wtorek, 9 października 2018

#2 Short-Story

- Słodki Jezu, coś ty zrobił! - Krzyczy Saki, moja przyjaciółka.
Siedzę właśnie na łóżku szpitalnianym w gabinecie dziewczyn.
- Czy przypadkiem nie było z tobą pomocy? - Krzywi się Ino.
- Była, zajęta swoimi sprawami. - Prycham.
- Ma rację. To była trudna walka. - Sakura staje w mojej obronie. - Ten facet miał dziwną technikę, która wyssała kompletnie z niego chakrę. - Wskazuje na mnie głową, kiedy bierze odpowiednie rzeczy i zmierza w moją stronę.
- A jak wygląda ten drugi? - Pyta blondynka.  
- Gorzej ode mnie. - Uśmiecham się krzywiąc. - W sumie too, dlaczego ich tam zostawiliśmy?
- Bo Kakashi sensei stwierdził, że wyśle po nich kogoś z Anbu. Swoją drogą ciekawa jestem, czy te sznury wystarczą. - Dziewczyna staje przede mną i wlepia we mnie wzrok.
- Zapewniam, że powinny. - Wzdycham.
- Zdejmujesz, czy rozciąć? - Wskazuje palcem na moją koszulkę.
Uśmiecham się lekko i sprawną ręką powoli zdejmuję z siebie poszarpane ubranie. Sądzę, że już się nie przyda, więc rzucam koszulką do kosza, który wcześniej zauważyłem. Spoglądam na Sakurę i dostrzegam jak ochoczo skanuje całe moje ciało. Nie ukrywam, że to mi się podoba.
- No dobra, widzę, że chyba tylko to jest pilne i do wyleczenia. - Wskazuje głową na prawe ramię.
- Zdecydowanie. Jezuniu, to wygląda obrzydliwie Naru. - Krzywi się Saki.
Dziewczynę tak jak Sakurę omiatają różowe włosy, jest wzrostu pozostałych dwóch i ma przepiękne oczka, dla których można stracić głowę. Jej rysy twarzy są delikatne, a lekko wystające kości policzkowe sprawiają, że wygląda bardziej kobieco.
- Domyślam się, że cholernie boli. - Wtóruje jej Ino.
- Na domiar złego jeszcze dziwnie pulsuje. - Przyznaję.
Widzę jak dziewczyny krzywią się bardziej i mrużą oczy, co naprawdę mnie śmieszy. Wyglądają teraz jak takie małe, słodkie kreciki. Spoglądam na Sakurę, która patrzy mi prosto w oczy i powoli zaczyna leczenie.
- Nic dziwnego, że pulsuje. Został kawałek ostrza. - Wzdycha i bez ostrzeżenia wyjmuje to cholerstwo z mojego ramienia. Syczę z bólu zaciskając szczękę.
- Nie mogę patrzeć jak przyjaciel cierpi. - Wzdycha Ino.
- Tak, ja też. Zbiera mi się na wymioty. - Kręci głową, żeby odgonić myśli. - Wychodzę stąd.
Saki zarzuca włosami odwracając się do mnie tyłem. Śmieję się cicho, kiedy blondynka zmierza w ślad za przyjaciółką.
- Wybacz Sakurcia, nie dotrzymamy ci towarzystwa z tym głąbem. - Saki mówi otwierając drzwi.
- Jak zwykle, zero z was pożytku. - Śmieje się różowo włosa.
- Wybacz kochana. - Ino robi przepraszającą minę i wychodzi w ślad za Saki.
Wracam wzrokiem na Sakurę, która z delikatnością i pełnym skupieniem leczy moje ramię. Nie powiem, że nie boli, bo bym skłamał. Boli piekielnie.
- Lepiej? - Po chwili milczenia zadaje pytanie spoglądając mi w oczy.
- Odrobinkę. To chyba jeszcze nie wszystko, co?
- Nie. - Uśmiecha się ciepło. - To dopiero początek, ale już powoli powinno trochę ulżyć.
- Trochę jest lepiej, ale dalej cholernie boli. - Krzywię się na potwierdzenie swoich słów.
- Nic dziwnego Naru. To przeszło na wylot. W ogóle dziwię się, że jeszcze tu siedzisz.
- Dlaczego? - Śmieję się mimowolnie.
- Inny na twoim miejscu pewnie by zemdlał, albo w ogóle w trakcie drogi do wioski nie szedłby o własnych nogach. - Chyba chce podnieść mnie na duchu.
- Nie szedłem sam. - Moje kąciki ust lekko drgają w górę. Dziewczyna obdarza mnie spojrzeniem i dokładnie skanuje moje oczy. - Miałem idealne wsparcie.
- Mhm, czarujesz jak zawsze. To jasne, że nawet sam dałbyś radę. - Prycha udając urażoną.
- Gdybym musiał to pewnie jakoś bym się dowlekł. - Przyznaję. - Ale jestem pewien, że po drodze kilkanaście razy mogłoby mnie zaćmić.
Dziewczyna chichocze, a ja uwielbiam tego słuchać. Odpływam, kiedy słyszę jej głos albo słodki śmiech.
- Pewnie przylazłbyś zmęczony, odwodniony i umierający na drugi dzień.
- W najlepszym przypadku na drugi - Uśmiecham się.
- Po jednym na pewno już by cię szukali.
- Raczej nie. W końcu wioska mogłaby odetchnąć z ulgą.
- Co ty mówisz. - Kręci z dezaprobatą głową.  
- Stawiam fakty. - Cichnę na chwilę. - No, ewentualnie Tsunade baachan mogłaby zrobić coś w mojej sprawie. Chyba mnie lubi. - Uśmiecham się zakłopotany.
- Nie tylko ona. Dobrze o tym wiesz. - Ogarnia mnie dziwne uczucie, kiedy tak głęboko patrzy mi w oczy. Mam wrażenie, jakby mówiła tylko o sobie, ale pewnie jak zwykle jest ono mylne.
- No dobra, może jest jeszcze kilka osób. - Przyznaję.
- Trochę ich się nazbierało Naru. - Unosi w górę swoją idealnie równą brew.
- Ta. Troszeczkę. - Uśmiecham się smętnie.
Uśmiech nadal gościłby na moich ustach, gdyby nie fakt, że moje ramie zaczęło boleć jeszcze bardziej, co nie umknęło uwadze Sakury.
- Co jest? - Przerywa leczenie i obejmuje moją twarz zmuszając mnie do patrzenia jej w oczy.
- Boli...bardziej. - Przymykam powieki, bo ten ból jest tak duży, że w ten sposób szukam ukojenia.
- O nie... - Nie czuję już jej rąk na swojej twarzy, a na ramieniu.
- Nie strasz mnie. - Szepczę spod zmrużonych powiek.
- Kyubi wcale nam nie pomaga. - Jeszcze bardziej przygląda się ranie. - Uleczył cię tam głębiej, ale widzę tam jeszcze kawałek ostrza. - Krzywi się przez chwilę. - Naru, to nie będzie przyjemne.
