Witajcie,
nazywam się Uzumaki Naruto. Mam siedemnaście lat i mieszkam z ojcem
w mojej ukochanej wiosce, która nosi nazwę Konoha. Znajduje się
ona w kraju ognia, ale nie o tym chcę wam mówić. Wychowałem się
mając przy boku tylko ojca, gdyż moja mama zmarła przy porodzie. W
jej ciele zapieczętowany był lisi demon, podczas porodu pieczęć
osłabła i wyrwał się spod kontroli zabijając przy tym Uzumaki
Kushinę. Tak nazywała się moja mama. Kiedy mój ojciec, czwarty
hokage poskromił bestię, został zmuszony zapieczętować ją w
innym ciele. Do tego celu wybrał małego chłopczyka, który dopiero
co się narodził. Tak, dobrze podejrzewacie. Tym chłopcem jestem ja
i teraz muszę nosić te ogromne brzemię, które za życia nosiła
moja mama. Na szczęście nie jestem sam, więc jest mi dużo
łatwiej. Mój ojciec - Minato - zrzekł się władzy, kiedy odeszła
moja mama. Jest teraz zwykłym shinobim, a jego miejsce zajęła
Tsunade-baachan. Może i dobrze się stało, bo ta kobieta jest
cholernie dobra. Gdyby nie ona mój przyjaciel Sasuke mógłby
zginąć. Jak wszyscy shinobi mam trzyosobową drużynę, którą
dowodzi sensei. Należy do niej Uchiha Sasuke, Haruno Sakura no i
oczywiście ja. To moi przyjaciele, ale nie dogaduje się zbyt dobrze
z różowo włosą. Czasami działa mi na nerwy. Oczywiście jak
wszystkie panie w jej wieku podkochuje się w Sasuke co naprawdę
mnie wnerwia. Naszym sensei jest Hatake Kakashi znany również jako
Kopiujący ninja Kakashi. Jego ojcem był Biały Kieł Konohy. Teraz,
gdy mój ojciec ma ożenić się z panią Haruno coraz ciężej
dogadujemy się z Sakurą. To był dla nas bardzo duży cios, ale co
na to poradzić? No cóż, wyjaśniłem wam już chyba wszystko. Aha,
no właśnie. Do ślubu zostało jakieś dwa dni, więc atmosfera
jest nieco napięta. A zwłaszcza dlatego, że również zbliżają
się Święta Bożego Narodzenia, które spędzę bez ojca, a Sakura
bez matki. Ehh wszystko wskazuje na to, że spędzę je razem z moją
przyszłą siostrą. Siedzę właśnie przy stole jedząc śniadanie
wraz z ojcem.
-
Naruto, wrócisz na ślub, prawda? - Spytał nerwowo stukając
sztućcami o stół.
-
Tak, nie martw się. Już wszystko ustalone. - Odpowiedziałem.
-
Cieszę się. - Powiedział krótko. - Zaraz przyjdzie Mebuki, mamy
ustalić wszystko na ślub. - Rzekł z uśmiechem na twarzy, ale
zaraz spoważniał. - Przykro mi z tego powodu, że te Święta
spędzę bez ciebie. A może zostaniemy w domu?
-
Tato, nie przejmuj się, to nic, że nie spędzimy tych Świąt
razem, przecież będziemy mieli inne okazje. Przynajmniej nie
będziesz sam, będziesz miał miłe towarzystwo. - Powiedziałem
wstając od stołu. - Wiesz? Nie mam ochoty na jedzenie. - Podszedłem
do drzwi, przy ścianie stał plecak, który zarzuciłem na ramię. -
Do zobaczenia tato. - Nie czekałem aż mi coś odpowie. Wyszedłem z
domu i kierowałem się pod bramę wioski. Dziś mamy do wykonania
ważną misję. Jest jednodniowa, ale ojciec boi się, że coś się
stanie i nie zdążymy z powrotem na ślub. To zaczyna mnie już
irytować. Bardzo lubię panią Haruno, ale nadal z Sakurą nie
możemy tego przetrawić. Dotarłem pod bramę jako pierwszy, nikogo
tu nie było. Stanąłem przed ogromne ogrodzenie, oparłem się o
nie plecami i złożyłem ręce na klatce piersiowej. Po chwili
dołączył do mnie Sasuke.
-
Siema młotku. Jak tam?
-
Siema. Szkoda gadać. Mam już dość tego całego gadania o tym
przeklętym ślubie. Ta sytuacja zaczyna powoli mnie irytować. -
Kruczowłosy się zaśmiał.
-
Współczuję ci. Wiesz może jaki jest konkretny cel naszej misji?
Nie było mnie, kiedy Tsunade-sama to zlecała, byłem na urodzinach
matki.
-
Mamy zanieść gdzieś jakiś zwój i wrócić. Podobno szybka
robota. - Odpowiedziałem.
-
Taaa, która może nie być taka szybka jak się wydaje. -
Powiedziała dochodząca w naszą stronę Haruno.
- Też
miło cię widzieć Sakura. - Powiedziałem uśmiechając się.
-
Tak, ja się tak nie cieszę. - Powiedziała oschle stając przy
Sasuke.
-
Miło mi. Nawet bardzo. - Nasza sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze.
- Już
jestem, wybaczcie za małe spóźnienie, ale musiałem wziąć
jeszcze zwój. - Rzekł Kakashi, który pojawił się znikąd.
-
Możemy już ruszać? - Spytałem.
- A
co ci się tak spieszy? - Zaśmiał się mój mistrz.
- Bo
chciałbym znaleźć się jak najdalej stąd. Bez obrazy Sakura. -
Zwróciłem się do zielonookiej.
- Ta,
spoko. Mam tak samo. - Uśmiechnęła się. Dawno tego nie robiła,
przynajmniej nie do mnie.
- No
dobra. Chodźcie. - Powiedział Kakashi-sensei. Ruszyliśmy zaraz za
nim.
-
Too, gdzie zmierzamy? - Spytałem po chwili. Skakaliśmy już po
drzewach.
- Nie
tak daleko. Jakaś godzina drogi stąd. Nie pytajcie o nazwę wioski,
bo jej nie ma.
-
Okey. - Rzuciłem szybko. W milczeniu biegliśmy jakieś pół
godziny i nic ciekawego się nie zdarzyło. Sakura przybliżyła się
do mnie.
- No
dobra. Ta sytuacja zaczyna mnie wkurzać. - Zaczęła.
-
Która? Bo jest ich kilka. - Uśmiechnąłem się.
-
Nooo, ta między nami. Kiedy nasi rodzice nie mieli się jeszcze
pobrać to było między nami okey, ale teraz już nie jest. Myślę,
że jesteś bystry i też to zauważyłeś. - Spojrzała na mnie.
- Nie
jest ciężko to zauważyć Sakura. Wydaje mi się, że nie jesteśmy
jeszcze gotowi na taki obrót sytuacji. To wszystko wyszło tak
niespodziewanie. Jesteśmy zestresowani i nie do końca zgadzamy się
z ich decyzją.
-
Tak, chyba masz rację. - Przytaknęła.
-
Tylko, że...nie możemy nic z tym zrobić. To nie ich wina, że się
w sobie zakochali - spojrzałem na nią i zaraz dorzuciłem -
siostro. - Oczywiście dostałem z pięści w bark, ale nie tak mocno
jak się tego spodziewałem.
-
Przestań, nie mów tak do mnie nigdy więcej. No chyba, że chcesz
oberwać jeszcze mocniej.
-
Okey. Mój ojciec i ja przyszykowaliśmy już dla ciebie pokój. -
Dziewczyna spojrzała na mnie z kpiną. - Nie martw się, urządzisz
go jak będziesz chciała. Są tam gołe ściany i puste
pomieszczenie.
-
Cholera! Nie mogę w to uwierzyć, że mam z tobą zamieszkać. To
chyba jakaś kpina! - Krzyknęła, a ja się uśmiechnąłem.
- To
samo mogę powiedzieć o tobie. - Odgryzłem się.
-
Masz już osobę towarzyszącą na ślub? - Spytała.
-
Jeszcze nie, a ty?
