi zażenowany. - Ty serio jesteś
takim tępakiem, czy tylko udajesz? Chyba prostą rzeczą jest to, że
dzieci otrzymują spadek po swoich zmarłych rodzicach.
- Tylko, że...Chłopie, ja ich wcale nie znałem,
rozumiesz? Jak mogli zapisać coś nienarodzonemu dziecku? Skąd
mogli przewidzieć, że skończą tak marnie? No powiedz mi to do
cholery! Wytłumacz. - Wiem, nie powinienem na niego krzyczeć, ale
irytuje mnie fakt, że on wie o wiele więcej ode mnie, a przecież
to ja jestem samym zainteresowanym.
- No dobrze. - Wzdycha. - Powiem ci coś, a raczej
zdradzę. Jeszcze zanim się narodziłeś twoja matka sporządziła
testament, bowiem kiedy doszłoby do porodu demon znacząco osłabiłby
ją całą. Dlatego też wspólnie z twoim ojcem postanowili cię
zabezpieczyć kumasz? Nienarodzone dziecko, zdaje mi się, że
przeczuwali co się święci od początku. Wiedzieli, że to wszystko
nie będzie takie łatwe. - Tłumaczy pokrótce.
- Chciałbym spotkać się z twoimi rodzicami i to
bardzo, koniecznie Haruto. Muszę wiedzieć więcej, rozumiesz?
Irytuje mnie to, że inni wiedzą więcej ode mnie, a to przecież ja
jestem w centrum tego wszystkiego. - Przyznaję szczerze.
- Wiem, całkowicie cię rozumiem. A teraz słuchaj,
kiedy tylko złożysz raport...zapytaj Tsunade o ten testament. Nic
ci to nie zaszkodzi, a ona po prostu mogła zapomnieć o tej rzeczy.
- Chyba cię posłucham. - Wzdycham.
- Tyle ode mnie chciałeś? - Pyta z zawadiackim
uśmieszkiem.
- Praktycznie to chyba...tak. - Uśmiecham się.
- W takim razie pozwól, że pójdę trochę odreagować.
- Zaśmiał się.
- Co masz na myśli? - Pytam zaniepokojony.
- Nie martw się, raczej nie mam zamiaru nikogo zabijać.
- Mówi z mrożącą krew w żyłach powagą.
- Haruto...nie podobasz mi się odkąd zeszliśmy ze
statku, czy coś się stało?
- Nie, a raczej nic, co może być znaczące. - Patrzy
na mnie z dziwnym błyskiem w oku. - A teraz wybacz, ale pójdę.
Wierzę, że dasz radę zdać raport beze mnie. - Klepie mnie po
ramieniu i zanim zdążam coś odpowiedzieć umyka mi jak jakiś
duch. Co się z nim do cholery dzieje?
Dochodzę właśnie pod drzwi do gabinetu naszej
czcigodnej hokage. Biorę głęboki wdech i zbieram się w sobie.
Unoszę w górę zwiniętą dłoń i pukam, by po chwili usłyszeć
donośne;
- Wejść! - Ciągnę za klamkę i wchodzę do środka.
Jak zawsze znajduję Tsunade-baachan naprzeciw sterty papierków.
Nawet nie podnosi na mnie wzroku.
- Witaj Tsunade-sama. - Ugryzłem się w język, kiedy
chciałem dodać baachan. Dopiero teraz kobieta zaszczyca mnie swoim
spojrzeniem. Na jej twarzy błąka się cień uśmiechu, zmieszany z
niedowierzaniem.
- Witaj Naruto. Nie spodziewałam się tego, że tak
szybko ukończysz swoją misję. - Zakłada dłonie na biurko.
- Sam też się tego nie spodziewałem. - Śmieję się.
- Tak więc zamieniam się w słuch. - Mówi wyraźnie
zainteresowana.
- W sumie nie ma co opowiadać. - Uśmiecham się. -
Przeprowadziłem dwa testy, z których jak widać wyszedłem nieźle.
Można powiedzieć, że teraz razem z Kuramą...jesteśmy
przyjaciółmi.
- Ty tak na poważnie Naruto? Zyskałeś jego całkowitą
moc? - Pyta zdezorientowana.
- Jak widać właśnie to zrobił.