- Co chcesz zrobić? - Pytam przerażony.
- Muszę to rozciąć. - Widząc mój wzrok dodaje szybko. - Ale tylko trochę, muszę mieć odpowiedni dostęp, żeby to wyciągnąć.
- Zrób to szybko. - Proszę zamykając oczy. Ściskam je tak mocno...
- Nie myśl o tym.
- A o czym innym mogę myśleć? - Panikuję.
- Nie wiem, o czymś przyjemnym. - Otwieram szeroko oczy, kiedy dziewczyna kończy tą wypowiedź. Spoglądam na nią i od razu wie, co chodzi mi po głowie, wiem to, bo kręci głową z dezaprobatą.
- Wybacz. - Mówię z lekkim uśmiechem.
- Spoko, jeśli to ma ci pomóc. - Wzdycha. Mieliśmy do tego nie wracać.
Widząc zakłopotanie na jej twarzy zamykam oczy. Nie mogę widzieć, kiedy zacznie. W tym samym momencie, kiedy Sakura zaczyna, do głowy wpada mi wspomnienie. Jeśli się nad tym zastanowić, to najpiękniejsze i najlepsze wspomnienie w moim życiu. Dokładnie tydzień temu...Całowałem się z Sakurą. Jeśli mam być szczegółowy, to ona pocałowała mnie. Ja miałem trudny okres, tak samo jak ona. Byłem smutny, zły, miałem po prostu dość. Ona leczyła złamane serce, zerwała z Sasuke, była zła na siebie, może na niego też, zdezorientowana. Siedzieliśmy u mnie w domu, rozmawialiśmy i... stało się. Nie wiem, czy gdyby nie Ino...po prostu mogło dojść do czegoś więcej, przynajmniej tak uważam. Mimo tego jakim uczuciem darzę Sakurę, jestem wdzięczny blondynce, bo seks trudniej byłoby obgadać. Tego już by się nie cofnęło. Nasza przyjaźń...po prostu by się skończyła.
- Bolało jak cholera, prawie zemdlałem. - Przyznaję, kiedy różowo włosa kończy.
- Widziałam. - Zaciska usta w wąską linię. - Teraz będzie lepiej.
- Mam nadzieję. - Mój oddech nie chce przestać być płytszym. Głośno wciągam powietrze, kiedy dłoń Sakury ponownie powoli przesuwa się lecząc moje obrażenia.  
- Jeszcze z dwie minuty i po wszystkim.
- Powiedziałaś mu? - Wypalam bez jakiegokolwiek zastanowienia. Dopiero, kiedy słyszę swój głos w myślach chcę się zabić. Widzę skonsternowanie na jej twarzy i wiem, że postawiłem ją w trudnej i krępującej sytuacji.
- Tak. - Wzdycha odpowiadając, a mnie zalewa fala gorąca.
- To dlatego jest dziwny. - Mruczę pod nosem mając fałszywą nadzieję, że nie usłyszała.
- Jak to? - Pyta zdziwiona.
- Nie zauważyłaś jego wzroku? - Spoglądam w jej skupione oczy. - Ma ochotę zapierdolić mnie jak psa. - Uśmiecham się, co nie umyka jej uwadze.
- Po pierwsze język, a po drugie...- Wzdycha cicho. - Bawi cię to? - Odwzajemnia moje spojrzenie, próbując wyczytać coś z mojej twarzy.
- W sumie to nie, ale zabawne jest to, że uwierzył, że mogę być jakąkolwiek konkurencją. - Prycham. - Spójrz na mnie i na niego. Wszystkie różnice widać gołym okiem. Głupi może i jestem, ale na pewno nie ślepy. - Kwituję oschle, może za bardzo.
- Ale ty jesteś popierdolony. - Kręci głową z rozbawieniem, a ja jestem w szoku, co na pewno zdradzają moje rozszerzone oczy.
- Sakurcia, przecież ty nigdy nie przeklinasz.
- Zamknij się i posłuchaj. To fakt, wszystkie różnice widać gołym okiem... - Auć, zabolało.
- No widzisz, tak jak mówiłem. - Wcinam się, to moja obrona.
- To dlatego debilu, że was nie da się porównać. Wy jesteście totalnym przeciwieństwem.
- Nie musisz uświadamiać mi, że urodą nie przypominam Boga. - Prycham.
- Nie o to mi chodzi kretynie. - Sakura kończy i od razu odsuwa się ode mnie. Zgarnia krzesełko z lewej strony, podsuwa je i siada wygodnie wlepiając we mnie te zielone tęczówki.
- Chodzi o to, że on jest czarnowłosym, śniadym chłopakiem o ciemnych oczach, a ty blondynem o jasnych oczach i w sumie, jakby się przyjrzeć to też śniady trochę jesteś. - Uśmiecha się, a mi robi się jakoś dziwnie ciepło na serduszku. - To są dwa typy urody, żaden z was nie jest brzydki, obaj jesteście w tym samym stopniu pociągający. - Podkreśla ostatnie słowo.
- Woah, nie spodziewałem się usłyszeć takich słów od ciebie. - Wzdycham i lekko macham ramieniem. Troszeczkę jeszcze boli, dlatego się krzywię. Wstaję powoli i w duchu modlę się, żeby tylko moja koordynacja ruchowa nie spłatała mi figla.
- Co ty robisz? - Pyta zdziwiona, kiedy staję naprzeciw niej. Z uśmiechem zniżam się do Sakury opierając cały ciężar ciała praktycznie tylko na lewej ręce. Układam dłonie na podparcia krzesła i zawisam nad dziewczyną zapatrując się w te piękne oczy.  
- Chyba muszę już iść. - Wzdycham. - Uwielbiam spędzać z tobą czas, ale wszystko co dobre szybko się kończy.
Puszczam do niej oczko i wykorzystując okazję, że jestem tak blisko muskam wargami jej ciepły policzek.
- Uważaj na siebie. - Szepcze, kiedy powoli się prostuję. Cały czas patrzy prosto w moje oczy.
- Da się zrobić. - Uśmiecham się i bez zbędnych ceregieli zmierzam do drzwi.
Kiedy są otwarte na wpół, odwracam się w jej stronę z drobnym zakłopotaniem.
- A, no i dziękuję za pomoc, jak zawsze niezastąpioną.
- Nie przesadzaj. - Uśmiecha się. - A, no i nie ma za co. - Puszcza do mnie oczko i podnosi swoją słodką dupcię z krzesła. Chwyta je za oparcie i ciągnie prosto do biurka. Zamykam za sobą drzwi, kiedy tylko dziewczyna zasiada do papierkowej roboty. Zmierzam korytarzem do wyjścia, oczywiście nie zapominając, że nie mam żadnej koszulki przy sobie, którą mógłbym założyć i uniknąć spojrzeń przechodzących obok mnie ludzi. Mijam automaty i już po chwili znajduję się na środku ruchliwego holu. Po prawej stronie, przy recepcji, dostrzegam trzy znajome twarze, więc podchodzę i przystaję obok, przysłuchując się rozmowie. Od razu w moje nozdrza uderza intensywny zapach kawy.
