poniedziałek, 30 czerwca 2014

36 Rozdział

- Zadziwiasz mnie Uzumaki Naruto, lecz teraz nie pójdzie ci tak łatwo.
- Jeszcze się przekonamy. - Zauważyłem jak energia sage wyparowuje z mojego organizmu. Po chwili dyszałem jak stary dziad, stałem i gapiłem się na nich wyczekując ich ruchu…


Dobra, został mi jeszcze ten najważniejszy mężczyzna, koleś absorbujący wszystkie moje techniki, dziewczyna i łysy facet. Spojrzałem do przodu i zauważyłem jak ta dziwna kobieta wykonuje jakieś pieczęcie.
- Kuchiyose no jutsu! - Nagle z białej chmury dymu wyleciał wielki pies z dwoma głowami. Nie tracąc ani chwili dłużej zrobiłem to samo co kobieta. Nagle pode mną w chmurach dymu pojawiła się wielka żaba. Powiał lekki wiaterek, który rozpędził chmurkę ukazując przy tym dużą czerwoną ropuchę z fajką w zębach.
- Hmm? Naruto! Po co mnie przywołałeś? - Odezwał się, czasami miewałem z nim drobne kłopoty.
- Bardzo cię potrzebuję szefie. Walczę z Painem, który należy do akatsuki. - Wyjaśniłem szybko.
- Akatsuki? W końcu po ciebie przyszli. - Bardziej stwierdził niż zapytał.
- Nie, szukali mnie, lecz nie znaleźli. Spotkaliśmy ich podczas misji. Skończmy z tym gadaniem, bo w niczym nam nie pomoże. Słuchaj szefie, ta babka, która tam stoi - wskazałem ręką - używa przywołań, dlatego jesteś mi potrzebny. Spójrz w prawą stronę.
- Rzeczywiście niemiła niespodzianka. Pomogę ci, ale później jak zwykle będziesz musiał mi się odwdzięczyć. Stoi? - Zawahałem się, jeśli będę musiał znowu myć mu plecy czy tam grzbiet - nie jestem pewien jak to się nazywa - to chyba wolę strzelić sobie w łeb. Po chwili jednak odpowiedziałem twierdząco.
- Dobrze, niech będzie, ale zajmij się nim w tej chwili. - Ponaglałem go.
- Już, tylko może byś najpierw ze mnie zlazł?
- Tak tak, już idę. Powodzenia szefie. - Ropucha mruknęła coś tylko pod nosem i ruszyła do walki z obrzydliwymi psami. Spojrzałem w kierunku pozostałej czwórki, która wlepiała we mnie te zimne spojrzenie. Nie zdążyłem się ruszyć i poczułem jak jakaś siła przyciąga mnie do tego palanta.
- Shinra Tensei! - Gdy byłem już bardzo blisko niego nie mogłem się nawet ruszyć. Podniósł rękę i z całej siły uderzył mnie w brzuch, później dostałem z kolana w to samo miejsce, plunąłem krwią. Kiedy wybił mnie w powietrze zaatakował mnie z góry, zleciałem na dół z ogromną szybkością łamiąc przy tym kilka gałązek. Myślałem, że zginę na miejscu, gdy tak spadałem usłyszałem słodki głos, wykrzykujący moje imię. Przecież kazałem im uciekać. Jak zwykle mnie nie posłuchali.
- Naruto! - Ten głos sprawił, że od razu dostałem zastrzyk energii. Jak nowo narodzony przekręciłem się w locie i nogami odbiłem od kolejnej grubej gałęzi. Wskoczyłem na drzewo, które znajdowało się naprzeciw całej czwórki.
- Naruto! Musimy pogadać! - Wykrzyknęła wielka ropucha, która broniła się mieczem znajdującym się w gębie przywołanego zwierzęcia. Ruszyłem w kierunku żaby. Kiedy znalazłem się dostatecznie blisko ponownie usłyszałem jego głos, mówił szeptem.
- Musimy pozbyć się tej dziewczyny. Mam pomysł, ale nie wiem, czy wypali. - Był troszkę zdenerwowany.
- Mów, tylko szybko, bo jak widzisz nie mamy zbyt dużo wolnego czasu. - Gamabunta objaśnił mi swój plan, na który się zgodziłem, uznałem, że w tych okolicznościach nie mamy zbyt wiele czasu, żeby obmyślić coś lepszego. Zanim jednak wytłumaczył o co mu chodzi powiedziałem o zdolnościach Paina, który w jakiś sposób połączony jest ze wszystkimi oczami. Nie tracąc czasu odwołałem kolejnego klona, zyskałem w ten sposób tryb sage. Bez wahania stworzyłem cztery klony obok mnie, które na ręku tworzyły mi dwa rasenshurikeny. Na nic nie czekając jednego z nich rzuciłem w kierunku tamtej czwórki. Tak jak się tego spodziewałem łysy koleś wyrzucił dziewczynę za rękę, aby ta nie oberwała moją techniką. Po chwili rasenshuriken rozrósł się do granic możliwości i urwał rękę łysemu facetowi. Dziewczyna znalazła się daleko od swoich kumpli wysoko wyskakując w niebo, wtedy Gamabunta nie tracąc chwili dłużej podbiegł do niej i schował ją w ustach. Niestety kobieta nie widziała w tych ciemnościach, była bardzo zdezorientowana. Nie wiedziała również, że prawdziwy ja skrywa się w paszczy szefa. Na mojej dłoni pojawiła się kula chakry, która później zmieniła się w rasenshurikena. Cisnąłem nim w dziewczynę, która po zetknięciu z moją techniką wydała przeraźliwy krzyk. Po chwili szef wysunął swój długi język i znalazłem się na świeżym powietrzu. Zeskoczyłem na drzewo obok, a szef położył dziewczynę z dala od pozostałych Painów. Nie patrząc na nic zacząłem atakować tego najgrubszego, który stał wysunięty na wschód z dwadzieścia metrów od pozostałych. Wdaliśmy się w walkę wręcz, niestety czułem jak tryb sage nieuchronnie opuszcza moje ciało. Mężczyzna złapał mnie w silny uścisk, odwrócił mnie tak, że stałem do niego tyłem i unieruchomił mi ręce. Nie mogłem się poruszyć, cała pozostała mi jeszcze naturalna energia wyparowała ze mnie bardzo szybko. Wtedy podszedł do nas główny Pain.
