Kiedy
ostatni raz rozmawiałem z Tsunade-baachan powiedziałem jej, żeby
rozwiała na mój temat różne plotki, które sam także będę
rozsiewał. Ciekawe, czy Akatsuki znajdzie mnie tak szybko jak sam
tego chcę...
Dwa
lata później...
Oczami
Naruto;
Siedzę
właśnie w małej restauracji, w której jem obiad. Mój wygląd
troszeczkę się zmienił przez te dwa lata. Mam nieco dłuższe
włosy, moje ciało również się zmieniło. Stałem się bardziej
umięśniony. Można powiedzieć, że mój ubiór pozostał
niezmieniony, choć noszę się bardziej uwodzicielsko. Charakter
także nie pozostał taki jak dawniej. Dwa lata to szmat czasu, dla
samotnego człowieka. Wydaje mi się, że obecnie nie przywiązuję
się tak szybko do ludzi, jak robiłem to dawniej. Ostrożnie
dobieram sobie przyjaciół i narobiłem sobie dużo wrogów, ale to
nic. Ahh, zapomniałem wspomnieć. Jestem strasznie roztrzepany. Do
tej pory szanowne Akatsuki się po mnie nie zgłosiło. Uhh co za
szkoda. No cóż, troszeczkę się przeliczyłem co do nich.
-
Podać coś jeszcze? - Pyta stojąca obok mnie kelnerka.
-
Nie, dziękuję ślicznotko. - Uśmiecham się zadziornie. - Jeśli
byłabyś tak miła to mogłabyś przynieść mi rachunek.
- Już
się robi Panie Uzumaki. - Uśmiecha się i schodzi mi z pola
widzenia. Kończę swój posiłek i czekam na cholerny kwitek. Po
chwili na szczęście zjawia się kelnerka.
-
Płaci Pan trzysta jenów. - Wyjmuję portfel z kieszeni spodni i
przeszukuję go. Znajduję wyżej wymieniony banknot i podaję
kobiecie.
-
Dziękuję za miłą obsługę. - Mówię i wychodzę z restauracji.
Zmierzam właśnie do swojego tymczasowego obozowiska. Znajduję się
w jakimś małym miasteczku. Urzęduję tu jakieś siedem miesięcy,
z tego co dobrze pamiętam. Podążam właśnie laskiem, w którym
nikogo nie ma. A nie...chwilka. Jednak ktoś tu jest. Zamykam oczy i
próbuję się skupić. Po chwili wyczuwam potężną chakrę.
Zatrzymuję się w miejscu.
- A
jednak o mnie nie zapomnieliście huh? - Pytam głośno.
-
Widzę, że kryć się już nie musimy. - Odpowiada jeden z trzech.
Po chwili wszyscy stają naprzeciw mnie.
- Po
tym jak rozwaliłem waszego szefuńcia Paina, wy nadal się na mnie
zasadzacie? Chcecie zginąć panowie? - Pytam pewny siebie.
-
Pain nie był tak silny jak my szczeniaku hm! - Mówi blondynka, albo
blondyn? Nie wiem, ma długie włosy.
-
Wybacz, zadam ci pytanie. - Uśmiecham się złośliwie. - Zupełnie
nie mam pojęcia jak się do ciebie zwracać. Jesteś dziewczyną? -
Widzę złość malującą się na jego twarzy.
-
Kpisz sobie ze mnie?! Kakuzu trzymaj mnie, bo ta walka zacznie się
wcześniej!
-
Zamknij się Deidara! Nie po to tu przyszliśmy. - Odzywa się jakiś
szaro włosy typek.
-
Hidan, nie możecie po prostu zamknąć się obydwaj? - Zabiera głos
prawdopodobnie Kakuzu, czy jak mu tam.
-
Hmm, jak tak sobie myślę to chyba o was gdzieś czytałem. Czy nie
tylko wy już zostaliście?
- To
nie ma znaczenia, ale jeśli chcesz wiedzieć to nie zostaliśmy
tylko my. Jest jeszcze nasz szef hm. - Mówi blondyn.
-
Załatwienie was to powinna być bułka z masłem. Wiem, że muszę
szczególnie uważać na ciebie. - Wskazuję na szaro włosego. -
Hidan tak? - Mężczyzna zaczyna się śmiać.
-
Będziesz dobrą ofiarą. - Mówi już nieco spokojny. Całe
szczęście, że się przygotowałem. Gdyby nie ten rok, mógłbym
zginąć na miejscu.
-
Jeszcze zobaczymy kto tu będzie ofiarą panowie. - Śmieję się.
-
Atakujecie razem czy oddzielnie? - Złączam ze sobą dłonie i
pstrykam palcami dla rozgrzewki. Jak się spodziewałem pierwszy
rusza na mnie blondyn, wsadza dłonie w kieszonki i po chwili wyjmuje
z nich małe pająki, które na mnie napuszcza. Jak się zaraz
okazuje, jeden z nich wybucha mi prosto przed nogami. Na szczęście
zdążam odskoczyć na drzewo.
-
Gotowy mój przyjacielu?! - Pytam siebie samego i po chwili dostaję
znaczącą odpowiedź z mojego wnętrza.
-
Ruszaj młody! - Po chwili moje ciało pokrywa
się złotawym kolorem, a na moich ubraniach ukazuje się płachta.
Dobrze myślicie, przez ten czas dogadałem się z Kuramą i mamy
bardzo dobre stosunki. Ale wracając do pola bitwy. Z zawrotną
szybkością ruszam na kolesia z tą dziwną bronią. Hmm, Hidan
chyba się nazywa. Koleś zupełnie nie spodziewa się mojego ataku,
po prostu jestem zbyt szybki. Zaciskam pięść i wbijam go jednym
uderzeniem w pobliskie dwa drzewa. Drugim ciosem przebijam jedno
serce Kakuzu. Nie mogę pozwolić sobie na odpoczynek, bo zginę.
Dużo się oczytałem na ich temat i wiem, że są niebezpieczni. Na
szczęście chyba wiem jak szybko ich pokonać.
-
Gdzie on do cholery jest hm?! - Pyta blondyn, który po chwili
zostaje przeze mnie uderzony w brzuch.
-
Czemu nikt nam nie powiedział, że działa razem z Kyuubym? - Pyta
obolały Hidan.
- Bo
może nikt nie wiedział idioto hm?!
-
Spokój! - Krzyknął Kakuzu. - Skupcie się, bo w przeciwnym wypadku
będzie niedobrze. - Po chwili wychylam się zza krzaków i ruszam na
zielonookiego. Staje się coś bardzo dziwnego, bo mężczyzna
odparowuje mój atak i przy tym mocno obrywam w brzuch. Wypluwam
strużkę krwi i teraz to ja wbijam się w drzewo. Nie dane jest mi
chwilę odpocząć, bo obrywam drugi raz od blondyna. Widzę
zbliżającego się Hidana, ale na szczęście teleportuję się na
drzewo, w które wbiłem kunaia. Muszę pozbyć się choć jednego z
nich, tego najniebezpieczniejszego. Zostało mi zwabić go we
wcześniej przygotowaną pułapkę. Ruszam z ukrycia i zaczynam
napierać na Hidana. Walczymy taijutsu, w sumie muszę przyznać, że
jest całkiem niezły w te klocki. W końcu znajdujemy się w
najlepszej pozycji i miejscu. Chwytam za katanę uczepioną do moich
pleców i jednym precyzyjnym cięciem, za pomocą Futonu pozbawiam
głowy swojego przeciwnika. Teraz zostało mi jeszcze tylko jedno.
- Ej
no! Chłopaki, on odciął mi głowę! To nie fair! - Krzyczy. Rzucam
w jedno wcześniej przygotowane miejsce kunaia z notką wybuchową.