- No i ci mówię. Wyglądał jak jakiś połamany lump najgorszego sortu. - Wzdycha Saki popijając kawę.
- Tak, i ta okropna dziura. - Strzącha się Ino. Na moje usta wpełza uśmiech, kiedy widzę, że Kira nie może wytrzymać ze śmiechu. Patrzy na mnie, a one nadal nie dostrzegają mojej obecności.
- To wyglądało jakby Naru był jakimś słabeuszem. - Dodaje blondynka.
- Kira, z czego ty się tak właściwie śmiejesz? - Pyta wzburzona Saki. - My opowiadamy ci ze szczegółami, w jakim stanie wrócił ten debil, a ciebie to śmieszy?
- Bo Naru stoi za wami idiotki. - Wybucha śmiechem.
Dziewczyny odwracają się w moją stronę i mało brakowało, żeby obie na mnie wpadły. Stoją strasznie blisko, aż czuję ich oddech na klatce piersiowej.
- Cz-czemu ty jesteś tu nagi? - Saki wskazuje paluchem na mój tors.
- Nie można to k-koszulki założyć? - Ino mówiąc to spogląda w moje oczy.
- Nie zmieniajcie tematu, moją klatą zajmiemy się później. - Spoglądam na nie z góry z przymrużonymi oczami. - Fajnie dowiedzieć się, że jestem lumpem, a do tego słabym lumpem.
Dziewczyny odsuwają się jak najdalej mnie i wpadają prosto na ladę.
- Wiesz co? Ty...ty weź lepiej nie wyłapuj pojedynczych słów dobra? - Burzy się Saki.
- Właśnie. - Przytakuje blondynka zaplatając ręce na piersiach. - W ogóle to czego podsłuchujesz, co?
- Gumowe uchooo. - Z uśmiechem swoje trzy grosze dodaje Kira.
- Wcale nie. - Posyłam jej urażone spojrzenie, ale później się uśmiecham. - Chciałem się tylko pożegnać, zluzujcie dziewuszki.

Perspektywa Saki:

Naru przyciąga nas do siebie i mocno ściska zamykając w niedźwiedzim uścisku. Uśmiecham się z Ino na jego wybryk, ale dochodzę do wniosku, że nie możemy dać się tak łatwo podejść.
- No już! - Krzyczę próbując wyswobodzić się z jego rąk.
- Fuuu, jesteś cały spocony, puść nas! - Wierci się Ino.
- Jeszcze będziecie błagać o przytulaski. - Uśmiecha się puszczając nas wolno.
- Kira? - Mówi podchodząc do lady. Rozpycha mnie i Ino na boki.
- No? - Pyta zaciekawiona.
- Chodź tu. - Woła przysuwając się jak najbliżej i lekko wychylając na palcach. Brązowo włosa dziewczyna posłusznie wykonuje jego rozkaz.
- Co ty znowu chcesz? - Posyła mu zirytowane spojrzenie, ale kiedy blondyn chwyta oburącz jej twarz i szybko składa długiego całusa na jej policzku, jej usta wykrzywiają się w szeroki uśmiech.
- Jesteś kretynem. - Mówi, kiedy Naru się odsuwa.
- Wiem.
- Mogłeś powiedzieć, sama bym ci dała buziaka. - Puszcza do niego oczko.
- Lubię brać dziewczyny z zaskoczenia. - Na jego ustach pojawia się seksownie zadziorny uśmiech.
Odwraca się w naszą stronę i zaszczyciwszy nas przelotnym uśmiechem powoli odchodzi.
- Do zobaczenia laski. - Przysięgam, że widzę przed oczami ten jego specyficzny uśmiech.
- Gdybym nie była z Konosuke, od razu brałabym się za tego debila. - Wzdycha niebieskooka Kira.
- Bez obrazy Saki. - Uśmiecha się słodko.
- Spoko wariatko. Gdybym nie kochała go inaczej, to też bym się za niego wzięła, tak między nami.
Prycham roześmiana odwracając się w jej stronę.
- Czasem się o niego boję. - Wypala Ino pochmurniejąc.
- Bo? - Pyta zaciekawiona Kira.
- Bo może i wygląda na takiego fajnego i w ogóle, ale od jakiegoś czasu nie mówi nam wszystkiego.
- Masz rację, ostatnio nie wiemy, co się dzieje w tej pustej głowie. - Przytakuję.
- Od tamtego incydentu, co? - Spoglądamy na siebie z Ino, a później na Kirę.
- Ta. - Wzdychamy razem.
- Kurcze, to był trening. Nie mógł tego przewidzieć.
- Ale on nie daruje Kira. - Mówi Ino.
- Doskonale wszyscy wiemy, że zerwał się po tym całym treningu...ale Naru nie może sobie wybaczyć, że zaszło to tak daleko. - Dodaję.
- Jirayia-sama nie ma do niego pretensji, wie, że to Kyubi. - Wzdycha Kira. - To wszystko jest popierdolone.
- Niestety. Naru nie panował nad sobą, kiedy się wściekł i wyszło jak wyszło. - Odzywa się blondynka.
- Ten jego uśmieszek może zmylić. - Mówi rozmarzona Kira. - Cholera, jak sobie kogoś nie znajdzie, to może być kwas. - Spogląda na nas wyczekująco. - Wiecie o tym? Sprawa z Sakurą jeszcze gorzej go przybija.
- Cholera, o tym to ty wcale nie wspominaj. - Mówię.
- Alkohol uderzył im do pustych łbów, a Naru, niestety, spróbował czegoś, co jest kurewsko zakazane. - Ino kręci głową mocno zażenowana.
- Wiesz, że zakazany owoc smakuje najbardziej? - Pyta Kira.
- Mi to mówisz? - Blondynka jęczy żałośnie.
Kiedy patrzę na Ino i Naruto to przysięgam, że mam ochotę się zabić. Oboje kochają niewłaściwe osoby. Jak dla mnie, mogliby skończyć razem, fajnie prezentowaliby się jako para.
- Ino?
- Mmm?
- A może wyrwiesz Naru? - Kira uśmiecha się złowieszczo.
- Pogięło cię? - Ino prawie się opluła. - On jest dla mnie jak brat.
- Ej, nie złość się tak, bo ci żyłka wyłazi. - Brązowo włosa wskazuje na skroń blondynki. - Gdybyś spróbowała, to na pewno chciałabyś więcej.
- Kira, to jest nierealne. Dla mnie to jakby kazirodztwo. - Tłumaczy wlepiając w nią swoje niebieskie tęczówki. Recepcjonistka śmieje się jak głupia.
- Jakoś jak graliśmy w butelkę to nie bardzo protestowałaś. - Przytacza w końcu.
- Wiedziałam, że to wyciągniesz. - Uśmiecham się wypowiadając te słowa.
- No co? Chyba to są fakty, nie? Całowaliście się i ciężko was było odkleić.
