piątek, 19 grudnia 2014

One Shot cz. I

Witajcie, nazywam się Uzumaki Naruto. Mam siedemnaście lat i mieszkam z ojcem w mojej ukochanej wiosce, która nosi nazwę Konoha. Znajduje się ona w kraju ognia, ale nie o tym chcę wam mówić. Wychowałem się mając przy boku tylko ojca, gdyż moja mama zmarła przy porodzie. W jej ciele zapieczętowany był lisi demon, podczas porodu pieczęć osłabła i wyrwał się spod kontroli zabijając przy tym Uzumaki Kushinę. Tak nazywała się moja mama. Kiedy mój ojciec, czwarty hokage poskromił bestię, został zmuszony zapieczętować ją w innym ciele. Do tego celu wybrał małego chłopczyka, który dopiero co się narodził. Tak, dobrze podejrzewacie. Tym chłopcem jestem ja i teraz muszę nosić te ogromne brzemię, które za życia nosiła moja mama. Na szczęście nie jestem sam, więc jest mi dużo łatwiej. Mój ojciec - Minato - zrzekł się władzy, kiedy odeszła moja mama. Jest teraz zwykłym shinobim, a jego miejsce zajęła Tsunade-baachan. Może i dobrze się stało, bo ta kobieta jest cholernie dobra. Gdyby nie ona mój przyjaciel Sasuke mógłby zginąć. Jak wszyscy shinobi mam trzyosobową drużynę, którą dowodzi sensei. Należy do niej Uchiha Sasuke, Haruno Sakura no i oczywiście ja. To moi przyjaciele, ale nie dogaduje się zbyt dobrze z różowo włosą. Czasami działa mi na nerwy. Oczywiście jak wszystkie panie w jej wieku podkochuje się w Sasuke co naprawdę mnie wnerwia. Naszym sensei jest Hatake Kakashi znany również jako Kopiujący ninja Kakashi. Jego ojcem był Biały Kieł Konohy. Teraz, gdy mój ojciec ma ożenić się z panią Haruno coraz ciężej dogadujemy się z Sakurą. To był dla nas bardzo duży cios, ale co na to poradzić? No cóż, wyjaśniłem wam już chyba wszystko. Aha, no właśnie. Do ślubu zostało jakieś dwa dni, więc atmosfera jest nieco napięta. A zwłaszcza dlatego, że również zbliżają się Święta Bożego Narodzenia, które spędzę bez ojca, a Sakura bez matki. Ehh wszystko wskazuje na to, że spędzę je razem z moją przyszłą siostrą. Siedzę właśnie przy stole jedząc śniadanie wraz z ojcem.
- Naruto, wrócisz na ślub, prawda? - Spytał nerwowo stukając sztućcami o stół.
- Tak, nie martw się. Już wszystko ustalone. - Odpowiedziałem.
- Cieszę się. - Powiedział krótko. - Zaraz przyjdzie Mebuki, mamy ustalić wszystko na ślub. - Rzekł z uśmiechem na twarzy, ale zaraz spoważniał. - Przykro mi z tego powodu, że te Święta spędzę bez ciebie. A może zostaniemy w domu?
- Tato, nie przejmuj się, to nic, że nie spędzimy tych Świąt razem, przecież będziemy mieli inne okazje. Przynajmniej nie będziesz sam, będziesz miał miłe towarzystwo. - Powiedziałem wstając od stołu. - Wiesz? Nie mam ochoty na jedzenie. - Podszedłem do drzwi, przy ścianie stał plecak, który zarzuciłem na ramię. - Do zobaczenia tato. - Nie czekałem aż mi coś odpowie. Wyszedłem z domu i kierowałem się pod bramę wioski. Dziś mamy do wykonania ważną misję. Jest jednodniowa, ale ojciec boi się, że coś się stanie i nie zdążymy z powrotem na ślub. To zaczyna mnie już irytować. Bardzo lubię panią Haruno, ale nadal z Sakurą nie możemy tego przetrawić. Dotarłem pod bramę jako pierwszy, nikogo tu nie było. Stanąłem przed ogromne ogrodzenie, oparłem się o nie plecami i złożyłem ręce na klatce piersiowej. Po chwili dołączył do mnie Sasuke.
- Siema młotku. Jak tam?
- Siema. Szkoda gadać. Mam już dość tego całego gadania o tym przeklętym ślubie. Ta sytuacja zaczyna powoli mnie irytować. - Kruczowłosy się zaśmiał.
- Współczuję ci. Wiesz może jaki jest konkretny cel naszej misji? Nie było mnie, kiedy Tsunade-sama to zlecała, byłem na urodzinach matki.
- Mamy zanieść gdzieś jakiś zwój i wrócić. Podobno szybka robota. - Odpowiedziałem.
- Taaa, która może nie być taka szybka jak się wydaje. - Powiedziała dochodząca w naszą stronę Haruno.
- Też miło cię widzieć Sakura. - Powiedziałem uśmiechając się.
- Tak, ja się tak nie cieszę. - Powiedziała oschle stając przy Sasuke.
- Miło mi. Nawet bardzo. - Nasza sytuacja nie wyglądała zbyt dobrze.
- Już jestem, wybaczcie za małe spóźnienie, ale musiałem wziąć jeszcze zwój. - Rzekł Kakashi, który pojawił się znikąd.
- Możemy już ruszać? - Spytałem.
- A co ci się tak spieszy? - Zaśmiał się mój mistrz.
- Bo chciałbym znaleźć się jak najdalej stąd. Bez obrazy Sakura. - Zwróciłem się do zielonookiej.
- Ta, spoko. Mam tak samo. - Uśmiechnęła się. Dawno tego nie robiła, przynajmniej nie do mnie.
- No dobra. Chodźcie. - Powiedział Kakashi-sensei. Ruszyliśmy zaraz za nim.
- Too, gdzie zmierzamy? - Spytałem po chwili. Skakaliśmy już po drzewach.
- Nie tak daleko. Jakaś godzina drogi stąd. Nie pytajcie o nazwę wioski, bo jej nie ma.
- Okey. - Rzuciłem szybko. W milczeniu biegliśmy jakieś pół godziny i nic ciekawego się nie zdarzyło. Sakura przybliżyła się do mnie.
- No dobra. Ta sytuacja zaczyna mnie wkurzać. - Zaczęła.
- Która? Bo jest ich kilka. - Uśmiechnąłem się.
- Nooo, ta między nami. Kiedy nasi rodzice nie mieli się jeszcze pobrać to było między nami okey, ale teraz już nie jest. Myślę, że jesteś bystry i też to zauważyłeś. - Spojrzała na mnie.
- Nie jest ciężko to zauważyć Sakura. Wydaje mi się, że nie jesteśmy jeszcze gotowi na taki obrót sytuacji. To wszystko wyszło tak niespodziewanie. Jesteśmy zestresowani i nie do końca zgadzamy się z ich decyzją.
- Tak, chyba masz rację. - Przytaknęła.
- Tylko, że...nie możemy nic z tym zrobić. To nie ich wina, że się w sobie zakochali - spojrzałem na nią i zaraz dorzuciłem - siostro. - Oczywiście dostałem z pięści w bark, ale nie tak mocno jak się tego spodziewałem.
- Przestań, nie mów tak do mnie nigdy więcej. No chyba, że chcesz oberwać jeszcze mocniej.
- Okey. Mój ojciec i ja przyszykowaliśmy już dla ciebie pokój. - Dziewczyna spojrzała na mnie z kpiną. - Nie martw się, urządzisz go jak będziesz chciała. Są tam gołe ściany i puste pomieszczenie.
- Cholera! Nie mogę w to uwierzyć, że mam z tobą zamieszkać. To chyba jakaś kpina! - Krzyknęła, a ja się uśmiechnąłem.
- To samo mogę powiedzieć o tobie. - Odgryzłem się.
- Masz już osobę towarzyszącą na ślub? - Spytała.
- Jeszcze nie, a ty?
- Ja mam. Idzie ze mną Sasuke. - Powiedziała z entuzjazmem.
- Serio? Nie chwalił mi się. - Zaśmiałem się.
- Nie mów mi tylko, że pójdziesz sam. - Szydziła sobie ze mnie.
- Mam jedną osobę na oku.
- Tak? Pochwal się. - Powiedziała.
