-
Zadziwiasz mnie Uzumaki Naruto, lecz teraz nie pójdzie ci tak łatwo.
-
Jeszcze się przekonamy. - Zauważyłem jak energia sage wyparowuje z
mojego organizmu. Po chwili dyszałem jak stary dziad, stałem i
gapiłem się na nich wyczekując ich ruchu…
Dobra,
został mi jeszcze ten najważniejszy mężczyzna, koleś absorbujący
wszystkie moje techniki, dziewczyna i łysy facet. Spojrzałem do
przodu i zauważyłem jak ta dziwna kobieta wykonuje jakieś
pieczęcie.
-
Kuchiyose no jutsu! - Nagle z białej chmury dymu wyleciał wielki
pies z dwoma głowami. Nie tracąc ani chwili dłużej zrobiłem to
samo co kobieta. Nagle pode mną w chmurach dymu pojawiła się
wielka żaba. Powiał lekki wiaterek, który rozpędził chmurkę
ukazując przy tym dużą czerwoną ropuchę z fajką w zębach.
-
Hmm? Naruto! Po co mnie przywołałeś? - Odezwał się, czasami
miewałem z nim drobne kłopoty.
-
Bardzo cię potrzebuję szefie. Walczę z Painem, który należy do
akatsuki. - Wyjaśniłem szybko.
-
Akatsuki? W końcu po ciebie przyszli. - Bardziej stwierdził niż
zapytał.
-
Nie, szukali mnie, lecz nie znaleźli. Spotkaliśmy ich podczas
misji. Skończmy z tym gadaniem, bo w niczym nam nie pomoże. Słuchaj
szefie, ta babka, która tam stoi - wskazałem ręką - używa
przywołań, dlatego jesteś mi potrzebny. Spójrz w prawą stronę.
-
Rzeczywiście niemiła niespodzianka. Pomogę ci, ale później jak
zwykle będziesz musiał mi się odwdzięczyć. Stoi? - Zawahałem
się, jeśli będę musiał znowu myć mu plecy czy tam grzbiet - nie
jestem pewien jak to się nazywa - to chyba wolę strzelić sobie w
łeb. Po chwili jednak odpowiedziałem twierdząco.
-
Dobrze, niech będzie, ale zajmij się nim w tej chwili. - Ponaglałem
go.
-
Już, tylko może byś najpierw ze mnie zlazł?
-
Tak tak, już idę. Powodzenia szefie. - Ropucha mruknęła coś
tylko pod nosem i ruszyła do walki z obrzydliwymi psami. Spojrzałem
w kierunku pozostałej czwórki, która wlepiała we mnie te zimne
spojrzenie. Nie zdążyłem się ruszyć i poczułem jak jakaś siła
przyciąga mnie do tego palanta.
-
Shinra Tensei! - Gdy byłem już bardzo blisko niego nie mogłem się
nawet ruszyć. Podniósł rękę i z całej siły uderzył mnie w
brzuch, później dostałem z kolana w to samo miejsce, plunąłem
krwią. Kiedy wybił mnie w powietrze zaatakował mnie z góry,
zleciałem na dół z ogromną szybkością łamiąc przy tym kilka
gałązek. Myślałem, że zginę na miejscu, gdy tak spadałem
usłyszałem słodki głos, wykrzykujący moje imię. Przecież
kazałem im uciekać. Jak zwykle mnie nie posłuchali.
-
Naruto! - Ten głos sprawił, że od razu dostałem zastrzyk energii.
Jak nowo narodzony przekręciłem się w locie i nogami odbiłem od
kolejnej grubej gałęzi. Wskoczyłem na drzewo, które znajdowało
się naprzeciw całej czwórki.
-
Naruto! Musimy pogadać! - Wykrzyknęła wielka ropucha, która
broniła się mieczem znajdującym się w gębie przywołanego
zwierzęcia. Ruszyłem w kierunku żaby. Kiedy znalazłem się
dostatecznie blisko ponownie usłyszałem jego głos, mówił
szeptem.
-
Musimy pozbyć się tej dziewczyny. Mam pomysł, ale nie wiem, czy
wypali. - Był troszkę zdenerwowany.
