- Oczywiście, jak sobie życzysz. - Uśmiechnąłem się i ruszyliśmy dalej. Kiedy dotarliśmy na miejsce usiedliśmy na ławce obok rzeczki. Dziewczyna opierała się plecami o moje ramię, a ja prawą rękę trzymałem na jej brzuchu. Wtuliliśmy się w siebie i trwaliśmy tak kilka dobrych minut…
W końcu postanowiłem przerwać tą ciszę, musiałem spytać o coś, co nie dawało mi spokoju.
- Sakura?
- Hm?
- Wiem, że to co teraz powiem może wydać się głupie, ale ja muszę znać odpowiedź, bo to nie daje mi spokoju. - Dziewczyna odruchowo podniosła się i spojrzała mi w oczy.
- O co chodzi? - W jej oczach widniał lekki strach.
- Czy… rozmawiałaś ostatnio z Konosuke?
- Co to za pytanie? Oczywiście, że nie. Odkąd mu przywaliłeś nie zbliżył się do mnie na krok.
- Bardzo się cieszę z tego powodu, ale wydaje mi się, że on jeszcze z tobą nie skończył. - Nagle posmutniałem, co ona od razu zauważyła.
- Ej, ja nic do niego nie czuję, kocham ciebie. - Spojrzała mi prosto w oczy i mocno się do mnie wtuliła.
- Cieszę się bardzo, ale…
- Nie ma żadnego ,,ale''. - Po chwili dziewczyna odsunęła się ode mnie, spojrzała mi w oczy i odwróciła wzrok na szczekającego nieopodal dużego białego psa. Od razu go rozpoznałem, zanim jednak przywitałem się z jego właścicielem spojrzałem na zegarek, który wskazywał dziesiątą jedenaście. Przeniosłem wzrok na idącego w naszą stronę brązowowłosego chłopaka i od razu się uśmiechnąłem.
- Hej, co tu robisz Kiba? - Uścisnąłem jego dłoń, siedziałem dalej na ławce, a Sakura zrobiła coś co mnie totalnie zszokowało. Uśmiechnęła się do posiadacza Akamaru i objęła mnie w pasie. Widząc zdziwione spojrzenie Kiby nie mogłem wytrzymać ze śmiechu.
- Wiedziałem! Wiedziałem, że coś do siebie czujecie! - Zarzucił i wskazał na nas palcem.
- Oh, nie przesadzaj, ja na przykład wiem, że zakochałeś się w Hinacie. - Wypomniała Kibie Sakura unosząc przy tym do góry śmiesznie brew i obdarzając go łobuzerskim uśmiechem. Chłopak natychmiast zrobił się czerwony i lekko zawstydzony.
- W-wcale, że nie. T-to tylko moja przyjaciółka z drużyny. - Kiba próbował się wykręcić.
- Dobra, dobra. My i tak swoje wiemy, masz szczęście, że na razie Hinata tego nie widzi, ale radziłabym ci powiedzieć, że ci się podoba. - Doradzała różowo włosa.
- O matko! Jakaś ty upierdliwa. Zleź w końcu ze mnie i zmieńmy temat. Co wy tu robicie gołąbeczki? - Uśmiechnął się i wcisnął pomiędzy nas na ławkę.
- A nie widać? Odpoczywamy od świata. - Powiedziałem oschle.
- Nie wściekaj się, bo ci żyłka pęknie i moja kochana Sakura zostanie sama, bez takiego głupkowatego chłoptasia jak ty. - Zaśmiał się. Lubiliśmy się ze sobą sprzeczać odkąd pamiętam.
- Kochanie, uważaj, bo przegniesz. - Sakura zmierzyła wzrokiem młodego Inuzukę. Moja dziewczyna bardzo się z nim zżyła, kiedy odszedłem na trzyletni trening. Zachowywali się w ten sam sposób co ja i Ino.
- Moja ślicznotko, ja tylko mówię prawdę. - Uśmiechnął się łobuzersko. - No, pójdę już, bo zmierzałem na trening z Kurenai-sensei i moją całą drużyną, kiedy was zauważyłem.
- No podnieś się w końcu. Spóźnisz się i nie spotkasz Hinatki. - Wypaliła Sakura.
- Przestań mnie nękać kobieto! Już idę, bo dostanę ochrzan, a wy dalej sobie gruchajcie. - Uśmiechnął się i już odchodził, kiedy zatrzymałem go jeszcze na chwilkę.
- Kiba! Jesteś wolny w piątek, czy masz jakąś misję?
- Jestem akurat wolny, bo co?
- Chcemy zrobić jakąś imprezkę nad jeziorem. Wiesz, taki wspólny wypad. A wiesz może, czy Hinata i Shino nie mają jakichś planów?
- Z tego co wiem… raczej nie. Powiedzieć im o pomyśle?
- Tak, będziemy mieli mniej osób do powiadomienia. Szczegóły ustalimy później.
- Dobra, to na razie! - Szedł już ze swoim psem w kierunku pól treningowych, kiedy coś jeszcze mi się przypomniało. Posłałem Sakurze ciepły uśmiech.
- Poczekaj chwilę, zaraz wrócę. - Dziewczyna skinęła głową. Rzuciłem jeden z kunai mojego ojca przed chłopakiem i użyłem Hiraishin no jutsu. Od razu zmaterializowałem się przed lekko wstrząśniętym Kibą.
- Zapomniałbym, proszę, żebyś na razie nikomu nie mówił, że spotykam się z Sakurą. Zrobisz to dla mnie i przytrzymasz buzię na kłódkę?
- Skąd ty się…
- Użyłem Hiraishin no jutsu, to technika youndaime hokage. Wracając do pytania, zrobisz to dla mnie?
- Okey. Dobrze wiem, że na razie chcielibyście to zatrzymać tylko dla siebie. Będę milczał jak grób.
- Dobrze, dziękuję. Zatem teraz pozwól, że wrócę do Sakury. - Uśmiechnąłem się i pożegnałem z przyjacielem. Wyjąłem wbity w ziemię kunai i ruszyłem z powrotem do mojej dziewczyny, tym razem piechotą, bo był to kawałek i nie musiałem nikogo gonić. Po chwili znalazłem się tuż obok niej.
- Wracamy? Jest już… - Spojrzałem na zegarek. - Dziesiąta trzydzieści siedem.
- Tak, możesz odprowadzić mnie do domu? Muszę jeszcze dziś iść do szpitala, więc z naszej randki chyba nici. - Pokręciła z dezaprobatą głową.
- Jak nie dziś, to jutro. Chyba Tsunade-baachan da ci wolne w środę? - Dziewczyna podniosła się z ławki.
- Tak w sumie to już sobie załatwiłam na jutro wolne. - Uśmiechnęła się zadziornie.
- To świetnie! Chodź, odprowadzę cię. - Złapałem ją za rękę i ruszyliśmy w stronę jej domu. Szliśmy w zupełnej ciszy, jednak to nie było wcale krępujące i dziwne, po prostu cieszyliśmy się sobą, swoim towarzystwem. Doszliśmy w końcu pod dom Sakury, przez okno zauważyliśmy, że jej mama nerwowo krząta się po kuchni, na naszych twarzach od razu zagościł uśmiech. Pani Haruno jest miłą, ciepłą i sympatyczną kobietą. Sakura spojrzała na mnie, przysunęła się i pocałowała mnie w usta, po czym przytuliła na odchodne.
- Do zobaczenia jutro i postaraj się nie przemęczać w tym szpitalu.
- Okey, do zobaczenia kochanie. - Powiedziała i zniknęła mi z pola widzenia wchodząc do swojego domu. Ruszyłem z miejsca, ale coś kazało zerknąć mi w kierunku okna kuchennego. Ujrzałem jak Sakura pocałowała mamę w policzek, uśmiechnęła się do niej promiennie i podeszła do okna. Pomachała mi, a ja puściłem jej oczko i odszedłem kierując się prosto do swojego domu. Kiedy tam dotarłem od razu poszedłem do salonu i rzuciłem się na kanapę. To była dobra chwila na rozmowę z ,,moim wnętrzem''. Zamknąłem oczy i po chwili znalazłem się w ciemnym korytarzu. Poszedłem prosto i doszedłem do ciemnego, wilgotnego pomieszczenia. Ustałem przed wielką klatką, zanim zdążyłem się odezwać wyręczył mnie demon.