- Wezmę ze sobą Saki. Pytałem Kasumi, ale ma zajęty dzień. - Odpowiedziałem na jej pytanie.
- No proszę. - Uśmiechnęła się. Uwielbiamy sobie dokuczać.
- Zaraz będziemy na miejscu! - Oznajmił Kakashi-sensei. Nie mam ochoty wracać do domu, niech ta misja trwa i trwa. Tak bardzo żałuję, że nie mogłem poznać mamy, widziałem ją tylko na zdjęciach, które zabrałem do swojego pokoju. Po jej śmierci ojciec wyniósł wszystkie rzeczy na strych. Bolało go, gdy na nie patrzył, okropnie ją kochał. Wiele razy mi o niej opowiadał, lubiłem go słuchać. Zabrakło nam drzew, dlatego też zeszliśmy na ziemię, którą biegliśmy dalej. Sakura już się ode mnie oddaliła, doszła do Sasuke. Jakby nie patrzeć w tym zespole lubił mnie chyba tylko Uchiha i Kakashi, ale do tego pierwszego nie mam pewności. Dopiero jakiś rok temu wróciłem do Konohy po trzyletnim treningu, na który wyruszyłem z erosenninem. Dlatego nie mogę do tej pory niektórych rozgryźć. Wiem, że mam oparcie w Ino i Saki, które są moimi naprawdę dobrymi przyjaciółkami. Są dla mnie jak siostry. Doszliśmy właśnie pod jakąś wysoką bramę, ustaliśmy naprzeciw niej.
Kakashi-sensei stał na przedzie, ja zaś na samym końcu. Nasz mistrz ostrożnie wszedł do wioski, a my zaraz za nim. W pewnym momencie niespodziewanie zatrzymało go dwóch ludzi, którzy w dłoni trzymali miecze wycelowane w szaro włosego. On zaś wyciągnął kunaia i oparł go o ostrza.
- Kim jesteście i czego tu szukacie?! - Odezwali się.
- Przychodzimy w imieniu naszego hokage, Tsunade. - Odpowiedział nasz kapitan, w razie czego byłem przygotowany do kontrataku. Mój mistrz zawsze trzymał przy sobie mój kunai Latającego Boga Piorunów. W tym przypadku szybko mogłem się do niego dostać. Hiraishin no jutsu nauczył mnie mój ojciec, nie ukrywam, że było ciężko, ale w końcu to opanowałem.
- Z polecenia powiadasz? - Próbował się upewnić jeden z nich.
- Tak, mieliśmy dostarczyć tylko zwój dla waszego władcy. On o tym wie. Czy mógłby ktoś nas do niego zaprowadzić? - Ponownie odpowiedział nasz kapitan.
- No dobrze. - Mężczyźni schowali miecze do pochwy, a Kakashi wsadził do kieszonki kunaia. - W takim razie chodźcie za mną. - Rozkazał ten młodszy. Kiedy szliśmy za nim jakiś kawałek czasu nasz mistrz nagle się odezwał.
- Czy mogę o coś spytać?
- Ehem. - Zgodził się.
- Dlaczego tak agresywnie przyjmujecie gości? - Mężczyzna spojrzał na niego spokojnie.
- Niedawno ktoś nas zaatakował, dlatego podnieśliśmy trochę stopień ochrony.
- Aha, rozumiem. - Mężczyzna nagle zatrzymał się przed jakimś dużym, niebieskim budynkiem.
- To tutaj, pierwsze piętro i pierwsze drzwi po prawej. - Odezwał się. - Traficie?
- Tak oczywiście. Dziękujemy za pomoc. Chodźcie dzieciaki. - Zwrócił się do nas. Weszliśmy do budynku, jest przestronny i ma dużo okien. Weszliśmy po schodach i szliśmy w kierunku pierwszych drzwi. Kiedy przed nimi stanęliśmy nasz kapitan zapukał.
- Proszę! - Usłyszeliśmy męski głos za ścianą. Kakashi pchnął drzwi i po kolei weszliśmy do środka. Ja oczywiście na samym szarym końcu.
- Ohayo, przybyliśmy z polecenia naszego hokage Tsunade. Mamy dla Pana zwój, który nam dała. - Odezwał się Kakashi. Naprzeciw nas siedział starszy mężczyzna o lekko szarawych już włosach.
- O, witajcie. Spodziewałem się was. - Uśmiechnął się. Nasz mistrz wygrzebał z plecaka zapakowany zwój, który wręczył dziadkowi. - Dziękuję bardzo. Może jesteście głodni?
- Tak w sumie to trochę. - Odezwałem się. Od razu Sakura zgromiła mnie wzrokiem. Dziadek się zaśmiał.
- W takim razie możecie zjeść ze mną obiad. - Powiedział uśmiechnięty. - Będę zaszczycony jeżeli się zgodzicie.
- Więc chyba nie możemy odmówić. - Uśmiechnął się nasz mistrz.
- No! To chodźcie za mną. - Entuzjazmował się staruszek. Wstał i poszedł przed nas. Otworzył drzwi i wyszedł na korytarz, a my za nim.
- Powiedzcie mi moi drodzy, co tam słychać w Konosze? Wiecie, kiedyś tam mieszkałem, ale musiałem się tu przenieść. - Odezwał się, kiedy byliśmy na zewnątrz.
- Jak zwykle to samo, spokój i cisza. - Uśmiechnął się Hatake.
- Tak, tęsknie za tym. Nawet bardzo, ale musiał ktoś rządzić tą małą mieściną bez nazwy. - Westchnął. - A właśnie! Poznacie moją wnuczkę, tylko ona mi już pozostała. Jest w waszym wieku. - Zaśmiał się, a my tylko coś odburknęliśmy. Pewnie to będzie jakaś rozpieszczona dziewucha, której na pewno nie polubię. W końcu doszliśmy na miejsce, stoi tu wielki dom z tarasem i pięknym ogrodem. Weszliśmy do środka, gdzie wnętrze mnie zachwyciło. Było ubogie, ale bardzo ładnie urządzone. Staruszek wprowadził nas do pomieszczenia z wielkim stołem. Obok drzwi stał jakiś facet.
- Daiki, potrzebne nam jeszcze cztery nakrycia. - Zwrócił się do tego kolesia.
- Już się robi. - Powiedział i gdzieś zniknął.
- Proszę siadajcie. - Zrobiliśmy jak nam rozkazał. Siedziałem oczywiście sam. Na przeciw mnie znajdowała się Sakura, obok niej Sasuke, a potem Kakashi. Zjawił się ten cały Daiki, rozłożył nam nakrycia, po czym zniknął. Po chwili usłyszeliśmy przesuwanie drzwi, spojrzeliśmy w tamtą stronę. Pojawiła się w nich piękna dziewczyna o długich, brązowych włosach i oczach tego samego koloru. Jej cera była nieskazitelnie czysta i piękna. Spojrzała w naszym kierunku, nie mogłem oderwać od niej wzroku.
- Witaj dziadku. Nie mówiłeś, że będziemy mieli gości. - Uśmiechnęła się słodko.
- Wybacz skarbie, to wyszło nieplanowanie. - Odpowiedział. - Usiądź proszę obok ee.. chłopcze jak ty masz właściwie na imię? - Wskazał moją skromną osobę. Z początku nie potrafiłem się wysłowić, ale zaraz nabrałem na to sił. Nie chciałem wyjść na głąba.
- Mam na imię Naruto. - Odpowiedziałem z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna zamknęła za sobą drzwi i usiadła obok mnie. Obdarzyła mnie pięknym spojrzeniem i uśmiechnęła się. Ja zrobiłem to samo.
- Tooo, skąd pochodzicie? - Spytała.
- Z Konohy. - Odpowiedziałem uśmiechając się.
- Dziadku, czy nie tam kiedyś mieszkałeś? - Zwróciła się do starszego mężczyzny.
- Tak, dokładnie tam, Risa. - Uśmiechnął się do niej. Widać, że mają ze sobą dobry kontakt. Po chwili do salonu wszedł lokaj. Przyniósł posiłek i każdemu go nałożył. Są to jakieś ryby podane z ryżem oraz sosem. To danie wygląda bardzo smacznie.
- Jedzcie póki ciepłe. - Odezwał się staruszek. Po chwili skosztowaliśmy tego posiłku, wygląda i smakuje tak samo fantastycznie. Zjedliśmy w totalnej ciszy.