-
Mów, tylko szybko, bo jak widzisz nie mamy zbyt dużo wolnego czasu.
- Gamabunta objaśnił mi swój plan, na który się zgodziłem,
uznałem, że w tych okolicznościach nie mamy zbyt wiele czasu, żeby
obmyślić coś lepszego. Zanim jednak wytłumaczył o co mu chodzi
powiedziałem o zdolnościach Paina, który w jakiś sposób
połączony jest ze wszystkimi oczami. Nie tracąc czasu odwołałem
kolejnego klona, zyskałem w ten sposób tryb sage. Bez wahania
stworzyłem cztery klony obok mnie, które na ręku tworzyły mi dwa
rasenshurikeny. Na nic nie czekając jednego z nich rzuciłem w
kierunku tamtej czwórki. Tak jak się tego spodziewałem łysy koleś
wyrzucił dziewczynę za rękę, aby ta nie oberwała moją techniką.
Po chwili rasenshuriken rozrósł się do granic możliwości i urwał
rękę łysemu facetowi. Dziewczyna znalazła się daleko od swoich
kumpli wysoko wyskakując w niebo, wtedy Gamabunta nie tracąc chwili
dłużej podbiegł do niej i schował ją w ustach. Niestety kobieta
nie widziała w tych ciemnościach, była bardzo zdezorientowana. Nie
wiedziała również, że prawdziwy ja skrywa się w paszczy szefa.
Na mojej dłoni pojawiła się kula chakry, która później zmieniła
się w rasenshurikena. Cisnąłem nim w dziewczynę, która po
zetknięciu z moją techniką wydała przeraźliwy krzyk. Po chwili
szef wysunął swój długi język i znalazłem się na świeżym
powietrzu. Zeskoczyłem na drzewo obok, a szef położył dziewczynę
z dala od pozostałych Painów. Nie patrząc na nic zacząłem
atakować tego najgrubszego, który stał wysunięty na wschód z
dwadzieścia metrów od pozostałych. Wdaliśmy się w walkę wręcz,
niestety czułem jak tryb sage nieuchronnie opuszcza moje ciało.
Mężczyzna złapał mnie w silny uścisk, odwrócił mnie tak, że
stałem do niego tyłem i unieruchomił mi ręce. Nie mogłem się
poruszyć, cała pozostała mi jeszcze naturalna energia wyparowała
ze mnie bardzo szybko. Wtedy podszedł do nas główny Pain.
-
Mówiłem, że prędzej czy później cię złapiemy. - Powiedział
jak zwykle opanowanym, zimnym głosem. - Naruto, pójdź z nami ze
swojej woli. Niedługo dzięki twojemu poświęceniu opanujemy cały
przeklęty świat shinobi rozpowszechniając wieczne Tsukuyomi,
dzięki któremu zapanuje pokój na świecie.
-
Co ty pieprzysz! Chcesz pozbawić ludzi własnej woli, chcesz, aby
żyli w jakiejś cholernej iluzji. Dzięki temu zapanuje pokój, ale
sztuczny, w którym ludzie nie będą mieli własnej świadomości. -
Odgryzłem się.
-
Nie prawda, będą mieli wszystko czego sobie zamarzą, dzięki temu
wytępimy wojny i na świecie będzie panował pokój, który nie
przynosi bólu.
-
W ten sposób zrobisz z ludzi kukły, które tańczyć będą jak im
zagrasz! - Wściekłem się tak bardzo, że już nad sobą nie
panowałem.
-
Możliwe, ale czy to nie piękna idea? Świat pełen miłości, bez
bólu, który odczuwamy po stracie bliskiej osoby w wyniku wojny. Bez
okrucieństwa i chęci zemsty na kimś kto zabił bliską osobę
twemu sercu. Nienawiść to pętla, z której nie da rady wyjść,
ona zawsze była, jest i będzie, to nieodłączny element wojny. Nie
da się nad nią zapanować.
-
Nie, to nie jest piękna idea. To byłoby okrutne odbierać ludziom
świadomość. Dzięki bólowi wiesz, że naprawdę żyjesz, jeśli
istnieje takie coś jak pokój to odnajdę to i zakończę wojny. -
Powiedziałem bardzo szczerze.
