Wyszedłem
z wody i wróciłem do naszego obozu. Kiedy tam dotarłem od razu
poszedłem się położyć. Tym razem, gdy zamknąłem oczy, szybko
przeniosłem się do świata marzeń…
Nad
ranem obudziły mnie natarczywe promienie słoneczne. Zmrużyłem
lekko oczy i zaraz powoli zacząłem je otwierać. Od razu uderzył
mnie aromatyczny zapach, nie mogłem sobie skojarzyć co to jest.
Otworzyłem oczy, na początku mrugałem nimi, aby rozmyć mgiełkę,
przez którą widziałem zamazany obraz. Kiedy wyraźnie zobaczyłem
drzewa, które mnie otaczały rozejrzałem się na wszystkie strony.
Nigdzie nie dostrzegłem żadnego z moich przyjaciół, dopiero, gdy
spojrzałem w stronę ogniska ujrzałem dwie dziewczyny krzątające
się naokoło niego. W rękach miały wyrzeźbione z drewna
prowizoryczne talerze, na które coś nakładały, obok zauważyłem
rękę wyciągniętą w ich stronę. Powędrowałem wzrokiem wzdłuż
tej dłoni i znalazłem jej właściciela. Sai spokojnie czekał aż
Ino podała mu talerz z jakąś potrawą. Podniosłem się lekko i
wbiłem wzrok w ziemię, byłem tak zaspany, że nadal nie wiedziałem
co się dzieje. Kiedy tak sobie spokojnie siedziałem obok siebie
zauważyłem cień, który na mnie padał. Powędrowałem wzrokiem w
górę i przed sobą zauważyłem nie Ino, lecz Sakurę. Wyobrażacie
sobie jaki przeżyłem szok? Totalnie zapomniałem języka w gębie,
nie byłem w stanie czegokolwiek powiedzieć. Siedziałem i tylko się
na nią gapiłem, nawet się nie uśmiechnąłem, miałem senne
spojrzenie. W sumie późno poszedłem spać, więc wcale się nie
dziwię, że byłem zaspany.
- Hej
śpiochu. Wstaliśmy wcześniej, więc postanowiliśmy przyrządzić
coś na śniadanie. - Odezwała się swoim anielskim głosem, na
twarzy miała piękny uśmiech. Na ten widok i ja się lekko
uśmiechnąłem.
-
Heh, co za miła niespodzianka. - W końcu odzyskałem mowę.
Dziewczyna wyciągnęła do mnie rękę z jedzeniem.
-
Zjedz zanim wystygnie. - Wziąłem z jej ręki talerz, lekko przy tym
muskając dłoń dziewczyny i przejeżdżając swoją ręką po jej
palcach.
-
Dzięki. - Odpowiedziałem po chwili. Postawiłem danie naprzeciwko
siebie i spojrzałem ponownie na Sakurę, odchodziła, ale
zatrzymałem ją swoimi słowami.
-
Sakura, nie martwcie się tak, naprawdę nic mi nie będzie. -
Odwróciła się w moją stronę z lekko szklistymi oczyma.
-
Skąd wiesz, że się martwię?
-
Widzę to po twojej twarzy, dość wyraźnie widać na niej smutek i
troskę. - Uśmiechnąłem się. - Jakoś niespecjalnie wychodzi ci
ukrywanie tego.
-
Ehem. - Odchrząknęła i jej oczy z powrotem nie wyrażały żadnych
emocji. - Zjedz póki ciepłe i ruszamy, kapitanie. - Nie zdążyłem
nic jej odpowiedzieć, bo uciekła do reszty zostawiając mnie
samego. Zrobiłem co kazała, zacząłem pałaszować ryż razem z
rybą, która zrobiona była w jakimś pysznym sosie. Kiedy
skończyłem jeść i się najadłem, wstałem ze swojego śpiwora i
zacząłem go zwijać, gdy to zrobiłem schowałem go do swojego
plecaka. Podniosłem się do pozycji stojącej i zarzuciłem na
siebie jakąś czystą bluzkę i spodnie. Podszedłem do reszty i
przywitałem się.
- Hej
wszystkim.
-
Cześć. - Odpowiedzieli jeden przez drugiego.
-
Jesteśmy gotowi, możemy już ruszać. Szybciej dotrzemy do tej
przeklętej wioski. - Powiedział Sasuke.