- Risa, może oprowadziłabyś naszych gości po ogrodzie? Mam sprawę do ich kapitana. - Uśmiechnął się.
- Nie ma sprawy dziadku. - Dziewczyna wstała, a my zaraz za nią. Podeszła do staruszka, pocałowała go w policzek i powoli zmierzała ku drzwiom. Tym razem nie szedłem ostatni tak jak zwykle. Podążałem tuż za dziewczyną. Wyszliśmy na zewnątrz i kierowaliśmy się do pięknego ogrodu. Wziąłem się w garść i dorównałem dziewczynie kroku równając się z nią.
- Mogę z tobą iść? - Spytałem z uśmiechem. - Moi towarzysze są zbyt zajęci sobą, żeby mnie zauważyć. - Dodałem po chwili.
- Jasne, nie ma sprawy. - Odwzajemniła mój uśmiech. - Masz na imię Naruto, tak? Dobrze zapamiętałam?
- Tak. Twoje imię łatwo zapamiętać. - Zaśmiałem się.
- Naprawdę? A to dlaczego? - Spytała patrząc na mnie.
- Bo jest piękne. - Odpowiedziałem krótko. Na policzkach Risy pojawiły się małe rumieńce.
- Jesteś shinobim racja? - Spytała po chwili ciszy.
- Zgadza się. - Uśmiechnąłem się.
- Nie boisz się, że któregoś dnia możesz zginąć? - Zapytała.
- Tak szczerze to nie. Oddałbym wszystko tylko po to, żeby obronić moją wioskę i bliskich. Nieważne jaką cenę musiałbym ponieść. - Spojrzała na mnie chyba z podziwem w oczach, ale nie byłem pewien.
- W takim razie jesteś bardzo szlachetny. - Powiedziała patrząc na mnie. - Tak właściwie ile masz lat? Przepraszam, że w ogóle o to pytam, ale jestem ciekawa. - Zaśmiałem się.
- Nic nie szkodzi. Mam siedemnaście lat.
- Więc wychodzi na to, że jesteśmy w tym samym wieku. - Zaśmiała się.
- Przepraszam, że pytam, ale wychowuje cię dziadek? - Spytałem po krótkiej chwili.
- Tak, mój tata zginął, kiedy byłam mała. Nawet go nie pamiętam. Mama zmarła rok temu, więc jestem teraz sama z dziadkiem. - Powiedziała i po chwili dodała. - A jak jest z tobą?
- Jestem sam z tatą. Przynajmniej byłem do niedawna. - Dodałem ciszej. - Moja mama zmarła tuż po moim urodzeniu. - Uśmiechnąłem się. Mimo, że nie dane było mi jej poznać bardzo ją kochałem.
- To jesteśmy w podobnej sytuacji. - Dziewczyna klepnęła mnie po ramieniu. - A dlaczego mówisz, że do niedawna byłeś z tatą sam? - Myślałem, że tego nie usłyszała, ale się myliłem.
- Bo... mój ojciec żeni się za dwa dni z mamą tej oto dziewczyny. - Wskazałem dłonią Sakurę, która szła z Sasuke. Zażarcie o czymś rozmawiali.
- A ty nie możesz się z tym pogodzić? - Spytała łagodnie.
- W sumie masz rację. Nie mogę się z tym pogodzić. Nigdy nie poznałem swojej mamy, ale jakoś nie chcę, żeby mój tata żenił się z inną. Jego szczęście jest dla mnie najważniejsze, dlatego nic mu nie mówię. - Przyznałem się.
- Lubisz przynajmniej tą swoją przyszłą siostrę? - Zapytała. Musiałem się chwile zastanowić.
- Kiedyś może i lubiłem. Tak na początku, kiedy przydzielili nas do tej samej drużyny, ale teraz to się zmieniło. Nie za bardzo ją lubię tak jak ona mnie. - Zaśmiałem się.
- No to macie niezły problem. - Uśmiechnęła się.
- Tak. - Szliśmy chwilę w milczeniu, które postanowiłem przerwać. - Wiesz? Jeszcze nigdy tak dobrze nie rozmawiało mi się z nieznajomą dziewczyną. - Uśmiechnąłem się.
- A mi z nieznajomym chłopakiem. - Spojrzała na mnie, a ja na nią. Chyba się zakochałem.
- Szkoda, że nie mieszkamy w jednej wiosce, moglibyśmy lepiej się poznać. - Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że powiedziałem to na głos. Wprawdzie miałem już jedną dziewczynę, ale to była w gruncie rzeczy porażka.
- Ja też żałuję. Wydajesz się być naprawdę wyjątkowym chłopakiem. - Powiedziała z uśmiechem na twarzy.
- Wywnioskowałaś to po kilkuminutowej rozmowie? - Zaśmiałem się. Dziewczyna zrobiła coś co totalnie mnie zaskoczyło. Ustała na palcach wpierw przysuwając się do mnie. Jej usta znalazły się obok mojego ucha.
- Yhym, uwierz, mam intuicję do ludzi. - Zachichotała i pocałowała mnie w policzek. Uśmiechnąłem się jak debil.
- Mmm, to było miłe. - Powiedziałem po chwili wpatrywania się w nią.
- Głupi jesteś. - Rzekła.
- Tak, a ty za to jesteś bardzo mądra. - Mówiłem bardzo poważnie. - Widzisz Risa, pasujemy do siebie. - Zaśmiałem się.
- O tak, nawet bardzo. - Zachichotała.
- Powiem wprost. Zaczarowałaś mnie chociaż znam cię od jakichś dwudziestu minut co jest absurdem w tej sytuacji, ale jednak.
- Ojej, jakie piękne wyznanie. - Uśmiechnęła się.
- Naruto! Sakura! Sasuke! Chodźcie, wracamy do wioski! - Niespodziewanie krzyknął nasz sensei.
- Cholera no, dlaczego tak szybko? - Spytałem sam siebie i usłyszałem ponowny chichot Risy. Moi przyjaciele pierwsi zaczęli iść w stronę Kakashiego, a my zaraz za nimi. Kiedy byliśmy dość blisko dziewczyna pociągnęła mnie za ramię, co nakazało mi stanąć. Odwróciłem się plecami do pozostałych.
- Chcę podarować ci coś na drogę, żebyś nigdy o mnie nie zapomniał, tak jak ja nie zapomnę o tobie. - Dziewczyna uśmiechnęła się, położyła jedną dłoń na moim policzku, a drugą na mój tors. Stanęła na palcach i nagle poczułem jej ciepłe wargi na moich. Pocałowała mnie! Oddałem ten nie za krótki, nie za długi pocałunek. Risa odsunęła się ode mnie z szerokim uśmiechem na ustach, na mojej twarzy również się taki pojawił.
- Wow, muszę przyznać, że ten podarunek był naprawdę świetny. - Zaśmialiśmy się.
- Leć do swoich przyjaciół. Żegnaj Naruto.
- Nie mów mi żegnaj tylko do zobaczenia. - Zaśmiałem się i odszedłem w stronę swojej drużyny, kiedy do nich dotarłem spojrzeli na mnie równocześnie.
- Co to było? - Spytał Uchiha. Uśmiechnąłem się zwycięsko.
- Sasuke, a na co ci to wyglądało? - Spytałem dumny.
- No właśnie nie wierzę w to co zobaczyłem. - Powiedział zdezorientowany.
- Ehh, szkoda, że Risa nie mieszka w Konosze. Może nasze relacje potoczyłyby się znacznie dalej. - Westchnąłem. Ominąłem wszystkich i poszedłem za ogrodzenie ich posiadłości. Po chwili wszyscy do mnie dołączyli i ruszyliśmy do bramy. Kiedy tam dotarliśmy od razu bez żadnego słowa kierowaliśmy się do wioski. Po dziesięciu minutach drogi coś wyczułem, więc się zatrzymałem.
- Naruto, co jest? - Spytał Kakashi-sensei. Nie wiem skąd, ale zawsze wiedział, kiedy coś mnie niepokoi. Zamknąłem oczy i skupiłem się na otaczającej mnie naturze. Po prawej stronie wyczułem dwóch całkiem silnych shinobich, po lewej zaś trzech, jeden z nich jest słaby.
- Wyczułem dwóch po prawej oraz trzech po lewej. Jeden z tych ostatnich nie jest za silny.
