Muszę
normalnie rozmawiać z Naruto, przeze mnie może poczuć się jeszcze
gorzej. Po kilku minutach męczących myśli zasypiam jak małe
dziecko...
Oczami
Naruto;
Powoli
wraca mi świadomość i zaczynam wybudzać się z błogiego snu.
Próbuję otworzyć oczy, jednak nie mogę. To przez promienie
słoneczne. Muszę zamontować tu jakieś rolety, bo to staje się
wnerwiające. Siadam na łóżko z zamkniętymi oczami i teraz powoli
zaczynam otwierać powieki. Sennym wzrokiem wodzę po pokoju i
napotykam się na swój cel. Zegarek wskazuje godzinę ósmą.
Leniwie podnoszę się z łóżka i idę do toalety. Myje się
włącznie z zębami i zarzucam na siebie czarną, obcisłą
koszulkę, która pod szyją ma wcięcie w kształcie literki V. Na
nogi wciskam luźne jeansy i na koniec pryskam się perfumami.
Wychodzę z łazienki i opuszczam swoją sypialnię. Przechodząc
obok pokoju Sakury zaglądam do niego i widzę smacznie śpiącą
dziewczynę. Ona jest taka piękna. Ehh, czego ja bym nie oddał,
żeby z nią być. Uśmiecham się do siebie i schodzę na dół.
Całe szczęście, że na co dzień mam ją przy sobie. Idę do
kuchni i biorę przezroczystą szklankę do dłoni. Nalewam sobie
zimnej wody z dystrybutora, który znajduje się w lodówce. Wypijam
napój i przeglądam lodówkę. Co by tu zrobić na śniadanie? Po
około trzydziestu minutach usmażyłem placki na tortille i
pokroiłem wszystkie niezbędne mi rzeczy. W środku umieściłem
piersi z kurczaka, paprykę, łagodny sos, ogórki, kukurydzę,
sałatę lodową oraz kapustę pekińską. Rozłożyłem dwa talerze
na stoliku w kuchni i położyłem na nich tortille. Do tego
przygotowałem świeżą, gorącą kawę i postawiłem ją na środek
stołu. Obok dzbanuszka umieściłem mleko i cukier. Po chwili słyszę
kroki na schodach. Odgłosy coraz bardziej stają się głośniejsze.
Przechodzę od stołu do zlewu i zaczynam zmywać patelnię i
pobrudzone noże. Po chwili nie słyszę już kroków. Powoli
odwracam się do tyłu i widzę uśmiechniętą Sakurę. Stoi
opierając się o futrynę.
- No
no. Nie wiedziałam, że potrafisz gotować. - Uśmiecham się i z
powrotem zajmuję się zmywaniem naczyń.
-
Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz. Siadaj i jedz, bo zaraz
ostygnie.
-
Okey, ale ty masz zjeść ze mną. - Zaskakuje mnie, że dziś
rozmawia ze mną normalnie.
-
Dosiądę się jak zmyję te naczynia. Zacznij jeść beze mnie.
-
Dobrze. W sumie muszę się trochę pospieszyć, bo idę do szpitala.
- Słyszę odsuwane krzesło, a później odgłos nalewanej kawy.
Uśmiecham się pod nosem. Nie miałem pojęcia, że tak mały gest
sprawi na niej wrażenie. Mogłem wpaść na to wcześniej. Odkładam
ostatni nóż na suszarkę i wycieram dłonie. Odwracam się w stronę
dziewczyny i opieram się o blat szafek. Biorę w dłoń kubek ze
świeżą kawą i z uśmiechem biorę łyka. Dziewczyna przełyka
pierwszy kęs jedzenia i odzywa się do mnie.
-
Dlaczego mnie tak obserwujesz?
- A
co, nie mogę? - Nie czekając na odpowiedź dodaję. - No dobrze,
nie będę cię już stresował, chociaż bardzo ciężko oderwać od
ciebie wzrok. - Śmieję się i podchodzę do stolika. Zasiadam
naprzeciw dziewczyny. - Smacznego życzę.
-
Dziękuję i wzajemnie. - Biorę do rąk tortille i po chwili
kosztuję mojego dania. Nie przechwalając się, ale chyba całkiem
nieźle gotuję.
- I
jak? - Chcę znać jej zdanie.
-
Muszę przyznać, że to jest pyszne. - Śmieję się.
-
Cieszę się, że ci smakuje. - Zapada
krępująca cisza, którą przerwa dzwonek do drzwi.
-
Siedź i jedz, bo się spóźnisz. Ja pójdę otworzyć. - Podnoszę
się i ruszam korytarzem do wyjścia z domu. Naciskam na klamkę i
otwieram drzwi. Na werandzie stoi chłopak.
- Hej
Naruto.
-
Siema Taro. - Witam się, chociaż niezbyt cieszę się na jego
widok.
-
Jest Sakura?
-
Tak, proszę wejdź. - Przepuszczam chłopaka w drzwiach i je
zamykam. Opieram na nich swoje czoło. Wzdycham i
idę z powrotem do kuchni. Zastaję tam przecudowny widoczek, chociaż
dla mnie wcale nie jest taki przyjemny. Taro obejmuje Sakurę, a ona
jego. Widzę, że już zjadła śniadanie i wypiła kawę. Chłopak
całuje ją w usta.
- Co
tu robisz skarbie? - Pyta dziewczyna. Staję obok futryny i opieram
się o nią bokiem, kładąc na nią głowę. Krzyżuję ręce na
klatce i przysłuchuję się dalszej rozmowie.
-
Przyszedłem, bo pomyślałem, że odprowadzę cię do szpitala. -
Uśmiecha się do niej.
-
Ooo, miło z twojej strony. - Dziewczyna wtula się w jego tors
ponownie. - Poczekaj na mnie, skoczę po torbę i możemy iść. -
Sakura odwraca się w moją stronę i zaczyna iść. Mijając mnie
rzuca mi tylko przelotne spojrzenie. Wzdycham i wracam na swoje
miejsce. Biorę w dłonie tortille i zaczynam ponownie ją
konsumować, tak, jakby Taro tu nie było. Kiedy kończę biorę w
dłoń kubek i wypijam ostatnie trzy łyki kawy. Widzę, że chłopak
nadal mnie obserwuje. Wstaję z miejsca i idę do zmywarki, gdzie
wstawiam naczynia. Kiedy kończę odwracam się do niego przodem
opierając się o blat szafek kuchennych.
-
Naruto, co jest? - Pyta.
-
Nic, a co ma być? - Pytam i krzyżuję ręce na klatce.
- No
nie wiem. Nie odezwałeś się do mnie ani razu odkąd tu jestem.
- Taro. Po prostu nie mam ochoty na rozmowę. - Lekko podnoszę swoje
kąciki ust.
-
Chodzi o tą dziewczynę? - Mój nikły
uśmieszek ginie z ust.
- I
tak i nie. - Odpowiadam po chwili.
-
Czyli?
-
Wiedziałeś, że chodziłem z Kasumi? Chociaż nie wiem, czy
związkiem można to nazwać.
-
Widziałem was kilka razy razem, ale nie wiedziałem, że jest twoją
dziewczyną.
-
Była.
- Jak
to była?
-
Zerwałem z nią wczoraj jak tylko dowiedziałem się, że mnie
zdradza. - Uśmiecham się.
- I
to cię bawi? - Pyta zdziwiony.
-
Nie. Wcale, a wcale, ale tak naprawdę mi na niej nie zależało,
więc nie specjalnie mnie to obeszło.
- Jak
się o tym dowiedziałeś? - Patrzę w przód i widzę wchodzącą do
kuchni Sakurę.