- Mówiłem, że prędzej czy później cię złapiemy. - Powiedział jak zwykle opanowanym, zimnym głosem. - Naruto, pójdź z nami ze swojej woli. Niedługo dzięki twojemu poświęceniu opanujemy cały przeklęty świat shinobi rozpowszechniając wieczne Tsukuyomi, dzięki któremu zapanuje pokój na świecie.
- Co ty pieprzysz! Chcesz pozbawić ludzi własnej woli, chcesz, aby żyli w jakiejś cholernej iluzji. Dzięki temu zapanuje pokój, ale sztuczny, w którym ludzie nie będą mieli własnej świadomości. - Odgryzłem się.
- Nie prawda, będą mieli wszystko czego sobie zamarzą, dzięki temu wytępimy wojny i na świecie będzie panował pokój, który nie przynosi bólu.
- W ten sposób zrobisz z ludzi kukły, które tańczyć będą jak im zagrasz! - Wściekłem się tak bardzo, że już nad sobą nie panowałem.
- Możliwe, ale czy to nie piękna idea? Świat pełen miłości, bez bólu, który odczuwamy po stracie bliskiej osoby w wyniku wojny. Bez okrucieństwa i chęci zemsty na kimś kto zabił bliską osobę twemu sercu. Nienawiść to pętla, z której nie da rady wyjść, ona zawsze była, jest i będzie, to nieodłączny element wojny. Nie da się nad nią zapanować.
- Nie, to nie jest piękna idea. To byłoby okrutne odbierać ludziom świadomość. Dzięki bólowi wiesz, że naprawdę żyjesz, jeśli istnieje takie coś jak pokój to odnajdę to i zakończę wojny. - Powiedziałem bardzo szczerze.
- Hahaha. - Zaśmiał się szyderczo. - To zabawne, powiedziałem dokładnie to samo kiedyś swojemu mistrzowi, jednak z tego zrezygnowałem. Nie istnieje coś takiego jak pokój na tym przeklętym świecie shinobi. Mistrz Jiraiya był naprawdę śmiesznym człowiekiem. Jak teraz sobie o tym pomyślę to przypominam sobie jaki był słaby. - Zastygłem. Czy on powiedział mistrz Jiraiya?
- Chwila, twoim mistrzem był Jirayia? Żabi pustelnik? To niemożliwe.
- Tak, chyba go tak zwą. Naruto, przelej swe życie na szali oddając się w ręce naszej organizacji. Przyczyń się do rozpowszechnienia wiecznego Tsukuyomi.
- Jeszcze raz mówię. NIGDZIE Z WAMI NIE PÓJDĘ! - W tym czasie, kiedy Pain był tak wciągnięty w rozmowę ze mną, ja zbierałem naturalną energię. Przypomniałem sobie jak uczyłem się panować nad naturalną energią, aby nie zmienić się w żabę, a w najgorszym wypadku w posąg. Postanowiłem wykorzystać to przeciwko gościowi, który non stop wysysał ze mnie moją chakrę, czynił mnie w ten sposób słabym. Po chwili jego ręce robiły się podobne do tych ropuszych, głowa mu spuchła i cały upodabniał się do ropuchy. Pain stał i gapił się nie wiedząc o co chodzi, jednak na twarzy wyrażał spokój i opanowanie.
- Jeśli wchłoniesz w siebie za dużo naturalnej energii zamienisz się w żabę, no, w najgorszym przypadku w posąg. Twój kumpel popełnił błąd wysysając ze mnie chakrę, teraz nie dość, że mogę użyć trybu sage to łatwo mi się uwolnić. - Wyjaśniłem z uśmiechem i w jednej chwili wyrwałem swoje zablokowane ręce z grobowego uścisku mężczyzny, który absorbował chakrę. Więc został mi jeszcze ten z urwaną ręką, oczywiście oprócz ich przywódcy. Odwołałem ostatniego klona, który zbierał dla mnie naturalną energię. W pełni sił stworzyłem kilka klonów i na dłoni od wewnętrznej strony pojawiał mi się już dość wyraźny zarys majestatycznego lwa.
- Futon Kingyoso! - Krzyknąłem, kiedy nabrał rozmiarów. Po chwili cisnąłem lwem w dal, gdy okazał się w pełnej, potężnej okazałości, przeniosłem myśli na Paina, który w wyniku rasenshurikena utracił swoje ramie. Lew bez żadnych trudności omijał przeszkody na swojej drodze. Mężczyzna ze wszystkich sił próbował odeprzeć atak broniąc się zdrową ręką. Niestety, gdy lew wgryzł się w jego klatkę piersiową przedziurawił go na sito. Siła rażenia była tak wielka, że drzewa stojące najbliżej zostały pocięte na kawałki.
- No, więc zostałeś już tylko ty.
- Owszem. - Nie czekając ani minuty dłużej Pain ruszył na mnie z całą swoją siłą. Odpierałem jego początkowe ataki, jednak kiedy cała energia spłynęła ze mnie zacząłem obrywać i to dość mocno. Za każdym jego trafieniem było coraz gorzej, traciłem siły i przytomność. Rzucał mną po wszystkich drzewach, w pewnym momencie poczułem wielką złość i znalazłem się w swoim wnętrzu. Tak naprawdę straciłem już nad sobą kontrolę, nie miałem pojęcia co się ze mną dzieje.
- Tak dobrze, młody. Oddaj mi swe ciało, zakończę ten śmieszny pojedynek. - Stałem pod klatką lisa, wpatrywałem się w jego ogromne czerwone ślepia.
- Wiem, że tego chcesz, jeden ruch ręki i zerwiesz tę przeklętą pieczęć. Zabijemy tego Paina i będzie po wszystkim. - Zachęcał lis. Stanąłem bliżej niego, wtedy jak na rozkaz futrzaka moja koszulka rozdarła się ukazując słabą pieczęć na moim brzuchu, leciała z niego czarna ciecz.