-
Masz rację. Czekajcie, zrobię porządek z ogniskiem, wezmę plecak
i będę gotów do drogi. - Zrobiłem co powiedziałem i po niespełna
piętnastu minutach wróciłem do przyjaciół. Dałem im znak, że
ruszamy i popędziliśmy dalej do naszego celu. Do tej przeklętej
wioski dotarliśmy około godziny piątej po południu. Kiedy do niej
wchodziliśmy przez malutką bramę, zauważyłem na murze sporo
zniszczeń, jednak zaskoczony byłem pięknem wioski. Wszędzie gdzie
tylko nie spojrzałem widziałem zachwycające wzorki utworzone z
kwiatów. Owszem, w środku było kilka zniszczonych budynków i
trochę załamany mur, co świadczyło o niedawnym ataku na tę
osadę, jednak atmosfera tu panująca nie okazywała tego, że
niedawno stoczono tu bój. Kiedy szliśmy przez centrum wioski
niektórzy patrzyli na nas jak na jakichś niechcianych intruzów.
Niekiedy słyszeliśmy także przykre szepty, które mówiły o tym
jak to wioska liścia zaatakowała ich ojczyznę. Nie zwracaliśmy na
to większej uwagi, gdyż to nie było prawdą, ktoś się pod nas
podszył zakładając nasze opaski i gnębiąc tych biednych
mieszkańców. Co raz spoglądaliśmy na siebie i dodawaliśmy sobie
otuchy uśmiechami. Nareszcie dotarliśmy do wielkiego niebieskiego
budynku, gdzie mieszkał przywódca tejże małej wioski. Weszliśmy
do środka i od razu zostaliśmy zatrzymani przez straż.
- Kim
jesteście i czego chcecie od czcigodnej Kaho?
-
Przybyliśmy z Konohy, aby dać władcy wioski Kwiatów zwój od
naszej Hokage.
- Ah
tak, już sobie przypominam, że czcigodna Kaho coś o tym
wspominała. Chodźcie, zaprowadzę was. - Szliśmy dość krętym i
upierdliwym korytarzem. Co rusz mijaliśmy jakieś pokoje z
plakietkami ‘’ Dowódca armii ‘’, ‘’ Księgowy ‘’
itd. Nareszcie doszliśmy do jakiegoś pokoju, przy którym wysoki i
bardzo umięśniony strażnik ostrożnie zapukał.
-
Wejść! - Usłyszeliśmy młody i silny głos należący do kobiety.
Spojrzałem na przyjaciół, każdy z nich był zdziwiony, ponieważ
byliśmy prawie pewni, że wodzem wioski jest starsza kobieta.
Weszliśmy do środka za strażnikiem i jak zwykle ustawiliśmy się
na środku. Jako, że jestem kapitanem drużyny moi drodzy, kochani
przyjaciele wypchnęli mnie na sam przód i środek. Głuchą ciszę
przerwał strażnik.
-
Czcigodna. - Pokłonił się jej. - Przyprowadziłem do ciebie
wysłanników z Konohy. Oto oni. - Wskazał na nas. - Przepraszam,
ale wrócę do swoich obowiązków. - Kiedy mięśniak wyszedł
kobieta nie zaszczyciła nas nawet spojrzeniem, a my nie mogliśmy
ujrzeć jej twarzy.
- No,
więc jednak dotarliście. Bardzo dobrze. Może teraz dowiem się,
kto tak naprawdę zaatakował moją kochaną wioskę i szczerze mam
nadzieję, że to nie Liść za tym stoi. - Powiedziała srogo, jej
głos wydawał się bardzo młody.
-
Ohayo czcigodna Kaho. Przynosimy list od naszej Hokage. -
Powiedziałem i podałem kobiecie zwój. Sięgnęła po niego nawet
na mnie nie patrząc. Trochę mnie to wkurzało, bo po pierwsze, nie
okazała mi szacunku, a po drugie, nadal nie widzieliśmy jej twarzy.
Kobieta otworzyła list i zaczęła czytać. Kiedy skończyła
odłożyła zwój naprzeciw siebie i zaczęła w nim coś bazgrać.
Po chwili odłożyła pióro i z powrotem zawinęła zwój. Podniosła
swoją głowę.