-
Podsłuchałem dwóch gości w kiblu jak się nią zachwycali. -
Mówię patrząc na zielonooką.
- I
co? Wyszedłeś sobie stamtąd tak po prostu? - Dopytuje się.
-
Taro, chyba wystarczająco długo mnie znasz. - Patrzę teraz na
chłopaka.
-
Tak, ale chcę usłyszeć co zrobiłeś. Skoro zakochałeś się w
jakiejś dziewczynie, to teraz może się stać z tobą wszystko. -
Śmieje się.
- Kiedy zaczął mnie wyzywać to moje nerwy puściły, jak mówisz
chciałem załatwić to inaczej, ale nie potrafiłem się
powstrzymać.
-
Widzisz? Dawny Naruto od razu przylałby mu w zęby.
-
Może i masz rację. Tak czy siak zaciągnąłem go do tej wywłoki.
Sama nie miała odwagi się przyznać, ale jej koleżanka okazała
się być w porządku.
-
Przyznaj się, ani trochę cię to nie obeszło?
-
Nie, ale jedno zabolało. Zawiodła moje zaufanie, a mówiła, że
chce dla mnie jak najlepiej. - Śmieję się. - Wniosek z tego taki,
że niektórym kobietom nie można dać się usidlić.
-
Taaa. Wiem coś o tym. - Śmieje się.
- Ohh
doprawdy? - W końcu odzywa się stojąca w kącie różowo włosa.
Taro odwraca się w stronę dziewczyny.
-
Kochanie, od razu mówię, że nie chodziło mi o ciebie. - Broni
się.
-
Przecież ja nic nie mówię. Możemy już iść. - Uśmiecha się do
niego i całuje w policzek.
- No
to chodź moja piękna. - Chłopak odwraca się do mnie przodem. - Do
zobaczenia królu. - Uśmiecha się, a ja odwzajemniam ten gest. Taro
jest zbyt fajny, żeby się na niego złościć.
-
Nara frajerze. - Śmieję się.
- Kto
tu jest frajerem? Popatrz, mam piękną dziewczynę u boku i fajnego
kumpla. Ktoś taki nie może być frajerem. - Uśmiecham się i
patrzę na Sakurę, którą chłopak obejmuje.
-
Taa, raczej masz rację. - Wzdycham i dodaję z uśmiechem. -
Frajerze. - Szatyn uśmiecha się szeroko.
- Do
zobaczenia. - Powtarza się i wychodzi do korytarza. Sakura patrzy na
mnie wyczekująco, po czym się odzywa.
- Pa
Naruto, a i jeszcze raz dziękuję za pyszne śniadanie. - Uśmiecham
się.
- Nie
ma sprawy. - Mówię i ciszej dodaję. - Na razie księżniczko. -
Puszczam jej oczko. Dziewczyna z dezaprobatą kręci głową i
odchodzi do korytarza. Po minucie słyszę odgłos zamykanych drzwi.
Wzdycham i uśmiechając się pod nosem kieruję się do schodów.
Wchodzę na górę i idę do swojego pokoju. Wyciągam z szafy żółtą
z czarnymi rękawami kurtkę i zarzucam ją na siebie. Biorę jeszcze
nowe, jasno brązowe buty firmy nike, które wkładam na nogi i
wychodzę z pokoju. W podskokach szybko schodzę na dół i wychodzę
z domu. Zanim się od niego oddalam zamykam drzwi na klucz. Na dworze
jest mroźno i prószy śnieg. Jak to w okresie zimowym jest ponuro.
Oddalam się od swojego domu. Zmierzam teraz uliczką obok Ichiraku
ramen, jednak się przy nim nie zatrzymuję, chociaż okropnie mnie
korci. Mam nieco ważniejsze sprawy do załatwienia. Mijam ogrom
ludzi, którzy zapewne idą do pracy, albo na zakupy. Jak zwykle
widzę tu mnóstwo znajomych twarzy. Oddalam się od centrum wioski,
mijam już mniejszą ilość spacerowiczów. Po co mają się tu
zapuszczać? To tereny, które odwiedza mniej osób. Wysuwam się
jeszcze bardziej na obrzeża wioski i krajobraz drastycznie się
zmienia. Wokół mnie nie ma żadnych budowli czy ludzi. Widzę gołe,
ośnieżone drzewa i ślady różnych zwierząt na białym śniegu.
Przechodzę obok starego, spróchniałego drzewa i rozwalającego się
płotu. Po chwili docieram na miejsce. Przychodzę tu zawsze, kiedy
nad czymś rozmyślam i kiedy mam problemy. Staję przed ruinami
Świątyni Masek Klanu Uzumaki. Nad wejściem do Świątyni wisi duży
znak klanu. W centrum budynku znajduje się pewnego rodzaju podium,
gdzie wiszą maski Oni. Zawsze, gdy tu przychodzę do głowy ciśnie
mi się okropnie kusząca myśl związana z moją mamą. Wiele razy
powstrzymywałem się od tego czynu, bo gdybym to zrobił w zamian za
życie mojej rodzicielki musiałbym oddać duszę jakiejś innej
niewinnej istoty. Wchodzę po schodkach i staję naprzeciw wejścia.
Pcham lekko drzwi, które otwierają się na oścież i wchodzę do
środka. Zamykam za sobą i nic nie widzę, panuje totalna ciemność.
Składam ręce w odpowiednią formułkę i po chwili na moich palcach
wirują jasne płomyki ognia. Kieruję je na pochodnie, które
znajdują się przy ścianach. Po chwili w Świątyni panuje jasność.
Podchodzę do jednej ze ścian i biorę do dłoni pochodnię. Mknę w
przód i przed moimi oczami ukazują się nienaruszone maski, których
można się nieźle wystraszyć. Unoszę dłoń w górę i sięgam po
jedną z nich. Kiedy moje palce znajdują się tuż tuż powstrzymuję
się i oddalam dłoń. Po chwili patrzenia przechodzę dalej, to
znaczy odwracam się w lewą stronę i idę dalej. Napotykam na
swojej drodze wiele drzwi, ale interesuje mnie tylko jeden punkt.
Przechodzę do tak zwanej sali treningowej i liczę kafelki. Wyciągam
jeden z nich i moim oczom ukazują się schody w dół. Przepycham
się i po chwili znajduję się w ciemnym korytarzu. Idąc po kolei
zapalam wszystkie pochodnie. Korytarz staje się dużo szerszy i
wchodzę do kolejnego ogromnego pomieszczenia. Tak jak na górze
zapalam wszystkie pochodnie i moim oczom ukazuje się pięknie
zdobiony hol. Po mojej prawej stronie znajduje się biblioteczka
pełna przeróżnych ksiąg. Pewnie zastanawiacie się co to jest. Na
tych regałach znajduje się ogrom technik pieczętujących klanu
Uzumaki. Wśród nich można znaleźć jeszcze inne techniki. Część
z nich już przestudiowałem i nauczyłem się dużo przydatnych
rzeczy. Po mojej lewej stronie znajdują się szafki z czystymi
szybkami, za którymi poustawiane są przeróżne, pięknie
błyszczące bronie. Wśród nich można znaleźć różne katany,
czy nawet kunaie. Naprzeciw mnie, prawie na samym końcu znajduje się
przepiękny tron, a za nim na ścianie widnieje wyryty i ozdobiony
złotem znak klanu Uzumaki. Zawsze, kiedy tu przychodzę jestem pod
wielkim wrażeniem. Mam szczęście, że niechcący odkryłem to
miejsce jakieś pięć lat temu. Wracając do tej ''małej''
biblioteczki, wśród tych książek znajduje się jedna, która
znacznie odróżnia się od reszty. Ma złotawo-srebrną okładkę i
jest dużo większa od pozostałych. W środku zapisani są wszyscy
moi przodkowie łącznie ze mną i moją mamą. Przemierzam wielkie
pomieszczenie, by po chwili zasiąść na tym cudownym tronie.