Po chwili przede mną robi się wielki krater, do którego wpada
tułów mężczyzny. Zbliżam się szybko do jego głowy i mocnym
kopniakiem posyłam ją do wądołu.
- Nie
możesz tego zrobić szczeniaku! - Krzyczy.
- A
właśnie, że mogę. - Rzucam w to miejsce jeszcze jednego kunaia i
po chwili ziemia zapada się. To był jedyny sposób na pokonanie
tego nieśmiertelnego pajaca. Kiedyś rozmawiałem na jego temat z
Shikamaru. To on podpowiedział mi co by zrobił, aby go pokonać.
- No
to zostało was dwóch. - Uśmiecham się odwracając przodem do
moich przeciwników.
- Z
nami nie pójdzie ci tak łatwo hm! - Odzywa się Deidara.
- To
się jeszcze okaże. - Mówię złośliwie się uśmiechając.
Składam dłonie w odpowiednią pieczęć i po chwili obok mnie
zjawia się mój klon, który biegnie prosto na blondyna. Sam
postanawiam uporać się z zielonookim. Zielonooki... przed oczami
ukazuje mi się obraz pięknych, soczyście zielonych tęczówek. Te
oczy są cholernie magnetyzujące. Przez moją nieuwagę obrywam
całkiem mocno z macek, które wypuszczają się z paszczy Kakuzu.
Swoją drogą to strasznie obrzydliwe, ale cóż, dużo rzeczy już
widziałem na tym świecie.
- Nie
rozpraszaj się młody! Postaraj się, a będziemy wolni. -
Słyszę głos w mojej podświadomości.
-
Tak, wiem Kyuu. Po prostu głupio się zdekoncentrowałem. Miej oczy
i uszy szeroko otwarte, potrzebuję twojej pomocy w razie czego.
Trzech na jednego to trochę za dużo wrażeń jak na jeden dzień. -
Wzdycham.
- E
e. Zapomniałeś o czymś młody. Trzech na dwóch. Nie myśl sobie,
że daję ci wolną rękę, szczególnie teraz, gdy nadal jesteś
osłabiony.
- To
nie moja wina, że mam tylu wrogów. W końcu któryś wynajął
całkiem niezłego zabójce.
-
Gdyby nie ja to nie wiem co by zostało z tego chłopaka. Wiem, że
jak jesteś bardzo poraniony to budzi się w tobie bestia, ale bez
przesadyzmu młody.
-
Ojeju Kyuu. Ile razy mam przepraszać? Nie chciałem tego zrobić. -
Tłumaczę się.
-
Czemu rozprawiamy jakieś tematy podczas bitwy, a szczególnie, że
właśnie twoje ciało wbija się w ziemię? Przełóżmy tą
pogawędkę na inny czas. Teraz trzeba zająć się wrogiem.
-
Dobra, ale przyznasz, że nieźle poradziłem sobie z tym
nieśmiertelnym. - Uśmiecham się.
-
Spadaj!
-
Okey, okey. Nie złość się tak. - Powracam do rzeczywistości, w
której leżę właśnie na ziemi. Wszystko byłoby fajnie, gdyby ten
dziwak nie zbliżał się do mnie z zawrotną szybkością. Zanim
zdążam się podnieść widzę lecące w moim kierunku macki.
Machinalnie przyklękam na kolanie i bronię twarz. Macki w
zetknięciu z moim kunaiem nasiąkniętym chakrą Futonu, odrywają
się od właściciela. Kiedy spoglądam na nie kątem oka nadal się
ruszają, przyznam, że to całkiem przerażające. Zniszczyłem mu
już jedno serce, ale myślę, że z resztą może pójść całkiem
łatwo. Muszę tylko użyć takiej techniki, która go rozgromi.
Powoli podnoszę się z ziemi i ocieram z ust spływającą krew.
Widzę jak z faceta wychodzą dziwne stwory. Jeden z nich tworzy kulę
ognia, a drugi wspomaga ją wiatrem. Nie mam za dużo ruchów, w
szczególności, że to zbliża się naprawdę bardzo szybko. Składam
dłonie i z ledwo biedą przenoszę się na drzewo, w które
wcześniej wbiłem kunaia. Niestety nie obywa się bez obrażenia.
Czuję rwący ból na prawym przedramieniu. Spoglądam w to miejsce i
widzę poparzoną skórę.
-
Cholera! Kyuu, nie możesz tego uleczyć? - Pytam mojego przyjaciela.
-
Sory młody. Próbowałem, ale nie mogę. Coś jest nie tak z tymi
maskami. Nie jestem w stanie ci w tym pomóc. Korzystaj z mojej
chakry póki możesz. Wiesz, że robimy to od niedawna i mamy
ograniczony czas.
-
Tak, tak. Mam nadzieję, że starczy na pokonanie tego obrzydliwego
gościa. - Wracam myślami na pole bitwy i od razu dostrzegam przed
sobą maskę wiatru. Z zawrotną szybkością przemieszczam się na
pobliskie drzewo. Niestety obrywam w nogę. Jest to powierzchowna
rana, ale jednak. Kyuu ma rację, jestem cholernie osłabiony.
Stawiam wszystko na jedną kartę i podbiegam do maski przed sobą.
Jak się zaraz okazuje, jest to natura wody. Bez zastanowienia
przebijam ją swoją techniką Futon Kaze no ha. Moje ostrze z chakry
precyzyjnie przygwożdża maksę do skarpy ziemi. Jeśli się nie
mylę zostały jeszcze trzy. Jestem tak skoncentrowany, że nigdzie
nie widzę Kakuzu. Odwracam się za siebie i dostaję z pięści w
twarz. Odruchowo łapię się w to miejsce. Jego ręka jest
nienaturalnie twarda. Rozglądam się i nie widzę nigdzie masek.
Musi to oznaczać, że wszystkie wróciły do swojego właściciela.
Nim zdążam zlecieć na ziemię obrywam drugi raz, ale w podbrzusze.
Natychmiastowo teleportuję się na drzewo. Bez odpoczynku ruszam na
swojego przeciwnika. Teraz, albo nigdy. Tworzę Rasenshurikena i
rzucam nim w oponenta. Niestety mój atak zostaje ominięty, ale nie
zniechęcam się tym. Ponawiam czynność i tym razem przynosi ona
jakieś efekty. Widzę jak mój przeciwnik potyka się o własne
macki i zostaje trafiony moją techniką. Siła wybuchu jest tak
wielka, że odrzuca mnie w tył i spadam na plecy. Czuję, że mój
klon zostaje odwołany. Biorę się w garść i z wielkim bólem
wstaję z ziemi. Podnoszę się na drżących nogach, ale liczą się
przecież chęci i czyny nie? Rozglądam się i w pobliżu widzę
zbliżającego się do mnie blondyna. Ugh, z tym typkiem może być
najciężej.
- Ze
mną tak łatwo ci nie pójdzie! - Krzyczy, kiedy rzuca we mnie
wybuchowe ptaki. Z wielkim trudem omijam atak robiąc kilka salt w
tył. Kiedy łapię równowagę orientuję się, że Deidara jest
niedaleko mnie. Zbieram się w garść i napieram na niego taijutsu.
Jak mogłem się spodziewać, chłopina nie jest zbyt dobry w te
klocki. Obrywa ode mnie kilka razy pod rząd i kiedy już kolejny raz
ma mi się udać obić jego mordę, niespodziewanie odskakuje na
jakiegoś latającego stwora. Spoglądam w górę i widzę jak
mężczyzna zrzuca w dół kilkaset małych pajączków. Niektóre
stykając się z ziemią od razu wybuchają. Używam wielkiej łapy
Kyuubiego i odbijam się wysoko ponad ziemię. Widzę jeden wielki
wybuch. Czyżby wszystkie w tym samym czasie...