- Czego tu szukasz, szczeniaku?
- Chcę z tobą spokojnie pogadać. - Odpowiedziałem miło nie zważając na jego ton głosu.
- A może ja wcale nie zamierzam gadać z tobą? Pomyślałeś o tym? - Zakpił lis.
- Proszę, to dla mnie ważne. Mógłbyś chociaż ten raz być miły. - Wiedziałem, że prawdopodobnie nic z niego nie wyciągnę, załamałem ręce i spuściłem głowę w dół. - Chciałbym dowiedzieć się tylko kilku informacji i nic poza tym, nie mógłbyś zrobić chociaż raz wyjątku? - Lis szeroko otworzył swoje wielkie oko, po czym do niego dołączyło drugie. Podniósł się z łap i usiadł.
- Nie wiem, czy chcę na cokolwiek ci odpowiadać… Nienawidzę ludzi, brzydzę się nimi. Jesteście okropni, więc czemu miałbym robić wyjątek dla ciebie? Już raz ci to powiedziałem. Nienawidzę was, bo wykorzystujecie wszystkie bijuu, nie martwicie się nimi, chcecie tylko ich mocy! - Jego głos był złowrogi, wyczułem też złość i nienawiść, on naprawdę w taki sposób postrzegał ludzi. Może w niektórych, podkreślam w niektórych przypadkach miał rację, ale przecież ja próbowałem się z nim zaprzyjaźnić. Tak czy siak muszę z niego coś wydusić.
- Nie próbuj kolejny raz przejmować nade mną kontroli, bo wtedy zrobię coś, czego mogę później żałować.
- Haha. - Lis prychnął. - Przecież wiesz, że dopóki pieczęć jest odnowiona i tak jakby świeżo nałożona nie mam na razie szans, żeby cię opętać, ale spokojnie, znam jeszcze kilka sztuczek. - Uśmiechnął się ukazując w ten sposób swoje kły.
- A właśnie, co do pieczęci, jak dobrze znałeś mojego ojca? - Próbowałem go podejść.
- Wiem tylko tyle, że to on mnie zapieczętował. Cholerny Namikaze Minato! Każdego dnia go przeklinam, zresztą nie tylko jego. Twoją matkę Kuschinę również! Gdyby tamtej nocy zdechła na miejscu po tym jak mnie z niej wyciągnięto, też byś najprawdopodobniej zginął! - Niemożliwe! Moja matka była jinchuriki tak samo jak ja! Tym sposobem, czyli podpuszczaniem Kyuubiego zdobyłem nowe informacje na temat mojej rodziny.
- Kto wyciągnął cię z mojej mamy? - Spytałem, po moim policzku popłynęła jedna samotna łza, którą natychmiast otarłem rękawem. Wyobraziłem sobie scenkę, kiedy moja mama okropnie musiała cierpieć jak wyciągnięto z niej demona.
- Uchiha Madara! Nienawidzę go po dziś dzień i przeklinam na wieki! Przeklęci Uchiha! Za dużo ci już powiedziałem, więcej nic już ze mnie nie wyciągniesz. - Prychnął i położył się z powrotem na swoich wielkich łapach. Ułożył się wygodnie i powoli zamykał swoje wielkie, czerwone ślepia. Wiedziałem, że więcej nic z niego nie wyciągnę, więc na dziś postanowiłem sobie darować. Możemy dokończyć tę rozmowę innym razem, za bardzo go zdenerwowałem. Odpłynąłem z mojego wnętrza i po chwili znalazłem się w swoim salonie na swojej starej, brzydkiej, skórzanej kanapie. Zdecydowanie muszę wymienić te wszystkie meble, które mnie otaczają, jednak najpierw muszę nazbierać więcej pieniędzy. Tak naprawdę mało mi już brakuje, jeszcze jedna bądź dwie misje i będę mógł coś kupić. Spojrzałem na zegarek, który wskazywał piętnastą. O cholera! Zasiedziałem się w tym swoim wnętrzu, zapomniałem, że tam czas leci wolniej. Postanowiłem, że kiedy spotkam erosennina na pewno spytam go o swoich rodziców, wciąż tak mało o nich wiedziałem. Przynajmniej ojca udało mi się zobaczyć na własne oczy i chwilę z nim pogadać, chciałbym też kiedyś spotkać matkę, ale to raczej niemożliwe. Wstałem z kanapy, przeczesałem dłonią swoje gęste włosy i ruszyłem w kierunku mojej sypialni. Wziąłem z niej plecak, spakowałem sprzęt ninja i ruszyłem na pole treningowe. Musiałem trochę odreagować, ale też poćwiczyć, bo jakby to powiedzieć… rozleniwiłem się. Niektóre moje techniki muszą zostać udoskonalone, a niektóre potrzebują solidnego treningu. Zszedłem na dół, otworzyłem drzwi i ruszyłem na pole treningowe. Na dworze panował lekki wiaterek, któremu towarzyszyło bezchmurne niebo. Słońce oświetlało prawie każdy zakątek wioski. Po drodze mijałem kilka sklepów i tłumy ludzi. W mojej krótkiej wędrówce towarzyszył mi tylko świergot ptaków i multum różnych głosów. Nagle znalazłem się na odosobnionej ścieżce, gdzie prawie wcale nie widać było ludzi. Minąłem kilka siatek, a raczej ogrodzeń, które zakazywały wstępu na niebezpieczne obrzeża Konohy. W końcu dotarłem na swoje ulubione pole treningowe, lubiłem je ze względu na to, że to tu po raz pierwszy stoczyliśmy walkę z naszym senseiem i po raz pierwszy staliśmy się prawdziwą drużyną siódmą. Stanąłem naprzeciw grubego słupka treningowego, rzuciłem plecak obok niego i zacząłem trening od taijutsu. Kiedy skończyłem wyżywać się na palu, a trwało to chyba z godzinę przeszedłem do moich nowych technik. Po paru godzinach w pobliżu mnie można było dostrzec kilka połamanych drzew i wielkich kraterów zrobionych po wszystkich odmianach rasengana. Wyczerpany podszedłem do plecaka i zarzuciłem go na ramię. Idąc w stronę powrotną do domu rozmyślałem jakby tu stworzyć nową technikę, przydałaby mi się jakaś. Oczywiście po drodze wstąpiłem na swoje ukochane ramen, które musiałem zjeść po tym jakże wyczerpującym treningu. Zjadłem trzy miski tego przecudownego dania. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że jestem kompletnie od tego uzależniony, ale w końcu każdy z nas ma jakieś nałogi. Przyznam się, że ja posiadam dwa. Jednym jest ramen, ale najważniejszym piękna różowo włosa dziewczyna. Kompletnie odbiło mi na jej punkcie, kiedy po cichu się w niej podkochiwałem doprowadzała mnie do szału swoją obecnością i nie mogłem się przy niej skupić, ale teraz jest sto razy gorzej, kiedy jej przy mnie nie ma nieustannie o niej myślę. W końcu dotarłem do swojego domu, otworzyłem drzwi i od razu pobiegłem na górę, musiałem szybko wziąć prysznic. Po drodze zahaczyłem jeszcze o sypialnię i wziąłem z niej ubrania na przebranie. Kiedy wyszedłem spod prysznica założyłem na siebie białą luźną koszulkę i czarne spodnie. Wyszedłem z toalety i zszedłem na dół, od razu korytarzem powędrowałem do salonu rozsiadając się na kanapie. Myślałem teraz, gdzie by tu pójść, żeby nie nudzić się samemu w domu. Spojrzałem na zegarek. Była dziewiętnasta trzydzieści trzy. Mam jeszcze trochę czasu zanim położę się spać, ale na co go przeznaczę? Rozmyślałem chwilkę i wiedziałem już gdzie się udam, pójdę do Sasuke, jeśli oczywiście zastanę go w domu. Muszę go wyciągnąć i przejść się z nim do chłopaków popytać, czy mają wolny piątek. Kibę i Shino mamy już na szczęście z głowy, zostali nam Neji, Shikamaru, Choji i Lee chociaż wątpię, żeby ten ostatni przyszedł, bo z tego co wiem trenuje z Gaiem. Wstałem z kanapy i skierowałem się prosto do drzwi, wyszedłem z domu i od razu ruszyłem do Sasuke. Na dworze powoli zaczęło się ściemniać, rodzice wołali swoje dzieciaki do domu. Mężczyźni wychodzili z barów, niektórzy ostro podpici, a inni ani trochę. Dotarłem pod dzielnicę klanu Uchiha, nie wiem dlaczego, ale zawsze przyprawiała mnie o dreszcze, kiedy miałem tam wchodzić. Może dlatego, że dokonało się tu tyle okrucieństwa? W końcu wybito tu cały klan nie licząc mojego przyjaciela. W niektórych miejscach na grubym, solidnym murze gdzie nie gdzie można było zobaczyć wyblaknięte ślady krwi. W końcu dotarłem pod dom Sasuke, ustałem na ganku i zapukałem, czekałem chwilę i nic. Zrezygnowany zapukałem jeszcze raz, tak dla pewności, znowu odpowiedziała mi głucha cisza. Odwróciłem się i zszedłem z werandy, ruszyłem w kierunku wyjścia. Kiedy byłem z dwanaście metrów dalej usłyszałem zgrzyt otwierających się drzwi. Odwróciłem się i w progu ujrzałem Ino. Uśmiechnąłem się, bo dziewczyna rozglądała się na wszystkie strony, w końcu jej wzrok powędrował w moją stronę.