- Wtrąca za mnie lis, oczywiście za przyzwoleniem. Chciałem, żeby
słyszał naszą całą rozmowę.
- Kto to powiedział? - Pyta wyraźnie zaniepokojona.
- Kurama. - Odpowiadam zwięźle.
- No proszę, widzę, że nawet nieźle się
dogadujecie. - Na jej ustach wita namiastka uśmiechu.
- Jak widać. - Wzdycham.
- To twój cały raport? - Pyta.
- Tak, chyba tak. - Uśmiecham się, ale po chwili mina
odrobinkę mi rzednie.
- W takim razie możesz odejść. Domyślam się, że
jesteś zmęczony.
- Tsunade-sama? - Odzywam się niepewnie.
- Hm? - Mruczy z głową wsadzoną w papiery.
- Jak mają się sprawy z...testamentem moich rodziców?
- Wyduszam z siebie te słowa na jednym tchu. Tsunade-baachan siedzi
w milczeniu przez jakieś dwie minuty nadal nie podnosząc na mnie
wzroku. Ja stoję, a ona siedzi w kompletnym bezruchu. Zastygliśmy
wraz z wypowiedzianymi przeze mnie słowami. Nagle obdarza mnie
spojrzeniem.
- Skąd o tym wiesz? - Pyta nagle.
- A czy nie miałaś nawet zamiaru mi o tym powiedzieć?
- Zarzucam nieco nieładnie.
- Chciałam to zrobić wraz z ukończeniem przez ciebie
dwudziestu lat. - Odpowiada bez wahania.
- Dlaczego dopiero za rok?
- Uznałam, że to odpowiedni wiek. - Wzdycha. - Ale
skoro już wiesz to chyba...dam ci go dzisiaj Naruto. - Mówi całkiem
pewna. Momentalnie wstaje i podchodzi do regałów. Grzebie w nich
dość długo aż znajduje poszukiwaną przez nią rzecz.
- Nie musiałaś robić tego dzisiaj. Nie mam do ciebie
pretensji, po prostu....chciałem upewnić się, czy to prawda. -
Wzdycham. Kobieta odwraca się w moją stronę. Podchodzi do mnie i
wyciąga w moim kierunku dłoń. Trzyma ona w niej dużą uwypukloną
kopertę.
- Przepraszam, że chciałam dać ci to tak późno.
Przecież masz prawo do tego co po sobie tutaj zostawili. Nie
powinieneś od samego początku żyć tak jak do tej pory. Powinni
uważać cię za bohatera od początku tej idiotycznej historii. -
Mówi szczerze. Pierwszy raz odzywa się do mnie w ten sposób.
- Dziękuję i...ja już pójdę. Muszę trochę
pomyśleć...ułożyć myśli.
- Do zobaczenia Naruto. - Mówi i wraca na swoje
wcześniej zajmowane stanowisko. Ukłaniam się i wychodzę z jej
gabinetu. Chodziłem z godzinę nawet nie wiem, gdzie się plątając.
Spacerowałem przy parku, w jego centrum, po zawiłych uliczkach,
obok sklepu Ino i nawet nie pamiętam, gdzie jeszcze. Myślałem.
Nawet dużo myślałem. Rozmyślałem o wszystkim i o wszystkich. O
tym co robię i czego jeszcze nie zrobiłem. O moich rodzicach. O
ukochanej i największym wrogu. Czy chcę poznać co jest napisane w
tym testamencie? Cholernie. Ale czy będzie to dla mnie dobre? Nie
wiem.
- O przepraszam. - Z zamyślenia wyrywa mnie stłuczka z
kimś niższym ode mnie. Te słowa wylatują ze mnie mimochodem.
- Kochanie? - Odzywa się nagle postać przede mną.
- Sakura?
- Co ty tu robisz skarbie? Nie byłeś jeszcze w domu? -
Obsypuje mnie pytaniami, ale nie tylko nimi. Przysuwa się do mnie i
składa na moich ustach namiętny pocałunek.
- Nie byłem. Kręcę się bez celu od jakiejś godziny.
- Kpię z siebie. Dziewczyna chwyta mnie za dłoń i powoli gdzieś
prowadzi.
- Dlaczego się tak tu kręcisz? - Zadaje nowe pytanie.