-
Witaj przydupasie. - Mówi pojawiający się za mną blondyn.
Odwracam się szybko i staram jak najdalej odsunąć. Przede mną
wybucha jakiś jaszczur. W wyniku eksplozji, niekontrolowanie spadam
w dół. Kiedy moje ciało spotyka się z zimną ziemią, czuję, że
moje kości nie są w najlepszym stanie.
-
Teraz zaprezentuję ci coś specjalnego! - Krzyczy z góry. Mężczyzna
stoi na latającym ptaku. Po chwili wkłada dłonie w kieszenie od
spodni i wyciąga z nich glinę, którą zaraz bierze do buzi. Połyka
ją i za chwilę nią pluje. Patrzę na to wszystko próbując się
podnieść. Udaje mi się tylko przykucnąć na kolanie. Widzę, że
niecałe pięćdziesiąt metrów przede mną tworzy się wielka
postać. Jak się okazuje, po skończeniu wygląda identycznie jak
Deidara.
-
Poznaj prawdziwą sztukę! Sztukę wybuchu! - Słyszę specyficzny
odgłos tykającej bomby, która za chwilę wybuchnie. W spowolnionym
tempie widzę, jak to coś się rozsadza. W ostatniej chwili wykonuję
pieczęcie i przenoszę się w miarę daleko.
-
Dobrze, że wcześniej powbijałeś wszędzie kunaie. Inaczej byłbyś
już trupem.
-
Kyuu, nie mam już siły, czuję, że tracę twoją chakrę. - Mówię
totalnie wykończony.
-
Wiem młody. Dużo jej nie zostało. Starczy na powrót do tego
palanta.
-
Czyli twierdzisz, że jak tam wrócę to mogę umrzeć?
-
Musimy być przygotowani na wszystko. Może zostanie coś jeszcze na
ostatni atak i to wszystko.
- W
takim razie do dzieła Kyuu. - Kiedy mam pewność, że już nic mi
nie grozi wracam na pole bitwy. Używam zaskoczenia i zadaję atak
moimi ostatkami chakry.
-
Futon Kingyoso! - Przede mną pojawia się majestatyczny lew, który
z zawrotną szybkością mknie ku przeciwnikowi. Widzę, jak moja
technika zwala z nóg Deidare. Jego ptak znika, a on sam spada na
ziemię. Mogę powiedzieć to samo o sobie. Z braku jakiejkolwiek
chakry zlatuję w dół całkiem bezwładnie. Kiedy odbijam się od
ziemi czuję jakąś ulgę. Powoli, na drżących nogach unoszę się.
Naprzeciw mnie dostrzegam Deidarę. Ciężko dyszy, ale powoli staje
na nogi. Uśmiecha się złowieszczo.
-
Teraz przekonasz się co to prawdziwa sztuka hm! - Blondyn sięga do
kieszeni i wybiera z niej resztki gliny. Drugą dłonią rozplątuje
szwy na swojej odkrytej klatce piersiowej. Po chwili z tego miejsca
wystaje ogromny język, który pożera glinę. Widzę jak chłopak
całkowicie zanika zmieniając się w czarną kulkę. To chyba już
koniec Uzumakiego Naruto.
-
Wybacz Kyuu. - Mówię i opieram się o stojące za mną drzewo. Nie
mam siły na ucieczkę. Zamykam oczy i czekam na to co ma nastąpić.
Słyszę coraz to szybszy charakterystyczny dźwięk. Po chwili czuję
na skórze powiew gorącego wiatru. Otwieram oczy i doznaję szoku.
Przed sobą, gdzieś daleko widzę wiązkę ognia, który pnie się w
górę.
-
Myślałeś, że dam ci zginąć? - Wzdrygam się na ten doskonale
znajomy głos. Myślałem, że już się uwolniłem, ale grubo się
pomyliłem. Przeszłość prędzej czy później dopadnie człowieka.
Powoli odwracam się do tyłu. Widzę go z powrotem po dwóch latach.
Nic się nie zmienił.
- Co
ty tu robisz? - Jąkam się.
- Nie
przywitasz się tak jak należy? - Uśmiecha się.
-
Zostawmy uprzejmości na potem. Co tu robisz tato?
-
Znalazłem cię i teraz wracasz ze mną do domu. W sumie nie masz
innego wyjścia.
-
Oszalałeś? Nie chcę wracać do Konochy. Napisałem o tym
Tsunade-baachan.
-
Wiem o tym. Kiedy poprosiłem o zgodę na poszukiwania powiedziała,
żebym sprowadził cię żywego bądź martwego.
- Nie
mogę wrócić, przynajmniej nie teraz.
-
Dlaczego?
- Mam
tu niedokończone sprawy.
- O
jakich sprawach rozmawiamy?
-
Zaraz zobaczysz. Chodź ze mną. - Zaczynam wlec się do jednego z
domów w centrum wioski.
-
Chcesz iść w takim stanie? - Pyta zatroskany.
- To
niedaleko. Zaledwie kilka kroków. Cóż za szczęście, że
przeniosłeś nas na te dogodne miejsce. - Mówię ironicznie.
Zatrzymuję się przed czerwonymi drzwiami. Unoszę obolałą dłoń
w górę i zaczynam pukać. Po zaledwie dwóch minutach w progu staje
dziewczyna w moim wieku. Ma brązowe włosy i piwne oczy.
-
Cholera! Jak ty wyglądasz! - Krzyczy na powitanie.
-
Wybacz, że mnie takiego widzisz. Właśnie pokonałem trzech
potężnych shinobich. Jak na taką walkę i tak nieźle wyglądam. -
Uśmiecham się krzywo. Dziewczyna wychodzi do mnie na zewnątrz i od
razu wpija się w moje usta.
- Ty
głuptasie! Mówiłam, żebyś na siebie uważał. - Mówi odsuwając
się. Spogląda za mną, chyba dostrzegła już mojego gościa.
-
Hmm, Naruto to twój brat?
- Nie
kochanie, to mój ojciec. - Mówię spokojnie.
-
Ahh, bardzo Pana przepraszam. Jest Pan bardzo młody jak na ojca.
- Nic
nie szkodzi. Nie przejmuj się tym. - Zawiesza się na chwilę. -
Zdaje się, że jesteś dziewczyną mojego syna?
- Tak
proszę Pana. - Odpowiada uśmiechnięta.
- Oh,
przepraszam, gdzie moje maniery. - Śmieje się. - Zapomniałem się
przedstawić. Nazywam się Namikaze Minato.
-
Miło Pana poznać. - Odwzajemnia uśmiech. - Mam na imię Hayata
Ayako.
-
Możemy darować sobie te uprzejmości? Czuję, że zaraz zemdleję.
- Mówię nadzwyczaj spokojnie. Czuję, że kręci mi się w głowie.
- O
o, wiedziałem. - Po chwili przed oczami robi mi się totalnie
ciemno. Jedyne co czuję to silny uścisk mojego ojca.
Oczami
Sakury;
Siedzę
w jadalni razem z moją mamą. Przyszedł czas na kolację, więc
siedzimy i przy okazji spokojnie rozmawiamy.
-
Przedwczoraj dostałam list od Minato. - Wzdrygam się na to imię.
Nabieram zapiekankę na widelec i powoli ją zjadam.
-
Tak? Co ciekawego napisał? - Pytam z nieukrywaną ciekawością.
Moje stosunki z mamą i blondynem znacznie się polepszyły.
Dziewiętnaście lat na karku sprawia, że człowiek coraz bardziej
mądrzeje i jego charakter trochę się zmienia.
-
Napisał, że znalazł Naruto i że wraca do domu. - Na imię
chłopaka moja mina rzednie. Czuję się strasznie dziwnie i
odechciewa mi się jeść. Odkładam widelec na talerz.