- Jak
dobrze, że wszystko zostało już wyjaśnione. - Odparła z cudownym
uśmiechem, a mnie aż zamroczyło. Dziewczyna była tak piękna, że
odebrało mi mowę. Na dodatek była niewiele starsza ode mnie,
liczyła może ze dwadzieścia lat. Nagle objęła wszystkich
wzrokiem i zatrzymała go na mnie.
- Mam
rozumieć, że ty jesteś kapitanem? - Uśmiechnęła się
zadziornie.
-
Tak, czcigodna Kaho. - Ledwo mogłem się wysłowić, nie spuszczałem
z niej oczu, żeby nie okazać braku szacunku dla jej osoby.
-
Więc oddaję ci już zwój. - Podała mi go, ale nie tak całkiem
normalnie. Ja w przeciwieństwie do niej, kiedy przekazałem zwój
nie dotknąłem jej ręki, a ona to zrobiła. Nie mogłem pohamować
swoich emocji i lekko drgnąłem pod jej dotykiem. - Napisałam już
wszystko co miałam, więc chyba już możecie wracać do swojej
wioski.
-
Dziękujemy, że nas przyjęłaś czcigodna Kaho. - Powiedziałem,
odwróciliśmy się i mieliśmy już wychodzić, gdy nagle zatrzymał
nas jej głos.
- Ah,
zapomniałabym. Chciałabym poznać twą godność przystojniaku. -
Teraz to mi gały normalnie wyszły z orbit. Ona ze mną flirtowała!
Powoli odwróciłem się w jej stronę i z szacunkiem powiedziałem.
-
Uzumaki Naruto, miło było panią poznać.
-
Zapamiętam twoje imię i nazwisko. - Uśmiechnęła się. Odwróciłem
się do pozostałych i posłałem im spojrzenie z cyklu: ,,Już,
ruchy, wychodźcie zanim ona pożre mnie wzrokiem''. Przyjaciele
zrozumieli o co mi chodzi i wyszli z gabinetu. Kiedy byłem na
korytarzu głęboko odetchnąłem i po chwili spojrzałem na
przyjaciół, na których twarzach malowało się niemałe
zaskoczenie i pytanie z cyklu; ,,Co to do cholery miało być?!''.
-
Błagam, nie patrzcie tak na mnie, przecież nie zrobiłem nic złego.
- Broniłem się.
-
Kochanie, po prostu zastanawiamy się, czy kiedy gdziekolwiek
pójdziemy wraz z tobą, wszędzie będziemy słyszeli teksty tego
typu. Jak tak dalej pójdzie to będę musiała te dziewki od ciebie
odganiać widłami, albo jeszcze czymś gorszym. - Powiedziała
roześmiana Ino.
-
Czemu dziewczyny tak się tylko do ciebie lepią? - Spytał lekko
wzburzony Uchicha.
-
Kurde, a skąd ja mam to niby wiedzieć? To nie moja wina. -
Spojrzałem na Sakurę, na jej twarzy nie było widać żadnego
rozbawienia, ani czegoś takiego. Próbowała chyba opanować nerwy,
bo mocno zaciskała pięści, wtedy nasunęło mi się pytanie, czy
ona nie jest troszkę zazdrosna?
-
Możemy ruszać dalej? - Spytałem w końcu.
-
Tak, tak. - Usłyszałem i po chwili wyszliśmy z budynku.
Zmierzaliśmy teraz za bramy wioski, kiedy w końcu z niej wyszliśmy
ruszyliśmy w drogę powrotną. Dzień minął nam jak zwykle, czyli
w drodze nie odzywaliśmy się do siebie, na noc rozbiliśmy malutki
obóz, zjedliśmy kolację i poszliśmy spać. Drugiego dnia
obudziliśmy się o szóstej nad ranem, zatarliśmy wszystkie ślady,
które moglibyśmy po sobie zostawić. Kiedy byliśmy jakąś godzinę
drogi od Suny wyczułem coś niebezpiecznego. Ustałem na gałęzi
jednego z drzew, zamknąłem oczy i skupiłem się na otoczeniu. Po
chwili znalazłem to co mnie tak zaniepokoiło, na północ ode mnie
wyczułem ogromne pokłady chakry, które należały do sześciu
osób. Wzdrygnąłem się i natychmiast otworzyłem oczy.
-
Wiedziałem, cholera! Jesteśmy w niebezpieczeństwie, na północ od
nas jest sześć osób z niewyobrażalnymi pokładami mrocznej
chakry. Nie damy radę uciec, bo zbliżają się do nas bardzo
szybko. Obawiam się, że to ci członkowie akatsuki. - Wszyscy
spoważnieli na twarzy.