- Po pierwsze, to było dawno. - Ino robi się czerwona. - A po drugie, byliśmy po alkoholu, a takie było wyzwanie.
- Już się nie tłumacz. - Kira śmieje się jak głupia. - Fakty faktami skarbie.
No tak, może i się całowali, ale ludzie, czasy się zmieniły. Nic nie jest takie jak dawniej. Dosłownie nic. Wszystko się zmieniło. Począwszy od naszych relacji, skończywszy na dziwnym zachowaniu Naruto.

Perspektywa Naruto:

Wkładam właśnie klucz w zamek do drzwi swojego małego mieszkanka. Otwieram i powoli wchodzę do środka. Jak zwykle panuje tu bałagan, którego nawet nie mam czasu posprzątać. Całe życie w biegu i rzadko tu zaglądam. W sumie nawet nie chcę tu wracać, bo przypomina mi to o tym, że nikt ze mną nie mieszka. Zamykam za sobą drzwi i zapalam światło. Rozglądam się po pomieszczeniu i myślę za co tu się złapać. Podchodzę do starej, rozwalającej się kanapy i rzucam na nią klucze. Chwytam za kark, który natarczywie atakuję. Na początek postanawiam uporać się z tymi śmieciami na podłodze. Znajduję jakiś fioletowy, lekko porwany worek i w miarę szybko wrzucam do niego wszystkie odpady. Stawiam go tuż przy drzwiach i następnie biorę w dłoń szczotkę stojącą obok toalety. Zamiatam zaczynając od kuchni i kończąc na pokoiku, w którym śpię. Zmiatam kurz i piach na szufelkę i zsypuję to do worka. Rozglądam się i uśmiecham widząc prawie porządek. Jeszcze kurze na trzech półkach, komodzie i będzie ogarnięte. Pod zlewem w małej szafce dostrzegam resztki chusteczek, którymi dopieszczam swoje małe mieszkanko. Kiedy kończę lekko się krzywię, bo ramie zaczęło trochę boleć. Ruszam nim, żeby pozbyć się bólu i zgarniając po drodze ubrania wchodzę do małej toalety. Rozbieram się i wchodzę pod prysznic. Dokładnie myję całe swoje ciało, spłukuję włosy i wychodzę wycierając się ręcznikiem. Ubieram się w czarne spodnie i czerwoną, zwykłą koszulkę. Pryskam się perfumami i czochram włosy, lubię, kiedy są w totalnym nieładzie. Wychodzę z toalety, biorę worek i wychodzę z domu uprzednio go zamykając. Przecież nie będę siedział w tej klitce, kiedy na dworze jest taki ładny dzień. W sumie to koniec dnia, ale to nie zmienia faktu, że zachodzące słońce jest naprawdę piękne. Schodzę po schodach na dół i po drodze wrzucam śmieci do kontenera. Kieruję się w stronę placu zabaw, lubię tam siedzieć i patrzeć na wszystko z boku. W wiosce jak zwykle panuje duży ruch. Mijam rodziców wraz z pociechami, pijanych mężczyzn i kobiety, które z troski prowadzą ich prosto do ciepłego domu. Gdzieś z boku przewijają się również poturbowani shinobi, którzy wracają z udanej misji. Po pewnym czasie staje się coraz ciszej i kątem oka dostrzegam dlaczego. Przechodzę obok rzeczki i już wiem, że jestem prawie na miejscu. Ostatni lekki zakręt i wchodzę na teren placu zabaw, który jest zupełnie pusty. Przysiadam na osamotnioną ławeczkę i układając dłonie w kieszenie moich spodni zapatruję się przed siebie. Moja chwila spokoju nie trwa jednak zbyt długo.
- Naruto! - Krzyczy zmarnowany. - Tyle cię szukałem. - Sapie podchodząc w moją stronę.
- Co się dzieje Konohamaru? - Wstaję z ławki, bo nie ukrywam, że mam różne scenariusze w głowie.
- Nic takiego. Tsunade-sama chce cię widzieć. - Tłumaczy opierając ręce o kolana i głośno łapiąc powietrze w płuca. Oddycham z lekką ulgą.
- Och, zahaczę o nią jutro. - Macham lekceważąco dłonią.
- Nie, nie nie. Ona chce cię dzisiaj.
- To coś ważnego?
- Powiedziała, że tak i chce cię widzieć jeszcze dzisiaj, bo inaczej... - Urywa.
- Bo inaczej?
- Zrobi ze mnie miazgę. - Wzdycha patrząc mi w oczy.
- Skoro tak to chyba nie mam wyjścia. - Uśmiecham się. - Inaczej stracę swojego ucznia.
- Nie mogę umrzeć tak młodo! Przecież musisz mnie jeszcze tyle nauczyć braciszku. - Gestykuluje dłonią.
- Uspokój się, już idę. - Śmieję się. Czochram jego włosy i z uśmiechem mijam zdezorientowanego chłopaka.
- Tak bez słowa odchodzisz? - Bulwersuje się.
- Porozmawiamy innym razem. Narka. - Unoszę dłoń w geście pożegnania, kiedy skręcam w lewą stronę.
Idę dość szybko i to jest powód, dla którego prawie wpadam na idącą przede mną dziewczynę.
- A ty, co tu robisz? - Zagaduje. Kobieta odwraca się w moją stronę z lekkim wzdrygnięciem.
- Oh, to ty. - Uśmiecha się lekko. - Idę do Tsunade-sama.
Że co? Ona uśmiecha się za mój wyskok? Przecież już dawno dostałbym po głowie.
- Wołała cię, czy coś? - Drapię się po karku, trochę się denerwuję.
- Nie. Miałam wpaść poćwiczyć, więc idę. Byłyśmy wcześniej umówione, ale myślę, że tym razem muszę ćwiczyć sama.
- W przeciwieństwie do mnie wiesz, co cię czeka. - Uśmiecham się.
- Że co?
- Wysłała po mnie Konohamaru, podobno to coś ważnego.
- Mnie nie pytaj, nie wiem o co może chodzić. - Sakura podnosi dłonie w geście obronnym. Uśmiecham się na ten słodki widok.
- Trudno, muszę sam się dowiedzieć.
- Jak ręka? - Spogląda wymownie na moje ramię.
- Jeszcze boli, ale znośnie.
- Naruto?
- Mmm? - Nie patrzę na nią, ale domyślam się, że chce zapytać o coś konkretnego.
- Powiedz mi szczerze. - Nabiera sporo powietrza w płuca. - Dlaczego dopuściłeś do tego, żeby aż tak oberwać? - Spoglądam na nią w lekkim szoku, a ona twardo patrzy przed siebie.
- Skąd ten wniosek?
- Naruto, nie próbuj robić ze mnie idiotki dobra? - Rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie.
- No dobra. - Wzdycham ciężko. Mam jakąś taką wielką gulę w gardle. - Chyba byłem trochę zamyślony.
- Zamyślony? - Patrzy na mnie spod zmrużonych powiek.
- Mhm. W sumie dalej coś tam siedzi. - Wskazuję palcem swoją skroń i uśmiecham się krzywo.