- Ja
mam. Idzie ze mną Sasuke. - Powiedziała z entuzjazmem.
-
Serio? Nie chwalił mi się. - Zaśmiałem się.
- Nie
mów mi tylko, że pójdziesz sam. - Szydziła sobie ze mnie.
- Mam
jedną osobę na oku.
-
Tak? Pochwal się. - Powiedziała.
-
Wezmę ze sobą Saki. Pytałem Kasumi, ale ma zajęty dzień. -
Odpowiedziałem na jej pytanie.
- No
proszę. - Uśmiechnęła się. Uwielbiamy sobie dokuczać.
-
Zaraz będziemy na miejscu! - Oznajmił Kakashi-sensei. Nie mam
ochoty wracać do domu, niech ta misja trwa i trwa. Tak bardzo
żałuję, że nie mogłem poznać mamy, widziałem ją tylko na
zdjęciach, które zabrałem do swojego pokoju. Po jej śmierci
ojciec wyniósł wszystkie rzeczy na strych. Bolało go, gdy na nie
patrzył, okropnie ją kochał. Wiele razy mi o niej opowiadał,
lubiłem go słuchać. Zabrakło nam drzew, dlatego też zeszliśmy
na ziemię, którą biegliśmy dalej. Sakura już się ode mnie
oddaliła, doszła do Sasuke. Jakby nie patrzeć w tym zespole lubił
mnie chyba tylko Uchiha i Kakashi, ale do tego pierwszego nie mam
pewności. Dopiero jakiś rok temu wróciłem do Konohy po trzyletnim
treningu, na który wyruszyłem z erosenninem. Dlatego nie mogę do
tej pory niektórych rozgryźć. Wiem, że mam oparcie w Ino i Saki,
które są moimi naprawdę dobrymi przyjaciółkami. Są dla mnie jak
siostry. Doszliśmy właśnie pod jakąś wysoką bramę, ustaliśmy
naprzeciw niej.
Kakashi-sensei
stał na przedzie, ja zaś na samym końcu. Nasz mistrz ostrożnie
wszedł do wioski, a my zaraz za nim. W pewnym momencie
niespodziewanie zatrzymało go dwóch ludzi, którzy w dłoni
trzymali miecze wycelowane w szaro włosego. On zaś wyciągnął
kunaia i oparł go o ostrza.
- Kim
jesteście i czego tu szukacie?! - Odezwali się.
-
Przychodzimy w imieniu naszego hokage, Tsunade. - Odpowiedział nasz
kapitan, w razie czego byłem przygotowany do kontrataku. Mój mistrz
zawsze trzymał przy sobie mój kunai Latającego Boga Piorunów. W
tym przypadku szybko mogłem się do niego dostać. Hiraishin no
jutsu nauczył mnie mój ojciec, nie ukrywam, że było ciężko, ale
w końcu to opanowałem.
- Z
polecenia powiadasz? - Próbował się upewnić jeden z nich.
-
Tak, mieliśmy dostarczyć tylko zwój dla waszego władcy. On o tym
wie. Czy mógłby ktoś nas do niego zaprowadzić? - Ponownie
odpowiedział nasz kapitan.
- No
dobrze. - Mężczyźni schowali miecze do pochwy, a Kakashi wsadził
do kieszonki kunaia. - W takim razie chodźcie za mną. - Rozkazał
ten młodszy. Kiedy szliśmy za nim jakiś kawałek czasu nasz mistrz
nagle się odezwał.
- Czy
mogę o coś spytać?
-
Ehem. - Zgodził się.
-
Dlaczego tak agresywnie przyjmujecie gości? - Mężczyzna spojrzał
na niego spokojnie.
-
Niedawno ktoś nas zaatakował, dlatego podnieśliśmy trochę
stopień ochrony.
-
Aha, rozumiem. - Mężczyzna nagle zatrzymał się przed jakimś
dużym, niebieskim budynkiem.
- To
tutaj, pierwsze piętro i pierwsze drzwi po prawej. - Odezwał się.
- Traficie?
- Tak
oczywiście. Dziękujemy za pomoc. Chodźcie dzieciaki. - Zwrócił
się do nas. Weszliśmy do budynku, jest przestronny i ma dużo
okien. Weszliśmy po schodach i szliśmy w kierunku pierwszych drzwi.
Kiedy przed nimi stanęliśmy nasz kapitan zapukał.
-
Proszę! - Usłyszeliśmy męski głos za ścianą. Kakashi pchnął
drzwi i po kolei weszliśmy do środka. Ja oczywiście na samym
szarym końcu.
-
Ohayo, przybyliśmy z polecenia naszego hokage Tsunade. Mamy dla Pana
zwój, który nam dała. - Odezwał się Kakashi. Naprzeciw nas
siedział starszy mężczyzna o lekko szarawych już włosach.
- O,
witajcie. Spodziewałem się was. - Uśmiechnął się. Nasz mistrz
wygrzebał z plecaka zapakowany zwój, który wręczył dziadkowi. -
Dziękuję bardzo. Może jesteście głodni?
- Tak
w sumie to trochę. - Odezwałem się. Od razu Sakura zgromiła mnie
wzrokiem. Dziadek się zaśmiał.
- W
takim razie możecie zjeść ze mną obiad. - Powiedział
uśmiechnięty. - Będę zaszczycony jeżeli się zgodzicie.
-
Więc chyba nie możemy odmówić. - Uśmiechnął się nasz mistrz.
- No!
To chodźcie za mną. - Entuzjazmował się staruszek. Wstał i
poszedł przed nas. Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz, a my za
nim.
-
Powiedzcie mi moi drodzy, co tam słychać w Konosze? Wiecie, kiedyś
tam mieszkałem, ale musiałem się tu przenieść. - Odezwał się,
kiedy byliśmy na zewnątrz.
- Jak
zwykle to samo, spokój i cisza. - Uśmiechnął się Hatake.
-
Tak, tęsknie za tym. Nawet bardzo, ale musiał ktoś rządzić tą
małą mieściną bez nazwy. - Westchnął. - A właśnie! Poznacie
moją wnuczkę, tylko ona mi już pozostała. Jest w waszym wieku. -
Zaśmiał się, a my tylko coś odburknęliśmy. Pewnie to będzie
jakaś rozpieszczona dziewucha, której na pewno nie polubię. W
końcu doszliśmy na miejsce, stoi tu wielki dom z tarasem i pięknym
ogrodem. Weszliśmy do środka, gdzie wnętrze mnie zachwyciło. Było
ubogie, ale bardzo ładnie urządzone. Staruszek wprowadził nas do
pomieszczenia z wielkim stołem. Obok drzwi stał jakiś facet.
-
Daiki, potrzebne nam jeszcze cztery nakrycia. - Zwrócił się do
tego kolesia.
- Już
się robi. - Powiedział i gdzieś zniknął.
-
Proszę siadajcie. - Zrobiliśmy jak nam rozkazał. Siedziałem
oczywiście sam. Na przeciw mnie znajdowała się Sakura, obok niej
Sasuke, a potem Kakashi. Zjawił się ten cały Daiki, rozłożył
nam nakrycia, po czym zniknął. Po chwili usłyszeliśmy przesuwanie
drzwi, spojrzeliśmy w tamtą stronę. Pojawiła się w nich piękna
dziewczyna o długich, brązowych włosach i oczach tego samego
koloru. Jej cera była nieskazitelnie czysta i piękna. Spojrzała w
naszym kierunku, nie mogłem oderwać od niej wzroku.
-
Witaj dziadku. Nie mówiłeś, że będziemy mieli gości. -
Uśmiechnęła się słodko.
-
Wybacz skarbie, to wyszło nieplanowanie. - Odpowiedział. - Usiądź
proszę obok ee.. chłopcze jak ty masz właściwie na imię? -
Wskazał moją skromną osobę. Z początku nie potrafiłem się
wysłowić, ale zaraz nabrałem na to sił. Nie chciałem wyjść na
głąba.
- Mam
na imię Naruto. - Odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna
zamknęła za sobą drzwi i usiadła obok mnie. Obdarzyła mnie
pięknym spojrzeniem i uśmiechnęła się. Ja zrobiłem to samo.