-
Hahaha. - Zaśmiał się szyderczo. - To zabawne, powiedziałem
dokładnie to samo kiedyś swojemu mistrzowi, jednak z tego
zrezygnowałem. Nie istnieje coś takiego jak pokój na tym
przeklętym świecie shinobi. Mistrz Jiraiya był naprawdę śmiesznym
człowiekiem. Jak teraz sobie o tym pomyślę to przypominam sobie
jaki był słaby. - Zastygłem. Czy on powiedział mistrz Jiraiya?
-
Chwila, twoim mistrzem był Jirayia? Żabi pustelnik? To niemożliwe.
-
Tak, chyba go tak zwą. Naruto, przelej swe życie na szali oddając
się w ręce naszej organizacji. Przyczyń się do rozpowszechnienia
wiecznego Tsukuyomi.
-
Jeszcze raz mówię. NIGDZIE Z WAMI NIE PÓJDĘ! - W tym czasie,
kiedy Pain był tak wciągnięty w rozmowę ze mną, ja zbierałem
naturalną energię. Przypomniałem sobie jak uczyłem się panować
nad naturalną energią, aby nie zmienić się w żabę, a w
najgorszym wypadku w posąg. Postanowiłem wykorzystać to przeciwko
gościowi, który non stop wysysał ze mnie moją chakrę, czynił
mnie w ten sposób słabym. Po chwili jego ręce robiły się podobne
do tych ropuszych, głowa mu spuchła i cały upodabniał się do
ropuchy. Pain stał i gapił się nie wiedząc o co chodzi, jednak na
twarzy wyrażał spokój i opanowanie.
-
Jeśli wchłoniesz w siebie za dużo naturalnej energii zamienisz się
w żabę, no, w najgorszym przypadku w posąg. Twój kumpel popełnił
błąd wysysając ze mnie chakrę, teraz nie dość, że mogę użyć
trybu sage to łatwo mi się uwolnić. - Wyjaśniłem z uśmiechem i
w jednej chwili wyrwałem swoje zablokowane ręce z grobowego uścisku
mężczyzny, który absorbował chakrę. Więc został mi jeszcze ten
z urwaną ręką, oczywiście oprócz ich przywódcy. Odwołałem
ostatniego klona, który zbierał dla mnie naturalną energię. W
pełni sił stworzyłem kilka klonów i na dłoni od wewnętrznej
strony pojawiał mi się już dość wyraźny zarys majestatycznego
lwa.
-
Futon Kingyoso! - Krzyknąłem, kiedy nabrał rozmiarów. Po chwili
cisnąłem lwem w dal, gdy okazał się w pełnej, potężnej
okazałości, przeniosłem myśli na Paina, który w wyniku
rasenshurikena utracił swoje ramie. Lew bez żadnych trudności
omijał przeszkody na swojej drodze. Mężczyzna ze wszystkich sił
próbował odeprzeć atak broniąc się zdrową ręką. Niestety, gdy
lew wgryzł się w jego klatkę piersiową przedziurawił go na sito.
Siła rażenia była tak wielka, że drzewa stojące najbliżej
zostały pocięte na kawałki.
-
No, więc zostałeś już tylko ty.
-
Owszem. - Nie czekając ani minuty dłużej Pain ruszył na mnie z
całą swoją siłą. Odpierałem jego początkowe ataki, jednak
kiedy cała energia spłynęła ze mnie zacząłem obrywać i to dość
mocno. Za każdym jego trafieniem było coraz gorzej, traciłem siły
i przytomność. Rzucał mną po wszystkich drzewach, w pewnym
momencie poczułem wielką złość i znalazłem się w swoim
wnętrzu. Tak naprawdę straciłem już nad sobą kontrolę, nie
miałem pojęcia co się ze mną dzieje.
-
Tak dobrze, młody. Oddaj mi swe ciało, zakończę ten śmieszny
pojedynek. - Stałem pod klatką
lisa, wpatrywałem się w jego ogromne czerwone ślepia.