- Co z tobą jest nie tak? - Patrzy na mnie spod byka.
- W sensie? - Kładę dłoń na karku i zaczynam go pocierać ze zdenerwowania.
- Przyznaj sam, że nie jesteś ostatnio sobą. Wtedy nie mogliśmy porozmawiać, ale teraz nie walczymy. - Głośno wypuszcza powietrze. - To jak? - Patrzy na mnie wyczekująco.
- Teraz ty musisz przyznać, że ostatnio mam parę spraw, które mi ciążą. Nie chcę, ale one dalej tu siedzą. - Tak jak wcześniej mój palec wędruje na prawą skroń. - I na dobrą sprawę, kompletnie nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić.
- Potrzebujesz pomocy? - Patrzy na mnie z dziwnym zmieszaniem w oczach.
- Co? - Lekko marszczę brwi by po chwili wypalić jak poparzony. - Nie! Sakura, oszalałaś? Aż taki pojebany nie jestem.
- Skąd wiesz, co w ogóle chciałam powiedzieć?
- Bo widzę ten twój wzrok. Jeśli zaspokoję twoją ciekawość to nie chciałem zabić się nigdy. NIGDY nie myślałem o samobójstwie.  
- Czasami wygląda, jakbyś postradał rozum. - Broni się.
- Jeśli chodzi o tamto, to już nie wiedziałem, co zrobić, dlatego zareagowałem śmiechem. Wkurzył mnie po prostu.
- Mhm. A co z innymi sprawami? - Patrzy na mnie wyczekująco.
- Po pierwsze, dręczy mnie sprawa z erosenninem. Nie mogę sobie wybaczyć, że go skrzywdziłem. Przeze mnie leżał w szpitalu i ledwo z niego wyszedł o własnych nogach.
- Naruto, ile razy można wałkować ten temat? To nie twoja wina, nie panowałeś wtedy nad Kyuubim.
- Ale nie rozumiesz, że to dalej boli? Gdybym się wtedy opanował, a nie ulegał jego sugestiom, nic by się nie stało. - Wyduszam z siebie te słowa bardzo ciężko. Moja wielka rana na sercu jest na razie zbyt świeża, żeby mogła po prostu wyparować.
- Niepotrzebnie się nakręcasz.
- Czy według ciebie, zabicie człowieka to niepotrzebne nakręcanie?
- Do cholery jasnej, przecież nikogo nie zabiłeś! - Krzyczy sfrustrowana. Jestem zaskoczony jej reakcją i sądząc po jej mimice twarzy, ma mnie naprawdę serdecznie dosyć.
- Masz rację, ale to nie umniejsza mojej winy. - Jestem uparty. - Skończmy rozmawiać, bo tylko niepotrzebnie się denerwujesz.
- Odreaguję na treningu. - Uśmiecha się złowieszczo. Ta dziewczyna nigdy nie odpuszcza.
- Jesteś uparta. - Mówię z lekkim uśmieszkiem.
- Ty też. A skoro już jedną sprawę mamy obgadaną...to przejdź do następnej. - Wzdycha.
- Nie zdążymy. - Kiwam głową w kierunku budynku Hokage i dostrzegam na twarzy dziewczyny lekką irytację i zdenerwowanie. Oboje podążamy w kierunku drzwi wejściowych.
- O nie. Nie wywiniesz się tak łatwo. - Rzuca oschle, kiedy wchodzimy do środka.
- Czy ja się wywijam? Po prostu muszę iść do Tsunade-baachan. - Moje kąciki ust unoszą się w górę.
- I tak wrócimy do tego tematu.
- Jak sobie życzysz.
- A, no i jeszcze jedno. - Wzdycha przeciągle i ostentacyjnie macha dłonią. - Nie mów dzisiaj do niej Tsunade-baachan. Dobrze ci radzę.
- Nie wiem, czy skorzystam. - Uśmiecham się chytrze.
- Jak tam sobie chcesz, ale pamiętaj, że ostrzegałam. Nie jest w humorze. - Wzdycha i oddziela się ode mnie wchodząc do prawego korytarza.
- I co! Zostawisz mnie bez słowa? - Krzyczę za nią, kiedy udaje mi się wyjść z drobnego szoku.
- Tak. Pamiętaj, nie uciekniesz mi! - Mówi głośno, nawet nie odwracając się w moją stronę.
Uśmiecham się pod nosem i zmierzam lewym korytarzem do gabinetu Hokage. Dziwnym jest to, że nigdzie nie szwenda się Shizune. Normalnie mijałbym ją chyba z dwadzieścia razy, bo dziewczyna jest naprawdę pracowita. Odnajduję odpowiednie drzwi, do których bez wahania pukam.
- Wejść! - Słyszę donośny, zdenerwowany głos zza ściany. Przełykam głośno ślinę i powoli popycham drzwi. Raz kozie śmierć.
- Wołałaś mnie Tsunade-...sama. - Zawieszam się na chwilę, ale kiedy dostrzegam jej twarz i przerażenie w oczach Shizune, postanawiam skorzystać z rady Sakury. Zamykam za sobą drzwi i staję tuż obok nich na co kobieta patrzy z pewnym zdezorientowaniem.
- Naruto do cholery, nie będę krzyczała, możesz z łaski swojej się przysunąć?! - Machinalnie wykonuję jej rozkaz i po chwili znajduję się przy biurku.
- Czy coś się stało?
- Tak i nie. - Wzdycha. - Muszę wysłać cię na misję.
- Samego? - Pytam zdziwiony.
- Tak, na razie jestem do tego zmuszona, a tylko tobie na tyle ufam, żeby puścić cię samego.
- Noooo, a Kakashi-sensei? - Nie chcę nigdzie iść, a już na pewno nie sam.
- Wysyłam go na drugą misję razem z Sasuke i Sakurą. - Czuję uderzenie gorącego powietrza. Moje serce dziwnie szybko bije.
- A...ale... – Przełykam głośno ślinę. - Dlaczego ja idę sam, a oni we trójkę? Czy próbujesz się mnie...
- Nic z tych rzeczy idioto! - Krzyczy. - Już ci powiedziałam, że tylko tobie aż tak ufam. Jesteś silny Naruto, a tego teraz potrzebuję. Twojej siły, nie tylko fizycznej. - Słysząc jej zatroskany, ale krzyczący głos czuję, że moje serce powoli wraca do normy.
- Ale...nie wolisz wysłać chociażby Shikamaru albo Neji'ego? Są mądrzejsi i silniejsi ode mnie.
- W tym momencie to ty jesteś najsilniejszy w tej wiosce Naruto. - Wtrąca Shizune i widząc mój wzrok szybko dodaje. - Nie chodzi o Kyuubiego. Opanowałeś Sage mode, a to czyni cię bardzo silnym.
- Kyuubi to kolejny dodatek do twojej mocy. Pamiętaj o tym Naruto. - Rzuca blondynka zapatrzona w papiery. - Dodatek. - Podkreśla.