-
Tooo, skąd pochodzicie? - Spytała.
- Z
Konohy. - Odpowiedziałem uśmiechając się.
-
Dziadku, czy nie tam kiedyś mieszkałeś? - Zwróciła się do
starszego mężczyzny.
-
Tak, dokładnie tam, Risa. - Uśmiechnął się do niej. Widać, że
mają ze sobą dobry kontakt. Po chwili do salonu wszedł lokaj.
Przyniósł posiłek i każdemu go nałożył. Są to jakieś ryby
podane z ryżem oraz sosem. To danie wygląda bardzo smacznie.
-
Jedzcie póki ciepłe. - Odezwał się staruszek. Po chwili
skosztowaliśmy tego posiłku, wygląda i smakuje tak samo
fantastycznie. Zjedliśmy w totalnej ciszy.
-
Risa, może oprowadziłabyś naszych gości po ogrodzie? Mam sprawę
do ich kapitana. - Uśmiechnął się.
- Nie
ma sprawy dziadku. - Dziewczyna wstała, a my zaraz za nią. Podeszła
do staruszka, pocałowała go w policzek i powoli zmierzała ku
drzwiom. Tym razem nie szedłem ostatni tak jak zwykle. Podążałem
tuż za dziewczyną. Wyszliśmy na zewnątrz i kierowaliśmy się do
pięknego ogrodu. Wziąłem się w garść i dorównałem dziewczynie
kroku równając się z nią.
-
Mogę z tobą iść? - Spytałem z uśmiechem. - Moi towarzysze są
zbyt zajęci sobą, żeby mnie zauważyć. - Dodałem po chwili.
-
Jasne, nie ma sprawy. - Odwzajemniła mój uśmiech. - Masz na imię
Naruto, tak? Dobrze zapamiętałam?
-
Tak. Twoje imię łatwo zapamiętać. - Zaśmiałem się.
-
Naprawdę? A to dlaczego? - Spytała patrząc na mnie.
- Bo
jest piękne. - Odpowiedziałem krótko. Na policzkach Risy pojawiły
się małe rumieńce.
-
Jesteś shinobim racja? - Spytała po chwili ciszy.
-
Zgadza się. - Uśmiechnąłem się.
- Nie
boisz się, że któregoś dnia możesz zginąć? - Zapytała.
- Tak
szczerze to nie. Oddałbym wszystko tylko po to, żeby obronić moją
wioskę i bliskich. Nieważne jaką cenę musiałbym ponieść. -
Spojrzała na mnie chyba z podziwem w oczach, ale nie byłem pewien.
- W
takim razie jesteś bardzo szlachetny. - Powiedziała patrząc na
mnie. - Tak właściwie ile masz lat? Przepraszam, że w ogóle o to
pytam, ale jestem ciekawa. - Zaśmiałem się.
- Nic
nie szkodzi. Mam siedemnaście lat.
-
Więc wychodzi na to, że jesteśmy w tym samym wieku. - Zaśmiała
się.
-
Przepraszam, że pytam, ale wychowuje cię dziadek? - Spytałem po
krótkiej chwili.
-
Tak, mój tata zginął, kiedy byłam mała. Nawet go nie pamiętam.
Mama zmarła rok temu, więc jestem teraz sama z dziadkiem. -
Powiedziała i po chwili dodała. - A jak jest z tobą?
-
Jestem sam z tatą. Przynajmniej byłem do niedawna. - Dodałem
ciszej. - Moja mama zmarła tuż po moim urodzeniu. - Uśmiechnąłem
się. Mimo, że nie dane było mi jej poznać bardzo ją kochałem.
- To
jesteśmy w podobnej sytuacji. - Dziewczyna klepnęła mnie po
ramieniu. - A dlaczego mówisz, że do niedawna byłeś z tatą sam?
- Myślałem, że tego nie usłyszała, ale się myliłem.
-
Bo... mój ojciec żeni się za dwa dni z mamą tej oto dziewczyny. -
Wskazałem dłonią Sakurę, która szła z Sasuke. Zażarcie o czymś
rozmawiali.
- A
ty nie możesz się z tym pogodzić? - Spytała łagodnie.
- W
sumie masz rację. Nie mogę się z tym pogodzić. Nigdy nie poznałem
swojej mamy, ale jakoś nie chcę, żeby mój tata żenił się z
inną. Jego szczęście jest dla mnie najważniejsze, dlatego nic mu
nie mówię. - Przyznałem się.
-
Lubisz przynajmniej tą swoją przyszłą siostrę? - Zapytała.
Musiałem się chwile zastanowić.
-
Kiedyś może i lubiłem. Tak na początku, kiedy przydzielili nas do
tej samej drużyny, ale teraz to się zmieniło. Nie za bardzo ją
lubię tak jak ona mnie. - Zaśmiałem się.
- No
to macie niezły problem. - Uśmiechnęła się.
-
Tak. - Szliśmy chwilę w milczeniu, które postanowiłem przerwać.
- Wiesz? Jeszcze nigdy tak dobrze nie rozmawiało mi się z
nieznajomą dziewczyną. - Uśmiechnąłem się.
- A
mi z nieznajomym chłopakiem. - Spojrzała na mnie, a ja na nią.
Chyba się zakochałem.
-
Szkoda, że nie mieszkamy w jednej wiosce, moglibyśmy lepiej się
poznać. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że powiedziałem to na
głos. Wprawdzie miałem już jedną dziewczynę, ale to była w
gruncie rzeczy porażka.
- Ja
też żałuję. Wydajesz się być naprawdę wyjątkowym chłopakiem.
- Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
-
Wywnioskowałaś to po kilkuminutowej rozmowie? - Zaśmiałem się.
Dziewczyna zrobiła coś co totalnie mnie zaskoczyło. Ustała na
palcach wpierw przysuwając się do mnie. Jej usta znalazły się
obok mojego ucha.
-
Yhym, uwierz, mam intuicję do ludzi. - Zachichotała i pocałowała
mnie w policzek. Uśmiechnąłem się jak debil.
-
Mmm, to było miłe. - Powiedziałem po chwili wpatrywania się w
nią.
-
Głupi jesteś. - Rzekła.
-
Tak, a ty za to jesteś bardzo mądra. - Mówiłem bardzo poważnie.
- Widzisz Risa, pasujemy do siebie. - Zaśmiałem się.
- O
tak, nawet bardzo. - Zachichotała.
-
Powiem wprost. Zaczarowałaś mnie chociaż znam cię od jakichś
dwudziestu minut co jest absurdem w tej sytuacji, ale jednak.
-
Ojej, jakie piękne wyznanie. - Uśmiechnęła się.
-
Naruto! Sakura! Sasuke! Chodźcie, wracamy do wioski! -
Niespodziewanie krzyknął nasz sensei.
-
Cholera no, dlaczego tak szybko? - Spytałem sam siebie i usłyszałem
ponowny chichot Risy. Moi przyjaciele pierwsi zaczęli iść w stronę
Kakashiego, a my zaraz za nimi. Kiedy byliśmy dość blisko
dziewczyna pociągnęła mnie za ramię, co nakazało mi stanąć.
Odwróciłem się plecami do pozostałych.
-
Chcę podarować ci coś na drogę, żebyś nigdy o mnie nie
zapomniał, tak jak ja nie zapomnę o tobie. - Dziewczyna uśmiechnęła
się, położyła jedną dłoń na moim policzku, a drugą na mój
tors. Stanęła na palcach i nagle poczułem jej ciepłe wargi na
moich. Pocałowała mnie! Oddałem ten nie za krótki, nie za długi
pocałunek. Risa odsunęła się ode mnie z szerokim uśmiechem na
ustach, na mojej twarzy również się taki pojawił.
-
Wow, muszę przyznać, że ten podarunek był naprawdę świetny. -
Zaśmialiśmy się.
- Leć
do swoich przyjaciół. Żegnaj Naruto.
- Nie
mów mi żegnaj tylko do zobaczenia. - Zaśmiałem się i odszedłem
w stronę swojej drużyny, kiedy do nich dotarłem spojrzeli na mnie
równocześnie.