- Dobra robota. - Pochwalił mnie. Zawsze mówi, że przewyższyłem ojca jeśli chodzi o wykrywanie ludzi. - Długo będziecie się jeszcze chować?! - Krzyknął Kakashi. Po chwili z obu stron wyskoczyli shinobi, sami mężczyźni.
- Widzę, że macie niezłego sensora w drużynie. - Powiedział jeden z nich.
- Kim jesteście i czego chcecie? - Odezwałem się bezczelnie.
- Jesteśmy podróżnikami. Mamy was unieszkodliwić. - Odezwał się ten najsłabszy.
- Wy nas? Chyba sobie kpisz. - Powiedziałem. - Dlatego, że jesteśmy dziś mili macie wariant do wykorzystania. Odejdźcie i zapomnijcie o waszym zleceniu. Dobrze wam radzę. - Rzekłem bardzo pewnie.
- Zgięło cię chłopczyku? - Spytał najniższy.
- Nie wiecie z kim zadzieracie prawda? - Spytałem. Nasza drużyna rozpoznawalna była chyba we wszystkich nacjach. Zasłużyliśmy na swoje miano, przecież pracowaliśmy tak ciężko przez te wszystkie lata.
- Szybka drużyna Kakashiego. No i co z tego? Nie boimy się was, sami też nie jesteśmy słabi.
- Tak, szczególnie ten wysoki pośrodku. On to jest po prostu najsilniejszy z was wszystkich. - Wdałem się z nimi w dyskusję. Widziałem gniew w jego oczach. Nie wytrzymała chłopina i ruszyła do ataku. Stałem na przedzie, więc miał do mnie łatwy dostęp. Przygotowałem się i byłem już w pełni gotowy na kontratak.
- Zabiję cię śmieciu! - Krzyknął w furii. Doleciał do mnie i próbował mnie uderzyć, niestety bezskutecznie. Uniknąłem jego każdego ciosu. Wyszukałem odpowiedniego momentu i sprzedałem mu piąchę w twarz. Nie zdążył odlecieć, a już byłem za nim, użyłem trybu chakry dziewięciu ogonów. Pewnie zapomniałem wam wspomnieć, że opanowałem część chakry Kuramy, bo tak nazywa się demon Kyuubi. Nadal nie doszliśmy do porozumienia, ale może to wkrótce się zmieni. Wracając do teraźniejszości, znalazłem się przed mężczyzną, dostał ode mnie kolankiem w brzucho. Odleciał do góry. Wróciłem na swoje stare miejsce i wyłączyłem chakrę Kuramy. Chłopak zleciał z hukiem na ziemię.
- Jeszcze któryś? - Spytałem bardzo pewnie.
- Nie udawaj takiego cwaniaczka zasrany blondasie. To nie znaczy, że jak masz w sobie tego cholernego demona to masz prawo nas gnoić! - Odezwał się najsilniejszy. - Już ja sam się tobą zajmę bachorze!
- Czekam. - Zaśmiałem się. - Nie warto na was nawet marnować chakry Kyuubiego. Rozwalę cię swoją siłą, a nie pożyczoną. - Prychnąłem.
- To się jeszcze okaże gówniarzu! - Ruszyłem naprzód, ale zatrzymała mnie ręka mojego mistrza. Tak właściwie to na nią wpadłem. Kakashi spojrzał na mnie.
- Naruto, nie rób nic głupiego. Chwila nieuwagi i ty możesz źle skończyć. Ochłoń trochę, sam wiesz jak negatywnie wpływają na ciebie takie emocje. - Pouczył mnie i przypomniał o pewnym incydencie, do którego nawet nie warto wracać. Moi towarzysze patrzyli ciągle na mnie.
- Okey. Bądź spokojny Kakashi-sensei. - Powiedziałem.
- Mam nadzieję, że tym razem również mnie nie zawiedziesz i nie wpadniesz w kłopoty. W innym razie jak ja będę wyglądał w oczach mojego mistrza, kiedy jego syn zginie, albo będzie bliski śmierci? - Uśmiechnąłem się. Szaro włosy mężczyzna bardzo cenił zdanie mojego ojca.
- Bez obaw. - Zaśmiałem się i wyszedłem przed mojego nauczyciela.
- No i co, gotowy szczeniaku? - Spytał z kpiącym uśmieszkiem.
- Jak najbardziej. - Powiedziałem chłodno. Czasami sam bałem się swojej osoby. Mężczyzna zeskoczył z drzewa i przeszedł kilka kroków w moją stronę.
- Nie oczekujcie, że wasz sensorek powróci żywy. - Zakpił sobie. Ja tylko stałem z założonymi dłońmi na klatce piersiowej przyglądając mu się. Wyciągnąłem kunaia Latającego Boga Piorunów i rzuciłem w stronę tego gościa. Wbił się tuż za nim.
- Chybiłeś młody. - Zaśmiał się.
- Hmm, nie koniecznie. - Zdążyłem powiedzieć tylko to, bo po chwili zniknąłem. Pojawiłem się zaraz tuż za nim. Ścisnąłem dłoń w pięść i wziąłem zamach, aby go uderzyć. Nie wiem jakim cudem, ale koleś odwrócił się w moją stronę i z perfidnym uśmieszkiem ominął mój cios odskakując ode mnie.
- Nie wiem jak to zrobiłeś, ale na mnie to nie podziała. - Stanąłem na jego miejsce. Zrobiłem klona, który zaraz po utworzeniu uciekł tylko w sobie znanym kierunku. Z mojej strony było to przemyślane i konieczne. - No i co to miało być? - Zaśmiał się okrutnie. Nie zwracałem uwagi na jego zachowanie. Spojrzałem na pozostałych, walczyli już z moją drużyną. Tak jak zawsze wyłączyłem się i skupiłem na swojej robocie, nie byłem skory im pomagać. Nigdy tego nie robiłem, są wystarczająco silni i po pewnym incydencie postanowiłem już nigdy im nie pomagać. Co innego innym z mojej wioski. Oni przynajmniej chcą mojej pomocy. Skupiłem się tylko na tym facecie, umiałem doskonale wyłączyć się w trakcie walki. Mężczyzna biegł teraz w moim kierunku. Szybko wykonałem rasengana, którym ponownie chybiłem. Niech to szlag! Wkurzyłem się i odwołałem swojego klona, w tym momencie wszedłem w tryb sage. Szybko zbliżyłem się do wroga i uderzyłem go z całej siły, oczywiście znów nie trafiłem, ale wystarczyło, że moja dłoń pojawiła się obok niego. Od razu odleciał parę ładnych metrów. Bydlak podniósł się wycierając krew z rozwalonych warg. Uśmiechnął się i wykonał jakieś pieczęcie, nie usłyszałem go, ale zauważyłem, że to raczej jutsu z rodziny Raiton. Po chwili w moim kierunku pędziły dwa baty piorunów. Za pierwszym razem udało mi się je ominąć, ale po chwili oberwałem jednym z nich. Odskoczyłem łapiąc się za klatkę piersiową i wijąc się z bólu upadłem na ziemię. Zauważyłem jak mój przeciwnik podchodzi do mnie powoli, nie spieszył się. Mimo cholernego bólu podniosłem się na chwiejących nogach. Czułem jak przepływa przeze mnie prąd. Szkoda, że nie potrafię w jakiś sposób pokonać tego moim Futonem. Gdybym nauczył się wprowadzać go do swojego ciała na sto procent zahamowałbym błyskawicę. Moje włosy też się naelektryzowały, mimo wszystko poczochrałem je dłonią. Wykonałem tak dobrze mi znane pieczęcie i przede mną pojawiły się dwa o złotych ślepiach majestatyczne smoki. Zawirowały zadowolone i ruszyły w kierunku mężczyzny. Nie odpuściły póki nie zraniły jego ciała. Jeden z nich skaleczył jego bark i to dość poważnie. Spojrzałem na niego, nawet się nie skrzywił, co jest do cholery? Ruszył na mnie ponownie. W jego wolnej wędrówce zdążył wykonać jakieś drugie jutsu, którego nie mogłem rozpoznać. Przede mną