- Cześć mała! Mam nadzieję, że wam nie przeszkadzam. - Powiedziałem troszkę szyderczo. Dziewczyna spojrzała na mnie ostro, ale po chwili jej wzrok złagodniał.
- Cześć głuptasku! Nie, nie przeszkadzasz, oglądaliśmy film, który się już skończył. Chcesz coś ważnego?
- W sumie to nie. - Uśmiechnąłem się. - Mogę załatwić tą sprawę sam, nie będę wam przeszkadzał.
- Mam do ciebie podejść i walnąć w ten głupi sagan? Zapamiętaj sobie, T Y prawie nigdy nie przeszkadzasz. A teraz wyjaw mi proszę swój powód tej nagłej wizyty i przybliż się trochę, bo nie będę się darła. - Zrobiłem co kazała i przeszedłem kilka kroków w jej stronę. Spojrzałem na nią badawczym wzrokiem i odezwałem się.
- Chodziło mi o to, aby Sasuke przeszedł się ze mną do chłopaków, żeby powiedzieć im o piątkowych planach, ale mogę zrobić to sam.
- Aha. Chcesz to mogę go z tobą wysłać.
- Nie, nie trzeba. Nie psujcie sobie wieczoru, pójdę sam, bo i tak nie mam co robić.
- Okey… Chwila, jak to nie masz co robić, a Sakura to pies? Możesz przecież do niej iść. - Uśmiechnęła się zadziornie. - W jej towarzystwie na pewno byś się nie nudził.
- Mieliśmy się dziś spotkać, ale nasze plany legły w gruzach. Musiała iść do szpitala, za to jutro wzięła wolne.
- Ahh ta Tsunade. Mogłaby dać jej więcej wolnego, przecież ona zasuwa jak mały samochodzik! Dobrze, że mnie aż tak często nie bierze do szpitala. - Zmarszczyłem brwi i chciałem coś powiedzieć, ale mi nie dała. - No wiesz, przecież nie znam się aż tak bardzo na medycznym ninjutsu jak Sakurcia. - Teatralnie machnęła ręką i uśmiechnęła się łobuzersko.
- No tak, zapomniałem. - Wiedziałem, że wciska tę bajeczkę Tsunade-baachan, bo Ino całkiem dobrze radziła sobie z tego typu technikami. W sumie i tak miała już dużo do roboty, prawie całymi dniami stała za kasą w kwiaciarni, jej rodzice są troszkę surowi jeśli chodzi o przestrzeganie obowiązków. - Gadałyście z dziewczynami tak jak ustaliliśmy?
- Nie, jeszcze nie.
- Zróbcie to jak najszybciej, najlepiej by było gdybyście pytały konkretnie o piątek, ten dzień najbardziej pasuje na odpoczynek, bo wtedy można by było sobie przenocować nad jeziorem pod namiotami.
- No okey. To co, nie wołać do ciebie Sasuke?
- Nie, poradzę sobie. - Odwróciłem się plecami do dziewczyny i zszedłem z ganku.
- Zapomniałem ci powiedzieć, Hinatę macie z głowy. Spotkaliśmy dziś Kibę i on miał jej przekazać, że planujemy wspólny wypad.
- Spoko. Na razie przystojniaczku.
- Do zobaczenia mała. - Posłałem jej szeroki uśmiech i poszedłem w stronę wyjścia z dzielnicy Uchiha. Nie za bardzo lubiłem kiedy nazywała mnie ,,przystojniaczkiem'', ale cóż mogłem zrobić? Wcale mnie nie słuchała. Wyszedłem na główną drogę i w pierwsze miejsce, do którego się udałem to dom państwa Hyuuga. Dotarłem na miejsce i od razu zapukałem do drzwi. Kiedy ojciec Nejiego zginął, chłopak przeprowadził się do wuja. Po chwili drzwi otworzyła mi granatowo włosa.
- Cześć Hinata, czy zastałem Nejiego? - Dziewczyna lekko się zaczerwieniła.
- T-tak zawołać go?
- Jeśli to nie problem to poproszę. - Uśmiechnąłem się. - Aha, zapomniałem. Kiba wspomniał ci o imprezie?
- Tak, mam wolne w piątek, więc nie mam nic przeciwko.
- To super. - Dziewczyna odeszła od drzwi i zapewne poszła zawołać Nejiego. Odkąd wróciłem do wioski Hinata stała się bardziej śmielsza i nie jąkała się aż tak w moim towarzystwie, chociaż nadal wyglądała jakby miała lekką gorączkę. Moje rozmyślania przerwał stukot butów, po chwili w drzwiach pojawił się brunet.
- Cześć. - Odezwałem się pierwszy. - Sorki za tak późną porę, ale chcę cię o czymś zawiadomić.
- Spoko, o co chodzi? - Neji wyszedł do mnie zamykając drzwi.
- W piątek wybieramy się nad jezioro i zbieramy osoby. Chciałbyś się przyłączyć, czy masz coś do roboty?
- Z chęcią oderwę się od misji i tych wszystkich zadań, ostatnio nie mamy chwili wolnego czasu dla siebie tylko ciągle coś nam wypada.
- To świetnie! Szczegóły ustalimy później. - Uśmiechnąłem się zaczepnie. - Musimy szczerze pogadać na tej małej imprezie.
- Chyba domyślam się o co ci chodzi. - Był bardzo opanowany. - Niech zgadnę, powiedział ci Lee?
- Nie, nie zdążył mi powiedzieć, że zaręczyłeś się z Ten Ten, ale wie to chyba już cała wioska.
- Ja go chyba kiedyś zabiję! Ja się nawet jeszcze jej nie oświadczyłem! Co za debil, mam to w planach, ale jeszcze nie teraz. - Okropnie zachciało mi się śmiać, ale postanowiłem dalej zachowywać ,,pokerową twarz''.
- W takim razie nie chciałbym znaleźć się w jego skórze, no i powodzenia w oświadczynach. To nie jest łatwe w szczególności, kiedy ma się osiemnaście lat. - Uśmiechnąłem się.
- No, też fakt, ale nie zamierzam od razu się ożenić.
- Okey, ja już spadam, pogadamy w piątek. Na razie! - Pożegnałem się i ruszyłem dalej do Shikamaru, bo do niego miałem najbliżej. Podszedłem do drzwi i zapukałem, nie od razu, ale po chwili w ich progu ukazał się sam zainteresowany.