- Co
to było? - Spytał Uchiha. Uśmiechnąłem się zwycięsko.
-
Sasuke, a na co ci to wyglądało? - Spytałem dumny.
- No
właśnie nie wierzę w to co zobaczyłem. - Powiedział
zdezorientowany.
-
Ehh, szkoda, że Risa nie mieszka w Konosze. Może nasze relacje
potoczyłyby się znacznie dalej. - Westchnąłem. Ominąłem
wszystkich i poszedłem za ogrodzenie ich posiadłości. Po chwili
wszyscy do mnie dołączyli i ruszyliśmy do bramy. Kiedy tam
dotarliśmy od razu bez żadnego słowa kierowaliśmy się do wioski.
Po dziesięciu minutach drogi coś wyczułem, więc się zatrzymałem.
-
Naruto, co jest? - Spytał Kakashi-sensei. Nie wiem skąd, ale zawsze
wiedział, kiedy coś mnie niepokoi. Zamknąłem oczy i skupiłem się
na otaczającej mnie naturze. Po prawej stronie wyczułem dwóch
całkiem silnych shinobich, po lewej zaś trzech, jeden z nich jest
słaby.
-
Wyczułem dwóch po prawej oraz trzech po lewej. Jeden z tych
ostatnich nie jest za silny.
-
Dobra robota. - Pochwalił mnie. Zawsze mówi, że przewyższyłem
ojca jeśli chodzi o wykrywanie ludzi. - Długo będziecie się
jeszcze chować?! - Krzyknął Kakashi. Po chwili z obu stron
wyskoczyli shinobi, sami mężczyźni.
-
Widzę, że macie niezłego sensora w drużynie. - Powiedział jeden
z nich.
- Kim
jesteście i czego chcecie? - Odezwałem się bezczelnie.
-
Jesteśmy podróżnikami. Mamy was unieszkodliwić. - Odezwał się
ten najsłabszy.
- Wy
nas? Chyba sobie kpisz. - Powiedziałem. - Dlatego, że jesteśmy
dziś mili macie wariant do wykorzystania. Odejdźcie i zapomnijcie o
waszym zleceniu. Dobrze wam radzę. - Rzekłem bardzo pewnie.
-
Zgięło cię chłopczyku? - Spytał najniższy.
- Nie
wiecie z kim zadzieracie prawda? - Spytałem. Nasza drużyna
rozpoznawalna była chyba we wszystkich nacjach. Zasłużyliśmy na
swoje miano, przecież pracowaliśmy tak ciężko przez te wszystkie
lata.
-
Szybka drużyna Kakashiego. No i co z tego? Nie boimy się was, sami
też nie jesteśmy słabi.
-
Tak, szczególnie ten wysoki pośrodku. On to jest po prostu
najsilniejszy z was wszystkich. - Wdałem się z nimi w dyskusję.
Widziałem gniew w jego oczach. Nie wytrzymała chłopina i ruszyła
do ataku. Stałem na przedzie, więc miał do mnie łatwy dostęp.
Przygotowałem się i byłem już w pełni gotowy na kontratak.
-
Zabiję cię śmieciu! - Krzyknął w furii. Doleciał do mnie i
próbował mnie uderzyć, niestety bezskutecznie. Uniknąłem jego
każdego ciosu. Wyszukałem odpowiedniego momentu i sprzedałem mu
piąchę w twarz. Nie zdążył odlecieć, a już byłem za nim,
użyłem trybu chakry dziewięciu ogonów. Pewnie zapomniałem wam
wspomnieć, że opanowałem część chakry Kuramy, bo tak nazywa się
demon Kyuubi. Nadal nie doszliśmy do porozumienia, ale może to
wkrótce się zmieni. Wracając do teraźniejszości, znalazłem się
przed mężczyzną, dostał ode mnie kolankiem w brzucho. Odleciał
do góry. Wróciłem na swoje stare miejsce i wyłączyłem chakrę
Kuramy. Chłopak zleciał z hukiem na ziemię.
-
Jeszcze któryś? - Spytałem bardzo pewnie.
- Nie
udawaj takiego cwaniaczka zasrany blondasie. To nie znaczy, że jak
masz w sobie tego cholernego demona to masz prawo nas gnoić! -
Odezwał się najsilniejszy. - Już ja sam się tobą zajmę
bachorze!
-
Czekam. - Zaśmiałem się. - Nie warto na was nawet marnować chakry
Kyuubiego. Rozwalę cię swoją siłą, a nie pożyczoną. -
Prychnąłem.
- To
się jeszcze okaże gówniarzu! - Ruszyłem naprzód, ale zatrzymała
mnie ręka mojego mistrza. Tak właściwie to na nią wpadłem.
Kakashi spojrzał na mnie.
-
Naruto, nie rób nic głupiego. Chwila nieuwagi i ty możesz źle
skończyć. Ochłoń trochę, sam wiesz jak negatywnie wpływają na
ciebie takie emocje. - Pouczył mnie i przypomniał o pewnym
incydencie, do którego nawet nie warto wracać. Moi towarzysze
patrzyli ciągle na mnie.
-
Okey. Bądź spokojny Kakashi-sensei. - Powiedziałem.
- Mam
nadzieję, że tym razem również mnie nie zawiedziesz i nie
wpadniesz w kłopoty. W innym razie jak ja będę wyglądał w oczach
mojego mistrza, kiedy jego syn zginie, albo będzie bliski śmierci?
- Uśmiechnąłem się. Szaro włosy mężczyzna bardzo cenił zdanie
mojego ojca.
- Bez
obaw. - Zaśmiałem się i wyszedłem przed mojego nauczyciela.
- No
i co, gotowy szczeniaku? - Spytał z kpiącym uśmieszkiem.
- Jak
najbardziej. - Powiedziałem chłodno. Czasami sam bałem się swojej
osoby. Mężczyzna zeskoczył z drzewa i przeszedł kilka kroków w
moją stronę.
- Nie
oczekujcie, że wasz sensorek powróci żywy. - Zakpił sobie. Ja
tylko stałem z założonymi dłońmi na klatce piersiowej
przyglądając mu się. Wyciągnąłem kunaia Latającego Boga
Piorunów i rzuciłem w stronę tego gościa. Wbił się tuż za nim.
-
Chybiłeś młody. - Zaśmiał się.
-
Hmm, nie koniecznie. - Zdążyłem powiedzieć tylko to, bo po chwili
zniknąłem. Pojawiłem się zaraz tuż za nim. Ścisnąłem dłoń w
pięść i wziąłem zamach, aby go uderzyć. Nie wiem jakim cudem,
ale koleś odwrócił się w moją stronę i z perfidnym uśmieszkiem
ominął mój cios odskakując ode mnie.
- Nie
wiem jak to zrobiłeś, ale na mnie to nie podziała. - Stanąłem na
jego miejsce. Zrobiłem klona, który zaraz po utworzeniu uciekł
tylko w sobie znanym kierunku. Z mojej strony było to przemyślane i
konieczne. - No i co to miało być? - Zaśmiał się okrutnie. Nie
zwracałem uwagi na jego zachowanie. Spojrzałem na pozostałych,
walczyli już z moją drużyną. Tak jak zawsze wyłączyłem się i
skupiłem na swojej robocie, nie byłem skory im pomagać. Nigdy tego
nie robiłem, są wystarczająco silni i po pewnym incydencie
postanowiłem już nigdy im nie pomagać. Co innego innym z mojej
wioski. Oni przynajmniej chcą mojej pomocy. Skupiłem się tylko na
tym facecie, umiałem doskonale wyłączyć się w trakcie walki.
Mężczyzna biegł teraz w moim kierunku. Szybko wykonałem
rasengana, którym ponownie chybiłem. Niech to szlag! Wkurzyłem się
i odwołałem swojego klona, w tym momencie wszedłem w tryb sage.
Szybko zbliżyłem się do wroga i uderzyłem go z całej siły,
oczywiście znów nie trafiłem, ale wystarczyło, że moja dłoń
pojawiła się obok niego. Od razu odleciał parę ładnych metrów.
Bydlak podniósł się wycierając krew z rozwalonych warg.