- Mam rozumieć, że w domu nie byłeś. Mam rację skarbie? - Skinam
tylko głową. Uśmiecha się do mnie promiennie.
- No, to odpowiedz. - Śmieje się.
- Gadałem dziś z Haruto. - Urywam.
- I co w związku z tym?
- Powiedział mi bardzo ciekawą rzecz. - Znów
przestaję mówić.
- Cholera kochanie! Czy ja muszę to z ciebie wyciągać
kawałek po kawałeczku? - Pyta zirytowana. Uśmiecham się na to.
- Nie. - Stwierdzam krótko. - Powiedział mi o
testamencie moich rodziców. Spytałem o to Tsunade-baachan i okazało
się to prawdą. - Podnoszę prawą dłoń w górę i oczom
dziewczyny ukazuje się sporych rozmiarów koperta.
- A ty boisz się to przeczytać?
- Może nie tyle co boję, a waham się, czy chcę
zmienić swoje życie. Cokolwiek jest tu zawarte musi być ważne.
Wywnioskowałem to z zachowania Tsunade.
- Nie wahaj się kochanie. To może ci pomóc. -
Uśmiecha się czule.
- Wiem, ale to...jakieś dziwne jest w ogóle. -
Wzdycham. Moim tekstem widocznie ją rozbawiłem, bo wybucha urwanym
śmiechem.
- Chodź. - Mówi krótko, otwierając mi drzwi pod
nosem. Nie przyglądałem się wcześniej, ale dopiero zauważam, że
jesteśmy pod jej domem. Jak rozkazała tak też robię i po chwili
staję u niej w korytarzu.
- Sakurcia?! - Słyszę kobiecy głos.
- Tak, to ja mamo! - Dziewczyna odpowiada. Słyszę
kroki, a zaraz po tym, widzę pojawiającą się przede mną kobietę.
- Dzień dobry. - Mówię z uśmiechem.
- Ah, witaj Naruto. - Kobieta odpowiada serdecznym
uśmiechem.
- Jak się Pani miewa?
- A całkiem dobrze. Dziękuję, że pytasz. Ostatnio
mieliśmy z mężem dużo do roboty, ale szczęśliwie już się to
zakończyło. A co u ciebie? Słyszałam, że misja się powiodła.
- Ah tak, misja. Doszedłem do porozumienia z Kyuu jeśli
o tym Pani mówi. - Uśmiecham się nieśmiało.
- To fantastycznie! - Odpiera z entuzjazmem.
- Też tak uważamy. - Wtrąca moja dziewczyna.
- Ty to się lepiej tam go trzymaj. Jak zdążyłam
zauważyć to cudowny chłopak. - Śmieje się kobieta.
- Mamo, proszę cię. Jeszcze w piórka urośnie. -
Teraz to ja się śmieję.
- Lepiej niech ja trzymam się jej. Lepszej dziewczyny
nigdy nie znajdę. - Stwierdzam z przekonaniem, czym rozweselam i
napełniam dumą mamę Sakury.
- Dobrze, że w końcu ktoś wart tego wszystkiego to
zauważył. - Stwierdza starsza Haruno.
- Przestań, przestań. - Różowo włosa macha
lekceważąco dłonią. - Nie jestem wyjątkowa, ani nic z tych
rzeczy.
- Nawet nie wiesz, jak bardzo jesteś wyjątkowa
kochanie...
Oczami
Saki;
Plątam się po pokoju od dobrych dwóch godzin. Dłużej
tak nie wytrzymam. Najpewniej wykituję gdzieś tutaj i będą
musieli mnie zbierać z podłogi, czy czegokolwiek. Mam pierdzielony,
cholerny, uciążliwy mętlik w głowie. Haruto to zauważył i
niestety nie jest tak dobrze jak wcześniej. Koniec! Saki idiotko,
weź się cholerniku w garść. Nie bądź dygocącą galaretką,
którą zaraz ktoś pożre. Przecież jesteś atrakcyjną i jakże
uzdolnioną kobietą. Nie! Cholera, muszę stąd wyjść...Stawiam
kroki ku drzwiom i gdy je otwieram zamieram z przerażenia?
Dezaprobaty?