-
Wiem, że tego chcesz, jeden ruch ręki i zerwiesz tę przeklętą
pieczęć. Zabijemy tego Paina i będzie po wszystkim.
- Zachęcał lis. Stanąłem bliżej niego, wtedy jak na
rozkaz futrzaka moja koszulka rozdarła się ukazując słabą
pieczęć na moim brzuchu, leciała z niego czarna ciecz.
Oczami
Sakury;
W
pewnej chwili wszyscy poczuliśmy ogromne pokłady chakry, złowrogiej
chakry. Spojrzałam na pole bitwy i zobaczyłam coś co bardzo mnie
wystraszyło. Naruto zmienił się w miniaturkę Kyuubiego, miał
jego szkielet. Poruszał się dziko, raz za razem zadając ciosy
Painowi, bestia szalała tak mocno, że niszczyła wszystko wokół
siebie. Chwila, czy ja powiedziałam bestia? Tak! Nie, Naruto nie
jest potworem! Chwilę po tym zobaczyłam coś co jeszcze bardziej
przyprawiało mnie o dreszcze. Pain uniósł ręce i ze skał ulepił
coś podobnego do księżyca zamykając w tym blondyna. Dosłownie po
minucie coś od środka rozwaliło wielką skorupę i wtedy ujrzałam
co to było. Okropnie się wystraszyłam, bałam się o Naruto,
dopiero teraz dotarło do mnie jak bardzo mi na nim zależy, nie
byłam pewna, czy to miłość, po prostu okropnie mi na nim
zależało. Ze środka skały naszym oczom ukazał się mrożący
krew w żyłach obraz, chłopak totalnie stracił nad sobą kontrolę,
nie był już miniaturką Kyuubiego on się w niego zamienił! Do
kompletnej przemiany brakowało mu już tylko jednego ogona, lis był
teraz bez futra, widać było u niego jedynie zaróżowioną skórę.
-
Naruto! - Ponownie wyrwał mi się niekontrolowany krzyk. Bestia
ryczała bardzo głośno, przyprawiając mnie tym samym o gęsią
skórkę.
Oczami
Naruto;
Woda
uniosła mnie do góry, z mojej pieczęci wciąż leciał czarny
płyn. Nie kontrolując siebie zahaczyłem dwoma palcami o kartkę,
która trzymała lisa w klatce. Szarpnąłem ją lekko i wtedy stało
się coś czego nigdy bym się nie spodziewał. Za rękę złapał
mnie jakiś mężczyzna, przewracając mnie tym samym na ziemię i
zeskakując obok mnie. Powoli spojrzałem na niego od dołu do góry,
bacznie mi się przyglądał.
-
K-kim jesteś? - Spytałem w końcu.
-
Mam na imię Minato, jestem youndaime hokage. - Na potwierdzenie
swoich słów odwrócił się do mnie tyłem, abym mógł przeczytać
napis na jego płaszczu. - Cieszę się, że w końcu cię spotkałem
Naruto. Tak bardzo chciałem zobaczyć swojego syna jako młodego
mężczyznę. - Na jego twarzy ujrzałem serdeczny uśmiech.
-
Minatooo! Ty parszywy człowieczku! Najchętniej zabiłbym cię
jeszcze raz! - Rzucał się lis.
Youndaime hokage spojrzał na kyuubiego.
-
Mi też miło cię widzieć lisie. - Uśmiechnął się promiennie. -
Może przeniesiemy się gdzieś indziej? Żebyśmy mogli porozmawiać
w ciszy i spokoju. - Zanim zdążyłem odpowiedzieć pstryknął
palcami i przenieśliśmy się w jakieś jasne miejsce. Powoli
wstałem z ziemi i zrównałem się z dawnym hokage, był ode mnie
znacznie wyższy.
-
Wiedziałem, że to będzie musiało się kiedyś stać Naruto,
miałem nadzieję, że pieczęć, która na ciebie nałożyłem nie
zacznie tak szybko słabnąć, widocznie nie doceniałem mocy
Kyuubiego. - Westchnął.
-
Skąd znasz moje imię? - Spytałem lekko zszokowany. W końcu stał
przede mną mój największy idol.