Uśmiechnął się i wykonał jakieś pieczęcie, nie usłyszałem
go, ale zauważyłem, że to raczej jutsu z rodziny Raiton. Po chwili
w moim kierunku pędziły dwa baty piorunów. Za pierwszym razem
udało mi się je ominąć, ale po chwili oberwałem jednym z nich.
Odskoczyłem łapiąc się za klatkę piersiową i wijąc się z bólu
upadłem na ziemię. Zauważyłem jak mój przeciwnik podchodzi do
mnie powoli, nie spieszył się. Mimo cholernego bólu podniosłem
się na chwiejących nogach. Czułem jak przepływa przeze mnie prąd.
Szkoda, że nie potrafię w jakiś sposób pokonać tego moim
Futonem. Gdybym nauczył się wprowadzać go do swojego ciała na sto
procent zahamowałbym błyskawicę. Moje włosy też się
naelektryzowały, mimo wszystko poczochrałem je dłonią. Wykonałem
tak dobrze mi znane pieczęcie i przede mną pojawiły się dwa o
złotych ślepiach majestatyczne smoki. Zawirowały zadowolone i
ruszyły w kierunku mężczyzny. Nie odpuściły póki nie zraniły
jego ciała. Jeden z nich skaleczył jego bark i to dość poważnie.
Spojrzałem na niego, nawet się nie skrzywił, co jest do cholery?
Ruszył na mnie ponownie. W jego wolnej wędrówce zdążył wykonać
jakieś drugie jutsu, którego nie mogłem rozpoznać. Przede mną
niespodziewanie pojawił się gliniany posąg, który z całej siły
przywalił mi w twarz. Nie dał mi chwili wytchnienia i ponownie mnie
uderzył, ale tym razem z kolanka w brzuch. Splunąłem krwią i znów
poczułem walnięcie. Odepchnęło mnie do tyłu, gdzie wpadłem na
drzewo. Trochę się w nie wbiłem. Upadłem na kolana trzymając się
za klatkę piersiową. Chyba lekko mi ją złamał. Podniosłem się
i postanowiłem użyć najniebezpieczniejszej techniki jaką miałem
w zanadrzu. Po chwili przede mną pojawiło się dwa smoki, które
złączyły się w jedno. Utworzyło się z nich wirujące w dzikim
szale tornado. W środku można było dostrzec dwie pary czerwonych
jak krew ślepi. W szybkim tempie zmierzało do mężczyzny. Nie
zdołał uciec i zassało go do środka. Po jakimś czasie wypluło
go na zewnątrz wyrzucając na ziemię. Odetchnąłem z ulgą, ale
chyba za szybko. Kątem oka zauważyłem ruszające się palce u jego
rąk. Powoli wstałem opierając się o pień drzewa. Mężczyzna
podkulił nogi i próbował wstać. Co do cholery?! Nie powinien móc
się ruszać. Myślałem, że lekko oberwałem, ale kiedy wstałem
poczułem okropny ból, czasami nie mogłem złapać oddechu, a gdy
to robiłem to strasznie bolało. Mój wróg podniósł się, a kiedy
pokazał mi swoją twarz byłem pełen obrzydzenia. Miał ją
totalnie zmasakrowaną. Mimo wszystko uśmiechnął się i jeszcze
raz wykonał jakieś pieczęcie. W moim kierunku leciały ogniste
pociski, których wszystkich nie miałem możliwości ominąć. Dwa
trafiły mnie w prawą rękę. Zaczęło cholernie parzyć, ugasiłem
moją palącą się odzież piaskiem. Nie zwracając uwagi na ból
wykonałem ostatnie jutsu jak na ten dzień. W mojej dłoni pojawił
się rasengan, który za chwilę zmienił się w Rasenshurikena. Bez
zastanowienia rzuciłem nim w mężczyznę. Nie zdążył uciec i
oberwał jedną z moich silniejszych technik. Uniosło go w górę i
poprzebijało jego wszystkie komórki. Tym razem, kiedy spadł na
ziemię nie podniósł się. Ja zaś z wycieńczenia upadłem i urwał
mi się film. Otworzyłem oczy i drastycznie wziąłem głęboki
wdech. Nade mną sterczały potężne gałęzie. Odwróciłem głowę
w lewo. Moi towarzysze właśnie skończyli walczyć powalając na
ziemię ostatniego przeciwnika. Zauważyła mnie Sakura, od razu
zaczęła do mnie biec. Kiedy nade mną stanęła odezwała się
kręcąc głową z dezaprobatą.
-
Pięknie się głąbie urządziłeś.
- Ty
nie wyglądasz lepiej idiotko. - Odgryzłem się.
-
Widzisz, żebym leżała na ziemi palancie?! - Krzyknęła. - Przez
ciebie Kakashi-sensei będzie kazał mi cię leczyć. Czego naprawdę
nie chcę robić!
- Nie
walczyłaś z tym... - Syknąłem z bólu. - gościem, więc co ty
możesz wiedzieć? - Spytałem już nieco spokojniej.
- Oj
zamknij się już debilu! Jak ty w ogóle na twarzy wyglądasz? Masz
wszędzie jakieś rany. Zastanawiałeś się jak ty będziesz
wyglądał na ślubie?!
- Rób
swoje i się do mnie już nie odzywaj, bo zaraz cię rozszarpię! -
Krzyknąłem.
- Nie
będziesz mi rozkazywał bufonie! Zrobię co zechcę. - Powiedziała
i odwróciła się do mnie tyłem. Wypuściłem powietrze i wziąłem
głęboki wdech.
- No
dobrze. Przepraszam okey? Wiesz jak to cholernie boli?
- Nie
musisz się na mnie wyżywać głąbie. - Odwróciła się w moją
stronę. Jeszcze nigdy aż tak ostro między nami nie było. Wiem, że
ona mnie nie lubi i vice versa.
-
Uśmierzysz chociaż troszkę mój ból? - Spytałem już spokojnie.
- Nie
mam innego wyjścia. - Westchnęła i przykucnęła. Za sobą miałem
drzewo, więc trochę się podniosłem i oparłem plecami o pień.
Sakura zerwała ze mnie ten rąbek koszulki, którą na sobie miałem.
Położyła dłoń na moim torsie i zaczęła leczyć.
-
Masz złamane żebra, ale nie tak okropnie. Bardziej niepokojące są
twoje płuca. Chyba coś się do nich dostało, wydaje mi się, że
to... tak! To glina. Czy możesz mi powiedzieć jak do cholery się
tam dostała? - Spytała bardzo profesjonalnym głosem.
- No
cóż, kiedy walczyłem z tym gościem przede mną pojawiła się
jakaś gliniana postać, która hmm... skopała mi dupę. -
Przyznałem się.
- Jak
wrócimy do wioski muszę ci to jakoś wyciągnąć, więc uprzedzam,
nie idziesz do domu tylko ze mną do szpitala. - Westchnęła.
-
Tak, wiem co ci teraz chodzi po głowie. Mi też nie widzi się teraz
siedzenie z tobą w jednym pokoju. - Powiedziałem wrednie.
-
Dokładnie z ust mi to wyjąłeś. - Rzekła sarkastycznie. Jeju!
Powiedzcie mi, jak ja mogłem się w niej podkochiwać w akademii? To
jakieś śmieszne! Dziewczyna wznowiła leczenie. Skończyła po
jakichś pięciu minutach.
- Z
łukiem brwiowym i ustami nic ci nie zrobię. Mogę jedynie zakleić
plastrem, ale nie dolną wargę, bo tylko na marne zużyję
plasterek. - Dziewczyna wyjęła z kieszonki opatrunek, który za
chwilę nakleiła mi na rozcięty łuk brwiowy. - Gotowe.
-
Dzięki. - Powoli wstałem i ruszyłem do przodu, ale chyba za szybko
to wszystko się potoczyło. Gdyby nie Sakura leżałbym już na
ziemi. Dziewczyna stała przede mną, więc kiedy zakręciło mi się
w głowie złapała mnie. Wyglądało to tak, jakbyśmy się
przytulali. Zrobiło mi się cholernie głupio, dlatego szybko się
odsunąłem. - Wybacz. Za szybko wstałem. - Powiedziałem i szybko
ją ominąłem. Po chwili dowlokłem się do naszego kapitana.