- Siema! - Krzyknąłem. - Mam pytanie. Co robisz w piątek, jesteś zajęty, czy nie? - Nie dałem dojść mu do słowa, stał lekko zszokowany.
- Po pierwsze, cześć. Po drugie, nie mam planów na piątek i po trzecie, po co ci to wiedzieć?
- Robimy imprezę nad jeziorem, dołączysz się?
- Raczej przyjdę, żeby mnie nie znaleźli i nie dali kolejnej nudnej misji. Jeny, jakie to wszystko jest upierdliwe. - Zaśmiałem się.
- Tak, masz rację. Ostatnio nikt z nas nie ma chwili dla siebie.
- To jest dobijające.
- Dobra, lecę już. Szczegóły ustalimy potem. - Pożegnałem się i poszedłem do Chojiego, jego też zastałem w domu, niestety nie będzie mógł przyjść, bo wyrusza na dwudniowy trening z ojcem. Szedłem teraz obok pól treningowych i z jednego z nich dochodziły do mnie różne głosy. Podszedłem bliżej i zobaczyłem brewkę, który wyżywał się na biednym drzewie. Obok niego stał Gai-sensei, mówiąc do niego coś o młodzieńczej młodości, jeeny ile razy można o tym gadać? Po chwili przyłożyłem ręce do ust i krzyknąłem.
- Lee chodź tu na chwilę! Mam sprawę!
- Naruto?! Co ty tutaj robisz? - Chłopak spojrzał w moją stronę i szybko do mnie przytruchtał. Kiedy ustał naprzeciw mnie dalej truchtał, ale w miejscu.
- Masz jakieś plany na piątek? - Spytałem prosto z mostu, byłem troszkę wyczerpany po dzisiejszym dniu.
- Tak, ćwiczę z Gaiem-sensei, a co? - Spytał z ciekawością.
- Idziemy w piątek nad jezioro.
- Przykro mi, nie mogę, chciałbym iść, ale trening jest dla mnie najważniejszy. Może innym razem.
- Spoko.
- A teraz przepraszam, ale wrócę do ćwiczenia Taijutsu. Do zobaczenia Naruto. - Pożegnał się ze mną i ruszył do swojego mistrza. Gai-sensei spojrzał w moją stronę i puścił mi oczko wyszczerzając przy tym zęby. O rany, co z niego za gość. Posłałem mu uśmiech i ruszyłem do swojego domu. Po chwili znalazłem się na miejscu. Zamknąłem drzwi, walnąłem klucze na komodę i poszedłem do salonu. Spojrzałem na zegarek, super jest już po dwudziestej drugiej. Całkiem sporo czasu mi to wszystko zajęło. Ruszyłem prosto na górę, wszedłem do sypialni, wziąłem swoją piżamę i powędrowałem do toalety. Kiedy wziąłem orzeźwiający prysznic umyłem zęby, ubrałem się w krótkie spodenki i poszedłem prosto do łóżka. Zanim zasnąłem pomyślałem jeszcze o Sakurze, interesowało mnie co teraz robi. Czy jest w domu, czy może jeszcze w szpitalu. Ze zmęczenia szybko zasnąłem…
******
Ohayo! Witajcie Kochani! Mamy nadzieję, że notka się spodobała i musimy Wam powiedzieć, że w przyszłym tygodniu nie ukaże się żaden rozdział, bo na tydzień wyjeżdżamy. Chciałybyśmy też przeprosić, że w środę nie ukazała się notka, bo nie miałyśmy czasu jej wstawić. Mamy też małą niespodziankę, pod rozdziałem wstawiamy one-shoota, który został zaczerpnięty z pomysłu użytkownika MaX. Dziękujemy za pomysł i życzymy miłego czytania, mamy nadzieję, że przypadnie Wam do gustu Pozdrawiamy Patty i Paula :D
***
One-shoot
Minął
jeden i pół dnia odkąd Tsunade-baachan wysłała nas na tę misję.
Wyruszyliśmy, aby znowu się z NIM spotkać i przekonać, żeby
wrócił do wioski. Na dworze panuje okropna spiekota, chociaż jest
już piąta po południu. Rozbijamy właśnie obóz, bo każdy z nas
jest już okropnie wyczerpany. W naszym składzie znajduje się
Kakashi-sensei, Yamato-senchō, Sakura Haruno, Ino Yamanaka, Sai no i
oczywiście ja, czyli Uzumaki Naruto. Wszyscy wokół mnie, łącznie
ze mną rozłożyli swoje dotychczasowe posłania. Spojrzałem w
stronę różowo włosej dziewczyny, stała obok blondynki,
rozmawiały o czymś bardzo cicho, ale przy tym nawet się
uśmiechały. To dziwne, obie kochały Sasuke na zabój i mimo, że
sprawia im tyle bólu nadal potrafią się tak szczerze uśmiechać.
Tym razem nie zawiodę Sakury, stanę na głowie, a ściągnę Sasuke
z powrotem do Konohy. Kiedyś złożyłem jej obietnicę swojego
życia i tym razem ją wypełnię, choćbym miał przy tym oddać
swoje nędzne życie. Przecież i tak nikogo nie obchodzę, więc
nawet nie będą po mnie płakać jeśli zginę. Stałem wyprostowany
i zapomniałem, że nadal spoglądam na dziewczyny. Sakura spojrzała
na mnie szmaragdowymi oczyma i uśmiechnęła się przyjacielsko, a
mnie od razu zrobiło się gorąco w środku. Po chwili ogarnąłem
się i posłałem jej swój najlepszy firmowy uśmieszek. Kochałem
ją od zawsze, odkąd pamiętam. Dziewczyna nie zdawała sobie sprawy
z tego, że darzę ją takim szczerym i silnym uczuciem. Kiedy zawsze
mnie odrzucała bardzo mnie tym raniła. Nawet teraz cierpię z tego
powodu, że zapatrzona jest tylko w mojego odwiecznego rywala, a mnie
kompletnie nie zauważa. Uczyliśmy się wszyscy razem w akademii, a
później zostaliśmy przydzieleni do tej samej drużyny, w której
również znalazł się nasz poszukiwany, Uchiha Sasuke. To właśnie
jego szukamy. Spojrzałem w kierunku naszego mistrza, syna Białego
Kła Konohy, który znany jest też z miana Kopiujący Ninja Kakashi.
Mężczyzna rozmawiał i ustalał strategię z Yamato-senchō,
którego przydzielili do naszej drużyny, bo jako jedyny potrafi
ujarzmić bestię, która drzemie w moim wnętrzu. W wyniku
eksperymentów otrzymał komórki pierwszego hokage, który panował
nad bijuu. Rzuciłem worek po śpiworze na ziemię i ruszyłem w
kierunku wspomnianych panów. Podszedłem i stanąłem około trzy
metry od nich.
-
Kakashi-sensei, przepraszam, że przeszkadzam, ale, czy wymyśliliście
już jakiś plan działania? - Spytałem po chwili patrząc prosto w
oczy mojemu rozmówcy.
-
Jak widzisz jeszcze nad tym pracujemy. - Uśmiechnął się i pokazał
na notes, w którym było wszystko rozrysowane, strategia i tak
dalej. - Spokojnie Naruto, tym razem ściągniemy go do wioski. -
Zrobił krok w moją stronę i położył dłoń na moim ramieniu
jako znak wsparcia. Sam przeżywał to, że nasza drużyna rozpadła
się w drobny mak.
-
Jak coś ustalicie to byłbym szczęśliwy gdybyście mi o tym
powiedzieli. - Uśmiechnąłem się niemrawo.
-
Nie ma sprawy. Odpocznij, bo jutro czeka nas spotkanie z Sasuke.
-
Dobrze, dziękuję Kakashi-sensei. - Mój mistrz zabrał rękę, a ja
wróciłem na swoje stanowisko, niedaleko mnie rozłożył się Sai,
który właśnie teraz do mnie zagadnął.
-
Hej Naruto. Wiem, że ten cały Sasuke jest dla ciebie bardzo ważny.
