piątek, 27 czerwca 2014

35 Rozdział

Wyszedłem z wody i wróciłem do naszego obozu. Kiedy tam dotarłem od razu poszedłem się położyć. Tym razem, gdy zamknąłem oczy, szybko przeniosłem się do świata marzeń…


Nad ranem obudziły mnie natarczywe promienie słoneczne. Zmrużyłem lekko oczy i zaraz powoli zacząłem je otwierać. Od razu uderzył mnie aromatyczny zapach, nie mogłem sobie skojarzyć co to jest. Otworzyłem oczy, na początku mrugałem nimi, aby rozmyć mgiełkę, przez którą widziałem zamazany obraz. Kiedy wyraźnie zobaczyłem drzewa, które mnie otaczały rozejrzałem się na wszystkie strony. Nigdzie nie dostrzegłem żadnego z moich przyjaciół, dopiero, gdy spojrzałem w stronę ogniska ujrzałem dwie dziewczyny krzątające się naokoło niego. W rękach miały wyrzeźbione z drewna prowizoryczne talerze, na które coś nakładały, obok zauważyłem rękę wyciągniętą w ich stronę. Powędrowałem wzrokiem wzdłuż tej dłoni i znalazłem jej właściciela. Sai spokojnie czekał aż Ino podała mu talerz z jakąś potrawą. Podniosłem się lekko i wbiłem wzrok w ziemię, byłem tak zaspany, że nadal nie wiedziałem co się dzieje. Kiedy tak sobie spokojnie siedziałem obok siebie zauważyłem cień, który na mnie padał. Powędrowałem wzrokiem w górę i przed sobą zauważyłem nie Ino, lecz Sakurę. Wyobrażacie sobie jaki przeżyłem szok? Totalnie zapomniałem języka w gębie, nie byłem w stanie czegokolwiek powiedzieć. Siedziałem i tylko się na nią gapiłem, nawet się nie uśmiechnąłem, miałem senne spojrzenie. W sumie późno poszedłem spać, więc wcale się nie dziwię, że byłem zaspany.
- Hej śpiochu. Wstaliśmy wcześniej, więc postanowiliśmy przyrządzić coś na śniadanie. - Odezwała się swoim anielskim głosem, na twarzy miała piękny uśmiech. Na ten widok i ja się lekko uśmiechnąłem.
- Heh, co za miła niespodzianka. - W końcu odzyskałem mowę. Dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę z jedzeniem.
- Zjedz zanim wystygnie. - Wziąłem z jej ręki talerz, lekko przy tym muskając dłoń dziewczyny i przejeżdżając swoją ręką po jej palcach.
- Dzięki. - Odpowiedziałem po chwili. Postawiłem danie naprzeciwko siebie i spojrzałem ponownie na Sakurę, odchodziła, ale zatrzymałem ją swoimi słowami.
- Sakura, nie martwcie się tak, naprawdę nic mi nie będzie. - Odwróciła się w moją stronę z lekko szklistymi oczyma.
- Skąd wiesz, że się martwię?
- Widzę to po twojej twarzy, dość wyraźnie widać na niej smutek i troskę. - Uśmiechnąłem się. - Jakoś niespecjalnie wychodzi ci ukrywanie tego.
- Ehem. - Odchrząknęła i jej oczy z powrotem nie wyrażały żadnych emocji. - Zjedz póki ciepłe i ruszamy, kapitanie. - Nie zdążyłem nic jej odpowiedzieć, bo uciekła do reszty zostawiając mnie samego. Zrobiłem co kazała, zacząłem pałaszować ryż razem z rybą, która zrobiona była w jakimś pysznym sosie. Kiedy skończyłem jeść i się najadłem, wstałem ze swojego śpiwora i zacząłem go zwijać, gdy to zrobiłem schowałem go do swojego plecaka. Podniosłem się do pozycji stojącej i zarzuciłem na siebie jakąś czystą bluzkę i spodnie. Podszedłem do reszty i przywitałem się.
- Hej wszystkim.
- Cześć. - Odpowiedzieli jeden przez drugiego.
- Jesteśmy gotowi, możemy już ruszać. Szybciej dotrzemy do tej przeklętej wioski. - Powiedział Sasuke.