Oczami Sakury;
W pewnej chwili wszyscy poczuliśmy ogromne pokłady chakry, złowrogiej chakry. Spojrzałam na pole bitwy i zobaczyłam coś co bardzo mnie wystraszyło. Naruto zmienił się w miniaturkę Kyuubiego, miał jego szkielet. Poruszał się dziko, raz za razem zadając ciosy Painowi, bestia szalała tak mocno, że niszczyła wszystko wokół siebie. Chwila, czy ja powiedziałam bestia? Tak! Nie, Naruto nie jest potworem! Chwilę po tym zobaczyłam coś co jeszcze bardziej przyprawiało mnie o dreszcze. Pain uniósł ręce i ze skał ulepił coś podobnego do księżyca zamykając w tym blondyna. Dosłownie po minucie coś od środka rozwaliło wielką skorupę i wtedy ujrzałam co to było. Okropnie się wystraszyłam, bałam się o Naruto, dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo mi na nim zależy, nie byłam pewna, czy to miłość, po prostu okropnie mi na nim zależało. Ze środka skały naszym oczom ukazał się mrożący krew w żyłach obraz, chłopak totalnie stracił nad sobą kontrolę, nie był już miniaturką Kyuubiego on się w niego zamienił! Do kompletnej przemiany brakowało mu już tylko jednego ogona, lis był teraz bez futra, widać było u niego jedynie zaróżowioną skórę.
- Naruto! - Ponownie wyrwał mi się niekontrolowany krzyk. Bestia ryczała bardzo głośno, przyprawiając mnie tym samym o gęsią skórkę.