Uwielbiam rozmyślać siedząc na nim. Okropnie żałuję, że z
klanu Uzumaki zostałem praktycznie tylko ja. Chciałbym spotkać się
z kimś z mojej rodziny i dowiedzieć się o tak wielu sprawach.
Wracając do moich istotnych rozważań, które muszę przemyśleć w
totalnym odosobnieniu. Nie mam pojęcia co zrobić z Sakurą. Ta
dziewczyna wkradła się w moje życie tak niepostrzeżenie i nie
chce go opuścić. Powoli zaczynam tracić dla niej kompletnie głowę.
Nie mogę się opanować, gdy jestem w jej towarzystwie, tracę
cierpliwość, kiedy widzę jak Taro ją całuje, czy nawet obejmuje.
-
Cholera! Czy ja naprawdę jestem takim nieudacznikiem? - Mój głos
rozlega się po wnętrzu tego ogromnego pomieszczenia. Nasłuchuję,
tak jakbym oczekiwał odpowiedzi. A gdybym tu zamieszkał? Sam, bez
nikogo u boku? Gdybym tak oddalił się od niej jak tylko to możliwe.
Zapomniałbym o niej, któregoś dnia? A może to niemożliwe? Tyle
pytań bez żadnych konkretnych odpowiedzi. Głowa mi pęka od
natłoku tych wszystkich myśli. Gdyby była tu ze mną mama, ona na
pewno pomogłaby mi to jakoś poukładać. Nawet nie zauważyłem, że
zaczynam flirtować z Sakurą. Tylko, że jak ktoś nie może
zauważyć takiego czegoś? Może to przez to, że ciągle rozmyślam
nad tym, że dziewczyna jest teraz moją rodziną? Ahhh, sam już nie
wiem. Wstaję i powoli podchodzę do szklanych wystaw z broniami.
Zawsze fascynowały mnie katany. Są ostre i lekkie jak piórko.
Idealnie włada się nimi w czasie walki. Nauczyłem się sporo o tej
cudownej broni przez te pięć lat. Nie chwaląc się umiem prawie
doskonale się nią posługiwać. Próbowałem również innymi
broniami i powiem, że całkiem nieźle sobie z nimi radzę. Ostrza
chakry, katany, naginata, ninja-to, nunchaku czy sai i wiele innych
są mi już całkiem nieźle znane. Otwieram szybę i delikatnie
biorę w dłoń moją ulubioną broń. Ma pięknie wykończoną i
ozdobioną rękojeść. Trzymam ją i zmierzam dalej w kierunku
manekinów, które poustawiane są nieco dalej. Kiedy dochodzę na
miejsce ściągam z siebie kurtkę i zaczynam trening. To mnie
uspokaja i sprawia, że mogę poukładać swoje rozwiane myśli.
Oczami
Sakury;
Dochodzę
właśnie wraz z Taro pod szpital. W czasie drogi rozmawialiśmy na
różne tematy, wplątał się w nie również Naruto.
-
Wejdziesz ze mną? - Pytam z uśmiechem.
-
Chciałbym skarbie, ale muszę iść do klubu. - Odpowiada, kiedy
stajemy pod bramą szpitala.
- No
dobrze. Spotkamy się jeszcze dzisiaj?
-
Hmm, pewnie nie, ale obiecuję ci, że jutro do ciebie przyjdę. Z
tego co wiem masz wolne, a ja mam na popołudnie. - Uśmiecha się
słodko.
-
Trzymam cię za słowo kochanie. - Uśmiecham się i zbliżam do
chłopaka. Po chwili obdarzam jego usta pocałunkiem. Kiedy braknie
nam tchu odsuwam się. - Do zobaczenia.
- Pa
piękna. - Puszcza do mnie oczko i patrzę jak odchodzi. Na odchodne
macha mi jeszcze dłonią i znika za rogiem. Wzdycham i idę dalej.
Wchodzę do szpitala i od razu podchodzę do recepcji.
-
Ohayo, czy mogłabyś sprawdzić, czy mam jakichś pacjentów na
dziś?
-
Już, poczekaj chwilkę Sakura. - Uśmiecha się do mnie dziewczyna w
moim wieku.
-
Spokojnie, nie spieszy mi się. - Odpowiadam miło.
-
Ehm, z tego co widzę Tsunade-sama na dziś zaplanowała ci tylko
dwóch, ale to może się jeszcze zmienić. - Dziewczyna ciężko
wzdycha.
-
Miałaś nocną zmianę? - Pytam zaciekawiona.
-
Skąd wiesz? - Brązowowłosa krzywi się i rozmasowuje dłonią
kark.
-
Widać po tobie. Jesteś wyczerpana. - Odpowiadam uśmiechając się
współczująco.
-
Tak. Na szczęście moja zmiana zaraz się kończy.
- No
to dobrze, aż szkoda na ciebie patrzeć. - Śmieję się. - Podasz
mi nazwiska pacjentów?
-
Tak, oczywiście. Pierwszy to niejaki Oda, a drugi... Uzumaki. -
Jestem zaskoczona słysząc ostatnie nazwisko.
-
Uzumaki? Jesteś pewna?
-
Tak. Przyszedł wczoraj wieczorem i umówił się na wizytę.
- Na
którą godzinę?
- Na
piętnastą. Na pewno zdążysz w pół godziny. - Uśmiecha się. No
tak, zrobił to specjalnie. Wie, że o tej porze wracam do domu.
- No
dobrze, w takim razie dziękuję. Do zobaczenia. - Uśmiecham się i
odchodzę. Kieruję się do gabinetu mojego i Saki. Kiedy jestem na
miejscu chwytam za klamkę i otwieram drzwi. Zastaję bardzo ciekawy
widoczek. Po cichu wchodzę do pomieszczenia. Staję naprzeciw łóżka
szpitalnego i widzę rozwaloną na nim Saki, która ma na głowie
jakąś ścierę. To mnie tak bawi, że staram powstrzymać się od
wybuchu śmiechem. Podchodzę bliżej i składam dłonie w
odpowiednią formułkę. Po chwili znikam, a w moje miejsce pojawia
się postać naszej hokage. Wprowadzam ostatnie poprawki i wydzieram
się jak najgłośniej potrafię.
-
Saki?! Co to ma być do cholery?! Od kiedy to drzemie się w pracy?!
- Dziewczyna podskakuje i chcąc usiąść na łóżko zwala się z
niego na podłogę z wielkim hukiem na brzuch. Natychmiastowo wstaje
i prostuje się przede mną. Jąkając się wypowiada pierwsze słowa.
-
J-ja b-bardzo przepraszam. T-tak mnie j-jakoś zaćmiło, więc
pomyślałam, że choć na chwilę się położę. Naprawdę, proszę
o wybaczenie Tsunade-sama. To był ostatni raz. Proszę mnie nie
wyrzucać, muszę zarabiać na mieszkanie, a mój śmierdzący brat
siedzi w domu i pasożytuje. - Nie wytrzymuję widząc jej minę i
słysząc te słowa. Zaczynam się śmiać, a ona się na mnie wciąż
patrzy ze strachem w oczach.