- No dobrze. Mogę o coś zapytać? - Brak odpowiedzi z jej strony odbieram jako wyrażenie zgody, więc zaczynam dość delikatnie. - Kiedy wszedłem, od razu to wyczułem. Dlaczego jesteście takie poddenerwowane?
Tsunade-baachan patrzy na mnie spod zmrużonych powiek i intensywnie się we mnie wpatruje.
- Nie wiem, co się takiego stało, ale od rana dostajemy nowe, trudne misje, na które powoli wysyłam ludzi, ale nie mogę wysłać każdego shinobi. Przecież musi zostać tu ktoś, kto w razie konieczności obroni wioskę. - Odpowiada poważnie, splatając ze sobą dłonie i opierając je łokciami o biurko.
- W takim razie, dlaczego wysyłasz akurat mnie? - Jestem zdziwiony, bo przecież przed chwilą powiedziała, że jestem najsilniejszy, a teraz chce wysłać mnie na misję, kiedy wioska może być zagrożona.
- Bo my w wiosce sobie jakoś poradzimy, mamy jeszcze Anbu, nie zapominaj o tym. - Wzdycha i pociera swoją skroń. - Ta misja...nie należy do łatwych...to nie będzie dwudniowa misja Naruto. To dwumiesięczna misja. - Dębieję na przedostatnie słowo. Nie chcę, nie mogę. Przecież dwa miesiące to dużo czasu. Jak wytrzymam sam...bez przyjaciół...bez niej.
- Wiem, że jesteś zszokowany i nie chcesz iść sam. Może później kogoś do ciebie wyślę. Konkretnie chodzi o to, że klient koniecznie chce ciebie albo Sasuke.
- Co? - Jestem bardzo zdziwiony.
- Sasuke wysłać nie mogę, bo już przydzieliłam mu misję, więc zostajesz ty i to przemyślana decyzja.
- Na czym ma polegać misja?
- Musisz odprowadzić Vipa do domu, a później stamtąd - korzystając z okazji, mamy dla ciebie misję od nas. - Moje oczy na pewno wyrażają teraz ogromne zdziwienie.
- To znaczy?
- Doszły nas słuchy, że ktoś organizuje ekipę na zniszczenie wioski. Będziesz musiał zdobyć informacje na ten temat. Jeśli już to ci się uda, wyślesz do mnie wiadomość, a ja później powiem ci, co masz zrobić.- Wzdycha ciężko. - Czy wrócić, czy zdusić plany w zarodku.
- Będę musiał kogoś zabić? - Przełykam głośno ślinę, a Tsunade-baachan wpatruje się we mnie przeszywającym wzrokiem.
- Naruto, nie każę zrobić ci czegoś wbrew twojemu sumieniu. Poza tym, my nie zabijamy, przesłuchujemy ludzi. Może czasem nie da się inaczej, ale bardzo się staramy, sam o tym dobrze wiesz.
- Kiedy mam ruszać? - Pytam od niechcenia.  
- Pojutrze z samego rana.
- Czy to wszystko?
- Nie. Słuchaj Naruto, wiem, że to ciężkie i na pewno masz do mnie o to pretensje, ale ja naprawdę nie mam kogo wysłać. Nie mam wyboru. - Tłumaczy zwięźle.
- Wiem. Nie będę robił problemów. - Uśmiecham się smętnie.
- Naruto, coś się stało? - Pyta zszokowana.
- Dlaczego? - Masuję swój kark.
- Ty nie będziesz robił problemów?
- Czasem trzeba się przemęczyć w imię odgórnego dobra. - Mruczę pod nosem.
- Chyba ogólnego. - Śmieje się Shizune.
- Ta, chyba tak. - Uśmiecham się.
- Wracając do misji. Dostaniesz ode mnie pieniądze na utrzymanie, nie martw się o to.
- Przecież nigdy tak nie ma, co to za wyjątek? - Pytam nie ukrywając szoku.
- Na długie misje wykłada wioska, a ty na taką idziesz. Budżet to obejmuje, tak samo jak reguły, nie martw się.
- Uhh, już myślałem, że faworyzujesz ulubieńca. - Uśmiecham się i mógłbym przysiąc, że dostrzegłem przez chwilę drgnięcie warg Tsunade w górę.
- Nie przeginaj Naruto! - Krzyczy próbując zamaskować to, że prawie się uśmiechnęła.
- Dobrze już dobrze. - Unoszę ręce w geście obronnym. - Czy to już wszystko, mogę odejść?
- Nie. Mam jeszcze jedną sprawę. - Patrzy na mnie, jakby chciała przejrzeć mnie na wylot. - Mam coś dla ciebie. Denerwuje mnie fakt, że robię to dopiero ja, a nie trzeci, ale nie zmienię jego cholernie irytującego przekonania o tym jednym fakcie.
- Przerażasz mnie. - Mówię, co mi ślina na język przyniesie.
- Przestań Naruto. Jestem zdegustowana tą sytuacją, ale muszę jakoś to przełknąć. - Wzdycha ciężko i wstaje od biurka. Przechodzi za krzesełko i staje przed oknem. Przez krótką chwilę milczy zapatrując się na panoramę wioski. - Powinien...to był jego pieprzony obowiązek dać ci te klucze wcześniej i powiedzieć o czwartym. - W moim brzuchu czuję dziwny skurcz, który nie chce mnie opuścić.
- O czym ty mówisz? - Pytam przerażony.
- Kiedy go widziałeś, nie powiedział ci o domu? - Jej głos jest taki pewny. Ale, skąd?
- Dlaczego sądzisz, że czwarty powiedział mi o czymś, co mnie nie dotyczy?
- Naruto, nie rób ze mnie idiotki! - Bierze głęboki wdech, żeby uspokoić emocje. - Jako ojciec miał do tego prawo. - Kwituje stanowczo.
- Czyli...
- Błagam, każdy ojciec wykorzystałby okazję, żeby pochwalić się, że jest ojcem. - Kobieta śmieje się na swoje słowa.
- Nie mieliśmy okazji pogadać dłużej. - Zaciskam szczękę. Tsunade-baachan odwraca się w moją stronę i dostrzegam, że w dłoni trzyma jakieś srebrne klucze.
- Mam tu klucze od waszego domu. - Wyciąga w moją stronę dłoń, a ja patrzę na nią skonsternowany. - Naruto, śmiało. - Powoli wyciągam dłoń i klucze niemal natychmiast w nią lądują.
- Adres masz na karteczce przy głównym kluczu. - Przyglądam się i rzeczywiście dostrzegam małą notkę przyczepioną do kółeczka.
- Dlaczego mi to dajesz? - Zbieram się na odwagę.
- Dlaczego mam być egoistką i trzymać to dla siebie? To wszystko należy do ciebie Naruto. - Spogląda na mnie poważna. - Nie do mnie, nie do wioski, do ciebie. Trzeci nie powinien umieszczać cię w tej norze, w której żyjesz. Mogłeś żyć jak należy od samego początku.
- Nie mam pretensji do staruszka. - Strzącham ramionami.