niespodziewanie pojawił się gliniany posąg, który z całej siły przywalił mi w twarz. Nie dał mi chwili wytchnienia i ponownie mnie uderzył, ale tym razem z kolanka w brzuch. Splunąłem krwią i znów poczułem walnięcie. Odepchnęło mnie do tyłu, gdzie wpadłem na drzewo. Trochę się w nie wbiłem. Upadłem na kolana trzymając się za klatkę piersiową. Chyba lekko mi ją złamał. Podniosłem się i postanowiłem użyć najniebezpieczniejszej techniki jaką miałem w zanadrzu. Po chwili przede mną pojawiło się dwa smoki, które złączyły się w jedno. Utworzyło się z nich wirujące w dzikim szale tornado. W środku można było dostrzec dwie pary czerwonych jak krew ślepi. W szybkim tempie zmierzało do mężczyzny. Nie zdołał uciec i zassało go do środka. Po jakimś czasie wypluło go na zewnątrz wyrzucając na ziemię. Odetchnąłem z ulgą, ale chyba za szybko. Kątem oka zauważyłem ruszające się palce u jego rąk. Powoli wstałem opierając się o pień drzewa. Mężczyzna podkulił nogi i próbował wstać. Co do cholery?! Nie powinien móc się ruszać. Myślałem, że lekko oberwałem, ale kiedy wstałem poczułem okropny ból, czasami nie mogłem złapać oddechu, a gdy to robiłem to strasznie bolało. Mój wróg podniósł się, a kiedy pokazał mi swoją twarz byłem pełen obrzydzenia. Miał ją totalnie zmasakrowaną. Mimo wszystko uśmiechnął się i jeszcze raz wykonał jakieś pieczęcie. W moim kierunku leciały ogniste pociski, których wszystkich nie miałem możliwości ominąć. Dwa trafiły mnie w prawą rękę. Zaczęło cholernie parzyć, ugasiłem moją palącą się odzież piaskiem. Nie zwracając uwagi na ból wykonałem ostatnie jutsu jak na ten dzień. W mojej dłoni pojawił się rasengan, który za chwilę zmienił się w Rasenshurikena. Bez zastanowienia rzuciłem nim w mężczyznę. Nie zdążył uciec i oberwał jedną z moich silniejszych technik. Uniosło go w górę i poprzebijało jego wszystkie komórki. Tym razem, kiedy spadł na ziemię nie podniósł się. Ja zaś z wycieńczenia upadłem i urwał mi się film. Otworzyłem oczy i drastycznie wziąłem głęboki wdech. Nade mną sterczały potężne gałęzie. Odwróciłem głowę w lewo. Moi towarzysze właśnie skończyli walczyć powalając na ziemię ostatniego przeciwnika. Zauważyła mnie Sakura, od razu zaczęła do mnie biec. Kiedy nade mną stanęła odezwała się kręcąc głową z dezaprobatą.
- Pięknie się głąbie urządziłeś.
- Ty nie wyglądasz lepiej idiotko. - Odgryzłem się.
- Widzisz, żebym leżała na ziemi palancie?! - Krzyknęła. - Przez ciebie Kakashi-sensei będzie kazał mi cię leczyć. Czego naprawdę nie chcę robić!
- Nie walczyłaś z tym... - Syknąłem z bólu. - gościem, więc co ty możesz wiedzieć? - Spytałem już nieco spokojniej.
- Oj zamknij się już debilu! Jak ty w ogóle na twarzy wyglądasz? Masz wszędzie jakieś rany. Zastanawiałeś się jak ty będziesz wyglądał na ślubie?!
- Rób swoje i się do mnie już nie odzywaj, bo zaraz cię rozszarpię! - Krzyknąłem.
- Nie będziesz mi rozkazywał bufonie! Zrobię co zechcę. - Powiedziała i odwróciła się do mnie tyłem. Wypuściłem powietrze i wziąłem głęboki wdech.
- No dobrze. Przepraszam okey? Wiesz jak to cholernie boli?
- Nie musisz się na mnie wyżywać głąbie. - Odwróciła się w moją stronę. Jeszcze nigdy aż tak ostro między nami nie było. Wiem, że ona mnie nie lubi i vice versa.
- Uśmierzysz chociaż troszkę mój ból? - Spytałem już spokojnie.
- Nie mam innego wyjścia. - Westchnęła i przykucnęła. Za sobą miałem drzewo, więc trochę się podniosłem i oparłem plecami o pień. Sakura zerwała ze mnie ten rąbek koszulki, którą na sobie miałem. Położyła dłoń na moim torsie i zaczęła leczyć.
- Masz złamane żebra, ale nie tak okropnie. Bardziej niepokojące są twoje płuca. Chyba coś się do nich dostało, wydaje mi się, że to... tak! To glina. Czy możesz mi powiedzieć jak do cholery się tam dostała? - Spytała bardzo profesjonalnym głosem.
- No cóż, kiedy walczyłem z tym gościem przede mną pojawiła się jakaś gliniana postać, która hmm... skopała mi dupę. - Przyznałem się.
- Jak wrócimy do wioski muszę ci to jakoś wyciągnąć, więc uprzedzam, nie idziesz do domu tylko ze mną do szpitala. - Westchnęła.
- Tak, wiem co ci teraz chodzi po głowie. Mi też nie widzi się teraz siedzenie z tobą w jednym pokoju. - Powiedziałem wrednie.
- Dokładnie z ust mi to wyjąłeś. - Rzekła sarkastycznie. Jeju! Powiedzcie mi, jak ja mogłem się w niej podkochiwać w akademii? To jakieś śmieszne! Dziewczyna wznowiła leczenie. Skończyła po jakichś pięciu minutach.
- Z łukiem brwiowym i ustami nic ci nie zrobię. Mogę jedynie zakleić plastrem, ale nie dolną wargę, bo tylko na marne zużyję plasterek. - Dziewczyna wyjęła z kieszonki opatrunek, który za chwilę nakleiła mi na rozcięty łuk brwiowy. - Gotowe.
- Dzięki. - Powoli wstałem i ruszyłem do przodu, ale chyba za szybko to wszystko się potoczyło. Gdyby nie Sakura leżałbym już na ziemi. Dziewczyna stała przede mną, więc kiedy zakręciło mi się w głowie złapała mnie. Wyglądało to tak, jakbyśmy się przytulali. Zrobiło mi się cholernie głupio, dlatego szybko się odsunąłem. - Wybacz. Za szybko wstałem. - Powiedziałem i szybko ją ominąłem. Po chwili dowlokłem się do naszego kapitana. Spojrzał na mnie.
- Cholera! Naruto, jak ty wyglądasz? - Spytał po chwili.
- Normalnie. Tak jak na shinobi przystało. - Odpowiedziałem z uśmiechem.
- A ślub? Jak ty będziesz na nim się prezentował? Minato-sensei mnie zabije. - To ostatnie zdanie wypowiedział trochę ciszej.
- Spokojnie Kakashi-sensei, wszystko biorę na siebie. Powiem, że nie dałeś rady mnie powstrzymać. - Zaśmiałem się, ale zaraz mój śmiech przerodził się w kaszel. Po chwili doszli do nas Sakura i Sasuke.
- Możemy już wrócić? - Spytała różowo włosa.
- Tak, chodźmy już. - Powiedział Kakashi. Zaczęliśmy biec i w około godzinę dotarliśmy pod bramę naszej ukochanej wioski. Weszliśmy do niej i zatrzymaliśmy się na rozwidleniu dróg. Już chciałem kierować się do swojego domu, kiedy poczułem szarpnięcie za bark.
- A ty gdzie debilu? Co ci mówiłam? - Spytała.
- Sory, zapomniałem, ale nie musisz mną tak szarpać. - Powiedziałem. - Wszystko mnie boli, a ty mnie jeszcze maltretujesz. Byłabyś chociaż raz tak wspaniałomyślna i była dla mnie delikatniejsza.
- Nawet o tym nie myśl. Chyba w twoich snach. A teraz chodź! - Warknęła na mnie i pociągnęła za sobą.