-
Dlaczego się śmiejesz Tsunade-sama? - Po chwili mój kamuflaż
znika i ponownie pojawiam się ja. Saki widząc mnie odetchnęła, a
na jej twarzy teraz gości ogromna złość.
-
Sakura! Czy ty jesteś normalna?! Przez ciebie o mało co zawału nie
dostałam! Kości mi pękają przez to, że spadłam z tego
cholernego łóżka! Wiesz jak to boli?!
-
Saki uspokój się już. - Mówię w trakcie śmiechu.
-
Ojej, jakie to zabawne. Ubaw po pachy normalnie!
- Oj
nie złość się, bo ci żyłka pęknie.
-
Ciekawa jestem co ty byś zrobiła, gdybym cię tak na śmierć
przestraszyła!
-
Pewnie bym się wydzierała, tak jak ty, dokładnie teraz. - Powoli
zaczynam się uspokajać.
-
Uważaj, bo zemsta będzie słodka. - Uśmiecha się szatańsko.
-
Wiesz coś może na temat Naruto? Zapisał się do mnie na wizytę. -
Szybko zmieniam obiekt naszej rozmowy.
-
Zrobił to w końcu? Pewnie chodzi o te jego ataki. Nie mówił ci o
tym?
-
Mówił, nawet byłam świadkiem dwóch i nie wygląda to dobrze.
- No,
też tak sądzimy z Ino. - Saki robi krok w tył i siada na łóżko.
- Chodź tu, musimy pogadać.
-
Czemu masz taką minę? Zaczynam się bać.
- No
bo powinnaś. Jeśli ma się zamiar rozmawiać na ważne tematy to
trzeba być poważnym. No chodź, poudajemy poważne i mądre osoby.
- Śmiejemy się. Podchodzę do niej i siadam.
- Co
jest?
- Nie
co jest, tylko, co się stało, albo ewentualnie o co chodzi.
- Oj
Saki, nie denerwuj mnie. Rozmawiaj ze mną normalnie, albo wcale.
- No
okey, okey. - Śmieje się.
-
Gadaj wreszcie o co chodzi. - Niecierpliwię się.
-
Naruto się wygadał.
- Co?
O czym ty mówisz?
- O
tym, że mu się podobasz geniuszu. - Odpowiada posępnie.
-
Super! Pewnie już cała wioska o tym wie. Czy on nie może trzymać
gęby na kłódkę? - Jestem zirytowana. Ludzie teraz będą
plotkować. Co on sobie wyobraża?
-
Hej, hej, hej. Nie zapędzaj się tak kochana i wysłuchaj mnie do
końca. Wygadał się, ale Ino, a nie całej wiosce.
- A
no to jeszcze lepiej. Teraz we dwie będziecie mnie przekonywać, że
muszę coś do niego czuć, byleby mu pomóc. - Wzdycham.
-
Nikt tego nie powiedział. Nie można być z kimś dla przymusu. Nie
chodzi nam o to, uwierz Sakurcia.
-
Więc o co?
-
Bądź dla niego miła, okey? On już i tak dużo przeszedł, a
kolejne ciosy mu w tym nie pomogą zważywszy na to, że nasz
blondynek naprawdę cię kocha.
- A
co ja jakąś wiedźmą jestem?
-
Wiesz? Jakby się tak przyjrzeć to jesteś do niej podobna. Masz...
-
Błagam. Zamilknij. - Mówię zirytowana.
-
Przecież żartuję idiotko! - Śmieje się.
- A
może on to sobie wymyślił?
-
Kto? Co? - Pyta zdezorientowana.
- No
Naruto. Może ubzdurał sobie tą całą miłość do mnie.
-
Słuchaj kochaniutka. O ile mi wiadomo, a wydaje mi się, że dobrze
mi wiadomo, to on się w tobie zakochał już w Akademii. Jeśli
jesteś mądrą dziewczynką to wnioski możesz wyciągnąć sobie
sama. Pamiętaj, stara miłość nie rdzewieje. Wiem coś o tym.
-
Byłaś w kimś zakochana i nadal jesteś? - Dziwię się.
- Tak
i to cholernie.
- W
kim?
- W
moim ukochanym...w moim ukochanym piesku Susumu. Jejku jak ja za nim
tęsknię! - Myślę, że ją zaraz walne.
- Czy
ty jesteś na pewno zdrowa?
-
Tak, a teraz tak na poważnie. Byłam zakochana i jestem nadal
zakochana.
-
Wyjawisz mi w końcu w kim?
-
Byłam zakochana w takim jednym chłopaku, który się ze mną uczył.
Potem to uczucie przygasło, ale kiedy było już za późno odżyło, kiedy go zobaczyłam.
-
Dlaczego było za późno?
- Nie
lubię o tym rozmawiać, ale tobie powiem. On...ułożył sobie życie
z inną dziewczyną, kiedy zobaczyłam ich razem to serce podeszło
mi pod gardło. Pewnego dnia spotkałam się z nim i powiedziałam mu
o wszystkim. To była dla mnie najpiękniejsza chwila w życiu, bo on
powiedział, że zawsze mnie kochał, tylko nie miał odwagi tego
przyznać. Spotykaliśmy się potajemnie chyba z dwa razy, ale
później wyruszył na misję i...zginął. Gdybym powiedziała mu o
tym wcześniej spędzilibyśmy ze sobą cudowne chwile, a tak?
Chciałam się zabić, ale z tej całej sytuacji uratował mnie
Naruto. Ciągle ze mną rozmawiał i był przy mnie, kiedy go
potrzebowałam.
-
Saki... przykro mi. - Nie wiem co mam powiedzieć. Ta krejzolka
przeszła tyle w życiu, a wcale nie wygląda, że jej życie było
takie nieudane.
-
Ehh. Było minęło! - Krzyczy radośnie. - Ważne, że wciąż noszę
go w sercu. - Panuje między nami chwilowa cisza. Zbieram się w
sobie i zadaję jej pytanie.
-
Saki, jak można poznać, że się w kimś zakochało, albo to powoli rośnie? - Dziewczyna patrzy na mnie z uśmiechem.
-
Myślisz, że się w kimś zakochałaś kochaniutka? - Pyta z
zadziornym uśmieszkiem.
- Nie
wiem. Myślałam, że kiedyś byłam zakochana w Sasuke, ale potem
zdałam sobie sprawę z tego, że to tylko głupie zauroczenie.
-
Jeśli się w kimś zakochałaś to ciągle myślisz o tej osobie,
kiedy nie ma jej blisko ciebie. Kiedy jednak jest obok, to chciałabyś
spędzać z nią prawie każdą sekundę swojego życia. Chciałabyś
zrobić dla niej wszystko, żeby tylko ją uszczęśliwić. Jeśli
jednak się zakochujesz to postrzegasz go inaczej, co może cię
zdziwić. - Uśmiecha się. - Stajesz się w jego obecności nerwowa,
serce wali ci jak oszalałe. Masz tak zwane motylki w brzuchu i nie
wiesz co się z tobą dzieje. Możesz zakochać się w najbardziej
denerwującym cię chłopaku na świecie i nic tego nie zmieni.
-
Skąd ty tyle wiesz? - Uśmiecham się.
- Ahh
przeczytało się w podręczniku. - Śmieje się.
-
Jaja sobie robisz?
-
Nie.
-
Serio?
- No
dobra, robię sobie jaja. Dowiedzieliśmy się tego razem z Naruto na
tym jego treningu.
- To
znaczy, że on się w tobie...
- Nie
idiotko! W tobie! - Przerywa mi.
-
Słucham?! - Pytam zdziwiona. - Wiedziałaś o tym?