-
Przecież sam ci je nadałem w dniu twych narodzin. - Zamarłem, nie
dowierzałem własnym uszom.
-
To znaczy, że jesteś…
-
Tak Naruto, jestem twoim ojcem. - Poczułem jak po policzkach
spływają mi łzy. Po chwili zrobiłem coś co dało upust moim
emocjom, przysunąłem się do blondyna i uderzyłem go z pięści w
brzuch, zgiął się wpół, jednak szybko się rozprostował patrząc
na mnie zdziwionym wzrokiem.
-
Jak mogłeś zrobić to własnemu dziecku! - Krzyknąłem. - Zdajesz
sobie sprawę z tego jak trudne miałem dzieciństwo!? Wszyscy w
wiosce mnie odtrącali, byłem niechciany, pałali do mnie wielką
nienawiścią, wiesz jak ja się wtedy czułem?! - Stał i patrzył
się na mnie ze smutnym wyrazem twarzy.
-
Pewnie mnie teraz nienawidzisz, ale zrobiłem to nie bez powodu.
Miałem nadzieję, z resztą nadal ją mam, że opanujesz bestię i
nauczysz się korzystać z jej mocy. Co ja mówię, ja wierzę, że
tego dokonasz i wierzyłem także wtedy, gdy pieczętowałem w tobie
lisa. Naruto, wiem jak ciężko musiało ci być, naprawdę nie
chciałem takiego losu dla swojego dziecka. - Stał i wpatrywał się
we mnie, kiedy ochłonąłem w końcu się odezwałem.
-
Nie nienawidzę cię. Przeciwnie, nawet jeśli wychowywałem się bez
rodziców i z demonem, którego mam w swoim wnętrzu strasznie was
kochałem, nadal kocham. Mam do was ogromny szacunek i jestem dumny z
tego, że jestem dzieckiem bohaterów, którzy oddali życie za
wioskę. Nawet jeśli miałem takie ciężkie dzieciństwo ani razu
nie pomyślałem o tym, że was nienawidzę. Nigdy tak nie myślałem.
- W oczach czwartego pojawiło się ogromne zaskoczenie.
-
Mama na pewno jest z ciebie dumna, zresztą ja też jestem, wyrosłeś
na wspaniałego człowieka. Słuchaj Naruto, moja chakra już się
kończy, dlatego najpierw naprawię twoją pieczęć. - Przysunął
się do mnie i na palcach u jego dłoni pojawiła się chakra.
Zdecydowanym ruchem przysunął rękę do mojego brzucha i zakręcił
pieczęć, poczułem wtedy ogromny ból, ale po chwili zniknął.
-
Naruto, zanim odejdę muszę ci coś powiedzieć…
******
Ohayo!
Witajcie Kochani! Mamy nadzieję, że notka się spodobała, chociaż
wiele sytuacji ściągnęłyśmy z prawdziwej walki Paina i Naruto,
bo nie jest łatwo wymyślić walki sześciu na jednego. No, ale mamy
głęboką nadzieję, że jednak się spodobało. Następne walki na
pewno zostaną w pełni wymyślone przez nas :D Liczymy na wasze
szczere komentarze. Pozdrawiamy Patty i Paula :D
Notka jak zawszę świetna :)
OdpowiedzUsuńCzekam na next
Zarąbista więcej słów nie trzeba
OdpowiedzUsuńTo nic ze notka byla lekko sciagnieta z anime i Tak byla swietna czekam na nastepna i zycze jak zreszta wszscy weny
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny, opisana walka Naruto z Painem także mi się podobała i już czekam na jej kontynuacje. Cieszę się że Naruto wreszcie poznał swojego ojca.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next.
notatka ŚWIETNA jak zawsze chyba wiem co chcę powiedziec naruto czekam na next z nie cierpliwością
OdpowiedzUsuńExtra notka , Super opisana walka.Czekam na next :D.
OdpowiedzUsuńWitajcie:)
OdpowiedzUsuńRozdział jest super:D
Pozdrawiam
Ukyo
Notka świetna nie będę się rozpisywała, bo jakoś nie wiem co napisać :D Ale wiem jedno, nie mogę doczekać się następnego rozdziału :P. Życzę weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Juki