Pamiętaj jednak, że nie jesteś sam i w każdej chwili możemy ci
pomóc, tym razem nam nie zwieje. - Uśmiechnął się. Nie była to
dla niego łatwa sytuacja. Kiedyś był w korzeniu i musiał zabić
Sasuke, jednak w ostatniej chwili zmienił zdanie i gotów był mi
pomóc, bardzo to doceniałem, chociaż często mnie wkurzał.
-
Okey, dzięki. - Odwróciłem się do niego plecami i położyłem
się na śpiwór. Zamknąłem oczy i totalnie wyłączyłem umysł.
Niespodziewanie znalazłem się w ciemnym i mokrym pomieszczeniu.
Zamrugałem, aby wyostrzyć wzrok i przed moimi oczami pojawiła się
ogromna klatka.
-
Po co mnie wezwałeś? Przecież wiesz, że od czasu, kiedy prawie
przejąłeś nade mną całkowitą kontrolę starannie cię unikałem.
Nie chcę twojej mocy, która może skrzywdzić bliskie mi osoby. -
Lis wyszczerzył kły i odezwał się prawie miłym tonem głosu.
-
Spokojnie młody, mam do ciebie sprawę. Przemyśl ją, odpowiedź
możesz dać mi do jutra, nie później. Najlepiej przed spotkaniem z
tym aroganckim, bezczelnym Uchihą.
-
Okey, tym razem cię wysłucham, o co chodzi? - Spytałem wyraźnie
zainteresowany.
-
Co byś powiedział na chwilowe zawieszenie broni? Nie wiem dlaczego,
ale chcę ci pomóc. Może robię to ze względu na to, że dawno
temu członek tego przeklętego klanu zmanipulował mną i przejął
nade mną kontrolę. Może chcę się chociaż odrobinę zemścić?
Sam nie wiem, po prostu mam chęć pomóc ci z tym szczeniakiem.
Tylko zapamiętaj jedno, nie chcę stać się twoim przyjacielem, to
się nigdy nie stanie. Jak wspomniałem wcześniej już kilka razy,
nienawidzę ludzi.
- Kyuubi warknął i spojrzał na mnie czerwonymi oczami, a mnie
totalnie wbiło w ziemię. Nie miałem pojęcia o co mu chodzi i co w
tej sytuacji mam mu powiedzieć. Zatem uśmiechnąłem się i
wyplułem z siebie słowa, które cisnęły mi się na język.
-
To ciekawe, bardzo ciekawe. Kyuubi, już kiedyś ci to mówiłem, ale
z chęcią się powtórzę. Nie wszyscy są złymi ludźmi, którzy
czyhają tylko na moc ze strony biju. Kiedy ty w końcu to pojmiesz?
Chciałem i nadal bym chciał się z tobą zaprzyjaźnić, ale to nie
zależy tylko i wyłączne ode mnie, jeśli byłoby inaczej już
dawno byłbyś moim przyjacielem. - Uśmiechnąłem się do niego
przyjaźnie. Nic nie odpowiedział, więc go wyręczyłem. - Dziękuję
za propozycję, na pewno ją przemyślę. - Zanim wróciłem myślami
do świata, który mnie otaczał usłyszałem jeszcze jakieś pomruki
Kyuubiego. Powoli otworzyłem oczy i lekko się przestraszyłem, ale
nie dałem po sobie tego poznać, otóż nade mną stała
zdenerwowana Ino.
-
Do cholery jasnej! Ile razy mam cię wołać? Byłeś jakiś
nieobecny, jakby wcale nie było cię w tym ciele, co się dzieje? -
Podniosłem się i usiadłem, poklepałem wolne miejsce obok siebie i
blondynka natychmiast na nim usiadła. Odkąd wróciłem do wioski po
treningu mamy świetne relacje między sobą.
-
A jak myślisz, gdzie mógłbym być? - Dziewczyna otworzyła usta,
ale szybko je zamknęła. Pomyślała chwilę, otworzyła szeroko
oczy i zdziwiona powiedziała.
-
Jasna dupa! Nie możliwe, byłeś u niego?! Przecież nie chciałeś
z nim rozmawiać, póki trochę nie ochłoniesz po tym jak wyrwał
się ze smyczy w walce z Painem.
-
Tak, masz rację. Tyle, że to nie ja do niego poszedłem, to Kyuubi
mnie wezwał. - Oczy dziewczyny rozszerzyły się jeszcze bardziej.
-
Czego chciał?
-
Złożył mi ciekawą propozycję. Mam się nad nią zastanowić do
jutra.
-
Mów i to szybko.
-
Chce mi pomóc w schwytaniu Sasuke.
-
O cholera! Nie wiem, czy możesz mu ufać, ja na twoim miejscu bym
tego nie robiła. Wiem, że każda pomoc się przyda, ale on i ty
razem? Jakoś tego nie widzę.
-
Wiem, na razie nie mogę mu w pełni zaufać, ale uwierz, tym razem
mówił naprawdę szczerze, a trochę go znam i wiem, kiedy kłamie.
- Odetchnąłem i wznowiłem wypowiedź. - A poza tym, Sasuke ma
sharingana i przeklętą pieczęć Orochimaru, bez nich nie byłby
taki silny. Ja natomiast nie posiadam żadnych takich, że tak powiem
,,dopalaczy’’. Jedynym, który znam jest Kyuubi. - Potarłem
czoło ręką i zmierzwiłem trochę swoje włosy. Byłem tym
wszystkim wykończony.
-
Masz trochę racji. Chodź, powiemy o tym Kakashiemu i Yamato. -
Dziewczyna próbowała wstać, ale szybko złapałem ją za rękę i
wyszeptałem do ucha.
-
Ino proszę cię, na razie nic nikomu nie mów. Sam powiem, kiedy
będę gotowy. Może wcale nie przyjmę tej propozycji i nie będzie
potrzeby nikomu robić kolejnych zmartwień. - Blondynka spojrzała
na mnie czułym wzrokiem, tak naprawdę to chyba tylko ona się o
mnie troszczyła. Od powrotu z treningu schrzaniłem trochę relacje
z Sakurą, przynajmniej od jakichś dwóch tygodni zaczęła się do
mnie odzywać i normalnie rozmawiać. Na jakiejś imprezie trochę
się podpiłem i ją pocałowałem. Później wykręcałem się tym,
że niby byłem pijany i nic nie pamiętam, ale to nie prawda.
-
No dobrze, tym razem zrobimy to po twojemu. - Usłyszałem nagle głos
Ino.
-
Dziękuję. - Powiedziałem, dziewczyna obdarzyła mnie uśmiechem,
wstała i poszła do Sakury, która grzebała w plecaku. Spojrzałem
na zegarek, który wskazywał godzinę dwudziestą pięćdziesiąt
dziewięć. Nie miałem pojęcia, że już tak późno. Wstałem i
podszedłem do szaro włosego, który stał sam obok drzewa,
przeglądał jakieś papiery.
-
Kakashi-sensei, obudź mnie za jakieś trzy godziny to wezmę wartę.
- Podniósł na mnie wzrok.
-
Już ustaliłem warty, ale cieszy mnie, że zgłosiłeś się na
ochotnika. Będziesz po Saiu, czyli za jakieś cztery godziny.
Tymczasem idź się wyspać. - Posłuchałem swojego mentora i
grzecznie wróciłem na swoje miejsce. Przyznam się szczerze, że
byłem wykończony, wszystko mnie bolało. Położyłem się i od
razu pogrążyłem się w głębokim śnie. Miałem okropny koszmar,
toteż dlatego obudziłem się wcześniej niż miałem. Śniło mi
się, że ponownie złamałem swoją obietnicę i nie sprowadziłem
do wioski Sasuke, w związku z tym Sakura przestała się do mnie
odzywać i znalazła sobie jakiegoś chłopaka. Przetarłem dłonią
twarz i powoli usiadłem. Oparłem prawą rękę na kolanie i
położyłem na dłoni głowę. Spojrzałem w kierunku różowo
włosej, spała i uśmiechała się przez sen. Zapewne śnił jej się
Sasuke. Prychnąłem cicho i podniosłem się, stanąłem i lekko się
przeciągnąłem. Pogrzebałem w plecaku i zarzuciłem na siebie
czarną koszulkę. Podszedłem kilka metrów do najwyższego drzewa,
które znajdowało się wokół terenu, na którym rozbiliśmy
tymczasowy obóz. Spojrzałem w górę i natrafiłem wzrokiem na
czarno włosego chłopaka, siedział na dość grubej gałęzi
plecami opierając się o pień drzewa. Przyłożyłem dłonie do ust
i krzyknąłem do niego szeptem.
