-Mam
propozycję, tylko nie wiem, czy się zgodzisz Ayame. - Powiedziałem
z lekką niepewnością patrząc jej w oczy.
-
Huh? Mów, zaraz zobaczymy, czy się zgodzę czy nie. - Dziewczyna
spojrzała na mnie zadziornie, a mi nie wiem dlaczego zrobiło się
trochę gorąco. Zebrałem myśli do kupy i się odezwałem…
-
No więc, żeby szybciej dotrzeć do twojej wioski musiałbym cię
zanieść. - Powiedziałem na jednym oddechu.
-
Hmmm pomyślmy. - Spojrzała na mnie badawczo. - Nie mam nic
przeciwko.
-
Okey, więc w takim tempie do Suny dotrzemy w około jeden i pół
dnia. - Powiedziałem lekko zmieszany, tak szczerze nie chciałem jej
nieść.
-
To my się spakujemy. - Nagle odezwała się Sakura, która dalej
siedziała na swoim posłaniu. Po około pięciu minutach byliśmy
gotowi do dalszej podróży, a więc wziąłem Ayame na barana i
pobiegliśmy do wyznaczonego nam celu. Do Suny dotarliśmy w jeden i
pół dnia, czyli na wieczór. Stanęliśmy pod wejściem do wioski,
a ja postawiłem dziewczynę na ziemię.
-
Chodźmy teraz do kazekage. - Odezwała się Ayame. Brązowooka szła
teraz pierwsza, a ja z Sakurą trochę z tyłu na równi.
-
Kto jest teraz kazekage? - Spytałem po cichu.
-
Nie wiesz Naruto?
-
Nie zdążyłem się nikogo spytać. - Odparłem z uśmiechem drapiąc
się w tył głowy.
-
Kazekage Suny to… - Zrobiła krótką przerwę. - Gaara.
-
Niemożliwe! - Powiedziałem troszkę głośniej. - Bardzo się
cieszę, że już mu się udało zostać kage, ja też nie będę
gorszy. - Uśmiechałem się szeroko, a Sakura nie spuszczała ze
mnie wzroku. Reszta drogi upłynęła nam w ciszy, nikt się nie
odzywał, dotarliśmy pod wielki budynek i weszliśmy do niego. W
środku szliśmy prosto, potem skręciliśmy w lewo i po kilku
minutach dotarliśmy pod gabinet Gaary. Ayame zapukała.
-
Proszę! - Dziewczyna otworzyła drzwi i weszliśmy do pomieszczenia,
wszyscy ustaliśmy na środku.
-
Melduję, że zostałam bezpiecznie eskortowana do wioski i od jutra
mogę zaczynać pracę. - Gaara podniósł wzrok znad papierów na
czarnowłosą i po chwili spojrzał najpierw na Sakurę lekko się
uśmiechając, a później przeniósł swój wzrok na moją osobę.
-
Naruto? To ty?
-
We własnej osobie kazekage-sama. - Chciałem oddać mu trochę
szacunku i nie mówiłem mu po imieniu, jednak zaraz dostało mi się
od czerwono włosego.
-
Naruto, nie nazywaj mnie tak! Dla przyjaciół jestem Gaara, a nie
kazekage. Zostaniecie u nas na noc, czy wyruszacie od razu?
-
Trudne pytanie, ale chyba wyruszymy od razu, bo Tsuande-sama będzie
wściekła.
-
No trudno, to wasza decyzja. - Odpowiedział uśmiechnięty.
Spojrzałem na Ayame, dziewczyna była trochę smutna.
-
Gaara, czy jest tu jeszcze Shikamaru?
-
Nie, można powiedzieć, że minęliście się z nim w drodze.
-
Ah, szkoda. No dobrze, my już będziemy się zbierać, prawda
Sakura?
-
Tak. - Odpowiedziała.
-
Zapomniałem się spytać, co tam u Sasuke, Sakura? - Spytał
czerwono włosy. - Dziewczyna zastygła, ale po chwili się odezwała.
-
Bardzo dobrze, nie ma go tu z nami, bo poszedł na misję z Ino. -
Uśmiechnęła się dla zmyłki.
-
Dobra, nie będę was już dłużej trzymał. Do zobaczenia. -
Uśmiechnął się szeroko.
-
Na razie Gaara. - Odpowiedziałem, a różowo włosa kiwnęła głową,
po chwili wyszliśmy z gabinetu i udaliśmy się do wyjścia budynku.
Kiedy byliśmy na zewnątrz i zmierzaliśmy w kierunku głównej
bramy wioski usłyszeliśmy jak ktoś mnie woła.