Oczami Naruto;
Woda uniosła mnie do góry, z mojej pieczęci wciąż leciał czarny płyn. Nie kontrolując siebie zahaczyłem dwoma palcami o kartkę, która trzymała lisa w klatce. Szarpnąłem ją lekko i wtedy stało się coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Za rękę złapał mnie jakiś mężczyzna, przewracając mnie tym samym na ziemię i zeskakując obok mnie. Powoli spojrzałem na niego od dołu do góry, bacznie mi się przyglądał.
- K-kim jesteś? - Spytałem w końcu.
- Mam na imię Minato, jestem youndaime hokage. - Na potwierdzenie swoich słów odwrócił się do mnie tyłem, abym mógł przeczytać napis na jego płaszczu. - Cieszę się, że w końcu cię spotkałem Naruto. Tak bardzo chciałem zobaczyć swojego syna jako młodego mężczyznę. - Na jego twarzy ujrzałem serdeczny uśmiech.
- Minatooo! Ty parszywy człowieczku! Najchętniej zabiłbym cię jeszcze raz! - Rzucał się lis. Youndaime hokage spojrzał na kyuubiego.
- Mi też miło cię widzieć lisie. - Uśmiechnął się promiennie. - Może przeniesiemy się gdzieś indziej? Żebyśmy mogli porozmawiać w ciszy i spokoju. - Zanim zdążyłem odpowiedzieć pstryknął palcami i przenieśliśmy się w jakieś jasne miejsce. Powoli wstałem z ziemi i zrównałem się z dawnym hokage, był ode mnie znacznie wyższy.
- Wiedziałem, że to będzie musiało się kiedyś stać Naruto, miałem nadzieję, że pieczęć, która na ciebie nałożyłem nie zacznie tak szybko słabnąć, widocznie nie doceniałem mocy Kyuubiego. - Westchnął.
- Skąd znasz moje imię? - Spytałem lekko zszokowany. W końcu stał przede mną mój największy idol.
- Przecież sam ci je nadałem w dniu twych narodzin. - Zamarłem, nie dowierzałem własnym uszom.
- To znaczy, że jesteś…
- Tak Naruto, jestem twoim ojcem. - Poczułem jak po policzkach spływają mi łzy. Po chwili zrobiłem coś co dało upust moim emocjom, przysunąłem się do blondyna i uderzyłem go z pięści w brzuch, zgiął się wpół, jednak szybko się rozprostował patrząc na mnie zdziwionym wzrokiem.
- Jak mogłeś zrobić to własnemu dziecku! - Krzyknąłem. - Zdajesz sobie sprawę z tego jak trudne miałem dzieciństwo!? Wszyscy w wiosce mnie odtrącali, byłem niechciany, pałali do mnie wielką nienawiścią, wiesz jak ja się wtedy czułem?! - Stał i patrzył się na mnie ze smutnym wyrazem twarzy.
- Pewnie mnie teraz nienawidzisz, ale zrobiłem to nie bez powodu. Miałem nadzieję, z resztą nadal ją mam, że opanujesz bestię i nauczysz się korzystać z jej mocy. Co ja mówię, ja wierzę, że tego dokonasz i wierzyłem także wtedy, gdy pieczętowałem w tobie lisa. Naruto, wiem jak ciężko musiało ci być, naprawdę nie chciałem takiego losu dla swojego dziecka. - Stał i wpatrywał się we mnie, kiedy ochłonąłem w końcu się odezwałem.
- Nie nienawidzę cię. Przeciwnie, nawet jeśli wychowywałem się bez rodziców i z demonem, którego mam w swoim wnętrzu strasznie was kochałem, nadal kocham. Mam do was ogromny szacunek i jestem dumny z tego, że jestem dzieckiem bohaterów, którzy oddali życie za wioskę. Nawet jeśli miałem takie ciężkie dzieciństwo ani razu nie pomyślałem o tym, że was nienawidzę. Nigdy tak nie myślałem. - W oczach czwartego pojawiło się ogromne zaskoczenie.
- Mama na pewno jest z ciebie dumna, zresztą ja też jestem, wyrosłeś na wspaniałego człowieka. Słuchaj Naruto, moja chakra już się kończy, dlatego najpierw naprawię twoją pieczęć. - Przysunął się do mnie i na palcach u jego dłoni pojawiła się chakra. Zdecydowanym ruchem przysunął rękę do mojego brzucha i zakręcił pieczęć, poczułem wtedy ogromny ból, ale po chwili zniknął.
- Naruto, zanim odejdę muszę ci coś powiedzieć…