- Wpuścisz mnie? - Pyta męski, głęboki i jakże
pociągający głos.
- Nie dość mi dziś już powiedziałeś? - Pytam
oschle.
- Możemy pogadać na spokojnie? Nie chciałem mówić
ci tych wszystkich rzeczy. - Wzdycha ciężko. On jest jakiś dziwny.
Jego zachowanie...nie podoba mi się to.
- Wejdź. - Wzdycham przeciągle i otwieram przed nim
drzwi. - Czego chcesz Haruto? Miejmy już to za sobą.
- Chcę tylko porozmawiać. - Burczy pod nosem, kiedy
zmierza do salonu. Podążam tuż za nim. Jest jakiś nieobecny?
- Więc słucham. Co masz mi do powiedzenia? Znów
jakieś wyrzuty? Słowa wzgardy? Nieumyślne nazwanie mnie łatwą? -
Obrzucam go słowami, które poniekąd dziś wypowiedział.
- Do cholery Saki! Przecież wiesz, że tak wcale nie
myślę! - Krzyczy sfrustrowany, stając przede mną.
- Tak? To co miałeś wtedy na myśli hm? To jest
najgorsze Haruto, już nie wiem co ty możesz sobie myśleć w tej
swojej małej mózgownicy. - Mówię zdesperowana. Może naprawdę
powinnam wskoczyć do łóżka Akinoriemu? Żeby mieć w końcu
święty spokój. Może wtedy miałby dopiero powód, żeby na mnie
najeżdżać.
- Nie Saki, najgorsze jest to, że ja nie mam
kompletnego pojęcia co siedzi w twojej głowie! Nie wiem, czy
przy pierwszej lepszej okazji nie rzucisz mnie w cholerę! - Podnosi
głos, ale dalej brzmi tak pociągająco. Cholera...mam do niego
słabość.
- Może powinnam przy pierwszej lepszej okazji wskoczyć
mu do łóżka hm? - Wypowiadam na głos to co myślę. - Wtedy
będziesz miał rzeczywisty powód, żeby na mnie naskakiwać. -
Oznajmiam cicho. Wiem, że to usłyszał, bo jego usta zacisnęły
się w wąską linię.
- Cholera Saki! Nawet o tym nie myśl. - Mówi ostro,
coraz bliżej przysuwając się w moją stronę. Patrzy na mnie
chłodnym wzrokiem. Niespodziewanie obejmuje dłońmi moją twarz. -
Słyszysz? Nawet o tym nie myśl! - Krzyczy stanowczo, cedząc każde
słowo. Chyba nieźle go wkurzyłam.
- O co ci chodzi człowieku? Przecież już
przewidziałeś jak będzie wyglądać moja przyszłość. Nie
pamiętasz jaką mi rozmowę przygotowałeś w trakcie drogi do domu?
- Mówię cicho i spokojnie. Wpatruję się w niego z lekką kpiną,
co bardziej irytuje chłopaka.
- Ja tylko...Nieważne! - Jestem w ciężkim szoku,
kiedy chłopak robi krok w przód i stanowczo przyciąga mnie do
siebie. Próbuję go odepchnąć, bo jestem nieziemsko wkurzona,
ładnie mówiąc. Niestety nie udaje mi się to i tak bardzo żałuję.
Jeśli zrobi to, co myślę, że zrobi, to momentalnie się rozpłynę.
Oh, to takie okropne uczucie, czuć jego usta na swoich. To takie
okropne, ponieważ jestem na niego wściekła, a on jednym gestem
sprawia, że jestem cała jego. Tak. Ta Saki również może stracić
głowę dla mężczyzny. Boże i to nie byle jakiego mężczyzny.
Nawet nie wiem, w którym momencie zaczęłam oddawać jego wszystkie
pocałunki. Słyszę jego przyspieszony oddech. Mój również taki
jest. Nasze serca zaczynają bić tym samym rytmem. Czuję jak
chłopak powoli i zmysłowo sunie dłonią po moich plecach, a drugą
na pupę. Łapię trochę więcej powietrza w płuca. Cholera! Teraz,
albo nigdy. Powoli wysuwam dłoń i umieszczam ją na jego
umięśnionej klatce piersiowej. Delikatnie popycham go w tył i
widzę jego zmieszaną minę. Nie wie o co chodzi.