-
Naruto, zaczekaj! - Krzyknęła Ayame. - Wysunąłem się trochę w
jej kierunku zostawiając Sakurę trochę za mną. Podbiegła do
mnie.
-
Uważajcie na siebie i chcę ci osobiście podziękować za
bezpieczne eskortowanie do Suny. - Niespodziewanie dziewczyna ustała
lekko na palcach, położyła ręce na moich barkach i pocałowała
mnie w policzek. Bardzo mnie zaskoczyła tym zachowaniem, ale mimo
wszystko uśmiechnąłem się.
-
Nie ma za co. Do zobaczenia Ayame. - Kiedy od niej odszedłem
spojrzałem na Sakurę, miała dziwną minę. Po chwili ruszyliśmy
do głównej bramy w Sunie. Biegliśmy bardzo szybko skacząc z
drzewa na drzewo, było ciemno, a na niebie znajdowało się dużo
czarnych chmur.
-
Sakura, będziemy musieli znaleźć jakąś jaskinię, albo coś, bo
wydaje mi się, że będzie padać, a jeżeli nie znajdziemy
schronienia to się rozchorujemy, co ty na to?
-
Masz rację, tylko gdzie my tu znajdziemy jaskinie?
-
Poczekaj chwilę, wszystko da się załatwić. - Uśmiechnąłem się
szeroko, złożyłem ręce w odpowiednią formację i przed nami
pojawiło się ze sto moich wiernych kopii, które rozeszły się we
wszystkich kierunkach.
-
No, muszę przyznać, że to niezły pomysł. - Dziewczyna się
uśmiechnęła. Po chwili, kiedy tak biegliśmy coś mnie
zaniepokoiło, postanowiłem to sprawdzić. Zamknąłem oczy i
skupiłem się na otoczeniu.
-
Sakura, jakieś pięć minut drogi stąd na Północ jest jaskinia,
ale wyczułem dwie osoby przed nami i mają złowrogą chakrę.
-
O nie, tylko nie to. Musimy walczyć?
-
Niestety tak, bo to jedyna droga, którą szybko dotrzemy do kraju
ognia. Po około dwóch minutach zobaczyliśmy dwóch mężczyzn z
katanami na plecach. Może nie są aż tak silni, ale nie możemy ich
nie doceniać. Gdybym był sam zabiłbym ich bardzo szybko. Niestety
towarzyszy mi Sakura i muszę się hamować, żeby przy okazji nie
zrobić jej krzywdy. Po chwili przed moim nosem przeleciał shuriken.
-
Wyjdźcie i nie chowajcie się i tak już o was wiemy. - Powiedział
jeden z nich. Był niski i miał pomarańczowe włosy. Spojrzałem na
Sakurę, ona naprawdę nie chciała walczyć, postanowiłem, że
sprawdzę jeszcze raz ich chakrę. Okazało się, iż brązowo włosy
nie jest taki silny. Jednak ten pomarańczowy może sprawiać trochę
większe kłopoty, ale to nic. Po chwili obydwoje wyskoczyliśmy i
ustaliśmy naprzeciwko naszych wrogów. Odwróciłem twarz w stronę
zielonookiej.
-
Ja zajmę się tym po lewej, bo jest trochę silniejszy, nie mogę
pozwolić, żeby coś ci się stało. - Wyszeptałem. Dziewczyna
spojrzała na mnie pytająco.
-
Okay. - Powiedziała po chwili.
-
Co wy tam knujecie psy z Konohy?! Nie macie z nami najmniejszych
szans! Kiedy tylko wygramy zabijemy lorda feudalnego kraju ognia! -
Odezwał się brązowo włosy.
-
To się okaże! - Rzuciłem oschle. Po chwili sterczenia i gapienia
się na siebie nawzajem, wraz z Sakurą zaczęliśmy ich atakować,
różowo włosa nie dawała za wygraną i bardzo dobrze walczyła.
Jej przeciwnik posługiwał się tylko kataną, z jego ruchów można
było wywnioskować, że specjalizuje się w taijutsu. Był
odpowiednim przeciwnikiem dla Sakury, musiałem skończyć patrzeć
się na dziewczynę, bo robiło się trochę niebezpiecznie. Mój
przeciwnik nacierał na mnie również kataną, której musiałem
zwinnie unikać. Bardzo dobrze się nią posługiwał, stworzyłem
trzy klony i puściłem je przodem. Kiedy mężczyzna odparowywał
moje ataki pojawiłem się za swoimi kopiami z rasenganem.
Wymierzyłem w przeciwnika mój atak, ale moja technika spotkała się
tylko z zimnym ostrzem, po czym je złamała. Widząc to, mój
przeciwnik się zdenerwował.