Spojrzał na mnie.
-
Cholera! Naruto, jak ty wyglądasz? - Spytał po chwili.
-
Normalnie. Tak jak na shinobi przystało. - Odpowiedziałem z
uśmiechem.
- A
ślub? Jak ty będziesz na nim się prezentował? Minato-sensei mnie
zabije. - To ostatnie zdanie wypowiedział trochę ciszej.
-
Spokojnie Kakashi-sensei, wszystko biorę na siebie. Powiem, że nie
dałeś rady mnie powstrzymać. - Zaśmiałem się, ale zaraz mój
śmiech przerodził się w kaszel. Po chwili doszli do nas Sakura i
Sasuke.
-
Możemy już wrócić? - Spytała różowo włosa.
-
Tak, chodźmy już. - Powiedział Kakashi. Zaczęliśmy biec i w
około godzinę dotarliśmy pod bramę naszej ukochanej wioski.
Weszliśmy do niej i zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg. Już
chciałem kierować się do swojego domu, kiedy poczułem szarpnięcie
za bark.
- A
ty gdzie debilu? Co ci mówiłam? - Spytała.
-
Sory, zapomniałem, ale nie musisz mną tak szarpać. - Powiedziałem.
- Wszystko mnie boli, a ty mnie jeszcze maltretujesz. Byłabyś
chociaż raz tak wspaniałomyślna i była dla mnie delikatniejsza.
-
Nawet o tym nie myśl. Chyba w twoich snach. A teraz chodź! -
Warknęła na mnie i pociągnęła za sobą.
- Do
zobaczenia Sasuke! - Krzyknęła słodkim głosikiem, naszego mistrza
już tam nie było. Byliśmy już przy szpitalu, a ona nadal ciągnęła
mnie za ubranie. Puściła dopiero przy wejściu do szpitala. - Chodź
za mną.
- A
mam jakieś wyjście? - Spytałem cicho. Chyba tego nie usłyszała,
bo szła dalej. Dotarła pod swój gabinet, który otworzyła.
Wepchnęła mnie do środka i popchnęła na łóżko. Cholera! Jaka
ona jest nieczuła w stosunku do mnie. Zacisnąłem zęby i położyłem
się na łóżko.
-
Zdejmuj koszulkę. Tylko szybko. - Rozkazała. Zrobiłem jak mówiła
i powoli zdjąłem koszulkę. Dziewczyna wzięła miskę, do której
nalała czystej wody. Podeszła do mnie i postawiła ją na stoliku,
który przepchała nogą.
-
Będzie bolało, co? - Spytałem.
- Nie
będę cię okłamywała. Będzie bolało jak cholera. - Nie wiem co
zrobiła, ale do jej ręki przyczepiła się kula w kształcie bąbla.
Już raz to widziałem i wcale nie było przyjemnie. Tym samym jutsu
uraczyła Kankuro, kiedy dostał trucizną. Po chwili bez żadnego
ostrzeżenia wbiła tą kulkę do mojego ciała. Zabolało
piekielnie, aż krzyknąłem z bólu. Po prostu nie wytrzymałem. To
tak cholernie boli. Dopiero po jakichś dwóch minutach wyciągnęła
to cholerstwo z mojego ciała.
-
Powiedz, że to już koniec. - Wydyszałem pełen nadziei.
-
Tak. Już wszystko wyszło, nie było tego zbyt wiele. - Powiedziała.
- Przypakowałeś trochę, czy mi się wydaje? - Spytała. Zdziwiło
mnie jej spostrzeżenie.
-
Trochę. - Powiedziałem po chwili zastanowienia.
-
Dobrze, że trzymasz formę, to zdrowe. Możesz już iść. -
Powiedziała na odchodne. Powoli ubrałem swoją koszulkę, wstałem
i zarzuciłem plecak na swoje ramię.
-
Dzięki za pomoc. - Podziękowałem i wyszedłem z jej gabinetu.
Kierowałem się właśnie do domu. Moje ciało jest w opłakanym
stanie. Nagle zza zakrętu wyłoniła się różowo włosa
dziewczyna. Przyspieszyłem kroku i po chwili do niej dotarłem.
-
Hej! Mam do ciebie pytanie. - Odezwałem się. Dziewczyna odwróciła
się w moją stronę i zakryła usta.
-
Słodkie nieba! Co ci się stało?! - Spytała.
-
Misja. Ale nie o tym chcę. Nie będę owijał w coś tam. Pójdziesz
ze mną na ślub mojego ojca? - Spytałem szybko.
- No
wiesz? I czego się tak czaisz? Nie mogłeś tak od razu? - Spytała
i walnęła mnie w bark. Zasyczałem, a ona ponownie zatkała swoje
usta dłonią.
-
Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam! Boli? - Spytała łapiąc
mnie za bark. Podniosłem dłoń i chwyciłem jej rękę. Ścisnąłem
i zdjąłem z mojego barku.
-
Saki, ogarnij się. To nie bolało. - Zaśmiałem się.
-
Jesteś pewny? - Spytała.
-
Tak. - Uśmiechnąłem się.
- Bo
wiesz, nie chcę skrzywdzić przyjaciela. - Wtuliła się we mnie.
- Co
jest z tobą? - Spytałem obejmując ją.
- Nie
wiem, tak jakoś. - Zaśmiała się i odsunęła. - To na którą i
kiedy masz ten ślub?
- W
Sobotę, czyli po jutrze na godzinę dwunastą. - Odpowiedziałem.
-
Czemu tak wcześnie? - Spytała zdziwiona.
- Nie
wiem, chyba chcą szybko wyjechać na miesiąc miodowy. Przynajmniej
miesiąc ich nie będzie i będę sam. Nie, jednak nie będę sam. -
Westchnąłem.
-
Naruto, dlaczego nie lubisz Sakury? Przyjaźnię się z nią i jest
bardzo fajna.
-
Wiesz? To działa w dwie strony. Ona mnie nie lubi, a ja jej i koniec
kropka. Irytuje mnie, a ja ją. Tak po prostu się nie cierpimy. -
Powiedziałem szczerze.
-
Chętnie bym jeszcze z tobą pogawędziła, ale muszę spadać do
domu. - Powiedziała smutna.
- No,
ja też muszę się wstawić u ojca. Nie wiem co powie na mój widok.
- Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- W
takim razie powodzenia i do zobaczenia robaczku. - Przysunęła się
do mnie i pocałowała w policzek, tak jak robiła to zazwyczaj.
Chwilę popatrzyłem na ginącą w tłumie Saki. Odetchnąłem i na
powrót ruszyłem w stronę mojego domu. Kiedy pod niego dotarłem
stanąłem przed nim. Wziąłem kilka głębszych oddechów co nie
było łatwe, ale jakoś sobie poradziłem. Wszedłem na werandę i
otworzyłem drzwi. Usłyszałem jakieś głosy. To była pani Haruno
z moim ojcem. Nie chciałem im przeszkadzać, więc wszedłem na
pierwszy schodek prowadzący na górę. Już miałem postawić stopę
na drugim, ale zatrzymał mnie jego głos.
-
Naruto! Wiem, że wszedłeś do domu. Gdzie twoja kultura? Nie
przywitałeś się z Mebuki! - Chcąc, czy nie chcąc zszedłem ze
schodów i ruszyłem do pokoju. Zanim tam dotarłem krzyknąłem.
-
Przepraszam was, ale jestem wykończony i niezbyt dobrze się czuję.
- Wszedłem do pokoju i ujrzałem siedzących ich na kanapie,
przytulali się. Ojciec spojrzał na mnie i jego oczy zrobiły się
nienaturalnie wielki.
- Co
ci się stało? - Spytał opanowany.
-
Misja tato. To była misja, a jak wiesz na takich wyprawach dużo się
dzieje. - Powiedziałem chyba za bardzo nieprzyjemnie. Nastała
chwila ciszy.
-
Boli cię? - Spytał.
-
Tak, boli mnie bardzo, ale to nic. Zdrzemnę się i trochę mi
przejdzie. - Uśmiechnąłem się.