- Masz rację. Czekajcie, zrobię porządek z ogniskiem, wezmę plecak i będę gotów do drogi. - Zrobiłem co powiedziałem i po niespełna piętnastu minutach wróciłem do przyjaciół. Dałem im znak, że ruszamy i popędziliśmy dalej do naszego celu. Do tej przeklętej wioski dotarliśmy około godziny piątej po południu. Kiedy do niej wchodziliśmy przez malutką bramę, zauważyłem na murze sporo zniszczeń, jednak zaskoczony byłem pięknem wioski. Wszędzie gdzie tylko nie spojrzałem widziałem zachwycające wzorki utworzone z kwiatów. Owszem, w środku było kilka zniszczonych budynków i trochę załamany mur, co świadczyło o niedawnym ataku na tę osadę, jednak atmosfera tu panująca nie okazywała tego, że niedawno stoczono tu bój. Kiedy szliśmy przez centrum wioski niektórzy patrzyli na nas jak na jakichś niechcianych intruzów. Niekiedy słyszeliśmy także przykre szepty, które mówiły o tym jak to wioska liścia zaatakowała ich ojczyznę. Nie zwracaliśmy na to większej uwagi, gdyż to nie było prawdą, ktoś się pod nas podszył zakładając nasze opaski i gnębiąc tych biednych mieszkańców. Co raz spoglądaliśmy na siebie i dodawaliśmy sobie otuchy uśmiechami. Nareszcie dotarliśmy do wielkiego niebieskiego budynku, gdzie mieszkał przywódca tejże małej wioski. Weszliśmy do środka i od razu zostaliśmy zatrzymani przez straż.
- Kim jesteście i czego chcecie od czcigodnej Kaho?
- Przybyliśmy z Konohy, aby dać władcy wioski Kwiatów zwój od naszej Hokage.
- Ah tak, już sobie przypominam, że czcigodna Kaho coś o tym wspominała. Chodźcie, zaprowadzę was. - Szliśmy dość krętym i upierdliwym korytarzem. Co rusz mijaliśmy jakieś pokoje z plakietkami ‘’ Dowódca armii ‘’, ‘’ Księgowy ‘’ itd. Nareszcie doszliśmy do jakiegoś pokoju, przy którym wysoki i bardzo umięśniony strażnik ostrożnie zapukał.
- Wejść! - Usłyszeliśmy młody i silny głos należący do kobiety. Spojrzałem na przyjaciół, każdy z nich był zdziwiony, ponieważ byliśmy prawie pewni, że wodzem wioski jest starsza kobieta. Weszliśmy do środka za strażnikiem i jak zwykle ustawiliśmy się na środku. Jako, że jestem kapitanem drużyny moi drodzy, kochani przyjaciele wypchnęli mnie na sam przód i środek. Głuchą ciszę przerwał strażnik.
- Czcigodna. - Pokłonił się jej. - Przyprowadziłem do ciebie wysłanników z Konohy. Oto oni. - Wskazał na nas. - Przepraszam, ale wrócę do swoich obowiązków. - Kiedy mięśniak wyszedł kobieta nie zaszczyciła nas nawet spojrzeniem, a my nie mogliśmy ujrzeć jej twarzy.
- No, więc jednak dotarliście. Bardzo dobrze. Może teraz dowiem się, kto tak naprawdę zaatakował moją kochaną wioskę i szczerze mam nadzieję, że to nie Liść za tym stoi. - Powiedziała srogo, jej głos wydawał się bardzo młody.
- Ohayo czcigodna Kaho. Przynosimy list od naszej Hokage. - Powiedziałem i podałem kobiecie zwój. Sięgnęła po niego nawet na mnie nie patrząc. Trochę mnie to wkurzało, bo po pierwsze, nie okazała mi szacunku, a po drugie, nadal nie widzieliśmy jej twarzy. Kobieta otworzyła list i zaczęła czytać. Kiedy skończyła odłożyła zwój naprzeciw siebie i zaczęła w nim coś bazgrać. Po chwili odłożyła pióro i z powrotem zawinęła zwój. Podniosła swoją głowę.
- Jak dobrze, że wszystko zostało już wyjaśnione. - Odparła z cudownym uśmiechem, a mnie aż zamroczyło. Dziewczyna była tak piękna, że odebrało mi mowę. Na dodatek była niewiele starsza ode mnie, liczyła może ze dwadzieścia lat. Nagle objęła wszystkich wzrokiem i zatrzymała go na mnie.
- Mam rozumieć, że ty jesteś kapitanem? - Uśmiechnęła się zadziornie.
- Tak, czcigodna Kaho. - Ledwo mogłem się wysłowić, nie spuszczałem z niej oczu, żeby nie okazać braku szacunku dla jej osoby.
- Więc oddaję ci już zwój. - Podała mi go, ale nie tak całkiem normalnie. Ja w przeciwieństwie do niej, kiedy przekazałem zwój nie dotknąłem jej ręki, a ona to zrobiła. Nie mogłem pohamować swoich emocji i lekko drgnąłem pod jej dotykiem. - Napisałam już wszystko co miałam, więc chyba już możecie wracać do swojej wioski.
- Dziękujemy, że nas przyjęłaś czcigodna Kaho. - Powiedziałem, odwróciliśmy się i mieliśmy już wychodzić, gdy nagle zatrzymał nas jej głos.
- Ah, zapomniałabym. Chciałabym poznać twą godność przystojniaku. - Teraz to mi gały normalnie wyszły z orbit. Ona ze mną flirtowała! Powoli odwróciłem się w jej stronę i z szacunkiem powiedziałem.