-
Hello! Przecież on wyruszył na trening jeszcze za czasów Akademii.
Powiedział mi wtedy co do ciebie czuje, ale myślałam, że mu
przeszło. Zresztą, sam też tak sądził.
-
Jaka ja jestem ślepa. Jak można nie zauważyć, że jakiś chłopak
stara się o twoje względy?
-
Jeśli jest się bezgranicznie zapatrzoną w innego chłopaka to
raczej nie można tego zauważyć.
-
Saki, mam problem. Nie mam pojęcia jak się przy nim zachowywać, a
jak jeszcze puszcza teksty typu księżniczko to normalnie mnie
zatyka.
-
Księżniczko? Hahah to już po chłopaku. Zakochał się na zabój
kobieto.
- No
i to mnie martwi.
-
Sakura, powiedz mi tak szczerze. Twoje uczucia choć trochę względem
niego się nie zmieniły?
-
Sama nie wiem. Mogę ci powiedzieć, że nie potrafię być już dla
niego wredna. Jakoś sobie nie mogę tego wyobrazić. Jak zerwał z
Kasumi to naprawdę zrobiło mi się go cholernie szkoda i miałam
ochotę go przytulić.
-
Czekaj, czekaj. Zerwał z tą lampucerą?
-
Tak. Okazało się, że przylizała się z jakimś innym gościem.
Sprowokował Naruto, a ten mu przyłożył i zaciągnął włokiem do
tej suki.
-
Przyznała się?
-
Nie. Jej przyjaciółka powiedziała mu prawdę.
-
Ojej, biedny blondynek. Najchętniej zabiłabym tą szmatę!
-
Saki, uspokój się.
- Jak
mowa o tej wywłoce to jakoś nie potrafię.
-
Która godzina? - Zmieniam temat. Dziewczyna spogląda na swój
zegarek.
-
Czternasta czterdzieści dziewięć.
- No
to zaraz zjawi się Pan Uzumaki. - Wzdycham.
- Jak
nie chcesz to ja mogę się nim zająć. - Mówi.
- A
co ty taka chętna? - Patrzę na nią wymownie.
-
Słuchaj, wiem, że dziwne ci w jego towarzystwie, dlatego składam
taką propozycję.
-
Wiem, wiem. Dzięki, ale muszę sama go przebadać.
- A
to dlaczego? Nie wierzysz w młodą szanowaną Panią Doktor? -
Zmruża na mnie oczy.
- Nie
Saki. Nie o to chodzi. Boję się, że kiedy go zbadasz to nie powie
mi co mu jest. A ciebie będzie obowiązywała tajemnica lekarska.
- Ta,
w sumie masz rację. Skoro umówił się do ciebie, to chce, żebyś
to ty go przebadała. Mógłby się obrazić i wcale się nie zbadać.
- Ile
zostało do piętnastej?
-
Niecałe osiem minut. Ja się będę już zmywać.
-
Zostawisz mnie samą? - Pytam spanikowana, a Saki się uśmiecha.
-
Sakura na litość boską, ile ty masz lat? Zresztą kończę zmianę,
dlatego idę.
-
Specjalnie to robisz.
-
Znaczy co, bo się już pogubiłam.
-
Idziesz zostawiając mnie z nim samą.
-
Przypominam, że nie mogę uczestniczyć podczas badania twojego
pacjenta, nawet jeśli to mój przyjaciel. A teraz do zobaczenia. -
Dziewczyna wstaje i kieruje się do drzwi.
- Na
razie. - Posyłam jej zabójcze spojrzenie. Saki z uśmiechem na
twarzy wychodzi z gabinetu. Muszę przygotować się psychicznie na
to pierdzielone badanie.
Oczami
Naruto;
Wchodzę
właśnie do szpitala. Zanim tu przyszedłem musiałem iść do domu,
żeby się przebrać i odświeżyć. Mogłem nie trenować, bo
niechcący zaciąłem się kataną na klatce piersiowej. Nie dużo,
ale jednak. Stoję właśnie w holu i podchodzę do recepcji.
-
Witam. Jestem umówiony na wizytę z Doktor Haruno. - Uśmiecham się
pod nosem.
-
Dzień dobry. Pana imię i nazwisko?
-
Uzumaki Naruto.
- Ah
tak. Za niecałe pięć minut może Pan wchodzić.
-
Okey, dziękuję bardzo. - Odchodzę od recepcjonistki i kieruję się
pod gabinet Sakury. Kiedy idę wpadam na różowo włosą dziewczynę.
-
Naruto, mógłbyś patrzeć, gdzie leziesz! - Krzyczy.
-
Ahhh dziękuję za tak miłe powitanie.
-
Przepraszam, ale spieszę się do tego debila Konosuke.
- Co
znowu zrobił? - Pytam.
-
Zalał całe mieszkanie. Cholera, jakie ja mam życie z tym kretynem!
- Jak
chcesz to wpadnę i ci z tym pomogę. - Proponuję.
-
Naprawdę? Jejku, jaki ty jesteś kochany! - Dziewczyna rzuca mi się
na szyję. Obejmuję ją z uśmiechem na ustach.
-
Naprawdę, wpadnę jak się przebadam. A i mam prośbę, żeby tego
debila nie było jak przyjdę. Dasz radę to dla mnie zrobić?
-
Kochany, dla ciebie wszystko. Wyślę go do kumpla, bo nie będę
miała na niego patrzenia. - Dziewczyna powoli oswobadza się z
mojego uścisku.
-
Dzięki. - Uśmiecham się.
-
Nie, nie. To ja ci dziękuję. Bez ciebie bym zginęła w tym
świecie. - Puszcza mi oczko. - Aha, weź ze sobą Sakurę, bo pewnie
będzie sama siedziała.
-
Okey, jak zechce to ją wezmę. Nie wiem, czy nie spotka się z Taro.
- Nie
spotka się, on pracuje dziś w klubie.
-
Aha, no to w takim razie ją wezmę.
- No
dobrze, to do zobaczenia później. - Uśmiecha się i powoli zaczyna
mnie mijać.
- Pa
Saki. - Mówię i podchodzę do drzwi Sakury. Teraz już pewnie może
mnie przyjąć. Podnoszę w górę zwiniętą pięść i zaczynam
pukać.
-
Proszę! - Słyszę jej słodki głos. Wzdycham i wchodzę do środka.
-
Hej. - Mówię, kiedy zamykam drzwi.
-
Hej. - Odpowiada krótko. Patrzy na papiery i nie podnosi na mnie
wzroku.
-
Przepraszam, że to ciebie niepokoję, ale jakoś wolę, żebyś ty
zrobiła mi te głupie badania. - Uśmiecham się. Teraz dopiero
udaje mi się zwrócić na siebie jej uwagę.
-
Przecież nic nie mówię. Wcale mnie nie niepokoisz. Przeciwnie,
cieszę się, że to do mnie przyszedłeś. - Ogarnia mnie uczucie
ulgi.
- W
takim razie się cieszę. - Rozglądam się. - Too, od czego
zaczniemy?
- Na
początek usiądź. Muszę przeprowadzić z tobą wywiad.
-
Okey. - Podchodzę bliżej i siadam naprzeciwko zielonookiej. Ciągle
na nią patrzę. W końcu dziewczyna odrywa się od papierków i
podnosi wzrok na mnie.
-
Jesteś na coś uczulony?
-
Nie.
-
Bierzesz jakieś leki?
-
Nie. - Odpowiadam z uśmiechem.
-
Palisz?
-
Nie.
-
Pijesz?
-
Czasami.
-
Często?