- Wiem, ale to nie zmienia faktu, że to mi się nie podoba.
- Ten dom niczego by nie zmienił Tsunade-baachan.
- Narutooo! - Widzę jej pulsującą żyłkę, a zaraz po tym lecący w moją stronę spinacz. W ostatniej chwili robię unik, za co dziękuję Bogu. - Nigdy więcej tak do mnie nie mów!
- Przepraszam! - Mówię stając przy drzwiach.
- Lepiej dla ciebie jeśli stąd pójdziesz. - Ostrzega wściekła.
Słucham jej i powoli pociągam za klamkę.
- Pojutrze o ósmej pod bramą!
Zdąża jeszcze za mną krzyknąć. Oddalam się od biura Hokage i idę korytarzem cały czas prosto. Kiedy jestem blisko wyjścia nie skręcam w nie, idę dalej prosto. Może jeszcze będę miał okazję pogadać z Sakurą. Podchodzę jeszcze kawałek i moim oczom ukazuje się wielki hol z dużą ilością drzwi. Dostrzegam przeszklone i w nie właśnie wchodzę. Prowadzą do biblioteki, w której swoją drogą zaraz się znajduję. Staję na środku, otacza mnie masa książek. Rozglądam się i po prawej stronie, w samym rogu dostrzegam burzę różowych włosów. Powoli podchodzę w jej kierunku. Siedzi na krześle, przy stole i namiętnie czyta jakąś grubą książkę.
- Pogadamy, czy masz jeszcze trening? - Ku mojemu zaskoczeniu, dziewczyna wcale się nie wystraszyła.
- Wiedziałam, że to ty. - Uśmiecha się pod nosem. - Nie mam już treningu. Chcesz dokończyć rozmowę?
Odsuwa się i wstaje z krzesełka. Bierze w dłoń książkę, a ja siadam na jej miejsce. Sakura podchodzi do regału i odkłada książkę na miejsce. Odwraca się w moją stronę z uśmiechem.
- Nie myślałam, że dokończenie naszej rozmowy będzie takie szybkie.
- Ja też. - Uśmiecham się, kiedy zielonooka podchodzi w moją stronę i siada na stół, naprzeciw mnie, krzyżując nogi.
- To co, słucham dalej.
- To może trochę potrwać. Doszły kolejne problemy. - Krzywię się i unoszę w górę klucze, które głośno brzęczą.
- Od czego? - Jej idealna brew unosi się w górę.
- Od domu moich rodziców.
- Jak to? - Dziewczyna nie ukrywa głębokiego zdumienia.
- No, dowiedziałem się dziś, że jestem właścicielem domu swoich rodziców.
- Dopiero po tylu latach?
- Trzeci chciał zatuszować wszystko co było związane z atakiem Kyuubiego.
- Ale...
- Zrobił w co wierzył, nie mam do niego pretensji. - Uśmiecham się krzywo. - Tylko wyobraź sobie moje zdziwienie jak dowiedziałem się, że w ogóle mam jakiś dom, oprócz tej klitki w bloku.
- Raczej każdy czułby to samo, co ty.
- Tylko nie wiem, czy chcę tam iść. - Na jej nieskazitelnej twarzy pojawia się zdziwienie.
- Koniecznie musisz tam iść. Możesz tam znaleźć fajne rzeczy.
- Chciałbym znaleźć jakieś zdjęcia. - Uśmiecham się i widzę, że ona razem ze mną.
- Tylko?
- Chyba na tym zależy mi najbardziej. Miałbym chociaż zdjęcia. - Coś ściska mnie w żołądku.
- No dobra, to nowy problem, a co ze starymi? - Ciekawie zmienia temat.
- No właśnie. To nie wszystko.
- To znaczy?
- Pojutrze idę na misję. - Patrzę na nią próbując wyczytać coś z jej oczu.
- Sam?
- Mhm.
- Dlaczego sam?
- Brakuje ludzi do roboty. Poza tym, klient chciał mnie albo Sasuke. - Sakura jest zdezorientowana.
- To dlaczego padło na ciebie?
- Bo dla was i Kakashiego jest inna misja. - Dziewczyna chce coś powiedzieć, ale zamyka usta. Po chwili jednak wykonuje drugą próbę.
- Ale dlaczego? Przecież jesteś częścią naszej drużyny. - Wzdycha głośno.
- Nie martw się, nie wykopują mnie. - Śmieję się. - Po prostu jest za dużo roboty, a po drugie to nie tylko zwykła misja z Vipem. - Przerywam na chwilę.
- Co masz na myśli?
- Mam zbierać informacje, dlatego nie będzie mnie dwa miesiące. - Na moje dwa ostatnie słowa dziewczyna sztywnieje. Nie macha już swoimi nogami i wyczuwam lekkie napięcie. Chyba jest zdenerwowana.
- Czy Tsunade-sama oszalała? - Wydusza ledwo słyszalnym głosem. - Dwa miesiące...- Przerywa na chwilę wpatrując się w moje oczy z pewną troską. - To długo.
Uśmiecham się szeroko i wychwytując jej dłoń biorę ją w swoją i lekko ściskam. Jej spojrzenie jest pełne szoku, mam nadzieję, że nie oberwie mi się za ten gest.
- Nie wiem jak wytrzymam. - Przyznaję szczerze, masując wierzch dłoni dziewczyny swoim kciukiem. - Ale jakoś muszę to przetrawić.
- Będziesz totalnie sam?
- Mhm. - Robię chwilę przerwy i na moich ustach znów gości promienny uśmiech. - Mam w sumie nadzieję, że jeszcze kogoś ze mną wyśle, bo oszaleję.
- Nie rozumiem, przecież sporo ryzykuje tym posunięciem. - Mówi cicho, a kiedy dostrzega, że usłyszałem, trochę się peszy.
- Sakurcia spokojnie. - Śmieję się. - Przecież każdy wie, że jestem Jinjuriki. To nie jest jakiś zakazany temat, o którym nie możesz mówić. Dobrze wiesz, że wcale mnie to nie rusza.
Słyszę jej ciężki oddech. Czy naprawdę aż tak ją to zdenerwowało? W sensie moja samotna misja na dwa miesiące.
- Skoro już o tym mowa. Dalej ściga cię Akatsuki. - Robi chwilę przerwy. - Skąd pewność, że cię nie złapią? - Poważna przeszywa mnie wzrokiem na wylot. W pewnym sensie to przerażające, nigdy tak na mnie nie patrzyła. No chyba, że chciała mnie zabić, albo poddusić za moje wybryki.  
- No i właśnie tu jest pies pogrzebany. - Zapatruję się przez chwilę w kąt za plecami dziewczyny. Poruszyła ciekawy temat. - Nigdy nie mogę mieć pewności, kiedy po mnie przyjdą. Mogą to zrobić na misji nawet jeśli będziemy na niej razem. - Przerywam na chwilę i przenoszę wzrok na Sakurę, która czeka na moją dalszą wypowiedź. - Z tego, co wiem, zostałem im ja, ośmioogoniasty, Gaara i siedmioogoniasty. Może mam jeszcze trochę czasu.