-
Szczeniaku! Zniszczyłeś moją najcenniejszą rzecz jaką posiadałem
w całym swoim nędznym życiu! Zapłacisz mi za to! - Jego chakra
zrobiła się bardziej złowroga i potężniejsza. Była jakaś gęsta
i przytłaczająca. Nagle z całego jego ciała zaczęła wypływać
niebieska chakra. Z zawrotną szybkością mój wróg podbiegł do
mnie i uderzył z całej siły w twarz, po drodze swoim ciałem
rozwaliłem kilka drzew. Kiedy on?! Nie byłem w stanie go zobaczyć!
Cholera! Nie zdążyłem nawet wstać, a otrzymałem kolejny potężny
cios w brzuch i odleciałem kawałek. Podniosłem się z ziemi i
otarłem strużkę krwi, która wylała mi się z ust. Skupiłem się
i wyczułem wroga, który bardzo szybko zmierzał w moim kierunku.
Kiedy chciał zadać mi kolejny cios, ale tym razem kunajem, który
był czymś polany, z trudem go uniknąłem. Niestety zostałem
draśnięty w policzek. Zauważyłem, że jego moc trochę słabnie,
a więc postanowiłem użyć ulepszonej techniki Futon Kingyoso. Na
ręce pojawił mi się srebrny lew w pomarańczowej zbroi ze
złocistymi oczami. To musi zadziałać, on nigdy nie chybia. Kiedy
ukończyłem jutsu rozkazałem zaatakować pomarańczowo włosego,
rzuciłem lwem, który na ziemi przybrał naturalną wielkość i
popędził prosto na oponenta. Nie zdążyłem się obejrzeć, a mój
przeciwnik oberwał już moją techniką. Mimo tego, że poważnie
oberwał dalej trzymał się na nogach, ale opierał się o drzewo. Z
każdej części ciała leciała mu szkarłatna ciecz, moja technika
nieźle go pocięła. Widząc jego stan lekko się uśmiechnąłem,
byłem podekscytowany tym, że prawie go zabiłem. Po chwili się
otrząsnąłem i wybiłem sobie z głowy takie głupie myśli.
Zabijanie ludzi nie jest przyjemne. Ja sam też ledwo trzymałem się
na nogach, miałem chyba połamane żebro, bo ciężko było mi
oddychać i zużyłem spore ilości chakry. Zobaczyłem jak mój
przeciwnik lekko się uśmiecha, po czym formułuje jakieś
pieczęcie. To chyba element ziemi. Po chwili spod ziemi zaczęły
przebijać się ostre kawałki ziemi, które podwyższały się wraz
z moimi skokami, ledwo ich uniknąłem. Gdy myślałem, że to już
koniec tych niespodziewanych ataków, jeden z kolców pojawił się w
najmniej oczekiwanym miejscu i przebił mi prawe udo. Krzyknąłem z
bólu i zobaczyłem jak krew leci mi ciurkiem. Machnąłem nogą i
wyjąłem ją z kolca, po czym wylądowałem na prawej kończynie,
nie mogłem wytrzymać, to tak cholernie bolało. Na chwiejnych
nogach wstałem i zacząłem wlec się do zdyszanego i ledwo żywego
mężczyzny. Kiedy podszedłem bliżej stworzyłem klona i na ręku
pojawił mi się rasengan, którym bez żadnych przeszkód trafiłem
przeciwnika. Oponent osunął się na ziemię, to definitywnie
rozstrzygnęło moją walkę. Spojrzałem na Sakurę, która dalej
walczyła z brązowowłosym, postanowiłem jej pomóc. Ten jeden raz
przezwyciężyłem ból w mojej prawej kończynie i resztką chakry z
zaskoczenia przebiłem mężczyznę Futon Kaze no ha. Różowo włosa
nie była w najgorszym stanie, praktycznie nie miała żadnych ran
oprócz tego, że nie miała zbyt dużo chakry. Kiedy na mnie
spojrzała krzyknęła z przerażenia, byłem cały poobijany. Miałem
przebite na wylot udo i na dodatek z ust ciekła mi krew. Cholera!
Czy zawsze muszę się doprowadzać do takiego stanu? Jestem
wystarczająco silny, aby wychodzić z walki bez żadnego zadrapania.
Jednak gdybym użył swoich najlepszych technik mogłoby się coś
złego stać Sakurze. Wolałem być poobijany niż miałbym niechcący
zabić moją ukochaną.
-
S-sakura, n-nie jestem pe-pewien, ale ten ko-koleś miał ku-kunaja
na-nasączonego tru-cizną. - Po tych słowach zrobiło mi się
ciemno przed oczami, po czym totalnie odpłynąłem.