-
Okazyjnie. Sakura, co to za denne pytania? Znasz mnie przecież.
-
Wybacz, ale to nie ja je wymyślałam.
-
Wiem to.
- No
dobra, teraz powiedz mi dokładnie co czujesz, kiedy masz te ataki i
jak często się ujawniają. - Patrzę na nią poważnie.
-
Kiedy się pojawiają to najpierw ciężko mi oddychać, kręci się
w głowie, potem czuję jakby moja klatka była wyrywana od środka,
jeszcze potem dochodzą duszności, a na koniec okropny ból głowy.
- Dziewczyna przygląda mi się w milczeniu. - Ostatnio pojawiają
się dość często, czego byłaś świadkiem. - Uśmiecham się.
-
Okey, a kiedy one przychodzą to... nie wiem...czujesz się
zdenerwowany? Czy jakieś uczucia wpływają na to, że zaczynasz
mieć te dziwne ataki? - Patrzę na nią i po chwili mój uśmiech
znika z twarzy. Głęboko się nad tym zastanawiam i dochodzę do
pewnego wniosku.
-
Czasem, kiedy się denerwuje, ale to tylko w wyjątkowej sytuacji.
- To
znaczy? - Obawiałem się tego pytania.
-
Muszę odpowiadać?
-
Tak. Jeśli chcesz być prawidłowo przebadany to musisz.
-
Wcześniej przychodziły niespodziewanie i nic ich nie wywoływało,
ale od kiedy...cholera, ciężko mi o tym z tobą rozmawiać. -
Przyznaję się. Sakura patrzy na mnie i jej kąciki ust lekko się
unoszą.
-
Spokojnie. Obiecuję, że to co usłyszę w tym pokoju zostanie w tym
pokoju. Może być?
- Nadal mi ciężko. - Wzdycham i mówię dalej. - Od
niedawna, kiedy dowiedziałem się o ślubie, no i fakt, że Cię kocham, kiedy mocno się
zdenerwuję to czasem przychodzi. - Dziewczyna odchrząkuje.
- Co
masz na myśli mówiąc, że kiedy mocno się zdenerwujesz? Wymienisz
jakąś sytuację? - Widzę, że zielonooka próbuje podejść do
tego profesjonalnie.
-
Hah. I oczywiście to też muszę ci powiedzieć?
-
Yhym.
- Na
przykład wtedy, kiedy zobaczyłem cię z Taro. - Widząc jej
niekapujące spojrzenie dodaję. - Znalazłaś mnie wtedy na
korytarzu. - Dziewczyna poważnieje i na jej policzkach ukazują się
małe rumieńce.
-
Ekhem. - Sakura odchrząkuje. - Rozumiem.
- To
co, możesz stwierdzić po objawach co mi jest, czy nie bardzo?
-
Obawiam się, że nie.
-
Więc co teraz?
-
Pójdziemy cię prześwietlić.
- O
cholera. Obawiałem się tego.
-
Dlaczego?
- Bo
najczęściej prześwietlenie idzie z jakąś złośliwą chorobą.
- Nie
martw się. Wcale nie musi tak być. - Uśmiecha się pocieszająco,
ale ja wcale nie czuję się pocieszony.
-
Będziesz znała wynik badania od razu?
-
Powinnam.
- No
to dobrze.
-
Chodź ze mną. - Dziewczyna wstaje, a ja zaraz robię to samo.
Podchodzi do jakichś drzwi, które otwiera i zapala światło w
nowym pomieszczeniu. Podchodzę do niej i zaglądam do środka. Widzę
mnóstwo aparatury, której nie znam.
-
Pewnie mam się tam położyć, co? - Odzywam się nad uchem
dziewczyny, odwraca się do mnie przodem i spogląda na mnie.
Podnoszę dłoń i wskazuję na aparaturę, która stoi na środku
pokoju. Wygląda jak trumna. Pokazując jej tą maszynę nie odrywam
od niej wzroku. Sakura odwraca się i patrzy we wskazane miejsce.
-
Tak, tam będziesz leżał. Prześwietlę ci całe ciało.
-
Okey. Muszę zdjąć koszulkę? - Pytam.
-
Tak, tylko koszulkę.
-
Cholera. - Mówię, przecież zobaczy co sobie zrobiłem.
- Co
jest?
-
Nic. - Odpowiadam krótko.
- No
to właź do środka. - Wchodzę, a dziewczyna zaraz za mną
zamykając drzwi. Staję do niej tyłem i zdejmuję koszulkę.
-
Odwróć się do mnie przodem. - Prosi. Wzdycham i modlę się w
duchu, żeby na mnie nie nawrzeszczała, albo coś. Powoli odwracam
się w jej stronę. Widzę zdziwioną minę Sakury. Dziewczyna
podchodzi do mnie i staje naprawdę bardzo blisko. Podnosi dłoń i
przejeżdża palcem po dość głębokim, świeżym rozcięciu.
- Co
to jest? - Patrzy mi w oczy, a ja zaczynam powoli się uspokajać.
Jej dotyk działa na mnie bardzo intensywnie.
-
S-skaleczyłem się. - Na początku mój głos się załamuje.
- Co
ty dziś robiłeś Naruto? - Pyta podejrzliwie.
-
Ćwiczyłem.
-
Sam?
-
Tak.
-
Poczekaj chwilę. - Dziewczyna przykłada dłoń do mojej klatki
piersiowej. Po chwili widzę zieloną chakrę. Ciągle spoglądam na
Sakurę. Chciałbym ją przyciągnąć, pocałować i nigdy nie
wypuścić. Zielonooka odrywa dłoń od mojego ciała, patrzę w dół
i widzę wąską, zaróżowioną linię.
-
Teraz już możesz się kłaść. - Uśmiecham się i idę do
maszyny. Siadam i powoli się układam.
- To
bezpieczne?
-
Tak. Nie ruszaj się i najlepiej zamknij oczy.
-
Okey. - Zamykam powieki i czuję jak podjeżdżam w głąb maszyny.
Słyszę kroki Sakury i dźwięk odpalającego się sprzętu.
Wzdycham i staram się nie ruszać. W sumie dla mnie to nie trudne.
Słyszę piszczenie w uszach, które zaraz ustaje. Spod zamkniętych
powiek da się choć częściowo ujrzeć błysk. Piszczenie zastępują
teraz kroki. Czuję jak podjeżdżam do przodu.
-
Możesz już otworzyć oczy i wyjść. - Robię to co każe
dziewczyna i po chwili staję na nogi.
-
Chodź, przyjrzymy się twoim badaniom. - Idę za Sakurą, która
siada na fotel przed jakimś dziwnym komputerkiem. Staję za nią i
opierając się o szafkę spuszczam się trochę niżej. Moja głowa
znajduje się na wysokości jej ramienia. Zielonooka uważnie
przygląda się wynikom i widzę jak jej ciało sztywnieje.
- I
co? Wyczytałaś coś? - Pytam ciekawy i nieco wystraszony.
Dziewczyna odchrząkuje.
-
Poczekaj, nie jestem pewna, czy to co widzę to prawda. - Nadal gapi
się w komputerek.
-
Sakura, błagam. Nie strasz mnie. - Zielonooka odwraca się do mnie z
wystraszonym spojrzeniem i ze szklistymi oczami. Chyba nie jest
najlepiej. - Czemu masz taką minę?
-
Czemu nie zrobiłeś tych cholernych badań wcześniej idioto?! -
Krzyczy na mnie i drastycznie wstaje. - Załóż w końcu tą
koszulkę. - Robię co każe i się odzywam.