- Czy
reszta też tak wygląda? - Spytała mama Sakury.
-
Nie, może się Pani nie martwić. Tylko ja jestem taki narwany, więc
oberwałem zasadzając się na najsilniejszego przeciwnika. A może
to on na mnie się zawziął? Sam już nie wiem, ale mniejsza o to.
Sakura jest bezpieczna i nie ucierpiała. - Uśmiechnąłem się.
- Oh,
to dobrze. Ale szkoda mi ciebie Naruto. - Powiedziała z troską.
- Nic
mi nie jest. Szybko się wyliżę, zresztą tak jak zawsze. A teraz
przepraszam, ale pójdę odpocząć do swojego pokoju. Potrzebna mi
długa drzemka. Dobranoc. - Powiedziałem i zacząłem iść na
korytarz. Za sobą usłyszałem jeszcze ich głosy. Wszedłem na górę
i od razu skierowałem się do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i
podszedłem do biurka, na nim stało duże pudło. Odetchnąłem i
otworzyłem wieczko. W środku było dużo pamiątek po mojej mamie.
Wziąłem jej opaskę do dłoni, jest trochę porwana i zarysowana,
ale to nic, ważne, że dzięki tym rzeczom czuję jakby była przy
mnie. Odłożyłem opaskę i wziąłem do dłoni jej piękne zdjęcie.
Była na nim z tatą, uśmiechała się i trzymała za brzuch. To
zdjęcie zrobiono, kiedy była w ciąży. To jedyna pamiątka, na
której tak jakby jestem. Zakryłem wieczko i poszedłem do łóżka
wraz ze zdjęciem. Położyłem się i wpatrzyłem w tą pamiątkę.
Nawet nie wiem kiedy, ale po moim policzku stoczyła się jedna łza,
która po chwili rozbiła się na szkle. Przycisnąłem zdjęcie do
swojego serca. Tak bardzo żałuję, że nie mogłem jej poznać.
Ojciec mówi, że wdałem się z charakterkiem w moją mamę co
zawsze mnie śmieszy. Leżałem tak chyba z dziesięć minut, aż
odpłynąłem.
***
Obudziłem
się strasznie drastycznie. Usiadłem na łóżko ciężko dysząc,
przyśnił mi się koszmar senny, o którym wybaczcie, ale nie chce
mi się teraz opowiadać. Spojrzałem na zegarek stojący po prawej
stronie mojego łóżka. Wskazywał godzinę dziesiątą trzy. Jak to
możliwe? Nie mogłem tyle spać, przynajmniej tyle nie sypiam.
Zazwyczaj budzę się o ósmej, a w Soboty i Niedziele najpóźniej o
dziewiątej. Coś tu jest nie tak, nawet nie obudził mnie ojciec.
Wziąłem do ręki zdjęcie, które wczoraj trzymałem. Wstałem i
podszedłem do biurka, uniosłem do góry wieczko pudełka i
odłożyłem tą cudowną pamiątkę na miejsce. Podrapałem się w
głowę i podszedłem do szafy. Wygrzebałem z niej koszulę z
wzorkami i czarne spodnie z paskiem. Poszedłem do toalety, która
umiejscowiona była w moim pokoju. Rozebrałem się i wszedłem pod
prysznic. Nie był on przyjemny jak zazwyczaj. Wszystko mnie bolało
i piekło pod wpływem wody zmieszanej z płynem do kąpieli.
Skrzywiony wyszedłem spod prysznica i okryłem się ręcznikiem.
Umyłem zęby i przeczesałem dłonią włosy, zawsze to robię. Po
chwili ubrałem się w swoje czyste ubrania. Na koniec psiknąłem
się perfumami i wyszedłem ogólnie mówiąc z pokoju. Korytarzem
skierowałem się do schodów, po których za chwilę zszedłem. W
domu panowała cisza. Wszedłem do kuchni, nikogo tam nie zastałem.
Zwróciłem uwagę jednak na karteczkę, która leżała sobie na
stole. Wziąłem ją do ręki i rozwinąłem.
Cześć
synu, nie zdążyłem się pożegnać,
bo
kiedy wstałem i wychodziłem Ty jeszcze
spałeś,
a nie chciałem Cię budzić. Wiem, że
jesteś
po ciężkiej misji, to też nie chcę Cię
męczyć.
W lodówce masz naleśniki, które
zrobiłem
na śniadanie. Jeśli chcesz wiedzieć
gdzie
teraz jestem to mówię, że znajduje się
właśnie
u Tsunade-sama. Życzę smacznego
Tata.
Przynajmniej
fajnie, że zostawił jakąś wiadomość, gdzie się znajduje.
Zgniotłem papier w kulkę i wyrzuciłem do kosza. Podszedłem do
lodówki i wyjąłem naleśniki, które wstawiłem do mikrofalówki.
Po około dwóch minutach jadłem pożywny posiłek. Przecież
śniadanie to podstawa co nie? Przypomniało mi się właśnie, że
Sakura ma pokój naprzeciw mnie, po prostu świetnie. Po skończonym
śniadaniu, wrzuciłem naczynia do zlewu. Od razu je umyłem.
Wytarłem ręce ręczniczkiem i odetchnąłem. Co ja tu miałem dziś
zrobić? Aha! Już wiem, mam spotkać się z Ino pod wielką galerią
znajdującą się w naszej skromnej wiosce. Szybko założyłem buty,
zamknąłem za sobą duży dom i ruszyłem pod umówione miejsce. Mam
się z nią spotkać w okolicach godziny jedenastej. Po drodze
mijałem wiele znajomych twarzy, szczególnie jedna właśnie mnie
zaczepiła.
-
Hej. Co tam? - Spytała dziewczyna o fioletowych oczach.
-
Witaj Kasumi. - Odparłem z uśmiechem. - Ta sama rutyna, trwają
przygotowania do ślubu co powoli zaczyna mnie irytować.
-
Ojej biedaczku. - Położyła dłoń na moim policzku. - Szkoda, że
nie mogę z tobą iść.
-
Tak, bardzo, ale już mam partnerkę. - Zaśmiałem się, a
dziewczyna spoważniała.
- Kto
z tobą idzie? - Spytała po chwili.
-
Zaprosiłem Saki, w sumie ma zaproszenie, ale pójdziemy razem.
Inaczej chyba bym się zanudził na śmierć. - Uśmiechnąłem się.
- Przepraszam, ale muszę już iść. Dziewczyna na mnie czeka.
Narka. - Powiedziałem i zostawiłem ją samą. Po chwili dotarłem
pod galerię, gdzie czekałem chyba z dwadzieścia minut. Nareszcie
na horyzoncie pojawiła się blondynka.
- No
w końcu! Ile to można na ciebie czekać mała? - Spytałem,
podeszła do mnie i obdarzyła mnie całusem, a zaraz po tym się
uśmiechnęła.
-
Wybacz. Rodzice zatrzymali mnie dłużej w kwiaciarni. - Westchnęła.
-
Okey, rozumiem. To co, idziemy na te twoje „szalone” zakupy? -
Spytałem.
- No
jasne! Trzeba kupić ci coś stosownego na ten cały ślub. -
Uśmiechnęła się zadziornie.
-
Ino, ale przecież ja mam tyle ubrań, na pewno coś wybiorę. -
Zaprotestowałem.
-
Nie, nie i jeszcze raz nie. To ślub twojego ojca i masz nie
przynieść mu hańby w ten ważny dzień. Musisz wyglądać
elegancko, a zarazem seksownie. - Uśmiechnęła się, a ja pokiwałem
głową z dezaprobatą. Ona kiedyś mnie wykończy. Bez żadnego
protestu wszedłem do tej cholernej galerii. W sumie to nie miałem
innego wyjścia, bo kiedy jest się ciągniętym za rękę to trudno
się wyrwać. Nim się obejrzałem wjeżdżaliśmy na górę
ruchomymi schodami. Pierwsze miejsce jakie odwiedziliśmy był sklep
damski z modnymi kreacjami. Tam Ino jak zawsze zrobiła dla mnie
wybieg mody. Po kilku sukienkach wpadła mi w oko szczególnie jedna.