- Do zobaczenia Sasuke! - Krzyknęła słodkim głosikiem, naszego mistrza już tam nie było. Byliśmy już przy szpitalu, a ona nadal ciągnęła mnie za ubranie. Puściła dopiero przy wejściu do szpitala. - Chodź za mną.
- A mam jakieś wyjście? - Spytałem cicho. Chyba tego nie usłyszała, bo szła dalej. Dotarła pod swój gabinet, który otworzyła. Wepchnęła mnie do środka i popchnęła na łóżko. Cholera! Jaka ona jest nieczuła w stosunku do mnie. Zacisnąłem zęby i położyłem się na łóżko.
- Zdejmuj koszulkę. Tylko szybko. - Rozkazała. Zrobiłem jak mówiła i powoli zdjąłem koszulkę. Dziewczyna wzięła miskę, do której nalała czystej wody. Podeszła do mnie i postawiła ją na stoliku, który przepchała nogą.
- Będzie bolało, co? - Spytałem.
- Nie będę cię okłamywała. Będzie bolało jak cholera. - Nie wiem co zrobiła, ale do jej ręki przyczepiła się kula w kształcie bąbla. Już raz to widziałem i wcale nie było przyjemnie. Tym samym jutsu uraczyła Kankuro, kiedy dostał trucizną. Po chwili bez żadnego ostrzeżenia wbiła tą kulkę do mojego ciała. Zabolało piekielnie, aż krzyknąłem z bólu. Po prostu nie wytrzymałem. To tak cholernie boli. Dopiero po jakichś dwóch minutach wyciągnęła to cholerstwo z mojego ciała.
- Powiedz, że to już koniec. - Wydyszałem pełen nadziei.
- Tak. Już wszystko wyszło, nie było tego zbyt wiele. - Powiedziała. - Przypakowałeś trochę, czy mi się wydaje? - Spytała. Zdziwiło mnie jej spostrzeżenie.
- Trochę. - Powiedziałem po chwili zastanowienia.
- Dobrze, że trzymasz formę, to zdrowe. Możesz już iść. - Powiedziała na odchodne. Powoli ubrałem swoją koszulkę, wstałem i zarzuciłem plecak na swoje ramię.
- Dzięki za pomoc. - Podziękowałem i wyszedłem z jej gabinetu. Kierowałem się właśnie do domu. Moje ciało jest w opłakanym stanie. Nagle zza zakrętu wyłoniła się różowo włosa dziewczyna. Przyspieszyłem kroku i po chwili do niej dotarłem.
- Hej! Mam do ciebie pytanie. - Odezwałem się. Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i zakryła usta.
- Słodkie nieba! Co ci się stało?! - Spytała.
- Misja. Ale nie o tym chcę. Nie będę owijał w coś tam. Pójdziesz ze mną na ślub mojego ojca? - Spytałem szybko.
- No wiesz? I czego się tak czaisz? Nie mogłeś tak od razu? - Spytała i walnęła mnie w bark. Zasyczałem, a ona ponownie zatkała swoje usta dłonią.
- Przepraszam, naprawdę bardzo przepraszam! Boli? - Spytała łapiąc mnie za bark. Podniosłem dłoń i chwyciłem jej rękę. Ścisnąłem i zdjąłem z mojego barku.
- Saki, ogarnij się. To nie bolało. - Zaśmiałem się.
- Jesteś pewny? - Spytała.
- Tak. - Uśmiechnąłem się.
- Bo wiesz, nie chcę skrzywdzić przyjaciela. - Wtuliła się we mnie.
- Co jest z tobą? - Spytałem obejmując ją.
- Nie wiem, tak jakoś. - Zaśmiała się i odsunęła. - To na którą i kiedy masz ten ślub?
- W Sobotę, czyli po jutrze na godzinę dwunastą. - Odpowiedziałem.
- Czemu tak wcześnie? - Spytała zdziwiona.
- Nie wiem, chyba chcą szybko wyjechać na miesiąc miodowy. Przynajmniej miesiąc ich nie będzie i będę sam. Nie, jednak nie będę sam. - Westchnąłem.
- Naruto, dlaczego nie lubisz Sakury? Przyjaźnię się z nią i jest bardzo fajna.
- Wiesz? To działa w dwie strony. Ona mnie nie lubi, a ja jej i koniec kropka. Irytuje mnie, a ja ją. Tak po prostu się nie cierpimy. - Powiedziałem szczerze.
- Chętnie bym jeszcze z tobą pogawędziła, ale muszę spadać do domu. - Powiedziała smutna.
- No, ja też muszę się wstawić u ojca. Nie wiem co powie na mój widok. - Na mojej twarzy pojawił się grymas.
- W takim razie powodzenia i do zobaczenia robaczku. - Przysunęła się do mnie i pocałowała w policzek, tak jak robiła to zazwyczaj. Chwilę popatrzyłem na ginącą w tłumie Saki. Odetchnąłem i na powrót ruszyłem w stronę mojego domu. Kiedy pod niego dotarłem stanąłem przed nim. Wziąłem kilka głębszych oddechów co nie było łatwe, ale jakoś sobie poradziłem. Wszedłem na werandę i otworzyłem drzwi. Usłyszałem jakieś głosy. To była pani Haruno z moim ojcem. Nie chciałem im przeszkadzać, więc wszedłem na pierwszy schodek prowadzący na górę. Już miałem postawić stopę na drugim, ale zatrzymał mnie jego głos.
- Naruto! Wiem, że wszedłeś do domu. Gdzie twoja kultura? Nie przywitałeś się z Mebuki! - Chcąc, czy nie chcąc zszedłem ze schodów i ruszyłem do pokoju. Zanim tam dotarłem krzyknąłem.
- Przepraszam was, ale jestem wykończony i niezbyt dobrze się czuję. - Wszedłem do pokoju i ujrzałem siedzących ich na kanapie, przytulali się. Ojciec spojrzał na mnie i jego oczy zrobiły się nienaturalnie wielki.
- Co ci się stało? - Spytał opanowany.
- Misja tato. To była misja, a jak wiesz na takich wyprawach dużo się dzieje. - Powiedziałem chyba za bardzo nieprzyjemnie. Nastała chwila ciszy.
- Boli cię? - Spytał.
- Tak, boli mnie bardzo, ale to nic. Zdrzemnę się i trochę mi przejdzie. - Uśmiechnąłem się.
- Czy reszta też tak wygląda? - Spytała mama Sakury.
- Nie, może się Pani nie martwić. Tylko ja jestem taki narwany, więc oberwałem zasadzając się na najsilniejszego przeciwnika. A może to on na mnie się zawziął? Sam już nie wiem, ale mniejsza o to. Sakura jest bezpieczna i nie ucierpiała. - Uśmiechnąłem się.
- Oh, to dobrze. Ale szkoda mi ciebie Naruto. - Powiedziała z troską.
- Nic mi nie jest. Szybko się wyliżę, zresztą tak jak zawsze. A teraz przepraszam, ale pójdę odpocząć do swojego pokoju. Potrzebna mi długa drzemka. Dobranoc. - Powiedziałem i zacząłem iść na korytarz. Za sobą usłyszałem jeszcze ich głosy. Wszedłem na górę i od razu skierowałem się do swojego pokoju. Zamknąłem drzwi i podszedłem do biurka, na nim stało duże pudło. Odetchnąłem i otworzyłem wieczko. W środku było dużo pamiątek po mojej mamie. Wziąłem jej opaskę do dłoni, jest trochę porwana i zarysowana, ale to nic, ważne, że dzięki tym rzeczom czuję jakby była przy mnie. Odłożyłem opaskę i wziąłem do dłoni jej piękne zdjęcie. Była na nim z tatą, uśmiechała się i trzymała za brzuch. To zdjęcie zrobiono, kiedy była w ciąży. To jedyna pamiątka, na której tak jakby jestem. Zakryłem wieczko i poszedłem do łóżka wraz ze zdjęciem. Położyłem się i wpatrzyłem w tą pamiątkę. Nawet nie wiem kiedy, ale po moim policzku stoczyła się jedna łza, która po chwili rozbiła się na szkle. Przycisnąłem zdjęcie do swojego serca. Tak bardzo żałuję, że nie mogłem jej poznać. Ojciec mówi, że wdałem się z charakterkiem w moją mamę co zawsze mnie śmieszy. Leżałem tak chyba z dziesięć minut, aż odpłynąłem.