- O
co chodzi? Jestem nieuleczalnie chory, czy jak? - Próbuję zachować
spokój, ale to mi nie wychodzi.
-
Uleczalnie chory, ale to nie jest wcale takie proste i fajne.
-
Wyjaśnisz?
-
Jeśli nie będziesz brał leków to... umrzesz Naruto. - Teraz to
jej głos się załamuje.
-
Ekhem. - Odchrząkuję. - To ma jakieś stadium, czy jak?
-
Tak, twoje jest ostatnie. Musisz jak najszybciej zacząć brać leki.
Dziewczyna jest chyba zdruzgotana.
-
Okey, wypiszesz mi te proszki? Nie chcę skończyć życia jako
osiemnastolatek. - Śmieję się i dostaję pięścią w bark.
- Nie
wydurniaj się! Leczenie to długi proces zważywszy na twój stan.
To potrwa co najmniej rok.
-
Trudno...A gdybym tak zapomniał łyknąć tego procha? Co by się
stało?
-
Nawet o tym nie myśl. Każde niepołknięcie lekarstwa to dłuższe
leczenie, ale jeśli zaczniesz je brać i twój organizm nie będzie
otrzymywał ich, no nie wiem... z dwa tygodnie to wtedy...nie będzie
dla ciebie ratunku.
-
Rozumiem. W takim razie wypisz mi te proszki. - Uśmiecham się
krzywo.
- Od
tej pory jestem twoim lekarzem prowadzącym, rozumiemy się?
- Tak
jest Pani Doktor. - Sakura mija mnie i opuszcza pomieszczenie.
Wychodzę tuż za nią, a kiedy siadam na krzesełko przy jej biurku,
dziewczyna zamyka drzwi i siada na swoje miejsce. Wyciąga receptę i
zaczyna coś w niej pisać. Nie pisze jak ci wszyscy lekarze, jej
pismo jest ładne i staranne. Przestaje pisać i odkłada długopis.
Bierze do dłoni pieczątkę i przybija ją w dole recepty, po czym
mi ją podaje. Zerkam na otrzymaną kartkę.
-
Sakura, czy tu nie jest za dużo tych lekarstw? - Pytam zdziwiony.
-
Nie, jedna to osłonka, drugie powinieneś brać wieczorem, a trzecie
rano.
-
Chyba lepiej by było umrzeć. - Widząc jej zabójcze spojrzenie
dodaję. - Żartuję, nie patrz tak na mnie.
-
Naruto, to nie są żarty. Martwię się o ciebie. Osobiście
dopilnuję, żebyś brał leki na czas.
-
Miło z twojej strony, ale jak zamierzasz to zrobić skoro prawie
wcale się nie widujemy? Przypominam ci delikatnie, że po pierwsze,
masz pracę, a po drugie dość często wychodzisz gdzieś z Taro.
Wydaje mi się, że jakoś sam będę musiał o to zadbać.
-
Dobrze, chodź lepiej wykupić receptę.
-
Przecież masz pracę. Sam to zrobię. - Uśmiecham się.
- Już
skończyłam. Nie udawaj, że nie wiedziałeś.
- Nie
wiedziałem. Przecież ty o piętnastej trzydzieści kończysz w
Czwartki. - Dziwię się.
- Nie
głupku, kończę tak w Środy, czyli dzisiaj.
-
Cholerka, poprzestawiały mi się dni. - Śmieję się i zaczynam
drapać w tył swojej głowy.
-
Chodźmy wreszcie. - Mówi zirytowana. Wstaję i powoli kieruję się
w stronę drzwi. Odzywam się do dziewczyny, kiedy odwiesza swój
biały fartuch.
-
Sakura, pójdziesz ze mną do Saki jak wykupimy te leki?
- Po
co? - Pyta podchodząc w moją stronę, otwieram drzwi i przepuszczam
ją przodem.
-
Konosuke zalał jej całe mieszkanie, a ja zaoferowałem pomoc. -
Zamykam drzwi, a dziewczyna wkłada klucz do zamka i przekręca.
-
Miło z twojej strony. Wiesz? Chyba pójdę, nie widzi mi się
siedzenie samej w domu.
- Nie
spotykasz się dziś z Taro? - Udaję głupka. Idziemy w stronę
recepcji.
-
Nie. On pracuje dziś w klubie.
-
Rozumiem. - Zastanawiam się chwilę. - Jeśli chcesz, to możesz się
ze mną przejść do tego klubu. Mam tam interes do załatwienia. -
Dochodzimy do recepcji i stajemy przy dużym blacie.
-
Oddaję klucz. - Dziewczyna uśmiecha się serdecznie.
- Oo,
dziękuję Sakura. - Odpowiada starsza Pani.
- Po
co mam z tobą iść? - Zwraca się teraz do mnie.
- No
nie wiem. Myślałem, że chcesz spotkać się z chłopakiem, kiedy
ja będę załatwiał interesy.
-
Jakie interesy? - Pyta mnie, a zaraz zwraca się do staruszki. - Na
którą jutro mam zmianę?
-
Jutro kochanie nie pracujesz. - Uśmiecha się starsza Pani. -
Tsunade-sama postanowiła zrobić ci wolne.
-
Niech Pani jej ode mnie podziękuje. - Uśmiecha się. - Aha, no i
niech Pani się nie przemęcza zbytnio.
-
Przekażę. A o mnie drogie dziecko się nie martw. Zmykaj już.
-
Dobrze, do zobaczenia.
- Do
widzenia. - Odpowiada staruszka odwzajemniając uśmiech
zielonookiej. Po chwili ruszamy dalej.
-
Muszę pożyczyć jeszcze troszkę forsy staruszkowi. - Odpowiadam na
zadane wcześniej pytanie. Zatrzymujemy się przy wyjściu.
-
Dlaczego mu pomagasz? - Pyta patrząc na mnie.
- Bo
nie chcę, żeby zaharował się na śmierć.
-
Miło z twojej strony. - Uśmiecha się do mnie, kiedy wychodzimy ze
szpitala.
- Po
prostu nie lubię siedzieć bezczynnie, kiedy mogę w czymś pomóc.
- Skręcamy w uliczkę, która prowadzi do apteki.
-
Minato wie, że pożyczasz komuś jego pieniądze?
- To
nie są jego pieniądze.
-
Więc czyje?
-
Moje. Odkładałem je odkąd pamiętam. Nazbierało się trochę,
więc pożyczam jeśli mogę. - Powoli dochodzimy do apteki.
-
Dużo ich masz? - Pyta, a ja patrzę na nią. - O jejku, tak z
ciekawości. - Zielonooka się uśmiecha.
-
Ponad 300 tysięcy. - Oczy Sakury wychodzą z orbit.
-
Przepraszam, że ile? - Pyta jeszcze raz.
-
Ponad 300 tysięcy. - Odpowiadam.
-
Skąd ci się tyle nazbierało?
-
Urodziny, misje i trochę wpłynęło na moje konto, kiedy ukończyłem
osiemnaście lat.
-
Skąd wpłynęło?
- Z
konta mamy. Miała takie coś, że w razie śmierci jej fundusze
wpłyną na konto dziecka. - Wchodzimy do apteki, oczywiście
otwieram drzwi i pierwszą wpuszczam Sakurę.
- To
ty miałeś konto w banku, będąc niemowlakiem? - Pyta, kiedy
podchodzimy do okienka.
-
Prostując, miałem konto jak jeszcze się nie narodziłem. -
Puszczam do niej oczko i zwracam się do kasjerki.
-
Witam, chciałbym wykupić leki. - Podaję świstek papieru patrząc
na Sakurę.