-
Sai! - Chłopak nawet nie drgnął, powtórzyłem więc czynność,
ale troszkę głośniej.
-
Sai! - Tym razem chłopak lekko drgnął, a potem rozejrzał się na
wszystkie strony aż w końcu domyślił się spojrzeć w dół.
-
Naruto? Co ty tu robisz? Jeszcze nie skończyła się moja warta.
-
Tak wiem, przyszedłem cię zmienić, bo i tak nie mogę spać, a
twoja warta kończy się za godzinę, więc nie tak późno. Zresztą
po co masz tu siedzieć skoro mnie się nie chce spać?
-
No nie wiem. Na pewno chcesz mnie już zmienić?
-
Tak.
-
No dobrze. - Chłopak zwinnym ruchem zeskoczył na ziemię. - Dzięki,
tak naprawdę to już zasypiałem na tych gałęziach. - Uśmiechnął
się sennie.
-
Nie ma za co. Leć już i odpoczywaj. - Westchnąłem i dodałem
cicho. - Jutro wielki dzień.
-
Huh? Mówiłeś coś? - Sai zatrzymał się w połowie drogi.
-
Nie. Idź spać. - Ponaglałem go i sam wdrapałem się na drzewo.
Nie było to trudne. Po chwili siedziałem już na gałęzi.
Obserwowałem niebo, lubiłem to robić. Nie wiem dlaczego, ale
zawsze, gdy patrzyłem na te wszystkie gwiazdy i księżyc odprężałem
się i zapominałem o wszystkich problemach. Siedziałem tak już
dobre pięć godzin, spojrzałem na zegarek. Była już piąta
pięćdziesiąt osiem. Oho, za dwie minuty wszyscy zaczną się
budzić. Nie wierzę, że po tak długim czasie znowu spotkam się z
dawnym przyjacielem, mam jednak nadzieję, że tym razem pójdzie po
rozum do głowy i razem z nami wróci do wioski.
-
Naruto! Złaź i chodź jeść śniadanie, bo za niecałe dwadzieścia
minut się zbieramy! - Chciałem zerwać się na równe nogi, ale
zapomniałem, że pod sobą nie mam gruntu i spadłem z drzewa. Na
szczęście nie było wysoko i wylądowałem na plecach.
-
Ino! Mogłabyś mnie jakoś zawiadamiać, że się zbliżasz, a nie
krzyczysz. Myślałem, że coś się stało. Rany, nie mogłaś
zaszeleścić jakimś liściem, albo zgnieść gałązkę? - Potarłem
obolałe plecy.
-
Ojejku, przepraszam. Następnym razem tak zrobię. - Dziewczyna
podała mi dłoń i dzięki jej pomocy wstałem z zimnej ziemi. -
Rozmawiałeś z lisem? - Wypaliła prosto z mostu.
-
Tak, nie przyjmę jego oferty, może innym razem. Teraz chcę stoczyć
z Sasuke walkę sam na sam bez żadnej pomocy.
-
Dobrze, wiedziałam, że powiesz nie i trochę mnie to uspokaja, a
teraz chodź, bo śniadanie stygnie. - Po chwili ruszyłem za
blondynką. Dotarliśmy do naszej całej ekipy i się z nimi
przywitałem. Usiadłem na swoim posłaniu z miską jakiejś zupy,
którą do rąk wetknął mi Yamato-senchō. Po skończonym posiłku
spakowaliśmy się i ruszyliśmy w dalszą drogę. Minęło pięć
godzin odkąd ruszyliśmy z powrotem pościgiem za Sasuke. Nagle coś
wyczułem, stanąłem na gałęzi, zamknąłem oczy i skoncentrowałem
się. Znalazłem czterech ludzi, nie, przepraszam czterech shinobi.
Jednym z nich na pewno był Sasuke, jego chakra była mroczna i
wielka. Otworzyłem oczy i od razu napotkałem wzrok swoich
przyjaciół. Wreszcie ciszę przerwał Kakashi-sensei.
-
Co jest?
-
Wyczułem Sasuke i jego kumpli. Są na północy od nas, jakieś
siedem minut stąd.
-
Stoją czy biegną? - Znowu pytanie zadał mój sensei.
-
Stoją.
-
Dobra drużyno, ruszamy! - Wszyscy posłuchaliśmy naszego kapitana,
który w trakcie drogi powiedział nam jego strategię, już od dawna
wiemy, że nasz poszukiwany nie chodzi sam. U jego boku kręcą się;
Karin, Suigetsu i Jugo.
-
Więc robimy tak jak ustaliłem, Naruto poradzisz sobie sam z Sasuke?
Ja z Yamato musimy zająć się Jugo, on wcale nie jest taki słaby
od niego pochodzi przeklęta pieczęć. Sai zajmie się Suigetsu, a
dziewczyny Karin. Ponowię więc pytanie, w razie czego poradzisz
sobie z Sasuke? - Przełknąłem ślinę i w końcu zdołałem
odzyskać język w gębie.
-
Tak, tym razem dam z siebie wszystko.
-
To dobrze, przygotujcie się, będziemy na miejscu za około cztery
minuty. - Wziąłem parę głębszych wdechów i przetarłem dłonią
twarz. Musiałem troszkę się uspokoić, bo miałem w środku takie
głupie uczucie, nad którym nie mogłem zapanować. Spojrzałem na
wprost siebie, mijaliśmy ostatnie drzewa. Zeskoczyliśmy na ziemię
i biegliśmy bardzo szybko. Znaleźliśmy się na brzydkiej polanie,
która była górzysta, a w dole płynęła jakaś szeroka rzeczka.
Przyjrzałem się lepiej i napotkałem spojrzenie Sasuke, stał na
rozwalonym kawałku komina. Objąłem wzrokiem cały teren, wszystko
było zniszczone, widocznie ktoś już stoczył tu walkę. Mój stary
przyjaciel uśmiechnął się do mnie chytrze. Obok niego stali jego
towarzysze. Po chwili wszyscy ustaliśmy naprzeciw niego.
-
No proszę, w końcu mnie wyśledziliście? Oh Naruto,
przyprowadziłeś tylu kolegów, bo sam nie dasz mi rady? -
Obrzuciłem go kpiącym uśmieszkiem.
-
Mylisz się. Sam dam sobie radę cię pokonać, ale przecież ty już
to wiesz Sasuke. Powiedziałem ci o tym już dawno temu, wiesz, że
kiedy ja umrę ty także podążysz za mną. - Usłyszałem zdławiony
dźwięk za moimi plecami, spojrzałem kątem oka, to była Sakura.
-
Nie spieszy mi się jeszcze na tamten świat, ale tobie tak.
-
Przybyliśmy negocjować. Poddaj się i wróć do Konohy,
Tsunade-sama postara się dać ci najlżejszą karę jaką mógłbyś
dostać za taki występek. - Zanim zdążyłem mu coś odpowiedzieć
na poprzednie zdanie nasz sensei przejął inicjatywę i do niego
zagadał.
-
Kakashi, nie zamierzam wrócić do wioski, już dawno zerwałem z nią
więzi, które mnie ciążyły.
-
W takim razie pójdziesz z nami siłą. - Głos ponownie zabrał
szaro włosy mężczyzna.