-
Ehm. - Odchrząkuję. - Ile zajmie im powrót?
- Nie
wiem skarbie. Minato uratował go przed śmiercią. - Moje ciało
sztywnieje.
-
P-przepraszam, że co?
-
Kiedy Minato go znalazł Naruto był wyczerpany, a jego przeciwnik
zrobił z siebie bombę. Gdyby nie rozwaga mojego męża ten głupek,
bo inaczej nazwać go nie można, dawno nie istniałby na tym
świecie. - Wzdycha.
-
Wiem, że wciąż się o niego martwisz. Mamo, on nawet się z wami
nie pożegnał.
-
Skarbie. Byliśmy wtedy pokłóceni, pamiętasz? To nie był fajny
czas w naszym życiu. Miał powody, żeby tak postąpić.
- Nie
usprawiedliwiaj go, proszę. - Mówię i wstaję od stołu, bo słyszę
dzwonek do drzwi. Mijam stół i przechodzę do korytarza. Podchodzę
do drzwi i od razu je otwieram.
- Hey
Sakurcia! - Krzyczy blondynka.
- Hey
Ino. Co tam? - Pytam.
-
Przyszłam u ciebie posiedzieć, mogę?
-
Oczywiście przygłupie! Jeszcze się pytasz? - Wpuszczam dziewczynę
do środka.
-
Ohayo Pani Namikaze! - Moja przyjaciółka wydziera się na
korytarzu.
-
Witaj Ino! - Odpowiada moja mama.
- My
pójdziemy na górę! Nie jestem już głodna! - Krzyczę i ciągnę
za sobą blondynkę. Po chwili wchodzimy do mojego pokoju.
-
Sakura, czemu jesteś jakaś dziwna? - Pyta blondynka siadając na
kanapę.
- Aż
tak widać?
- Na
pierwszy rzut oka dziewczyno! Kiedy wlazłam do domu od razu coś
zauważyłam. Opowiadaj. - Rozkazuje.
-
Moja mama dostała list od Minato, w którym pisze, że znalazł na
wpół żywego Naruto. - Widzę skrzywioną minę, która pojawia się
na twarzy dziewczyny przy wyżej wspomnianym imieniu.
-
Żartujesz sobie?!
-
Nie.
-
Iii... co pomyślałaś, kiedy dowiedziałaś się, że pewnie
niedługo wróci?
-
Uhh, nie wiem. Sama nie wiem Ino. - Wzdycham. Biorę poduszkę do
ręki i się w nią wtulam.
-
Zabiło ci szybciej serduszko? - Pyta z uśmieszkiem.
-
Ino, naprawdę nie mam pojęcia. Nie jestem już tą samą Sakurą co
dwa lata temu.
-
Wiem skarbie. Wszyscy się zmieniliśmy, ale twierdzę, że ty
najbardziej. - Wzdycha.
-
Cholera, sama nie wiem co o tym myśleć.
-
Kochanie, zobaczymy co będzie jak go zobaczysz. - Uśmiecha się.
-
Taaa. Zmieniając temat. - Uśmiecham się zadziornie. - Co tam u
ciebie i Sasuke? Jesteście ze sobą już od dwóch lat.
- Od
dwóch i pół skarbie. - Mruga do mnie.
- No
i co? Jesteście już pełnoletni, nie chcecie od siebie czegoś
więcej? - Dopytuję z ciekawości.
-
Właściwie to niedawno o tym rozmawialiśmy. - Dziewczyna nie ukrywa
szczęścia.
- No
powiesz w końcu? - Kiedy Ino otwiera usta, słyszymy jakiś radosny
okrzyk, a później głos mojej mamy.
-
Dziewczyny, chodźcie na dół! - Patrzymy na siebie z blondynką.
-
Wiesz o co może chodzić? - Pyta.
- Na
mnie nie patrz. Mojej mamie zawsze coś odwala. - Śmiejemy się i
znów słyszymy moją rodzicielkę.
- No
pospieszcie się!
- Idź
pierwsza. - Mówię do Ino. Dziewczyna wstaje z kanapy i podąża do
drzwi, a ja za nią. Wychodzimy na korytarz i powoli schodzimy ze
schodów.
-
Koniecznie musisz mi opowiedzieć jak wrócimy na górę. - Mówię w
trakcie schodzenia.
- No
coś ty? - Wybuchamy niepohamowanym śmiechem. Przerywa go widok,
który widzimy na dole. Stoimy na półpiętrze i już dostrzegamy
osoby stojące w wejściu. Moje serce nie wiedzieć czemu ciągle
przyspiesza, jakby zaraz miało rozerwać moją klatkę piersiową.
Schodzimy jeszcze niżej i dostrzegamy twarze wszystkich
zgromadzonych. Zawieszam wzrok szczególnie na jednej. Można
powiedzieć, że wlepiam w niego swój wzrok. Po chwili nasze
spojrzenia się krzyżują, a ja zamieram w bezruchu. Gdyby nie Ino
pewnie stałabym tak dalej.
-
Naruto! - Krzyczy i zbiega do blondyna.
-
Mała! - Chłopak oddaje jej uścisk, a zaraz całuje ją w policzek.
Powoli schodzę na korytarz i staję obok Ino. Wypada się jakoś z
nim przywitać, ale czuję, że moje gardło nie jest w stanie na
chwilę obecną czegoś wydusić. Moja przyjaciółka oswobadza się
z objęć blondyna. Teraz jego wzrok zostaje skierowany na moją
skromną osobę.
-
Sakura, jak miło cię widzieć. - Uśmiecha się i to on robi
pierwszy krok. Podchodzi do mnie i zamyka w niedźwiedzim uścisku.
Czuję, że moje serce bije znacznie szybciej niż kiedyś. Oddaję
jego uścisk.
- Też
miło cię widzieć Naruto. - Mówię, kiedy się od siebie odsuwamy.
Podchodzę znacznie bliżej Ino. Nagle do domu wchodzi jakaś brązowo
włosa dziewczyna, a za nią Minato. Piwnooka ma ze sobą jakiś
bagaż. Naruto się do niej uśmiecha i szybko podchodzi. Obejmuje ją
w pasie.
-
Ehm. Chciałbym wam przedstawić Ayako. Moją dziewczynę. - Moje
serce przyspiesza jeszcze bardziej. Z zaskoczenia zamykam w uścisku
nadgarstek mojej przyjaciółki. Spoglądamy na siebie. Obie jesteśmy
w cholernym szoku. Pierwsza podchodzi do niej oczywiście moja mama.
-
Miło cię poznać, mam na imię Mebuki. - Moja rodzicielka wita się
z dziewczyną przytulając się.
-
Dużo dobrego o Pani słyszałam. - Uśmiecha się dziewczyna.
Spogląda w moją stronę. - A ty jesteś...
-
Sakura, moja siostra. - Wcina się w jej zdanie Naruto. Zamieram na
słowa moja siostra. Przecież on nigdy nie używał tego
określenia. Mimo wszystkich moich emocji przybieram sztuczny
uśmiech. Nauczyłam się kryć swoje uczucia.
-
Tak. Miło cię poznać Ayako. - Dziewczyna podchodzi w moją stronę
i przytula się do mnie. Brązowo włosa odsuwa się ode mnie i
spogląda na blondynkę.
-
Jestem Ino, miło mi. - Widzę, że ona też ma na ustach ten swój
sztuczny uśmiech.
- Oh,
najlepsza przyjaciółka mojego misia? Dużo o tobie słyszałam. -
Tym razem podchodzi do mojej przyjaciółki.
-
Sakura, przenocujesz naszego gościa? - Pyta Minato.
- Ja?
- Jestem nieco więcej jak troszkę wkurzona.