-
Ale… nas jest tylko pięcioro. - Zauważyła Ino.
-
Najwyżej zajmę się dwoma. - Powiedziałem. Nikt więcej nie zdążył
nic powiedzieć, bo na drzewie obok nas ustało sześć dziwnych
osób. Z ich ciała wystawały jakieś grube pręty, które mnie
przerażały. Nagle jeden z nich przemówił.
- Jak
mniemam jesteś jinchuriki kyuubiego, szukaliśmy cię. - W gardle mi
zaschło i nie wiedziałem co powiedzieć. - Poddaj się bez walki i
chodź z nami, a twoim towarzyszom nic się nie stanie. - Dodał po
chwili.
- On
nigdzie z wami nie pójdzie leszcze! - Wykrzyczała blondynka.
-
Ino! Uspokój się, proszę. - Powiedziałem na początku trochę
podnosząc głos.
-
Ale…
-
Proszę, bądź cicho. Mam do was prośbę, przemyślałem trochę tę
sytuację i jeśli zacznę walczyć nie wtrącajcie się, chyba, że
was o to poproszę. - Już czułem na sobie ich zimne spojrzenia. -
Będziecie mi tylko przeszkadzać, możecie niechcący oberwać moimi
technikami. Jeśli dam wam znak dłonią ukryjcie się, albo
uciekajcie stąd jak najdalej. - Powiedziałem, żeby tylko oni mogli
to usłyszeć.
-
Naruto, chyba śnisz, że zostawimy ci ich i nic nie będziemy
robili. - Odgryzał się Sasuke.
- Tu
już nie chodzi o was, czy o misję, nie słyszeliście? Oni chcą
MNIE, czyli to MOJA walka. - Powiedziałem chamsko, żeby tylko ich
się stąd pozbyć, nie chciałem, żeby zostali przeze mnie zabici,
a w najlepszym wypadku ciężko ranni.
-
Dobra, ale jak zobaczymy, że jakoś ci ta walka nie idzie to od razu
przechodzimy do ataku. - Odpowiedział po chwili namysłu Sasuke.
-
Idźcie już, błagam. Nie chcę, żeby wam coś się stało. - Zanim
zdążyłem się obejrzeć moi przyjaciele oddalili się na
bezpieczną odległość.
- Nie
poddam się bez walki! Kim wy do cholery jesteście?! - Wykrzyknąłem
do nich. Cholera, gdybym był sam nie przejmowałbym się o to, że
mogę skrzywdzić przyjaciół. W tym wypadku nie mogę używać
wszystkich technik, bo mogę ich zabić.
- Tak
czy inaczej z nami pójdziesz, albo o własnych siłach lub jako
pokonany. Odpowiadając na twoje pytanie nazywamy się Pain. -
Odpowiedział mi w pełni opanowany głos. Cholera! W co ja się
wpakowałem, nie będzie łatwo ich pokonać, chyba, żebym wszedł w
tryb sage, ale nie dam rady teraz… Chwila! Kage bunshin no jutsu,
to na pewno mi pomoże! Bez chwili jakiegokolwiek wahania stworzyłem
trzy klony, które natychmiast gdzieś się schowały. Pomyślałem
sobie, że kiedy ja będę walczył one będą zbierały naturalną
energię za mnie i kiedy będę potrzebował jednego z nich po prostu
któregoś odwołam. Spojrzałem w kierunku wrogów i nie zdążyłem
nawet mrugnąć, a jeden z nich ruszył na mnie i znalazł się
naprzeciw mnie bardzo szybko. Poczułem silne uderzenie w brzuch,
wyplułem trochę krwi i odleciałem na kilka metrów. Zatrzymało
mnie dopiero potężne drzewo, po którym zsunąłem się na wielką
gałąź. Spojrzałem w ich kierunku, ten który zadał mi cios
musiał być najważniejszy spośród Painów, dlatego na początku
zajmę się pozostałą piątką. Podniosłem się lekko chwiejąc na
nogach, odzyskałem równowagę i użyłem techniki z rodziny wiatru.