Ino wyglądała w niej prześlicznie. Posłuchała mojej rady i ją
kupiła. Czarna u góry z dużym dekoltem, od pasa w dół jest
koloru błękitnego. Oczywiście odsłania piękne nogi mojej
przyjaciółki. Wyszliśmy ze sklepu i Ino obdarzyła mnie buziakiem.
- A
to za co? - Spytałem zdziwiony.
-
Dziękuję za świetny wybór i pomoc. Co ja bym bez ciebie zrobiła
przystojniaczku? Ta sukienka jest cudna. - Entuzjazmowała się. -
No! To teraz idziemy poszukać czegoś dla ciebie. - Ino pociągnęła
mnie w kierunku męskich sklepów, gdzie mierzyłem różne garnitury
i nic jej się nie podobało. Weszliśmy do ostatniego ze sklepów i
rzuciła mi multum ubrań do przymiarki. Ponownie nic jej się nie
podobało. Kiedy przebrałem się w ostatnie ubrania jej mina była
bezcenna.
-
Nareszcie! To jest to kochany! Od razu to bierzemy i bez żadnej
dyskusji. - Powiedziała podchodząc do mnie. - O jejciu, jakiego ja
mam przystojnego przyjaciela. - Zaśmiała się. Ubrałem się w
czarne spodnie oczywiście z paskiem, koszulę miałem białą, a
marynarkę również czarną. Na mojej szyi znajdowała się czerwona
mucha, a w górnej kieszonce po prawej stronie umieszczona została
również czerwona poszetka. - Ta czerwona mucha i chusteczka w
kieszeni dodają ci tego seksapilu. - Uśmiechnęła się.
-
Poszetka mała, to się nazywa poszetka. - Odpowiedziałem
rozbawiony.
-
Cholera z tobą! Jak zwał tak zwał, ważne, że bierzesz ten
zestaw, bo jest mega.
- No
dobra, jak mus to mus nie? - Zaśmiałem się.
- I
takie podejście to ja rozumiem. Rozbieraj się i dawaj to cudo.
Zaraz za to zapłacimy. - Zrobiłem co kazała i ponownie znalazłem
się w przebieralni. Po chwili wyszedłem z ubraniami na ręku.
Blondynka podeszła do mnie i zabrała mi je kładąc na ladę.
Zdziwiłem się, kiedy ekspedientka podała cenę, ale zapłaciłem.
Zapakowała mi wszystkie ubrania w jedną torebkę. Wyszliśmy ze
sklepu.
-
Zbankrutuję przez ciebie. - Powiedziałem.
- Oj
nie przesadzaj! Raz się żyje kochany. - Zaśmiała się. Spojrzała
na mnie od góry do dołu, nie powiem, że nie, bo trochę się
speszyłem.
-
Czemu tak na mnie patrzysz? - Spytałem w końcu.
-
Brakuje ci jednej rzeczy. - Stwierdziła.
-
Jakiej znowu rzeczy?
-
Pięknych, nowoczesnych, czarnych pantofli. - Uśmiechnęła się.
-
Jeju, dziewczyno! Ja przez ciebie się wykończę.
-
Trudno. - Uśmiechnęła się perfidnie. - Idziesz sam, czy ponownie
mam cię wlec? - Spytała z rozbawieniem.
-
Pójdę sam, ale prowadź. - Dziewczyna zaczęła iść w kierunku
sklepu obuwniczego i traf chciał, że od razu coś dla mnie
znalazła. Kazała mi przymierzyć, więc tak zrobiłem. Szczerze się
przyznam, że te buty są odjazdowe. Bez żadnego zastanowienia
podeszliśmy do kasy i kupiliśmy ten produkt. Wyszliśmy ze sklepu.
- No
i widzisz? Wiedziałam, że ci się spodobają. - Uśmiechnęła się.
Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
-
Dzięki mała.
- Nie
ma sprawy, ale powiedz mi jeszcze za co mi dziękujesz. - Powiedziała
rozbawiona.
- Za
to, że spędzasz ze mną ten dzisiejszy dzień i odciągnęłaś
mnie od tych całych cholernych przygotowań.
- Po
co ma się przyjaciela? - Spytała.
- No
tak, racja. - Stwierdziłem.
- Nie
gadaj tyle tylko zaproś mnie na obiad.- Uśmiechnęła się.
-
Yamanaka Ino, czy zechciałabyś iść ze mną na obiad do
restauracji, która znajduje się naprzeciw nas? - Spytałem
teatralnie, a ona się zaśmiała...
******
Ohayo! Witajcie kochani :) Na wstępie wybaczcie, że coś w ogóle pojawia się właśnie dopiero teraz, ale spowodowane jest to szkołą i obowiązkami domowymi :/ Wiemy, że spodziewaliście się nowej notki, ale niestety nie została jeszcze w pełni ukończona :) No cóż, prosimy Was kochani o Wasze szczere komentarze. Co myślicie o takim zwrocie akcji? Czy zapowiada się ciekawie, a może jednak nie? Następnego One-Shota możecie spodziewać się rano w Wigilię, to będzie taki nasz prezent dla Was ;) Pozdrawiamy Was gorąco i życzymy Wesołych Świąt! Patty i Paula :)
Zajebisty one-shot :D i jeszcze mam jedno pytanie: to jest opowiadanie narusaku ??
OdpowiedzUsuńbardzo fajny one-shot. Miło się czytał, zresztą fabuła wymusza u mnie to poczucie :) jednym słowem jest zarąbista :) Pisałyście kiedyś, że jak nazwa blogu wskazuje naruto i sakura będą razem... ale jak wy macie zamiar to zrobić? :D nie mam pojęcia xD
OdpowiedzUsuńNowy
Wszystko w swoim czasie, jak widzicie wena nas nie opuszcza i mamy masę pomysłów :D Pozdrawiamy Patty i Paula.
Usuńtego co wy tu piszecie nie da się opisać w słowach dziewczyny
OdpowiedzUsuńJest nam bardzo miło, naprawdę :D Pozdrawiamy Patty i Paula.
UsuńNotka super !!
OdpowiedzUsuńWy w tym opowiadaniu też bd łączyć Naruto z Sakurą?
Jestem ciekawa jak to zrobicie hahaha :)
Pozdrawiam
po pierwsze notka ŚWIETNA ŚWIETNA ŚWIETNA brak mi słów żeby to opisać naprawdę macie talent tak jak wy to piszecie to takt nikt nie pisze i mnie zaskoczliście tym One Shot naruto i sakura się nie lubią a ich rodzice mają się pobrać już się nie mogę do czekać pozdrawiam i życzę dużo weny bardzo dużo
OdpowiedzUsuńwłaśnie to jest pierwsze i podstawowe pytanie które ciśnie mi sie na usta czy ten one shot też bedzie z gatunku narusaku?? pozatym jak zawsze świetny styl pisania i fabuła weny i czekam na next
OdpowiedzUsuńNotka jest naprawdę genialna. Wciągająca, świetna fabuła :* Tak jak zapewne wszystkich ciekawi mnie, czy to będzie NaruSaku. W końcu będą rodzeństwem, przyrodnim, ale jednak :) Czekam z niecierpliwością na kolejną część one shoota, tak jak i zarówno na nowy rozdział głównego opowiadania. Pozdrawiam i życzę ogromu weny.
OdpowiedzUsuńWasza wierna czytelniczka Juki.
Notka świetna ! :) Świetnie się ją czytało :) Pomysł niecodzienny ale jest :P Szkoda ze Naruto i Sakura tak się nienawidzą ale mam nadzieje ze to się zmieni :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńpoważnie rano?? jest przed 12 a tu lipa :(
OdpowiedzUsuńWybaczcie, założenie było, że wstawimy rano, ale mamy drobne komplikacje, jak dobrze pójdzie to za jakieś półgodziny rozdział powinien się pojawić :)
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitajcie:)
OdpowiedzUsuńCiekawie zapowaida sie ten one shot:) Sakura i Naruto drą koty miedzy soba ciekawe ,ciekawe;p
Biore się za 2 cześć
Pozdrawiam
Ukyo