- Uzumaki Naruto, miło było panią poznać.
- Zapamiętam twoje imię i nazwisko. - Uśmiechnęła się. Odwróciłem się do pozostałych i posłałem im spojrzenie z cyklu: ,,Już, ruchy, wychodźcie zanim ona pożre mnie wzrokiem''. Przyjaciele zrozumieli o co mi chodzi i wyszli z gabinetu. Kiedy byłem na korytarzu głęboko odetchnąłem i po chwili spojrzałem na przyjaciół, na których twarzach malowało się niemałe zaskoczenie i pytanie z cyklu; ,,Co to do cholery miało być?!''.
- Błagam, nie patrzcie tak na mnie, przecież nie zrobiłem nic złego. - Broniłem się.
- Kochanie, po prostu zastanawiamy się, czy kiedy gdziekolwiek pójdziemy wraz z tobą, wszędzie będziemy słyszeli teksty tego typu. Jak tak dalej pójdzie to będę musiała te dziewki od ciebie odganiać widłami, albo jeszcze czymś gorszym. - Powiedziała roześmiana Ino.
- Czemu dziewczyny tak się tylko do ciebie lepią? - Spytał lekko wzburzony Uchicha.
- Kurde, a skąd ja mam to niby wiedzieć? To nie moja wina. - Spojrzałem na Sakurę, na jej twarzy nie było widać żadnego rozbawienia, ani czegoś takiego. Próbowała chyba opanować nerwy, bo mocno zaciskała pięści, wtedy nasunęło mi się pytanie, czy ona nie jest troszkę zazdrosna?
- Możemy ruszać dalej? - Spytałem w końcu.
- Tak, tak. - Usłyszałem i po chwili wyszliśmy z budynku. Zmierzaliśmy teraz za bramy wioski, kiedy w końcu z niej wyszliśmy ruszyliśmy w drogę powrotną. Dzień minął nam jak zwykle, czyli w drodze nie odzywaliśmy się do siebie, na noc rozbiliśmy malutki obóz, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Drugiego dnia obudziliśmy się o szóstej nad ranem, zatarliśmy wszystkie ślady, które moglibyśmy po sobie zostawić. Kiedy byliśmy jakąś godzinę drogi od Suny wyczułem coś niebezpiecznego. Ustałem na gałęzi jednego z drzew, zamknąłem oczy i skupiłem się na otoczeniu. Po chwili znalazłem to co mnie tak zaniepokoiło, na północ ode mnie wyczułem ogromne pokłady chakry, które należały do sześciu osób. Wzdrygnąłem się i natychmiast otworzyłem oczy.
- Wiedziałem, cholera! Jesteśmy w niebezpieczeństwie, na północ od nas jest sześć osób z niewyobrażalnymi pokładami mrocznej chakry. Nie damy radę uciec, bo zbliżają się do nas bardzo szybko. Obawiam się, że to ci członkowie akatsuki. - Wszyscy spoważnieli na twarzy.
- Ale… nas jest tylko pięcioro. - Zauważyła Ino.
- Najwyżej zajmę się dwoma. - Powiedziałem. Nikt więcej nie zdążył nic powiedzieć, bo na drzewie obok nas ustało sześć dziwnych osób. Z ich ciała wystawały jakieś grube pręty, które mnie przerażały. Nagle jeden z nich przemówił.
- Jak mniemam jesteś jinchuriki kyuubiego, szukaliśmy cię. - W gardle mi zaschło i nie wiedziałem co powiedzieć. - Poddaj się bez walki i chodź z nami, a twoim towarzyszom nic się nie stanie. - Dodał po chwili.
- On nigdzie z wami nie pójdzie leszcze! - Wykrzyczała blondynka.
- Ino! Uspokój się, proszę. - Powiedziałem na początku trochę podnosząc głos.
- Ale…
- Proszę, bądź cicho. Mam do was prośbę, przemyślałem trochę tę sytuację i jeśli zacznę walczyć nie wtrącajcie się, chyba, że was o to poproszę. - Już czułem na sobie ich zimne spojrzenia. - Będziecie mi tylko przeszkadzać, możecie niechcący oberwać moimi technikami. Jeśli dam wam znak dłonią ukryjcie się, albo uciekajcie stąd jak najdalej. - Powiedziałem, żeby tylko oni mogli to usłyszeć.
- Naruto, chyba śnisz, że zostawimy ci ich i nic nie będziemy robili. - Odgryzał się Sasuke.
- Tu już nie chodzi o was, czy o misję, nie słyszeliście? Oni chcą MNIE, czyli to MOJA walka. - Powiedziałem chamsko, żeby tylko ich się stąd pozbyć, nie chciałem, żeby zostali przeze mnie zabici, a w najlepszym wypadku ciężko ranni.
- Dobra, ale jak zobaczymy, że jakoś ci ta walka nie idzie to od razu przechodzimy do ataku. - Odpowiedział po chwili namysłu Sasuke.