***

Obudziłem się strasznie drastycznie. Usiadłem na łóżko ciężko dysząc, przyśnił mi się koszmar senny, o którym wybaczcie, ale nie chce mi się teraz opowiadać. Spojrzałem na zegarek stojący po prawej stronie mojego łóżka. Wskazywał godzinę dziesiątą trzy. Jak to możliwe? Nie mogłem tyle spać, przynajmniej tyle nie sypiam. Zazwyczaj budzę się o ósmej, a w Soboty i Niedziele najpóźniej o dziewiątej. Coś tu jest nie tak, nawet nie obudził mnie ojciec. Wziąłem do ręki zdjęcie, które wczoraj trzymałem. Wstałem i podszedłem do biurka, uniosłem do góry wieczko pudełka i odłożyłem tą cudowną pamiątkę na miejsce. Podrapałem się w głowę i podszedłem do szafy. Wygrzebałem z niej koszulę z wzorkami i czarne spodnie z paskiem. Poszedłem do toalety, która umiejscowiona była w moim pokoju. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Nie był on przyjemny jak zazwyczaj. Wszystko mnie bolało i piekło pod wpływem wody zmieszanej z płynem do kąpieli. Skrzywiony wyszedłem spod prysznica i okryłem się ręcznikiem. Umyłem zęby i przeczesałem dłonią włosy, zawsze to robię. Po chwili ubrałem się w swoje czyste ubrania. Na koniec psiknąłem się perfumami i wyszedłem ogólnie mówiąc z pokoju. Korytarzem skierowałem się do schodów, po których za chwilę zszedłem. W domu panowała cisza. Wszedłem do kuchni, nikogo tam nie zastałem. Zwróciłem uwagę jednak na karteczkę, która leżała sobie na stole. Wziąłem ją do ręki i rozwinąłem.

Cześć synu, nie zdążyłem się pożegnać,
bo kiedy wstałem i wychodziłem Ty jeszcze
spałeś, a nie chciałem Cię budzić. Wiem, że
jesteś po ciężkiej misji, to też nie chcę Cię
męczyć. W lodówce masz naleśniki, które
zrobiłem na śniadanie. Jeśli chcesz wiedzieć
gdzie teraz jestem to mówię, że znajduje się
właśnie u Tsunade-sama. Życzę smacznego
Tata.