-
Futon Kingyoso! - Wykrzyknąłem i na mojej ręce pojawił się
piękny, majestatyczny lew. Spojrzałem na przeciwników i zacząłem
biec w ich kierunku. Na początku chciałem zaatakować tego
najgrubszego, więc zgrabnie ominąłem resztę i podążyłem prosto
na niego. Kiedy moja technika napotkała jego ręce nie zdążyła
nawet się zmaterializować i uległa wessaniu. Natychmiast
odskoczyłem od nich na kilka metrów. Wychodziło na to, że ten
grubas karmił się wszystkimi technikami, a więc przeciw niemu nie
mogę używać tego typu jutsu. Nadeszła tak oczekiwana przeze mnie
chwila i odwołałem jednego z klonów, natychmiast wszedłem w tryb
sage. Zauważyłem, że jeden z moich przeciwników znowu na mnie
napiera. Tym razem, kiedy wystarczająco się zbliżył w ostatniej
chwili uniknąłem ataku i wyprowadziłem kontratak. Zamachnąłem
się ręką i uderzyłem go z pięści, zrobił salto w powietrzu
lecąc na kilka metrów w bok, po czym z hukiem spadł na ziemię.
-
Jednego mniej. - Powiedziałem zadowolony.
-
Przyznaję, jesteś całkiem mocny, ale nie poradzisz sobie z
pozostałą piątką. - Ponownie wypowiedział te słowa ze stoickim
spokojem, trochę zaczynało mnie to wkurzać. Zanim się obejrzałem
kolejny zaczął mnie atakować, walczyłem z nim taijutsu. Nie dałem
rady go nawet trafić, odparowywał moje wszystkie ataki, wtedy
pomyślałem, że coś jest nie tak. Normalnie powinien oberwać ode
mnie chociaż raz, nagle przypomniałem sobie rozmowę z erosenninem.
Mówił mi coś na temat tego popieprzonego Paina. Ostrzegał mnie
przed tym, że kiedy będę musiał się z nim zmierzyć to żebym
uważał na jego towarzyszy, bo ich oczy są w jakiś sposób
powiązane, jeden widzi to co reszta. W jednej chwili z kieszeni
wyciągnąłem zasłony dymne, które bezpiecznie nas zakryły. Tak
jak się spodziewałem, koleś który ze mną walczył totalnie nic
nie widział, wykorzystałem to i jednym ciosem zadanym przeze mnie z
góry, rozwaliłem go na części pierwsze. Kiedy zasłona dymna
opadła reszta mogła zobaczyć co stało się z ich koleżką.
-
Zadziwiasz mnie Uzumaki Naruto, lecz teraz nie pójdzie ci tak łatwo.
-
Jeszcze się przekonamy. - Zauważyłem jak energia sage wyparowuje z
mojego organizmu. Po chwili dyszałem jak stary dziad, stałem i
gapiłem się na nich wyczekując ich ruchu…
******
Ohayo!
Witajcie Kochani! Mamy nadzieję, że notka się spodobała i że
pozostawicie po sobie jakiś ślad w formie komentarza :D Mamy
nadzieję również, że walka między Painem, a Naruto nie wyjdzie
nam tak kiepsko i że jednak przypadnie wam do gustu. Nam na przykład
nie bardzo się podoba, ponieważ ciężko jest opisywać walki
pomiędzy kilkoma osobami naraz. Wszystkie zastrzeżenia prosimy
pisać w komentarzach pod notką, dziękujemy i pozdrawiamy Patty i
Paula :)
Zarąbista nocia, ale czemu 36 a nic. Życzę weny i zapraszam do mnie http://wznaruto.blog.onet.pl/
OdpowiedzUsuńWitajcie:)
OdpowiedzUsuńRozdział jest super:) W końcu doczekałem się zalążka jakiejś walki;p W kolejnej notce będzie zapewne niezła walka:D I coś chyba sie pomyliłyście z numeracją rozdziału;p
Pozdrawiam was i czekam na next
Ukyo
notatka świetna co tu dużo gadać czekam na next z nie cierpliwością
OdpowiedzUsuńNocia swietna czekam na rozwiniecie walki
OdpowiedzUsuńNotka świetna. Hahaha baby ciągle lgną do biednego Naruto :-) Co do walki to bardzo fajnie opisana ciekawe co będzie dalej. Nie mogę doczekać się następnego rozdziału ( jak ja wytrzymam do poniedziałku T_T). Życzę dużo weny.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Juki
Notka extra,super była ta sytuacja u kage wioski kwiatów,czekam na next :D .
OdpowiedzUsuń