-
Chyba nie obędzie się bez walki, ale i tak przegracie. Możecie się
jeszcze wycofać, będę tak dobroduszny i dam wam jeszcze wybór. -
Na nic nie czekając rzuciłem się na niego ze swoimi ostrzami
chakry. Kiedy Sarutobi Asuma zginął na misji przemyślałem jego
propozycję i zacząłem ich używać, co całkiem nieźle mi
wychodzi. Sasuke widząc, że na niego nacieram wyjął swoją
katanę. Kiedy nasze ostrza zderzyły się ze sobą obaj
odskoczyliśmy od siebie na kilka metrów. Kruczowłosy uśmiechnął
się złośliwie.
-
Więc jednak wybieracie walkę. Karin, Suigetsu, Jugo zajmijcie się
resztą. Ja rozprawię się ze swoim byłym przyjacielem. - Jego
towarzysze skinęli głowami i zaczęli napierać na moją drużynę
rozbijając ją na kilka małych grupek. Wszyscy pozostali znaleźli
się na jakimś wzniesieniu, a ja z Sasuke zostaliśmy na środku
rzeczki.
-
Zupełnie tak jak kiedyś. - Powiedziałem.
-
Tak, masz rację, zupełnie jak w Dolinie Końca. Teraz jednak
postaram się, żebyś zginął naprawdę! - Kruczowłosy natarł na
mnie swoją kataną, a ja sprawnie odparowałem atak. Chłopak
odskoczył w tył i wykonał jakieś jutsu. Po chwili jego katana
zajaśniała błyskawicą, nie czekając aż zrobi ruch w moją
stronę uaktywniłem swoje ostrza chakry i szybko na niego natarłem.
Tym razem udało mi się go zranić, otóż jego ostrze złamało
się, a ja wykorzystałem tę okazję i z całej siły kopnąłem go
w brzuch. Chłopak odleciał parę metrów, przykucnął i wypluł
strużkę krwi z ust.
-
Dobrze, tak chcesz się bawić? W takim razie muszę z tobą walczyć
na poważnie. - Uśmiechnął się i włączył sharingana.
Wykorzystałem okazję i w trakcie jego nieuwagi zbierałem naturalną
energię, po chwili byłem w trybie sage. Podbiegł do mnie i zaczął
ze mną walczyć taijutsu, chwila mojej nieuwagi i wylądowałem pod
wodą, kruczowłosy kopnął mnie w twarz tak, że zatoczyłem się,
a kiedy straciłem równowagę zakończył swój cios kopniakiem w
brzuch wbijając mnie w wodę. Wziąłem się w garść i nie
zwracając uwagi na cholerny ból wynurzyłem się z wody, stworzyłem
kilka klonów, które zaczęły atakować chłopaka po kolei
wyskakując jak pociski z wody. Niestety, po krótkiej chwili nie
było już żadnego mojego klona, bo Sasuke załatwił wszystkich
swoim przeklętym chidori. Ponownie natarłem na niego ze swoimi
ostrzami chakry, chłopak bronił się kunaiem, jednak jego sharingan
nie nadążał za moimi ruchami. Zraniłem go w policzek, a później
w rękę i to dość głęboko. Moja naturalna energia poszła sobie
na spacer i akurat w tym momencie kruczowłosy przejechał kunaiem po
mojej klatce piersiowej, jęknąłem z bólu. Odgryzłem się i
rozciąłem jego lewy bark. Walczyliśmy teraz bardzo zaciekle
odparowując swoje ataki. W końcu cali poobdzierani odskoczyliśmy
od siebie, nasze ubrania wyglądały jak po przejściu jakiegoś
huraganu. Spojrzeliśmy sobie prosto w oczy i w ręce zacząłem
tworzyć rasengana, na co chłopak odpowiedział tworząc chidori.
Nie zastanawiając się ruszyliśmy na siebie równocześnie
krzycząc, byliśmy już bardzo blisko siebie, przypomniało mi się,
że zrobiliśmy dokładnie to samo w Dolinie końca i mimowolnie się
uśmiechnąłem. W końcu zderzyliśmy się naszymi najsilniejszymi
technikami, wokół nas rozrosła się gigantyczna czarna bańka,
poczułem ogromny ból klatki piersiowej i całego ciała, nawet nie
miałem ochoty spojrzeć w dół. Zerknąłem na Sasuke, jego ciało
było totalnie wyniszczone. Z prawie każdego miejsca na jego ciele
sączyła się szkarłatna ciecz. Spojrzał na mnie i uśmiechnął
się krzywo.
-
Ty też nie wyglądasz najlepiej.
-
Mówiłem, że jak zginiemy to tylko razem Sasuke. - Wyjąkałem nie
patrząc na przeszywający ból, który ogarnął całe moje ciało.
Chłopak uśmiechnął się i zamknął oczy, ruszyłem jego ręką,
ale nie odpowiedział. Po policzku stoczyła mi się jedna samotna
łza. Próbowałem utrzymać świadomość, ale mi nie wyszło.
Powoli moje powieki stawały się coraz cięższe aż w końcu
zamroczyło mnie i zapadłem w wieczną śpiączkę.
Oczami
Sakury;
Razem
z Ino zaczęłyśmy wiązać sznurem pokonaną Karin, kiedy
usłyszałyśmy głośny trzask i naszym oczom ukazała się
gigantyczna czarna kula. W pobliżu nie widziałam ani Sasuke ani
Naruto. Spojrzałam na swoją przyjaciółkę, po jej policzku
spływały słone łzy.
-
Oni są tam uwięzieni, prawda? - Spytała nagle łamiącym się
głosem, nie mogłam wydobyć z siebie słowa, więc skinęłam
głową. Nie zauważyłam, że po moich policzkach też spływają
łzy, wiedziałam, że prawdopodobnie żaden z nich nie przeżyje,
chociaż miałam nadzieję. Rozejrzałam się na wszystkie strony,
nasi towarzysze rozprawili się już z nieprzyjaciółmi, których
związali grubymi linami. Wszyscy patrzyli na czarną kulę naprzeciw
nas. Kakashi-sensei wyglądał najgorzej z nich wszystkich, miał
poobdzieraną odzież, a z jego lewej ręki sączyła się krew. Moją
uwagę przykuła czarna kula, która wydała przeraźliwy pisk,
powiększyła się, rozjaśniła tak, że nie było nic widać i
zniknęła. Zobaczyłam jak mój blond włosy przyjaciel z ogromną
szybkością spada na dół, nie mogłam nic zrobić, ale starałam
się jak najszybciej do niego dotrzeć. Kątem oka zauważyłam, że
Ino leci w przeciwną stronę, prawdopodobnie pobiegła do Sasuke.
Znalazłam się przy Naruto i aż zatkałam usta swoją dłonią.
Wyglądał okropnie, jego ubranie przerwało się wzdłuż
odsłaniając tym samym umięśnioną klatkę piersiową i brzuch
chłopaka. Na jego od zawsze nieskazitelnym ciele pojawiły się dwie
grube, szerokie i głębokie krechy. Natychmiast znalazłam się za
głową blondyna i wzięłam ją na swoje kolana. Spojrzałam na jego
twarz, oczy mojego przyjaciela powoli się otworzyły, spojrzał na
mnie i krzywo się uśmiechnął.
-
Nie martw się j-jest d-dobrze. - Wyszeptał. - Dz-dziękuję ci za
t-twoją przyjaźń. - Natychmiast zaczęłam go leczyć, ale rany
nie chciały się zamknąć i za chwilę stało się coś czego
naprawdę się bałam. Naruto splunął krwią, która wyciekła mu z
ust, próbował podnieść rękę, ale ta za chwilę opadła
bezwładnie na ziemię. Spojrzałam na twarz Naruto, jego piękne
oczy były zamknięte. Po moich policzkach popłynął potok łez.
Usłyszałam jak Kakashi-sensei staje po mojej lewej stronie, wydał
zdławiony dźwięk i odwrócił głowę, aby nie patrzeć na
blondyna. O twarz Naruto zaczęły rozbijać się moje łzy.
Zamknęłam oczy i dałam ponieść się rozpaczy po stracie bardzo
bliskiej mi osoby. Po jakichś pięciu minutach coś ciepłego
dotknęło mojej twarzy, natychmiast otworzyłam oczy i ujrzałam
rękę blondyna, chłopak lekko się uśmiechnął, a ja niewiele
myśląc rzuciłam mu się na jego tors i dałam ponieść się
emocjom. Łkałam z radości, że jednak go nie straciłam.