- Idźcie już, błagam. Nie chcę, żeby wam coś się stało. - Zanim zdążyłem się obejrzeć moi przyjaciele oddalili się na bezpieczną odległość.
- Nie poddam się bez walki! Kim wy do cholery jesteście?! - Wykrzyknąłem do nich. Cholera, gdybym był sam nie przejmowałbym się o to, że mogę skrzywdzić przyjaciół. W tym wypadku nie mogę używać wszystkich technik, bo mogę ich zabić.
- Tak czy inaczej z nami pójdziesz, albo o własnych siłach lub jako pokonany. Odpowiadając na twoje pytanie nazywamy się Pain. - Odpowiedział mi w pełni opanowany głos. Cholera! W co ja się wpakowałem, nie będzie łatwo ich pokonać, chyba, żebym wszedł w tryb sage, ale nie dam rady teraz… Chwila! Kage bunshin no jutsu, to na pewno mi pomoże! Bez chwili jakiegokolwiek wahania stworzyłem trzy klony, które natychmiast gdzieś się schowały. Pomyślałem sobie, że kiedy ja będę walczył one będą zbierały naturalną energię za mnie i kiedy będę potrzebował jednego z nich po prostu któregoś odwołam. Spojrzałem w kierunku wrogów i nie zdążyłem nawet mrugnąć, a jeden z nich ruszył na mnie i znalazł się naprzeciw mnie bardzo szybko. Poczułem silne uderzenie w brzuch, wyplułem trochę krwi i odleciałem na kilka metrów. Zatrzymało mnie dopiero potężne drzewo, po którym zsunąłem się na wielką gałąź. Spojrzałem w ich kierunku, ten który zadał mi cios musiał być najważniejszy spośród Painów, dlatego na początku zajmę się pozostałą piątką. Podniosłem się lekko chwiejąc na nogach, odzyskałem równowagę i użyłem techniki z rodziny wiatru.
- Futon Kingyoso! - Wykrzyknąłem i na mojej ręce pojawił się piękny, majestatyczny lew. Spojrzałem na przeciwników i zacząłem biec w ich kierunku. Na początku chciałem zaatakować tego najgrubszego, więc zgrabnie ominąłem resztę i podążyłem prosto na niego. Kiedy moja technika napotkała jego ręce nie zdążyła nawet się zmaterializować i uległa wessaniu. Natychmiast odskoczyłem od nich na kilka metrów. Wychodziło na to, że ten grubas karmił się wszystkimi technikami, a więc przeciw niemu nie mogę używać tego typu jutsu. Nadeszła tak oczekiwana przeze mnie chwila i odwołałem jednego z klonów, natychmiast wszedłem w tryb sage. Zauważyłem, że jeden z moich przeciwników znowu na mnie napiera. Tym razem, kiedy wystarczająco się zbliżył w ostatniej chwili uniknąłem ataku i wyprowadziłem kontratak. Zamachnąłem się ręką i uderzyłem go z pięści, zrobił salto w powietrzu lecąc na kilka metrów w bok, po czym z hukiem spadł na ziemię.
- Jednego mniej. - Powiedziałem zadowolony.
- Przyznaję, jesteś całkiem mocny, ale nie poradzisz sobie z pozostałą piątką. - Ponownie wypowiedział te słowa ze stoickim spokojem, trochę zaczynało mnie to wkurzać. Zanim się obejrzałem kolejny zaczął mnie atakować, walczyłem z nim taijutsu. Nie dałem rady go nawet trafić, odparowywał moje wszystkie ataki, wtedy pomyślałem, że coś jest nie tak. Normalnie powinien oberwać ode mnie chociaż raz, nagle przypomniałem sobie rozmowę z erosenninem. Mówił mi coś na temat tego popieprzonego Paina. Ostrzegał mnie przed tym, że kiedy będę musiał się z nim zmierzyć to żebym uważał na jego towarzyszy, bo ich oczy są w jakiś sposób powiązane, jeden widzi to co reszta. W jednej chwili z kieszeni wyciągnąłem zasłony dymne, które bezpiecznie nas zakryły. Tak jak się spodziewałem, koleś który ze mną walczył totalnie nic nie widział, wykorzystałem to i jednym ciosem zadanym przeze mnie z góry, rozwaliłem go na części pierwsze. Kiedy zasłona dymna opadła reszta mogła zobaczyć co stało się z ich koleżką.
- Zadziwiasz mnie Uzumaki Naruto, lecz teraz nie pójdzie ci tak łatwo.
- Jeszcze się przekonamy. - Zauważyłem jak energia sage wyparowuje z mojego organizmu. Po chwili dyszałem jak stary dziad, stałem i gapiłem się na nich wyczekując ich ruchu…