-
Tak. Przecież nie będzie spała z Naruto w jednym pokoju. - Słysząc
te słowa natychmiast zmieniam nastawienie. Ona z nim? W jednym
łóżku? Pod tym dachem? O nie, na pewno nie.
-
Oczywiście, że tak. - Mówię po chwili.
-
Zaprowadzicie ją na górę? - Pyta moja mama.
-
Tak, jasne. Naruto i tak musi zanieść bagaż do swojego pokoju. -
Mówię uśmiechając się. Zaczynamy razem z Ino iść na górę.
Kątem oka dostrzegam, że za nami wlecze się blondyn trzymając za
rękę piwnooką. Wchodzimy na korytarz i od razu kierujemy się do
mojego pokoju.
-
Zaczekajcie chwilkę. - Odzywa się Naruto. Otwiera swój pokój i
wrzuca do niego swój bagaż.
-
Okey, możemy iść dalej. - Widzę ten jego zniewalający uśmiech.
Trochę się zmienił od naszego ostatniego spotkania. Powoli
otwieram swój pokój. Zapalam światło i pierwszych wpuszczam
gości, którzy od razu siadają na kanapę. Naruto i Ayako siadają
ścisło obok siebie, a ja zajmuję miejsce obok Ino.
-
Jej, widzę, że nic się tu nie zmieniło. - Naruto patrzy na mnie.
-
Tak, jakoś nie miałam czasu na zmiany. - Uśmiecham się
wymijająco.
-
Byłyśmy nieźle zajęte przez ten czas, kiedy cię nie było
debilu. - Wcina się moja przyjaciółka.
-
Sasuke ci wszystko wytłumaczył? - Pyta ze stoickim spokojem.
- Tak
dupku. Nawet nie myśl, że nie mam ci tego za złe. Mogłeś zginąć
kretynie.
- Ale
nie zginąłem. - Uśmiecha się zadziornie.
-
Tak, ale tylko dzięki Minato. - Wtrącam się.
-
Kiedy... - chłopak uśmiecha się i robi chwilową pauzę - kiedy
się z wami żegnałem wiedziałem co mnie czeka. Myślę, że znacie
mnie na tyle dobrze, że powinnyście wiedzieć, że nie chcę,
żebyście się o mnie martwiły.
-
Łatwo ci mówić palancie. - Mówi Ino.
-
Mała, proszę cię. Widzimy się od niedawna, a ty już mi ubliżasz.
- Śmiejemy się. Piwnooka siedzi i wcale się nie odzywa.
-
Taa. Powiesz mi w końcu? - Pytam dyskretnie blondynkę.
-
Powiesz o czym? - Oczywiście musiał to przechwycić. Dostaję
ostrzeżenie w formie spojrzenia. Uśmiecham się niewinnie.
-
Hmm, no bo...to...my...sama nie wiem jak...ale...
-
Ino! - Wrzeszczę na nią. - Ogarnij się i powiedz, a nie kręcisz.
- Uśmiecham się.
- On
ma chyba zamiar mi się oświadczyć. - Jestem naprawdę prze
szczęśliwa. Bardzo kocham tą dwójkę. Z radości przytulam swoją
przyjaciółkę.
-
Skąd to wiesz? - Pytam.
- Bo
jak ci wcześniej wspomniałam, póki nam nie przerwano, to ostatnio
o tym rozmawialiśmy i Sasuke doszedł do wniosku, że nie chce
dłużej czekać i chce w końcu założyć rodzinę.
- To
naprawdę genialnie! - Mówię i jeszcze raz przytulam przyjaciółkę.
- Oh,
widzę, że naprawdę dużo mnie ominęło. - Wtrąca Naruto.
-
Gdybyś tu był przez te dwa lata to nic by cię nie ominęło. - Ino
się śmieje i na mnie patrzy. Odsuwa się.
-
Nawet ta komiczna sytuacja. - Dodaje. Obie wybuchamy śmiechem.
- O
co chodzi? - Pyta zdezorientowany blondyn.
-
Mogę powiedzieć? Proszę. - Pyta mnie o zgodę Ino.
-
Yhym. - Godzę się w ostateczności.
-
Kiedy wybyłeś z wioski, jakiś miesiąc po tym, Sakura dostała
pacjenta. - Śmieje się. - Był naprawdę bardzo przystojny i
przysporzył jej wiele niespodzianek.
- Co
masz na myśli? - Dopytuje blondyn.
-
Łaził za nią dwa miesiące, rozumiesz? Bite dwa miesiące. Nasza
Sakurcia była tak zdesperowana, że chciała nawet odejść z pracy.
- Co
on takiego robił? - Pyta patrząc na mnie, ale rozmowę nadal
ciągnie Ino.
-
Przysyłał jej co tydzień do pracy sto czerwonych róż. Chodził
za nią i błagał, żeby się z nim umówiła. Jak nie poskutkowało,
to kiedy jadłyśmy sobie spokojnie posiłek w restauracji to
przylazł do niej w przebraniu zająca.
-
Czemu akurat zająca? - Wtrąca się brązowo włosa.
- Bo
podsłuchał rozmowę dwóch pielęgniarzy, którzy rozmawiali o tym,
że niby Sakura uwielbia zajączki. Koleś totalnie się ośmieszył,
bo przecież wiemy, że Sakura uwielbia...- Ino przycina się na
chwilę, a ja patrzę na nią ostrzegawczo. - pieski. - Dodaje, a ja
wzdycham z ulgą. Całe szczęście, że nie powiedziała słodkie,
małe liski.
-
Czemu się z nim nie umówiłaś Sakura? - Pyta blondyn wwiercając
we mnie swoje magnetyzujące spojrzenie. Zastanawiam się chwilę.
- Po
prostu nie był w moim typie, a poza tym... Nie bawię się już w
miłość, można przez nią wiele stracić. - Uśmiecham się
sztucznie.
-
Przepraszam, że się wtrącę, ale mam inne zdanie na ten temat.
Miłość jest piękna, można przez nią cierpieć, ale więcej daje
pozytywnych doświadczeń. - Mówi Ayako.
-
Hmm, w moim przypadku były to bolesne i niemiłe doświadczenia. -
Uśmiecham się mimo tego, że ciągle czuję na sobie wzrok Naruto.
- Po prostu miłość nie jest dla mnie.
-
Mogę o coś spytać? - Ponownie zabiera głos Ayako.
-
Tak, proszę.
-
Miałaś chłopaka czy narzeczonego?
-
Chłopaka. W moim życiu przewinęli się dwaj, nawet nie wiem jak
mogłam ich do niego wpuścić.
-
Sądząc po twoich myślach, wywnioskowałam, że okazali się
dupkami.
- Coś
w tym stylu, ale to nie ważne. Powiedzcie mi, jak długo jesteście
ze sobą? Bardzo mnie to ciekawi. - Zwracam się do obydwu.
Dziewczyna patrzy na blondyna.
- To
chyba będzie jakiś ósmy miesiąc, co nie lisku? - Pyta obdarzając
jego usta całusem. Lisku? Czyżby podzielił się z nią jego tajemnicą? On patrzy
na nią z taką miłością.
-
Tak, coś koło tego.
-
Mogę spytać co robisz na co dzień? - Zadaję kolejne pytanie.
-
Pracuję w sklepie odzieżowym. - Uśmiecha się.
-
Masz rodzeństwo?
-
Tak. Siostrę i brata. A ty Sakura czym się zajmujesz? Jesteś
zwykłą lekarką? - Pyta.
-
Hmm, czy jestem zwykłą lekarką? Sama nie wiem. - Śmieję się.
Dostrzegam, że Naruto ma na policzku rozcięcie.
- W
sumie mogę ci zademonstrować próbkę tego co robię na co dzień.
- Wstaję i podchodzę do nich, a raczej bliżej Naruto. Przykucam
obok i patrzę mu w oczy.