-
S-sakurcia, nie miałbym nic przeciwko przytulaniu, ale okropnie boli
mnie całe ciało. - Powiedział lekko słyszalnym głosem. Odruchowo
odsunęłam się od przyjaciela.
-
P-przepraszam. - Powiedziałam między łkaniem. Chłopak powoli
zaczął podnosić się do pozycji siedzącej. Kakashi-sensei z
szerokim uśmiechem i widocznym zaskoczeniem pomógł Naruto podnieść
się na nogi.
-
Sakura, nie dam rady go utrzymać, mam pogruchotaną rękę, mogłabyś
go przytrzymywać? - Zwrócił się do mnie szaro włosy mężczyzna,
ja tylko skinęłam głową i zaraz chłopak zawiesił rękę na moje
dalsze od niego ramię. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-
Jeśli ja nie zginąłem Sasuke też powinien żyć, znajdźcie go
jak najszybciej i mu pomóżcie. - Zrobiłam wielkie oczy i
spojrzałam na naszego mentora.
-
Kakashi-sensei, poszukaj Ino i idź jej pomóc. Ja sobie z nim
poradzę. - Powiedziałam zaskakująco poważnym tonem.
-
Dobrze, zostawiam go tobie. - Po chwili nasz nauczyciel szybko
pobiegł w kierunku blondynki. Zaczęłam prowadzić Naruto do
reszty, którzy stali i pilnowali naszych więźniów. Blondyn po
kilku krokach się zatrzymał. Złapał mnie za wolną rękę i
oswobodził się tak, że teraz stał naprzeciw mnie.
-
Muszę ci coś wyznać zanim tam pójdziemy. - Wskazał głową na
pozostałych.
-
Akurat teraz zebrało ci się na wyznania? - Zakpiłam.
-
Tak, słuchaj i nie przerywaj. Wiem jak mocno kochasz Sasuke i wiem
też, że nie przeżyłabyś gdybyś go straciła. - Chciałam coś
powiedzieć, jednak Naruto przyłożył palec do moich ust i
kontynuował, oczywiście po chwili go opuścił. - Nie wiem, czy
powinienem ci o tym mówić, ale ja dłużej tak nie mogę. Na pewno
pamiętasz, że pocałowałem cię na imprezie, skłamałem mówiąc,
że się upiłem i nic nie pamiętam. Pamiętam to, bo cholernie
chciałem cię pocałować. Nie jestem dobry w wyznawaniu uczuć,
musisz wiedzieć, że cholernie cię kocham. Nie dowiedziałem się o
tym dopiero teraz, zauważyłem to już wtedy, gdy chodziliśmy razem
do akademii. Z każdym dniem podobałaś mi się coraz mocniej i
robiłem z siebie durnia, żebyś mnie w końcu zauważyła. Stawałem
się okropnie zazdrosny, kiedy mówiłaś ciągle i tylko o Sasuke.
No to chyba tyle jeśli chodzi o wyznanie moich skrywanych uczuć. -
Znieruchomiałam i po raz pierwszy w całym moim przeklętym życiu
nie wiedziałam co mam mu na to powiedzieć. Do moich oczu mimowolnie
zaczęły cisnąć się łzy. Chłopak spojrzał na mnie i na jego
twarzy nie gościł już zawadiacki uśmieszek, ale widoczna troska.
-
Ojejku, przepraszam! Nie chciałem cię urazić ani nic w tym stylu,
ja tylko…
-
Oh zamknij się i nie psuj chwili! - Krzyknęłam i złożyłam na
jego ustach bardzo namiętny pocałunek. Na początku chłopak był
zszokowany, ale później oddał się przyjemności. Oddaliłam się
od niego lekko, przywarłam do niego głową i zaczęłam swój
monolog.
-
Nie dałeś mi nic powiedzieć. Sasuke nie interesuje mnie już jako
mężczyzna, pojęłam to, kiedy wróciłeś do wioski. Cały czas za
tobą tęskniłam i kiedy ujrzałam cię po raz pierwszy po tych
trzech latach miałam tak zwane ,,motylki w brzuchu''. - Chłopak
lekko się uśmiechnął. - Chcę powiedzieć, że z każdym dniem
moje uczucie do ciebie ciągle rosło. Dopiero niedawno przekonałam
się co to jest. Wiesz o czym mówię?
Więc tak:
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny i długi oraz bardzo mi się podoba. Napisany super jak zawsze...
Co do one-shota, jest genialny, czytałem go z zapartym tchem aż do końca. Czytając zastanawiałem się co będzie dalej oraz jak to się wszystko skączy. Wyszedł wam ten one-shot po prostu świetnie.
Czy będą się pojawiały jeszcze one-shoty?... jeśli tak, to co jaki czas?.
Szkoda że w następnym tygodniu nie pojawi się żaden rozdział.
Pozdrawiam i życzę weny oraz będę oczekiwał nextu.
Postaramy się pisać one-shoty, a co do następnego tygodnia to nam przykro, ale wyjeżdżamy :( Za to za dwa tygodnie postaramy się to nadrobić i jakoś wam wynagrodzić, pozdrawiamy Patty i Paula :)
UsuńRozdział genialny!! :D Co do złego tygodnia bez notek to jakoś przeżyjemy. ;)
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłem, że zrobicie tego fillera to się cieszyłem i zastanawiałem jak to zrobicie. Ale gdy przeczytałem tego one-shota to oczy z orbit mi wyskoczyły i kopara w ziemie trzaskała szacun!! :D Tego bloga NIKT nie przewyższy jest genialny!! :D
Pozdrawiam was dziewczyny i życzę bożej weny!!
MaX
notatka świetna bardzo ciekawa
OdpowiedzUsuńCo do one-shota, to po prostu boba tak się zajebiścię czytało że szał czekam na next pozdrawiam i zycze weny dużo wen bardzo duż
nocia swietna a jednopartowka byla zajebista dawno takiej nie czytałam no coz czekam na nastepna no i zycze weny
OdpowiedzUsuńRozdzial swietny, naprawde macie talent i umiecie wszystko swietnie opisac - zwlaszcza sceny walk. :D
OdpowiedzUsuńRzadko komentuje, wiem, ale czasem nie mam czasu badz zapominam.
Co do nastepnego tygodnia, coz, pozostaje nam tylko czekac. W koncu sa wakacje, prawda?
Z niecierpliwoscia czekam na nastepny rozdzial po waszym powrocie :) a tymczasem musze uzupelnic braki u mnie na blogu. :D
Pozdrawiam, zycze duzo weny, i zeby wyjazd sie udal :))
Jesy N.
Hej, jestem tu nowy i powiem szczerze że Wasz blog jest po prostu genialny!!!
OdpowiedzUsuńWczoraj na na niego trafiłem i za jednym razem przeczytałem wszystkie notki :)
Świetny pomysł pisania opo z "Oczami Naruto" "Oczami Sakury" to jest wprost genialne :)
No i przede wszystkim dużym dla mnie plusem jest to że nie wiązaliście ich już na samym początku jak to ma miejsce w większości blogów (a widziałem już hentai z nimi po 6 rozdziałach, dno)
Dobra rozpisałem się a nie chcę spamować, co do notki genialna jak każda jedna :)
One-Shoot po prostu mnie zamurowało, genialne zakończenie.
Czekam z niecierpliwością na kolejną notkę i zapewniam że będę tu stałym bywalcem :)
Pozdrawiam
witajcie:)
OdpowiedzUsuńWow ale tego duzo:D Miałem sporo czytania , bo nocie są dosyc dlugie:) Fajne cieszy mnie to, lubie czytac tak dlugie rozdziały bo wtedy wydluża się moja radość plynaca z czytania:D rozdział i jednopartówka są świetne:D
Pozdrawiam Was i milego wypoczynku Wam zyczę
ukyo
Extra notka ,one shot też super.Czekam na next i weny życzę ;d
OdpowiedzUsuń