******



Ohayo! Witajcie Kochani! Mamy nadzieję, że notka się spodobała, chociaż wiele sytuacji ściągnęłyśmy z prawdziwej walki Paina i Naruto, bo nie jest łatwo wymyślić walki sześciu na jednego. No, ale mamy głęboką nadzieję, że jednak się spodobało. Następne walki na pewno zostaną w pełni wymyślone przez nas :D Liczymy na wasze szczere komentarze. Pozdrawiamy Patty i Paula :D

8 komentarzy:

  1. Notka jak zawszę świetna :)
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Zarąbista więcej słów nie trzeba

    OdpowiedzUsuń
  3. To nic ze notka byla lekko sciagnieta z anime i Tak byla swietna czekam na nastepna i zycze jak zreszta wszscy weny

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jest świetny, opisana walka Naruto z Painem także mi się podobała i już czekam na jej kontynuacje. Cieszę się że Naruto wreszcie poznał swojego ojca.

    Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next.

    OdpowiedzUsuń
  5. notatka ŚWIETNA jak zawsze chyba wiem co chcę powiedziec naruto czekam na next z nie cierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  6. Extra notka , Super opisana walka.Czekam na next :D.

    OdpowiedzUsuń
  7. Witajcie:)
    Rozdział jest super:D

    Pozdrawiam
    Ukyo

    OdpowiedzUsuń
  8. Notka świetna nie będę się rozpisywała, bo jakoś nie wiem co napisać :D Ale wiem jedno, nie mogę doczekać się następnego rozdziału :P. Życzę weny.
    Pozdrawiam Juki

    OdpowiedzUsuń