Przynajmniej fajnie, że zostawił jakąś wiadomość, gdzie się znajduje. Zgniotłem papier w kulkę i wyrzuciłem do kosza. Podszedłem do lodówki i wyjąłem naleśniki, które wstawiłem do mikrofalówki. Po około dwóch minutach jadłem pożywny posiłek. Przecież śniadanie to podstawa co nie? Przypomniało mi się właśnie, że Sakura ma pokój naprzeciw mnie, po prostu świetnie. Po skończonym śniadaniu, wrzuciłem naczynia do zlewu. Od razu je umyłem. Wytarłem ręce ręczniczkiem i odetchnąłem. Co ja tu miałem dziś zrobić? Aha! Już wiem, mam spotkać się z Ino pod wielką galerią znajdującą się w naszej skromnej wiosce. Szybko założyłem buty, zamknąłem za sobą duży dom i ruszyłem pod umówione miejsce. Mam się z nią spotkać w okolicach godziny jedenastej. Po drodze mijałem wiele znajomych twarzy, szczególnie jedna właśnie mnie zaczepiła.
- Hej. Co tam? - Spytała dziewczyna o fioletowych oczach.
- Witaj Kasumi. - Odparłem z uśmiechem. - Ta sama rutyna, trwają przygotowania do ślubu co powoli zaczyna mnie irytować.
- Ojej biedaczku. - Położyła dłoń na moim policzku. - Szkoda, że nie mogę z tobą iść.
- Tak, bardzo, ale już mam partnerkę. - Zaśmiałem się, a dziewczyna spoważniała.
- Kto z tobą idzie? - Spytała po chwili.
- Zaprosiłem Saki, w sumie ma zaproszenie, ale pójdziemy razem. Inaczej chyba bym się zanudził na śmierć. - Uśmiechnąłem się. - Przepraszam, ale muszę już iść. Dziewczyna na mnie czeka. Narka. - Powiedziałem i zostawiłem ją samą. Po chwili dotarłem pod galerię, gdzie czekałem chyba z dwadzieścia minut. Nareszcie na horyzoncie pojawiła się blondynka.
- No w końcu! Ile to można na ciebie czekać mała? - Spytałem, podeszła do mnie i obdarzyła mnie całusem, a zaraz po tym się uśmiechnęła.
- Wybacz. Rodzice zatrzymali mnie dłużej w kwiaciarni. - Westchnęła.
- Okey, rozumiem. To co, idziemy na te twoje „szalone” zakupy? - Spytałem.
- No jasne! Trzeba kupić ci coś stosownego na ten cały ślub. - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Ino, ale przecież ja mam tyle ubrań, na pewno coś wybiorę. - Zaprotestowałem.
- Nie, nie i jeszcze raz nie. To ślub twojego ojca i masz nie przynieść mu hańby w ten ważny dzień. Musisz wyglądać elegancko, a zarazem seksownie. - Uśmiechnęła się, a ja pokiwałem głową z dezaprobatą. Ona kiedyś mnie wykończy. Bez żadnego protestu wszedłem do tej cholernej galerii. W sumie to nie miałem innego wyjścia, bo kiedy jest się ciągniętym za rękę to trudno się wyrwać. Nim się obejrzałem wjeżdżaliśmy na górę ruchomymi schodami. Pierwsze miejsce jakie odwiedziliśmy był sklep damski z modnymi kreacjami. Tam Ino jak zawsze zrobiła dla mnie wybieg mody. Po kilku sukienkach wpadła mi w oko szczególnie jedna. Ino wyglądała w niej prześlicznie. Posłuchała mojej rady i ją kupiła. Czarna u góry z dużym dekoltem, od pasa w dół jest koloru błękitnego. Oczywiście odsłania piękne nogi mojej przyjaciółki. Wyszliśmy ze sklepu i Ino obdarzyła mnie buziakiem.
- A to za co? - Spytałem zdziwiony.
- Dziękuję za świetny wybór i pomoc. Co ja bym bez ciebie zrobiła przystojniaczku? Ta sukienka jest cudna. - Entuzjazmowała się. - No! To teraz idziemy poszukać czegoś dla ciebie. - Ino pociągnęła mnie w kierunku męskich sklepów, gdzie mierzyłem różne garnitury i nic jej się nie podobało. Weszliśmy do ostatniego ze sklepów i rzuciła mi multum ubrań do przymiarki. Ponownie nic jej się nie podobało. Kiedy przebrałem się w ostatnie ubrania jej mina była bezcenna.
- Nareszcie! To jest to kochany! Od razu to bierzemy i bez żadnej dyskusji. - Powiedziała podchodząc do mnie. - O jejciu, jakiego ja mam przystojnego przyjaciela. - Zaśmiała się. Ubrałem się w czarne spodnie oczywiście z paskiem, koszulę miałem białą, a marynarkę również czarną. Na mojej szyi znajdowała się czerwona mucha, a w górnej kieszonce po prawej stronie umieszczona została również czerwona poszetka. - Ta czerwona mucha i chusteczka w kieszeni dodają ci tego seksapilu. - Uśmiechnęła się.
- Poszetka mała, to się nazywa poszetka. - Odpowiedziałem rozbawiony.
- Cholera z tobą! Jak zwał tak zwał, ważne, że bierzesz ten zestaw, bo jest mega.
- No dobra, jak mus to mus nie? - Zaśmiałem się.
- I takie podejście to ja rozumiem. Rozbieraj się i dawaj to cudo. Zaraz za to zapłacimy. - Zrobiłem co kazała i ponownie znalazłem się w przebieralni. Po chwili wyszedłem z ubraniami na ręku. Blondynka podeszła do mnie i zabrała mi je kładąc na ladę. Zdziwiłem się, kiedy ekspedientka podała cenę, ale zapłaciłem. Zapakowała mi wszystkie ubrania w jedną torebkę. Wyszliśmy ze sklepu.
- Zbankrutuję przez ciebie. - Powiedziałem.
- Oj nie przesadzaj! Raz się żyje kochany. - Zaśmiała się. Spojrzała na mnie od góry do dołu, nie powiem, że nie, bo trochę się speszyłem.
- Czemu tak na mnie patrzysz? - Spytałem w końcu.
- Brakuje ci jednej rzeczy. - Stwierdziła.
- Jakiej znowu rzeczy?
- Pięknych, nowoczesnych, czarnych pantofli. - Uśmiechnęła się.
- Jeju, dziewczyno! Ja przez ciebie się wykończę.
- Trudno. - Uśmiechnęła się perfidnie. - Idziesz sam, czy ponownie mam cię wlec? - Spytała z rozbawieniem.
- Pójdę sam, ale prowadź. - Dziewczyna zaczęła iść w kierunku sklepu obuwniczego i traf chciał, że od razu coś dla mnie znalazła. Kazała mi przymierzyć, więc tak zrobiłem. Szczerze się przyznam, że te buty są odjazdowe. Bez żadnego zastanowienia podeszliśmy do kasy i kupiliśmy ten produkt. Wyszliśmy ze sklepu.
- No i widzisz? Wiedziałam, że ci się spodobają. - Uśmiechnęła się. Przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
- Dzięki mała.
- Nie ma sprawy, ale powiedz mi jeszcze za co mi dziękujesz. - Powiedziała rozbawiona.
- Za to, że spędzasz ze mną ten dzisiejszy dzień i odciągnęłaś mnie od tych całych cholernych przygotowań.
- Po co ma się przyjaciela? - Spytała.
- No tak, racja. - Stwierdziłem.
- Nie gadaj tyle tylko zaproś mnie na obiad.- Uśmiechnęła się.
- Yamanaka Ino, czy zechciałabyś iść ze mną na obiad do restauracji, która znajduje się naprzeciw nas? - Spytałem teatralnie, a ona się zaśmiała...


******


Ohayo! Witajcie kochani :) Na wstępie wybaczcie, że coś w ogóle pojawia się właśnie dopiero teraz, ale spowodowane jest to szkołą i obowiązkami domowymi :/ Wiemy, że spodziewaliście się nowej notki, ale niestety nie została jeszcze w pełni ukończona :) No cóż, prosimy Was kochani o Wasze szczere komentarze. Co myślicie o takim zwrocie akcji? Czy zapowiada się ciekawie, a może jednak nie? Następnego One-Shota możecie spodziewać się rano w Wigilię, to będzie taki nasz prezent dla Was ;) Pozdrawiamy Was gorąco i życzymy Wesołych Świąt! Patty i Paula :)

14 komentarzy:

  1. Zajebisty one-shot :D i jeszcze mam jedno pytanie: to jest opowiadanie narusaku ??

    OdpowiedzUsuń
  2. bardzo fajny one-shot. Miło się czytał, zresztą fabuła wymusza u mnie to poczucie :) jednym słowem jest zarąbista :) Pisałyście kiedyś, że jak nazwa blogu wskazuje naruto i sakura będą razem... ale jak wy macie zamiar to zrobić? :D nie mam pojęcia xD
    Nowy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko w swoim czasie, jak widzicie wena nas nie opuszcza i mamy masę pomysłów :D Pozdrawiamy Patty i Paula.

      Usuń
  3. tego co wy tu piszecie nie da się opisać w słowach dziewczyny

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jest nam bardzo miło, naprawdę :D Pozdrawiamy Patty i Paula.

      Usuń
  4. Notka super !!
    Wy w tym opowiadaniu też bd łączyć Naruto z Sakurą?
    Jestem ciekawa jak to zrobicie hahaha :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. po pierwsze notka ŚWIETNA ŚWIETNA ŚWIETNA brak mi słów żeby to opisać naprawdę macie talent tak jak wy to piszecie to takt nikt nie pisze i mnie zaskoczliście tym One Shot naruto i sakura się nie lubią a ich rodzice mają się pobrać już się nie mogę do czekać pozdrawiam i życzę dużo weny bardzo dużo

    OdpowiedzUsuń
  6. właśnie to jest pierwsze i podstawowe pytanie które ciśnie mi sie na usta czy ten one shot też bedzie z gatunku narusaku?? pozatym jak zawsze świetny styl pisania i fabuła weny i czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  7. Notka jest naprawdę genialna. Wciągająca, świetna fabuła :* Tak jak zapewne wszystkich ciekawi mnie, czy to będzie NaruSaku. W końcu będą rodzeństwem, przyrodnim, ale jednak :) Czekam z niecierpliwością na kolejną część one shoota, tak jak i zarówno na nowy rozdział głównego opowiadania. Pozdrawiam i życzę ogromu weny.
    Wasza wierna czytelniczka Juki.

    OdpowiedzUsuń
  8. Notka świetna ! :) Świetnie się ją czytało :) Pomysł niecodzienny ale jest :P Szkoda ze Naruto i Sakura tak się nienawidzą ale mam nadzieje ze to się zmieni :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  9. poważnie rano?? jest przed 12 a tu lipa :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybaczcie, założenie było, że wstawimy rano, ale mamy drobne komplikacje, jak dobrze pójdzie to za jakieś półgodziny rozdział powinien się pojawić :)

      Usuń
  10. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  11. Witajcie:)
    Ciekawie zapowaida sie ten one shot:) Sakura i Naruto drą koty miedzy soba ciekawe ,ciekawe;p
    Biore się za 2 cześć

    Pozdrawiam
    Ukyo

    OdpowiedzUsuń