- Nie...Haruto. - Mówię dochodząc do siebie. - Tym
razem nie puszczę wszystkiego w niepamięć. Nie tak od razu. -
Tłumaczę.
- Ale...
- Nie ma żadnego, ale. - Mówię władczo. -
Proszę...daj mi trochę czasu. - Wzdycham, kiedy wypowiadam te
słowa, oczywiście z bólem serca.
- Saki... - Zaczyna łagodnie. - Proszę, nie zwódź
mnie za nos. - Odpowiada podniesionym głosem.
- Okey. Daj mi dzień. Przyjdź tu jutro po południu.
Dam ci ostateczną decyzję. - Klamka zapadła, tak czy inaczej.
- Nie pozwól stanąć mu na naszej drodze skarbie. -
Mówi z bólem. Widzę, że okropnie go zraniłam. W sumie on też
dziś zadał mi ból. Nie wiedziałam, że jego słowa mogą mnie aż
tak skrzywdzić.
- Wydaje mi się, że ty już to zrobiłeś. -
Odpowiadam prawie bezgłośnie.
- Bo powiedziałem kilka, głupich słów za dużo?
Dlatego mnie skreślasz? - Pyta zawiedziony.
- Nie sądzisz, że mnie zraniłeś? - Unoszę jedną
brew w górę.
- Tak, masz rację. Pamiętaj jednak, że powiedziałem
to w nerwach. - Broni się.
- Czyli za każdym razem, kiedy będziemy się kłócić,
ty powiesz coś głupiego w nerwach, a ja mam ci tak po prostu
wybaczyć? O nie kochaniutki. Zrobiłeś ze mnie jakąś szmatę. -
Prycham mu prosto w twarz.
- Saki, proszę cię...przepraszam. Tylko tyle mogę
powiedzieć. - Mówi ze skruchą.
Odwraca się ode mnie tyłem i wychodzi. Zostawia mnie
samą. Padam jak długa na kanapę. Moje ręce się trzęsą, myśli
latają, gdzieś w obłokach, a nogi są watowate. Boże, co on ze
mną robi? Istnieje jeszcze ważniejsze pytanie; Co ja do
cholery mam zrobić? Zależy mi na nim i to bardzo, ale czy tak
zawsze będą wyglądały nasze spory? No Saki, jesteś szczęściarą
po prostu. Jak nie wpada tu twój zaborczy chłopak to teraz znów
ktoś dobija się do drzwi. Z wielkim problemem podnoszę się z
kanapy i powoli kroczę do drzwi. Dochodzę pod nie i ciągnę za
klamkę mozolnie. Zamieram ponownie. Krew mrozi mi się w żyłach,
jeśli wiecie o co chodzi.
- Czego ty do cholery jeszcze ode mnie chcesz? - Wypalam
jak armatka wodna.
- Nie wpuścisz mnie? - Obdarzam go kpiącym
uśmieszkiem.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Opieram się o futrynę ze
skrzyżowanymi rękami na piersiach.
- Wiesz? Zawsze uwielbiałem ten twój ton głosu. Jest
taki...seksowny. - Mówi przysuwając się do mnie. Jego głos staje
się uwodzicielski.
- Wiesz? A ja nie cierpię tego twojego głosiku. Jest
taki...irytujący. - Prycham mu w twarz i oddalam się chcąc zamknąć
drzwi. Niestety zatrzymuje je swoją dłonią.
- Jeśli nie chcesz mieć zgniecionej ręki, radzę ci,
zabierz te obrzydliwe łapsko z moich drzwi. - Syczę wściekła.
- Hej, hej, hej ślicznotko, nie tak ostro. - Mówi
śmiejąc się. Niefortunnie obsuwa mi się dłoń i mężczyzna
ponownie otwiera drzwi.
- Możesz sobie stąd iść i zostawić mnie w spokoju?
- Wzdycham z irytacją.
- Nie. - Odpowiada.
- Po co tu przylazłeś Akinori? - Zadaję dręczące
mnie pytanie.
- Nie wiem w sumie. - Odpowiada z półuśmieszkiem.
- W takim razie wróć, jeśli się dowiesz, dlaczego
nie dajesz mi spokoju. - Mówię wyraźnie zirytowana.