******


Ohayo! Witajcie Kochani! Mamy nadzieję, że notka się spodobała i że pozostawicie po sobie jakiś ślad w formie komentarza :D Mamy nadzieję również, że walka między Painem, a Naruto nie wyjdzie nam tak kiepsko i że jednak przypadnie wam do gustu. Nam na przykład nie bardzo się podoba, ponieważ ciężko jest opisywać walki pomiędzy kilkoma osobami naraz. Wszystkie zastrzeżenia prosimy pisać w komentarzach pod notką, dziękujemy i pozdrawiamy Patty i Paula :)

6 komentarzy:

  1. Zarąbista nocia, ale czemu 36 a nic. Życzę weny i zapraszam do mnie http://wznaruto.blog.onet.pl/

    OdpowiedzUsuń
  2. Witajcie:)
    Rozdział jest super:) W końcu doczekałem się zalążka jakiejś walki;p W kolejnej notce będzie zapewne niezła walka:D I coś chyba sie pomyliłyście z numeracją rozdziału;p

    Pozdrawiam was i czekam na next
    Ukyo

    OdpowiedzUsuń
  3. notatka świetna co tu dużo gadać czekam na next z nie cierpliwością

    OdpowiedzUsuń
  4. Nocia swietna czekam na rozwiniecie walki

    OdpowiedzUsuń
  5. Notka świetna. Hahaha baby ciągle lgną do biednego Naruto :-) Co do walki to bardzo fajnie opisana ciekawe co będzie dalej. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału ( jak ja wytrzymam do poniedziałku T_T). Życzę dużo weny.
    Pozdrawiam Juki

    OdpowiedzUsuń
  6. Notka extra,super była ta sytuacja u kage wioski kwiatów,czekam na next :D .

    OdpowiedzUsuń