Oczami
Sakury;
Kiedy
zobaczyłam Naruto w takim stanie okropnie się wystraszyłam, nie
mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa. Nie mogłam go stracić.
Nagle mój przyjaciel osunął się na zimne podłoże, jakbym w porę
go nie złapała uderzyłby głową o ziemię. Nie wiedziałam co mam
teraz zrobić, na szczęście przypomniałam sobie, że w pobliżu
jest jaskinia. Podniosłam blondyna z ziemi opierając jego rękę na
moim karku. Jak ja go tam dowlokę, on jest taki ciężki. Po trzech
minutach znaleźliśmy się na miejscu, weszłam z nim do jaskini,
położyłam błękitnookiego na ziemi i zaczęłam go leczyć.
Przypomniałam sobie, że Naruto mówił coś o jakiejś truciźnie,
natychmiast zaczęłam to badać. Po półgodzinnej analizie
ustaliłam, że to nic groźnego, najwyżej będzie miał wysoką
gorączkę i majaczył. Niestety nie mogę sporządzić odtrutki, bo
nie mam potrzebnych składników, jedyne co mogę teraz zrobić to
się nim opiekować. Na szczęście już wyleczyłam tą przebitą na
wylot ranę. Kiedy na dworze zapanowała totalna ciemność, a
księżyc zasłoniły ciemne chmury zaczęło padać. Po paru
minutach bezczynnego siedzenia moje powieki stawały się coraz
cięższe aż w końcu przysnęłam. W środku nocy obudziły mnie
jęki i majaczenie. Na początku strasznie się wystraszyłam, ale
kiedy otworzyłam oczy ujrzałam tylko blondyna. Było widać, że
cierpi.
-
Sakura…
-
O co chodzi Naruto? - Spytałam, ale on był nieprzytomny i mnie nie
słyszał, nie mogłam zrobić nic innego jak tylko słuchać jego
majaczenia.
-
N-nie zostawiaj mnie… Nie idź z nim, proszę, zostań ze mną. Ja
cię… ja cię naprawdę… kocham. - Kiedy usłyszałam te słowa
po prostu zdębiałam, serce zaczęło mi szybciej bić, a w brzuchu
czułam jakby latały mi motyle. Nie spodziewałam się nigdy w życiu
usłyszeć czegoś takiego od Naruto. Przecież to nie może być
prawda… On kocha Ino, a nie mnie. Teraz naprawdę nie wiedziałam
co mam o tym wszystkim myśleć. Postanowiłam nie zwracać na to
większej uwagi. Po około kwadransie znowu znużył mnie sen.
***
Kiedy rano się obudziłam blondyn nadal spał, więc postanowiłam wyjść zwiedzić okolicę. Na zewnątrz na szczęście nic się nie działo i było spokojnie. Natrafiłam na strumyczek, z którego nabrałam wody. Postanowiłam wrócić do blondyna i po chwili stałam przed jaskinią. Kiedy do niej weszłam zastał mnie ciekawy widok...
******
Ohayo!
Mamy nadzieję, że notka się podobała :D Czekamy i prosimy o
szczere komentarze. Jak myślicie, co Sakura zobaczyła w jaskini?
Może Naruto już tam nie ma, albo coś mu się stało? Tego dowiecie
się w następnej części :D Pozdrawiamy Patty i Paula. :)
notatka świetna bardzo mnie wciągneła i ciekawe co sakura zobaczyła w jaskini
OdpowiedzUsuńNotka dobra ciekawa jestem co z Naruto i Sakurą i czy wspomni mu że powiedział ze ją kocha hahaha :P Czekam an next :3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ~"Boga"
Notka jest świetna, aż szkoda mi się zrobiło jak już przeczytałem cały rozdział a chciałem jeszcze. Ciekawi mnie co Sakura zobaczyła jak wruciła do jaskini i czy powie Naruto co mówił gdy był nieprzytomny (pewnie nie) i czy zamierza całkowicie zignorować słowa Naruto. Pozdrawiam i czekam na next.
OdpowiedzUsuńNotka świetna, brak słów. Naprawdę. Wciąga mnie to opowiadanie, a historia jest bardzo ciekawa.
OdpowiedzUsuńJedno "ale", czemu zawsze ktoś się pojawia a Wy przerywacie w najlepszym momencie?! :c To niesprawiedliwe!! :D
Poza tym, odwołując się już do notki, to jestem ciekawa co zobaczy Sakura w jaskini.
Czekam z niecierpliwością na next i życzę dużo wenki! :)
+ Dodaje Wasz blog do mnie do oglądanych :))