- Może...- Zaczyna i podchodzi coraz bliżej. - Chcę,
żebyś...- O nie! Jest zdecydowanie za blisko mnie. -
...przekonała się, co tak właściwie...- Nim się oglądam czuję
jego chłodną dłoń na moim rozgrzanym jeszcze policzku. - ...do
mnie czujesz złotko. - Kończy swój monolog. No nie! Nie wierzę,
że dziś po raz drugi zostaję pocałowana bez żadnego ostrzeżenia!
Nie mniej jednak nie zmienia to faktu, że zaczynam oddawać jego
pocałunki. Zostaję wciągnięta do domu, ale drzwi to oczywiście
nie zamknął. Zastanawiam się tylko, dlaczego to robię? Haruto to
przewidział. No właśnie, Haruto. Ten słodki chłopak o cudownych
ozach i nieziemskim uśmiechu. Nagle odskakuje od Akinoriego, na
którego twarzy gości bezczelny uśmieszek.
- Nigdy więcej tego nie rób. - Uśmiecham się
wrednie.
- Podobało ci się. - Stwierdza pewny siebie.
- Nie.
- Kłamiesz.
- Nie.
- Czemu oszukujesz samą siebie złotko?
- Wiesz czym to dla mnie było? To było jak pocałunek
z obślizgłą rybą. Myślisz, że będzie smaczny, a w
rzeczywistości doznajesz ogromnego rozczarowania. - Stwierdzam
skromnie. Słyszę jego śmiech.
- Naprawdę tak sądzisz? - Pyta podchodząc do mnie. O
nie! Nie ze mną te numery. Wyciągam przed siebie dłoń każąc mu
się zatrzymać.
- Nawet nie próbuj. - Mówię z bezczelnym uśmieszkiem.
- Wytłumaczę ci coś teraz dosadnie okey? Nie wiem, czy twoja pusta
i zarozumiała główka to przyjmie, ale...nie jesteś już obiektem
moich westchnień Akinori. Już nie. - Mój uśmiech nie schodzi mi z
ust, ale za to jego trochę rzednie.
- Już nie. - Powtórzył kpiąco.
- Tak. Jestem już w kimś zakochana po uszy i zgadnij
co! - Entuzjazmowałam się. - To nie jesteś ty. A kiedy mnie
pocałowałeś utwierdziłam się w tym przekonaniu. - Stwierdzam,
sama zdając sobie sprawę z tego, że to co powiedziałam to
najprawdziwsza prawda.
- Żartujesz sobie ze mnie? - Pyta rozwścieczony. Wiem,
że nie cierpi, kiedy ktoś mu odmawia.
- Nie Akinori. Zapomnij o wszystkim, bo nigdy do ciebie
nie wrócę, słyszysz? Nigdy. - Mówię stanowczo. Widzę
jego atak agresji, zaraz wybuchnie.
- Jeszcze się przekonamy złotko. - Cedzi przez zęby i
wychodzi w pośpiechu z mojego domu. Oczywiście trzaska drzwiami, bo
jak można odejść bez spektakularnego widowiska?
Muszę iść do Haruto i to jeszcze dzisiaj. Nie chcę
dłużej zwlekać, nie mogę. Jeśli to zrobię...stracę go, a tego
bym nie chciała. Co ja sobie myślałam? Głupia, księżna Saki nie
potrafiąca zdecydować się w jednej bardzo ważnej rzeczy. Dobrze,
że nasze stosunki nie popsuły się w sposób nie do naprawienia. A
może...mi się tylko wydaje? Może on ze mnie zrezygnował? Ponownie
słyszę dzwonek do drzwi. Czy on czegoś zapomniał? Podchodzę do
nich i zdenerwowana otwieram je nieco porywczo.
- Czego ty... - Nie dokańczam, bo ktoś wcina mi się w
zdanie.
- Słuchaj, nie będę czekał jakiegoś pieprzonego
dnia! - Mówi stanowczo blondyn. Boże, co za zwariowany dzień.
Uśmiecham się pod nosem, na co chłopak odpowiada zdezorientowaniem
i miną wyrażającą; O co ci cholera chodzi?