-
Mogę? - Pytam o pozwolenie, a on kiwa głową potwierdzająco.
Uśmiecham się i skupiam swoją chakrę w dłoni, która świeci na
zielono. Przykładam dłoń do policzka chłopaka i uważnie
przyglądam się temu miejscu. Kątem oka dostrzegam, że dziewczyna
mnie obserwuje. Widzę też zdziwienie na twarzy Ino. Po chwili
odrywam dłoń i z uśmiechem wstaję kierując się na swoje
poprzednie miejsce.
-
Wow. Widziałam takie medyczki u nas w wiosce, ale im nawet takie
małe rany zajmowały więcej czasu. Jestem pełna podziwu.
-
Dziękuję.
- Jak
zwykle mnie zadziwiasz. Widzę, że poprawiłaś swoje umiejętności.
- Naruto patrzy na mnie.
-
Troszeczkę. - Uśmiecham się. - Jednak nie tylko ja się
polepszyłam. Pokonać trójkę Akatsuki i ujść z życiem?
-
Hmm, nie byłem sam. Przecież mam Kuramę. - Uśmiecha się
zadziornie.
- O
proszę, czyli mam rozumieć, że w końcu się z nim dogadałeś? -
Pytam.
-
Współpraca wychodzi nam całkiem nieźle.
-
Ayako, jesteś cywilem? - Pyta moja przyjaciółka.
-
Hmm, w sumie można tak to nazwać, ale nie całkiem.
- To
znaczy? - Dopytuję.
-
Zostałam częściowo wyszkolona, ale tacy jak ja nie nazywają
siebie shinobi. Po prostu używamy naszej mocy w przypadkach
zagrożenia wioski.
-
Aha. - Przytakujemy obydwie.
- No
cóż, Sakurcia pora na mnie. Sasuś czeka. - Śmieje się.
-
Przyjdź jutro po mnie co? Pójdziemy razem do pracy. - Mówię.
-
Spoczko i tak mam po drodze kochana.
- Ah!
Zapomniałam. Zajdziemy jeszcze po Saki, tak się składa, że
zaczynamy wszystkie trzy o tej samej godzinie. - Mówię.
- A
właśnie, co u Saki? - Pyta chłopak.
-
Znalazła sobie jakiegoś przystojnego doktora i próbuje coś z nim
wskórać. - Mówi blondynka.
- Nie
myśl, że ona się na ciebie nie gniewa. - Mówię poważnie.
-
Może jakoś ją okiełznam. - Uśmiecha się.
-
Dobra, ja muszę iść. - Ino się podnosi. - Miło było cię poznać
Ayako.
-
Mnie również ciebie Ino. - Blondynka podchodzi do Naruto i całuje
go w policzek, jak zawsze.
-
Dobrze, że wróciłeś draniu. - Mówi i podchodzi do mnie zamykając
w niedźwiedzim uścisku.
-
Trzymaj się kochana. Wrócę tu jutro, ale przyjdę na parę nocek.
- Szepcze tylko tak, żebym ja usłyszała. Uśmiecham się w duchu.
-
Chodź, odprowadzę cię do drzwi wariatko. - Patrzę się na dwójkę
siedzącą na kanapie. - Zaczekacie na mnie chwilkę?
-
Jasne. - Mówi Naruto. Uśmiecham się i wychodzę razem z Ino. Kiedy
jesteśmy przy schodach zaczyna rozmowę.
-
Wiem co poczułaś kochana.
- co? - Pytam, bo nie bardzo wiem o czym mówi.
-
Kiedy go zauważyłaś i kiedy zobaczyłaś go z tą dziewczyną.
Czułam to na własnej skórze. Wiem, że nadal coś do niego
czujesz. - Kładzie dłoń na moim ramieniu.
-
Ino, jak to możliwe, że przez te dwa lata dosłownie go
nienawidziłam, a wystarczył tylko ten jeden moment i wszystko do
mnie wróciło? Cholernie go kocham i to jeszcze mocniej niż na
początku. - Zaczynam panikować.
-
Kochana, wszystko jest możliwe. Martwię się o ciebie, nawet nie
mogę wyobrazić sobie tego jakie ty teraz przeżywasz katusze.
Zobaczyć ukochanego w ramionach innej to czyste szaleństwo.
-
Pierwsza moja myśl, kiedy ją zobaczyłam to taka, żeby uciec jak
najdalej stąd.
- Nie
rób tego za żadne skarby świata. Swoją drogą niezłe zagranie z
twojej strony.
- O
czym ty mówisz? - Ino uśmiecha się zadziornie.
- Nie
udawaj. Oh, zademonstruję ci próbkę moich możliwości. - Zaczyna
naśladować mój głos, chociaż kiepsko jej to wychodzi. Obie się
śmiejemy.
-
Chciałam coś sprawdzić i tyle. - Podchodzimy pod drzwi, które
blondynka otwiera.
-
Dobra, dobra. Ja już wiem, co ty chciałaś sprawdzić. Trzymaj się
jakoś. - Uśmiecha się i wychodzi z domu. Zamykam drzwi i opieram
się o nie. Ciężko wzdycham i wlekę się z powrotem na górę.
Zaglądam do swojego pokoju i cofam się za ścianę. Widzę jak oni
się całują. Moje serce przyspiesza i ma ochotę rozłamać się na
wiele maleńkich kawałeczków. Z trudem powstrzymuję łzy, które
napływają mi do oczu. Wzdycham głośno i odczekuję tyle ile
trzeba. Po jakichś pięciu minutach wchodzę do pokoju.
-
Wybaczcie, Ino mnie trochę zatrzymała. - Siadam na kanapę jak
najdalej od nich.
- Nic
nie szkodzi. - Odpowiada dziewczyna.
-
Naruto. - Zaczynam.
- Hm?
- Pod
twoją nieobecność...zajęłam się barem razem z Taro. - Mówię
na jednym tchu.
-
Cholera, zapomniałem o nim. Dziękuję ci.
- Nie
ma za co. - Przybieram poważny wyraz twarzy. - No i jeszcze
jedno...Teraz współwłaścicielem jest właśnie Taro.
- Co?
Dlaczego?
-
Twój wcześniejszy wspólnik odsprzedał mu akcje. Staruszek nie
mógł już dłużej tego prowadzić.
-
Ehh, wielka szkoda. Wybacz, że spytam. Wróciłaś do Taro? -
Chłopak zaskakuje mnie tym pytaniem. Śmieję się.
-
Nie. Jakoś na razie nie jestem co do tego przekonana.
- To
on cię skrzywdził? - Pyta dziewczyna.
-
Tak. Ale było, minęło.
-
Hej, skoro jesteś uzdolnionym medykiem to mogłabyś sprawdzić co z
moim liskiem?
- Nie
trzeba Ayako. Sakura ma na pewno dużo spraw na głowie.
- Ale
skarbie, nie mogłeś nawet odpocząć, bo od razu ruszyliśmy w
drogę.
- W
sumie nie mam nic teraz do roboty. - Odpowiadam po chwili.
- No
to super! Ja zejdę do waszych rodziców, a ty sprawdź co z moim
skarbkiem, bo się o niego martwię.
- Nie
ma sprawy. - Uśmiecham się. Dziewczyna wstaje i składa pocałunek
na jego ustach. Odwracam wzrok, nie mogę na to patrzeć.
- Do
zobaczenia później. - Mówi brązowo włosa i wychodzi z mojego
pokoju. Ja również się podnoszę i idę do toalety. Biorę z niej
najpotrzebniejsze rzeczy i wychodzę do blondyna. Siedzi nieco spięty
i zapatrzony w podłogę.
-
Naruto, jesteś w stanie sam zdjąć koszulkę, czy ci pomóc? -
Pytam podchodząc do niego. Odkładam na stolik miskę z potrzebnymi
artykułami i przykucam naprzeciw niego.
-
Nie, sam sobie poradzę, ale dzięki. - Uśmiecha się słodko. Po
chwili widzę, że z trudem się rozbiera, dlatego postanawiam mu
pomóc. Chwytam za koszulkę i powoli, ale stanowczo ją ściągam.
- No
chyba raczej sam sobie nie poradziłeś. - Śmieję się.
-
Jestem oblały. Przepraszam za tą sytuację.
-
Spoko, przecież jestem Panią doktor, nie? - Odsuwam się kawałek i
oglądam jego spuchnięte ciało. Nie wygląda to za dobrze.
- I
jak Pani doktor? - Pyta z zadziornym uśmieszkiem.
- Nie
jest zbyt dobrze. Z tego co widzę masz pogruchotane kości w
niektórych miejscach i... - dotykam dłonią jego klatki piersiowej,
czuję jak się spina. - Odpręż się trochę, bo nie mogę przez
ciebie pracować. - Śmieję się.
-
Okey, przepraszam.
-
Przestań przepraszać. - Gładzę tors chłopaka swoją dłonią. -
I wygląda na to, że twoja jedna kość próbuje przebić się na
zewnątrz.
- I
co teraz?
-
Muszę ją z powrotem schować, ale to nie będzie przyjemne. -
Krzywię się.
- A
co z resztą?
-
Reszta musi poczekać jakieś trzy dni. Dopiero potem mogę coś z
tym zrobić.
-
Okey. Możesz zaczynać. - Przykładam dłoń z powrotem na tors
chłopaka. Na mojej ręce pojawia się zielona poświata. Powoli
przesyłam małe ilości chakry do środka ciała Naruto. To nie
pomaga, więc drastycznie zwiększam dawkę i słyszę jego urwany
krzyk. Czuję, że już nic nie wystaje, więc zabieram dłoń.
-
Cholera, czuję, że znów zemdleję. - Mówi wycieńczony.
-
Znów? - Pytam zaskoczona.
-
Sakura, nie czuję się dobrze. - Mówi ledwo przytomny. Szybko
siadam na kanapę i jego głowa spada na moją klatkę piersiową.
-
Naruto? - Nawołuję go, ale nie słyszę żadnego odzewu.
Machinalnie kładę dłoń na jego bujnych włosach, które tak
kochałam i wciąż kocham. Zbliżam się i składam całusa na jego
głowie.
- Ile
ja bym dała, żebyś znów mnie kochał. - Szepczę. Powoli dochodzę
do siebie i z miseczki udaje mi się wygrzebać buteleczkę z płynem.
Odkręcam ją i podstawiam pod nos chłopakowi, aby go ocucić. Po
chwili czuję, jak jego głowa lekko unosi się w górę. Pomagam mu
w wyniku czego nasze twarze znajdują się bardzo blisko siebie.
Spoglądam raz na jego błękitne oczy, a raz na usta. Nie mogę od
nich oderwać oczu.
-
Żyjesz? - Pytam po chwili.
-
Mniej więcej. - Uśmiecha się.
-
Usiądź, zrobię ci opatrunek. - Chłopak powoli robi to co każę.
- Na
długo odleciałem? - Pyta, kiedy rozpakowuję bandaż.
-
Jakieś dwie minuty. - Uśmiecham się i zaczynam robotę. Muszę
przewiązać jego klatkę piersiową i kawałek brzucha, dlatego ten
wyczyn będzie dla mnie trudny. Zarówno psychicznie jak i fizycznie.
-
Wychodziłaś na jakieś misje, kiedy mnie nie było? - Pyta chłopak,
kiedy przytulam się do jego ciała i przekładam bandaż w drugą
dłoń. To jest naprawdę denerwujące, nie mogę go przytulić na
luzie, bo może pomyśleć, że coś do niego czuję, a ja nie chcę
rozwalać jego związku. Nie chcę wpierniczać się tam, gdzie mnie
nie chcą.
- Emm
nie.
-
Dlaczego? - Pyta, słyszę w jego głosie uśmiech.
-
Byłam pochłonięta czymś innym.
- I
to aż tak cię pochłonęło?
-
Tak.
- To
co takiego robiłaś? - Pyta zadziornie.
-
Uhm. - Odchrząkuję. - Głównie trenowałam.
- Z
Tsuande-baachan? - Dopytuje.
-
Tak. Polepszyłam swoją chakrę i dowiedziałam się, że mam dwie
natury. - Śmieję się.
- Oh,
interesujące. Jak mówiłem wcześniej, cały czas mnie zadziwiasz
Panno Haruno.
-
Tak, ty mnie też Uzumaki. - W tym pozytywnym i negatywnym sensie
rzecz jasna. Jak on mógł się związać z inną dziewczyną? W
sumie sama się o to prosiłam, przecież z nim zerwałam zamiast powiedzieć, że zaczekam. Ugh, nie
wytrzymam tego.
- To
jakie masz te natury chakry? - Dopytuje.
-
Woda i ziemia. A ty jak dobrze pamiętam wiatr i ogień. - Uśmiecham
się.
-
Dobrze pamiętasz. - Śmieje się.
-
Mocno oberwałeś od Minato za ucieczkę? - Pytam.
- Uhh
i to jeszcze jak. Z początku było całkiem nieźle, ale potem jak
trochę odpocząłem dał mi ostrą reprymendę, którą zapamiętam
do końca życia.
-
Należała ci się. - Mówię ostrożnie.
-
Wiem. Głupio się zachowałem, ale przeszłości nie zmienię,
choćbym nie wiem jak chciał.
- O
czym konkretnie mówisz?
-
Hmm, gdybym mógł cofnąć czas, pewnie wyruszyłbym z wioski dużo
wcześniej. Przynajmniej wtedy spotkałbym Ayako i znalibyśmy się
dłużej. - Śmieje się. Czuję, że zapiera mi dech w piersiach.
Muszę zadać to pytanie, po prostu muszę.
-
Kochasz ją? - Nie przerywam swoich czynności. Chłopak chwilę
myśli.
-
Tak. Jestem z nią bardzo szczęśliwy. - Te słowa tak cholernie
bolą. Czuję jak moje serce trzaska się na miliony małych
kawałeczków. Odchrząkuję.
-
Cieszę się. - Mówię ze sztucznym uśmiechem.
-
Czyli co? Ino i Sasuke to coś poważnego?
-
Tak. Wydaje mi się, że nawet bardzo. On poza nią świata nie
widzi, zresztą ona tak samo.
- Nie
dziwię się.
-
Okey, skończyłam. - Wiążę opatrunek na plecach Naruto. Wstaję i
podaję mu koszulkę. - Poradzisz sobie?
- Z
założeniem będzie już chyba dużo łatwiej, ale dzięki.
-
Spoko. - Uśmiecham się i zbieram wszystkie rzeczy do miski. Widzę
jak Naruto mnie obserwuje. - Czemu mi się tak przyglądasz? - Pytam,
kiedy staję przed nim trzymając w dłoniach miskę.
- Czy
ja wiem? Nie widziałem cię tyle czasu i muszę przyznać, że
zrobiłaś się jeszcze piękniejsza. - No i jak ja mam się z nim
obchodzić? Jak mam trzymać się z daleka skoro mówi mi takie
rzeczy? Cholera! Jak to wszystko boli.
-
Dzięki. Idź do Ayako, pewnie się martwi. - Mówię i znikam w
toalecie, odkładam wszystko na swoje miejsce. W progu drzwi
dostrzegam Naruto.
- To
za ile nastawiamy mi kości? - Pyta z grymasem na ustach.
-
Zgłoś się do mnie za dwa, góra trzy dni, bo mogę zapomnieć.
-
Okey. Jeszcze raz dziękuję. - Spoglądam na niego, a on na mnie. Po
chwili odwraca się i wychodzi z mojego pokoju. Opieram się o
toaletkę z lustrem i nie wytrzymuję już dłużej. Robię to na co
miałam ochotę, kiedy go zobaczyłam. Po prostu płaczę, nie mogę
się dłużej powstrzymywać. Muszę jakoś dać ulecieć tym
wszystkim emocjom.
Oczami
Naruto;
Powoli
schodzę na dół. Słyszę odgłosy dochodzące z salonu, więc tam
od razu się kieruję. Jak zwykle pomoc Sakury jest ogromnie duża.
Już nie czuję się jak wrak człowieka. Czuję się po prostu jak
poturbowany człowiek. Wchodzę do salonu i widzę swojego ojca,
Mebuki i moją cudowną dziewczynę siedzącą na fotelu. Uśmiecham
się.
- I
co, Sakura ci pomogła? - Pyta moja dziewczyna.
-
Sakura? - Upewnia się Mebuki.
-
Tak, już wszystko w porządku. Muszę na siebie uważać i zgłosić
się do niej na nastawienie kości. - Wzdycham i widzę dziwny wyraz
twarzy Ayako. - Spokojnie kochanie, Sakura ma złote ręce i to
prawie wcale nie boli. - Uśmiecham się.
-
Domyślam się. Wyglądasz znacznie lepiej jak cię obejrzała. -
Mówi wesoło. Podchodzę bliżej i siadam obok niej na oparciu.
Dziewczyna od razu mnie całuje.
- Co
jak co, ale Sakura jest najlepsza w swoim fachu. - Mówi mój ojciec.
- Jak uciekłeś z wioski znacznie polepszyła swoje umiejętności.
- Nie
uciekłem, dostałem pozwolenie, pamiętasz? - Prostuję.
-
Tak, ale to nie zmienia faktu, że się nie pożegnałeś.
- Oh
Minato. Daj mu już spokój. Na pewno wygłosiłeś mu już
przemówienie jak go znalazłeś. - Broni mnie mama Sakury.
-
Wygłosił i chciałem cię bardzo przeprosić Mebuki, wiem, że się
o mnie martwiłaś.
-
Spokojnie Naruto. Wiemy przecież jaka była wtedy sytuacja. Wszyscy
musieliśmy ochłonąć. - Przypominam sobie wydarzenia sprzed dwóch
lat. Z perspektywy czasu stało się to naprawdę zabawne.
-
Dużo mnie ominęło? - Pytam.
-
Emmm, sporo. - Mówi mój ojciec.
- No
to opowiadajcie.
- Po
pierwsze, moja córka zdążyła ci powiedzieć, że wasz przyjaciel
Hyuuga oświadczył się Ten Ten?
-
Nie. Żartujesz Mebuki?
- No
coś ty! Jakieś dwa tygodnie temu wyprawili przyjęcie i właśnie
na tym przyjęciu Neji się jej oświadczył.
-
Widzę, że poważne związki się szykują. - Mówię.
-
Tak. Po drugie, Tsunade-sama zaczęła szukać zastępcy na swoje
stanowisko i ponoć ma trzech kandydatów.
-
Kto to jest? - Dopytuję...
******
Witajcie Kochani :D Dziś rozdział macie troszkę wcześniej niż zazwyczaj. Co myślicie o takim zwrocie akcji? To się porobiło co? Haha, liczymy, że podzielicie się z nami Waszą drogocenną dla nas opinią :D Zatem życzymy Wam udanego weekendu oraz pozdrawiamy. Do następnego! Patty i Paula.
O mój wszechmocny Madaro! No nieźle... Naruto zrywa z Sakurą (znaczy ona z nim, ale jeden diabeł), potem pokonuje Akatsuki (Deidara <3 hmm xD), a teraz przyprowadza do domu, gdzie mieszka jego "siostra", a zarazem eks w jednej osobie kochającą go lafiryndę (inaczej jej nie nazwę, gommen) Rozdział genialny! Dlaczego nie możecie wstawić kolejnego od razu albo chociaż w weekend? :< Kurde no! Deprecha mnie bierze na myśl, że muszę czekać do kolejnego piątunia. A i ciekawe, jak to się zakończy... Albo Naruto i Sakura będą razem albo stanie się coś złego (czuję, że z Sakurą) i Naruto zostanie sam. Fajnie by było zobaczyć nieszczęśliwe zakończenie, a z drugiej strony zawsze się ich boje i płaczę, jak ktoś umiera ;_; (to wszystko przez Gwiazd Naszych Wina ---> w wersji papierowej)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam xD
Gdybyście miały ochotę pojawił się u mnie rozdział z głównego opowiadania :)
Ta notka strasznie przypomina moje życie. A w którymś momencie wracam do tej owieczki, która ze mną zerwała więc mogę stanowczo powiedzieć, że tu nadejdzie to samo. No cóż notka super wszystko super i pstro będę się powtarzał weny i z niecierpliwością czekam na next.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam MaX
Notka naprawdę robi wrażenie. Kocham je czytać. Przykro trochę Sakury (ale sama się o to prosiła zrywając z Naruto).Oczywiście czekam na next :D
OdpowiedzUsuńA i mam pytanie : Czy notek w wakacje nie zamierzacie pisać ?
(mam nadzieje że pisać w wakacje dalej będziecie)
Pozdrawiam i życzę dużo weny :3
Zurii
Tak jak w ubiegłe wakacje rozdziały będą się pojawiały, ale nie jesteśmy w stanie stwierdzić jak często. Sami rozumiecie wyjazdy z rodziną i spotkania z przyjaciółmi :) Tak, więc rozdziały pojawiać się będą na pewno. Dziękujemy za komentarz :)
UsuńNo namieszałyście moje drogie i to nieźle. Naruto zakochał się w kimś innym? Po prostu szok. Jestem strasznie ciekaw jak dalej potoczą się losy tej dwójki. Sam rozdział jest bardzo dobrze napisany a już w szczególności walka z Akatsuki. Mam takie pytanko. Czy Naruto i Sakura wrócą do siebie? To pytanie strasznie nie daje mi spokoju.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Kuraj
Biedna Sakura chan :( ,A Naruto czyżby zapomniał że ją kochał ?! . I ta dziewczyna znalazł sobie XD . Czuję że nasza sakura coś zrobi , może oda się w ręce akatsuki ?! Boski rozdział <3 , mam nadzieje że będą razem . Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńRodzial swietny,namieszalyscie ladnie. Mam nadzieje ze Naruto i Sakurcia beda razem. Wena dopisuje i to mi sie podoba. Czekam na dalsze rodzialy. Szybciutko pisac next :D !!!
OdpowiedzUsuńKurcze. Zrobiłyście mi pozytywny mętlik w głowie.
OdpowiedzUsuńNaruto ma nową dziewczynę. Sakura lekko podirytowana tym faktem. No nie powiem,ciekawie się zrobiło. ;D
Pozdrawiam jak i również czekam na next.
P.S.
Zapraszam dziś do siebie na rozdział,wena w pewnym stopniu wróciła.
Ehhhh biedna Sakura :( No ale nadal mają świetną relację :) Ehhh już nie trawię Ayako chociaż wydaję się być miła :P Sakurcia zazdrosna no no...
OdpowiedzUsuńCzekam na next oczywiście i pozdrawiam!
Miyuu-chan :D
po prostu świetne tak dalej
OdpowiedzUsuńAnonimowy u spokój się trochę, nie widzisz że notki mimo iż są dłuższe to muszą mieć dużo czasu. Poza tym może coś im wypadło ważnego.
UsuńWitajcie:)
OdpowiedzUsuńAle zwrot akcji zrobilyscie normalnie jestem w SZOKU
Pozdrawiam
Ukyo