-
Witam. Zaraz podam to co Panu potrzebne. - Kasjerka znika nam z oczu.
- Kto
zakłada dziecku konto, kiedy się nawet nie narodziło?
-
Osoba, która się o nie troszczy i dba, żeby w razie czego niczego
w życiu mu nie zabrakło. - Uśmiecham się.
- No
tak, przepraszam, to było głupie. - Mówi ze skruszoną miną.
- Nie
masz za co księżniczko i to nie było głupie. - Puszczam do niej
oczko. Z opresji wyciąga mnie kasjerka.
- Tu
ma Pan wszystko. Starczy na jakieś pół roku. Ma długą datę
ważności, więc proszę się nie przejmować.
-
Dziękuję pani bardzo. Ile płacę?
-
Trzysta jenów. - Grzebię w tylnej kieszeni spodni i wyjmuję
portfel. Otwieram go i wyciągam z niego trzysta jenów. Podaję
banknoty kasjerce.
-
Proszę bardzo. - Mówię i do dłoni dostaję ładnie zapakowane
leki.
-
Dziękuję.
- Do
widzenia. - Żegnam się i idę do drzwi. Za mną wlecze się
milcząca Sakura. Otwieram drzwi i przepuszczam ją przodem.
Dziewczyna wychodzi, a ja tuż za nią.
-
Zajdziemy jeszcze w pewne miejsce, przeszkadza ci to? - Pytam, kiedy
skręcamy w następną uliczkę.
-
Nie. A gdzie idziemy?
-
Przyda mi się mała pomoc. Sam nie dam rady naprawić tych rur. -
Uśmiecham się.
-
Niech zgadnę, idziemy po Sasuke.
-
Hmm, chyba doskonale mnie znasz. - Uśmiecham się.
-
Chyba na to wychodzi. - Skręcamy w następną uliczkę, która
prowadzi na obrzeża wioski. Zostało nam iść cały czas prosto i
po prawej stronie będziemy mieli posiadłość klanu Uchiha.
- O
czym pogadamy? - Pytam.
- A o
czym chcesz?
-
Jesteś szczęśliwa?
- To
znaczy?
- Z
Taro. - Wypowiadam te słowa i między nami zapada chwilowa cisza.
-
Naprawdę chcesz to wiedzieć? Chyba nie powinnam z tobą rozmawiać
o moim związku.
- Chcę to wiedzieć
Sakura. - Patrzę na nią poważnie.
-
Jestem z nim bardzo szczęśliwa. - No i tego się obawiałem.
Przełykam ślinę i pytam dalej.
-
Zakochałaś się w nim? - Patrzy na mnie trochę smutno.
-
Myślę, że tak. - Wzdycham i biorę głęboki oddech. Dziewczyna ma
przerażony wzrok. - Naruto, proszę, nie denerwuj się. Chciałeś,
żebym ci odpowiedziała to odpowiedziałam.
-
Spokojnie, nie zamierzam mieć żadnego ataku. - Uśmiecham się
krzywo.
- No
ja myślę. Nie chciałabym zbierać cię z brudnej ziemi. -
Dochodzimy do naszego celu i po naszej prawej stronie widnieje brama,
u której szczytu znajduje się herb klanu Uchiha. Wchodzimy do
dzielnicy i kierujemy się do domu Sasuke.
-
Zapewne znajdziemy tu Ino. - Uśmiecham się.
- Tak
myślisz?
-
Jestem prawie pewien. - Wchodzimy na działkę kruczowłosego i od
razu kierujemy się na werandę. Kiedy stajemy przed drzwiami unoszę
zwiniętą w pięść dłoń i pukam. Po chwili drzwi się otwierają,
a w progu staje zaspany Uchiha.
-
Hej, obudziłem cię? - Pytam...
*******
Witajcie Kochani! Dodałyśmy Wam właśnie kolejną część jakże tego długiego One-Shota :D Nie mamy zielonego pojęcia co możecie o nim myśleć, dlatego jak zawsze prosimy Was o komentarze, które wbrew temu co myślicie są dla nas bardzo ważne. Co sądzicie o One-Shocie? Mamy go dalej kontynuować tak jak zaplanowałyśmy czy Was już nudzi i kończyć go jak najszybciej? No cóż, czekamy na Wasze komentarze i życzymy wesołych resztek ferii osobom, kótrym się już one kończą tak jak nam :D Pozdrawiamy Patty i Paula :*
Jak zwykle ciekawa notka *.*
OdpowiedzUsuńJak wy to robicie,że macie tak długie notki? :D
A co do waszych pytań:
One'shot jest boski ale chciałbym,żebyście przyspieszyły trochę tempo ^^
Pozdrawiam i życzę weny :D
P.S.
Co do mojego bloga jest już drugi rozdział xD
Notka jak zawsze niesamowita pod każdym względem :)
OdpowiedzUsuńHaruno nie mogła zakochać się w Taro... Powiedzcie że ona tylko skłamała przed Naruto T.T Oki czekam na następną notkę :D Pozdrawiam!!
Też mam nadzieję,że skłamała ^^
UsuńDowiecie się tego w następnych notkach ;)
Usuń<3
OdpowiedzUsuńCzyli Sakura kocha Taro, a przynajmniej tak myśli... dla całego opowiadania dobrze, że akcja toczy się dalej dzięki temu fabuła nie jest liniowa ;) dla Naruto to już gorzej :p Chciałby pewnie żeby przy wcześniejszym wyznaniu rzuciła mu się w ramiona... ojjj jednak prwdziwy świat nie jest taki kolorowy i na drodze człowieka staje wiele przeciwności losu co świetnie w swoim opowiadaniu przedstawiacie dziewczyny ;) za to duże brawa ;D no cóż teraz trzeba czekać na kolejną notke z głównego opowiadania tak? Na marginesie kiedy możemy się jej spodziewać?
OdpowiedzUsuńWeny :)
Nowy
Ajjjj zapomiałem choć po moim komentarzu można to wywnioskować... piszcie one shota dalej ;) wcale to opowiadanie mi się nie nudzi ;) jest genialne <3
UsuńNowy
W związku z tym, że od Poniedziałku wracamy już do szkoły to najprawdopodobniej kolejny rozdział ukarze się w Piątek :)
UsuńNotka jak zawsze bomba i z niecierpliwością czekam na koleją. Muszę się niestety nie zgodzić z AjLoffSennin. Uważam że tempo jakie pokazujecie jest odpowiednie więc dlatego piszcie tak dalej
UsuńPozdrawiam Kuraj.
P.S. zapraszam na nowy rozdział http://pieczecprzeznaczenia.blog.pl/
ONE-SHOT świetne i piszcie dalej wcale nie jest nudne ja już nie mogę się do czekać next
OdpowiedzUsuńnaruto się do wiedział co mu dolega jestem bardzo ciekawy co będzie dalej i czy sakura będzie teraz więcej czasu spędzać z naruto życzę weny
Świetne !!!! Już sie nie mogę doczekać dalszego ciągu !!
OdpowiedzUsuńNaruto, biedactwo ... Jestem ciekawa czy Sakura się w nim zakochuję ;p
Pozdrawiam
Kiedy nowa notka?
OdpowiedzUsuńWitajcie:)
OdpowiedzUsuńSuper rozdział jest:D Uwielbiam czytać waszego bloga nie tylko za wciagajace dwie historie, ale tez za to ze wstawiacie takie dłuuuuuugie rozdzialy:D:D
Pozdrawiam
Ukyo
Kiedy next?
OdpowiedzUsuńW Piątek :)
Usuń