- Wejdź. - Mówię chichocząc. Haruto robi to o co
proszę.
- Jest ci do śmiechu? - Pyta nieco wkurzony.
- Tak, bo ten dzień jest...nienormalny. - Wzdycham.
- Niby z czym?
- Wróciłeś, chociaż wyszedłeś jakieś dwadzieścia
minut temu. Nawet nie wiesz co może się zdarzyć przez tak krótki
czas. - Wywracam oczami, a na twarzy chłopaka pojawia się
zakłopotanie i namiastka przerażenia.
- Z-zrobiłaś to? - Zająknął się.
- To znaczy co? - Pytam z niewinnym uśmieszkiem.
- Przespałaś się z nim? - Wyrzuca z siebie.
- No coś ty! - Karcę go i widzę jak jego mięśnie
nieco się rozluźniają.
- W takim razie co? Zrywasz ze mną? - Pyta gniewnie.
- Wyobraź sobie, że tu był. - Rzucam spokojnie, a on
znów sztywnieje.
- Akinori. - Stwierdza.
- Nie, duch święty. - Widzę jego zażenowanie na
twarzy. - Jasne, że on. - Wzdycham i biorę głęboki wdech. -
Pocałował mnie. - Przyznaję. Jego wargi się rozchylają, a dolna
drży ze zdenerwowania.
- Wiedziałem, że tak to się skończy. Do zobaczenia.
- Mówi mijając mnie. Zatrzymuję go, chwytając za jego przedramię.
Odwracam go w moją stronę i widzę jak jego piękne oczka
wypełnione są bólem.
- Daj mi skończyć dobrze? - Nie czekając na jego
reakcję kończę swoją wypowiedź. - Odepchnęłam go. Zdałam
sobie sprawę z tego, że...pochłonąłeś mnie całkowicie Haruto.
Nie wiem jak mogłam być taką idiotką i nie zauważyć, że to
właśnie ciebie kocham. - Uśmiecham się czule i nie czekając aż
coś mi odpowie składam na jego wargach nieśmiały pocałunek.
Kiedy staram się odsunąć, chwyta mnie za biodra i całuje mnie
namiętnie.
- Myślałem, że...
- Rzucę się na tego dupka? Nieee skarbie. Ty jesteś
dla mnie najważniejszy. - Przerywam mu. Patrzę w jego oczka i
wtulam się w niego bardzo mocno.
- Kocham cię Saki. - Czuję jego delikatny pocałunek
na czubku głowy.
- Ja ciebie też Haruto. - Wzdycham i wtulam się
jeszcze mocniej w jego boskie ciałko.
Oczami
Naruto;
- Otworzysz to w końcu skarbie? - Pyta. Leżymy u niej
na łóżku. Ona wtulona we mnie, leżąca na moim barku, a ja
bawiący się jej pięknymi włosami. Jest nam po prostu dobrze. Nie
chcę się ruszać, żeby otwierać cholerny testament.
- Jest mi tak wygodnie, że nie chce mi się ruszać. -
Odpowiadam zgodnie z prawdą uśmiechając się przy tym.
- Wiesz, że w końcu będziesz musiał ruszyć to
dupsko?
- Ah tak? Dlaczego to?
- Bo nie wypuszczę cię stąd dopóki tego nie
przeczytasz. - Mówi zdecydowana.
- W takim razie mogę leżeć tu wieczność. -
Chichocze.
- Hmm, wiesz...trzeba coś jeszcze jeść i się myć.
- Auć! Twierdzisz, że śmierdzę? - Pytam z udawaną
urazą.
- Nie skarbie. Ty pachniesz i to bardzo odurzająco. -
Wyznaje szczerze.
- Oh, naprawdę?
- Naprawdę.
- Ty za to, jesteś dla mnie jak narkotyk. - Mówię z
uśmiechem na ustach.
- Miło słyszeć. Wydaje mi się, że tak właśnie
powinno być. - Stwierdza.
- Czyli jak? - Pytam.
- Powinniśmy się przyciągać choć nie wiem co. -
Całuję jej czubek głowy.
- Dobra. Wypuść mnie kobieto. - Uśmiecham się.
Sakura powoli wstaje ze mnie i zanim siada na łóżko, składa
całusa na moich wargach. Odsuwa się z uśmiechem i siada obok mnie.
Unoszę się i wyciągam dłoń w stronę szafki nocnej. Biorę w
dłoń sporą kopertę i patrzę na nią przez chwilę.
- Wiesz, że tam nie musi być nic strasznego głąbie?
- Zadaje mi pytanie wyrywając z transu.
- Nie twierdzę tak skarbie. - Odpowiadam z
półuśmiechem. - Po prostu ciężko mi wyciągnąć coś, co tam
siedzi i rozdrapywać stare rany.
- Wiem o co ci chodzi. - Czuję na swoich barkach jej
ciepłe dłonie i ogarnia mnie miłe uczucie.
- Będę czytał coś, co zostawili po sobie przed
śmiercią. To jedyna rzecz, która mi po nich została...Po prostu
dziwnie się czuję. - Stwierdzam. - Tyle lat żyłem w niewiedzy, a
tu proszę. Dowiaduję się o jakimś testamencie.
- Jestem z tobą kochanie. - Uśmiecham się do niej i
powoli zaczynam otwierać kopertę. Zaczynam od złamania pieczęci,
która jest symbolem mojego klanu. Zaglądam do środka i troszkę
się dziwię. Tutaj nie ma tylko listu. Jest coś jeszcze. Wysypuję
zawartość koperty na łóżko i patrzę zdziwiony na Sakurę.
- Co to do cholery jest? - Pyta zdezorientowana.
- Nie wiem, ale zaraz pewnie się dowiemy. - Odpowiadam
spokojnie i przyglądam się wysypanej zawartości koperty
zaintrygowany. Tego się nie spodziewałem...
******
Ohayo! Witajcie Kochani! Hmm, przepraszamy Was bardzo, naprawdę bardzo za to, że pojawiamy się po tak cholernie długiej - najdłuższej w historii przerwie. Miałyśmy zawalenie głowy i nawet nie było, kiedy czego napisać. Hmm, nie zdziwimy się jeśli będzie tu może z cztery komentarze, bo pewnie już zapomnieliście o tym blogu, ale spróbować zawsze warto :D Będzie nam ogromnie miło, jeżeli jednak zostawicie po sobie ślad ;) Jeszcze raz, wybaczcie nam Kochani! Mamy przeogromną nadzieję, że rozdział się spodobał. Pozdrawiamy i do następnego robaczki! :*
Rodzial jeden z najlepszych jaki czytalam. Cieszy mnie fakt, ze w koncu Saki definytywnie skonczyla z Akinorim i zajela sie Haruto. Co do spadku Naruto po rodzicach strasznie mnie ciekawi co bylo w tej kopercie. Nie moge sie doczekac kolejnego rozdzialu. Zycze weny :)
OdpowiedzUsuńspoko rozdział. Trochę przegadany ale jest dobrze.. Ciekawi mnie jaki ruch wykona Akinorii oraz co będzie w tej kopercie . Pozdrawiam i weny życzę. ;*
OdpowiedzUsuńLee, ty mi lepiej odpisuj na fb
Usuńamasterasu//
Dziewczyny nigdy nie porzuce tego bloga, Ponieważ jest zbyt fajne opo.. Saki odrzuciła akinroi'ego ciekawi mnie co będzie w następnym rozdziale. Również pozdrawiam i życzę weny. ;*
OdpowiedzUsuńAmasterasu//
amasterasu :*
Opowiadanie świetne trochę bawil mnie momet z Saki jak co chwile przychodzili do niej chłopacy, ciesze się że Saki wkońcu wybrała haruto, ciekawi mnie też co było w kopercie. Niemogę się doczekac kolejnego rozdziału, zecze dużo weny Gulbiszonka.
OdpowiedzUsuńJak zawsze swietnie. Czytam tego bloga od 3 dni i juz wszytko przeczytane. Czekam na wiecej.Masz talent ;p
OdpowiedzUsuńmacie*
UsuńSzlag mnie trafi normalnie!
OdpowiedzUsuńKończyć w takim momencie?
Czy wy serca nie macie?
[dead]
Kiedy next ?
OdpowiedzUsuńJeśli jutro znajdziemy chwilę na dopisanie notki, to pewnie w Niedzielę ;)
Usuń