- No dobrze, ale skoro będziesz sam to stajesz się lepszym kąskiem. Rozumiesz?
- Niby tak, ale patrząc na to z innej perspektywy, to nawet wolałbym, gdyby zaatakowali mnie z dala od wioski. Niepotrzebne nam ofiary za moje życie.
- Nawet tak nie mów Naruto. - Karci mnie marszcząc czoło.
- Sakura weź się uspokój. - Śmieję się i opieram plecy o oparcie krzesełka. Rozciągam się pod jej groźnym spojrzeniem. - Porozmawiajmy na jakieś przyjemniejsze tematy, jeśli masz czas.
- Mam czas. - Wzdycha i bardziej rozsiada się na stole. Opiera ręce za sobą i przechyla się bardziej w tył. - Mieliśmy pogadać jeszcze o tym, co cię gryzie.
Sztywnieję przez chwilę, co nie umyka jej uwadze. Kącik ust dziewczyny drga zmieniając się w chytry uśmieszek.
- O nie, teraz już się na pewno nie wywiniesz.
- Miały być przyjemniejsze tematy. - Przerywam i dodaję. - Myślę, że nie chcesz o tym słuchać. - Mówię zażenowany.
- Bo?
- Bo oprócz ciągłego myślenia o rodzicach jest jeszcze jedno rozkojarzenie. - Wzdycham patrząc w prawy róg sufitu.
- O którym nie chcesz mówić?
- Myślę, że nie chcę poruszać tego z nikim, a już na pewno nie z tobą. - Spoglądam na nią wyczekująco i dostrzegam, że marszczy brwi. Wygląda teraz naprawdę słodko.
- Naruto. - Zaczyna cicho. - Myślałam, że sobie już wszystko wyjaśniliśmy.
- Dobrze myślisz. - Przytakuję.
- To o co znowu chodzi?
- O to, co zawsze. - Wzdycham. - Już ci to tłumaczyłem i nie chcę się powtarzać.
- Mówiłeś, że spróbujesz o mnie zapomnieć. - Mówi lekko zażenowana, a ja uśmiecham się szeroko na jej krępację. Po prostu mnie to bawi.
- A co ja niby robię? - Kłamię. - Mogłabyś zapomnieć z dnia na dzień o Sasuke?
Widzę, że dobiłem ją tym pytaniem. Widzę, że intensywnie nad tym myśli, postanawiam dać jej podpowiedź.
- Zobacz, kochasz go praktycznie od zawsze. - Zawieszam się i delikatnie dodaję. - Tak jak ja ciebie. Tak łatwo byś zapomniała? - Patrzy na mnie przerażona, a ja nie do końca wiem, o co jej chodzi.
- Co wy tu robicie? - Słyszę za sobą głos rozbawionego Sasuke. Odwracam się powoli w jego stronę i przybieram szeroki uśmiech.
- Siema. Byłem u Tsunade-baachan i wpadłem do Sakury. - Z powrotem opieram się o oparcie i zaplatam dłonie na karku. Próbuję się rozluźnić mając odrobinę nadziei, że niczego nie słyszał.
- Co chciała? - Pyta podchodząc do nas. Całuje uśmiechniętą Sakurę i staje tuż obok niej.
- Miała dla mnie to. - Unoszę w górę dłoń z brzęczącym dźwiękiem. Widzę zaskoczenie na twarzy Uchihy.
- Od czego?
- Od domu rodziców. - Zastanawiam się chwilę. - Od domu albo mieszkania. Nie jestem pewien, w czym żył Hokage i jego żona za życia. - Uśmiecham się lekko. - No, a poza tym miała misje do rozdzielenia.
- Dlaczego powiedziała tobie, a nie Kakashi'emu? - Wzdycha przysiadając obok Sakury.
- Mówiłem już Sakurze. - Biorę trochę powietrza w płuca, chyba jestem już zrelaksowany. - Ty, Sakura i Kakashi-sensei idziecie razem na misję, a ja idę sam.
- Co? Jak to sam. - Ostatnie to raczej stwierdzenie, a nie pytanie.
- Braki w ludziach, dużo misji. - Biorę chwilową prezerwę, żeby dokładnie zeskanować jego zastanawiającą się twarz. - A poza tym, jak już mówiłem tej tutaj – Wskazuję głową na różowo włosą. - Klient chciał mnie albo ciebie.
- I Tsunade-sama wybrała ciebie zamiast mnie? - Jest zszokowany, co mi się podoba.
- Nie pytaj mnie o to. - Śmieję się.
- Dwa miesiące. - Wtrąca Sakura. Sasuke kompletnie nie wie, o czym mówi.
- Co?
- Jego misja trwa dwa miesiące.
- Czemu tak długo?
- Bo jak odprowadzę tego Vipa, to idę na misję dla wioski. - Spoglądam na zaskoczoną Sakurę, chyba jej o tym nie wspomniałem. - Ktoś knuje za naszymi plecami. Tworzy jakąś grupę i chce zaatakować Konohę. Trzeba się tym odpowiednio zająć.
- I ty się tym odpowiednio zajmiesz? - Prycha. Jak zwykle szuka zaczepki, to jego ochrona, żeby nie pokazać za bardzo, że mnie jednak lubi.
- A kto jak nie ja? Patrzysz na najsilniejszego shinobi jaki istnieje na tej planecie. - Kończąc zdanie wstaję z krzesełka, bo widzę, że za oknem mocno się już ściemnia.
- Chyba coś ci się pomyliło młotku. - Prycha. - Nie oberwałeś zbyt mocno ostatnio w głowę? Wiesz, to bardzo możliwe sądząc po ostatnich obrażeniach.
Uśmiecham się i podaję w jego kierunku dłoń, którą machinalnie chwyta.
- Nie tam, głowę mam całą i zdrową. - Puszczam jego dłoń i spoglądam na zamyśloną Sakurę. - Do zobaczenia Sakurcia.
- Co? - Wyrywam ją z jakiegoś transu.
- Do zobaczenia. - Śmieję się. - Znaczy, pewnie się jeszcze jakoś spotkamy przed tą moją misją, ale teraz idę do domu.
- Zachodzisz tam? - Dziewczyna głową wskazuje na klucze w mojej lewej dłoni.
- Nie wiem, jeszcze zobaczę. - Z uśmiechem odwracam się do nich plecami i powoli zmierzam w stronę drzwi. W połowie drogi zatrzymuje mnie jednak głos Sasuke.
- Hej! O czym wcześniej gadaliście? Coś w stylu, czy Sakura mogłaby o czymś zapomnieć?
Uderza we mnie fala gorąca. Czyli jednak jego słuch nie jest aż taki zły. Jeśli się przyznam, to będę miał u niego przejebane grubą krechą. Cholera, co robić?





~.~

Hej hej misie! To kto tu jeszcze zagląda? Warto wstawiać, czy może czytacie na nowym blogu? Hope you like it! Patty&Paula

2 komentarze: